tubas – mały sztach wspomnieniowy…

Opowieść o perkusiście, który będąc na służbie w wojskowej orkiestrze, przeżył niezwykłą przygodę. Zniknął po imprezie i odnalazł się w Gdyni bez paszportu, płaszcza i czapki.

„Marecki68” – wiesz co to wojsko, więc Tobie ten wpis
dedykuję!

Chyba rzeczywiście jestem blogowym nałogowcem, bo koniecznie muszę opisać
Wam jeszcze jednego koleżkę z orkiestry wojskowej, którego sobie przed
chwilą dosłownie, przypomniałem!

Miał ksywkę „Tata” bo trafił do nas na trzy miesiące przed ukończeniem 25
roku życia. Migał się od wojska przez 7 lat, aż go dopadli. Pracował jako
perkusista w Filharmonii Wałbrzyskiej i stamtąd wojsko wyrwało go z
korzeniami. Był żonaty, a służbę traktował jak nieoczekiwany, dwuletni
urlop od normalnego życia. Świetnie się bawił i do dyscypliny wojskowej
miał – mówiąc delikatnie – duży dystans…

Kiedyś zimą pojechał „na przyczepkę” z zespołem grającym imprezę w
pobliskiej miejscowości turystycznej. Tam wypił „ździebełko” i – chcąc
wrócić przed pobudką – pomaszerował na pociąg. Pociąg ten wracając
przejeżdżał nasypem rozcinającym jednostkę na dwie części i zwalniał na
nim bieg. Można było dzięki temu skrócić sobie drogę powrotną. Wsiadł
do pociągu i… zaginął!

Po dwóch dniach odnalazł się w… Gdyni. Zadzwonili z posterunku kolejowego
WSW czy to nasz człowiek i na prośbę kapelmistrza odesłali go do nas
cichcem. Wrócił po następnych trzech dniach i opowiadał tak:

„No wsiadłem i jadę. Pociąg się kołysze, postukuje, ciepło, siedzenia
miękkie – to przysnąłem. Budzę się bez pasa, płaszcza i czapki, na
jakiejś bocznicy. Już jest jasno, a w pociągu pusto. Wychodzę… Jak okiem
sięgnąć, aż po horyzont – tory. Żywego ducha nie widać. Idę, idę,
idę… jest jakiś usmarowany kolejarz!

Pytam gdzie jestem, a on, że na bocznicy. To go pytam w jakim mieście?
Dziwnie popatrzał, trochę się odsunął, rozejrzał na boki i mówi, że w
Gdyni… Pytam go, czy wie gdzie jest jakiś patrol WSW? Mówi, że włóczą
się po peronach trzy kilometry dalej na zachód. Zimno mi było, to poszedłem
ich poszukać. Jak trzeba, to ich, kurna, nie ma… Ze trzy godziny szukałem!
Znalazłem, grzecznie się przedstawiłem, opowiedziałem co i jak, poprosiłem
o zaaresztowanie do ciepłego i nakarmienie, ewentualnie też jakieś piwo, bo
mnie strasznie suszyło, a portfel też mi ktoś w pociągu opróżnił.
Chłopaki piwo mi kupili za własne pieniądze i zaprowadzili na posterunek.
Tam pojadłem, podałem dane i poprosiłem żeby zatelefonowali do kapelmistrza
zanim zrobią aferę! Potem zawieźli mnie do jakiejś orkiestry marynarskiej.
Tam dostałem płaszcz, pas i czapkę, nakarmili mnie, dali wyprowiantowanie na
trzy dni i zlecenie na służbową podróż koleją do nas. Żegnali mnie w
pełnym składzie! O mało co „Marsza Generalskiego” mi nie zagrali!

Zlecenie było na trzy dni, to jeszcze wpadłem do Wałbrzycha, do żony. I oto
jestem! Cieszycie się?”

No, pewnie!… Bez niego orkiestra jakby nie ta sama była!!!

No, to na razie, neskim!

Podziel się swoją opinią

4 komentarze

  1. Dzięki Tubas :)…heh, takich wojskowych opowieści zawsze sporo a po latach
    można się uśmiać nie raz wspominając…

    Z pułku liniowego trafiłem do szpitala wojskowego, gdzie już było jak w
    domu a i w zawodzie się pracowało, a z dziewczynami na oddziale piło nie raz
    heh. Pamiętam opowieść, gdy dwóch napitych „starych” zamiast odwieźć
    zwłoki do prosektorium wywlekło osobnika z „trumny na czterech kołach”- do
    przewozu zwłok i oparło na stojąco o drzwi krwiodawstwa, które to na ów
    czas było czynne i w nocy, dyżur miała niejaka Jadzia.Chłopaki zadzwonili
    dzwonkiem, a ta bidula otwierając drzwi chwyciła wpadającego w objęcia
    sztywniaka, kobita dostała szoku, a chłopaki trafili do karnej kompani w
    Orzyszu….heh, się działo…

    pozdrawiam 🙂

  2. I tu się mylisz, miła „Szanko”! Bardzo troszczył się o żonę. Wojsko
    żałowało pewnie każdego dnia jaki spędził w armii. Wysyłał po kilka
    tygodniowo raportów i wniosków drogą służbową. W każdym domagał się
    zapomogi dla żony pozbawionej jedynego żywiciela – czyli jego! Załatwił
    zaświadczenie lekarskie o złym stanie zdrowia żony i przedstawiał
    dokumentację swoich cywilnych dochodów oraz wydatków
    mieszkaniowo-socjalnych. Wojsko co miesiąc wypłacało jego żonie maksymalny
    zasiłek, wynoszący więcej niż przeciętne zarobki np. urzędniczki. Jak
    coś było nie tak to pisał skargę do Głównego Zarządu Politycznego Wojska
    Polskiego. Z-ca Komendanta Szkoły d/s pol-wych próbował go spacyfikować, to
    dowiedział się, że „Tacie” koło d… lata co mu zrobią, a do Gierka też
    potrafi skargę napisać!… Jak wychodziłem do cywila to miał 5 m-cy za
    sobą i chyba jakiś miesiąc później zwolnili go do rezerwy. Sądzę, że z
    dużą ulgą…

Możliwość komentowania została wyłączona.