Z racji, że bassbox jest za mały, żeby tłumaczyć jak zacząć przygodę
bez progów, opiszę pokrótce w tym temacie co robić na starcie swojej gry na
fretlesie i w jaki sposób najłatwiej zacząć ćwiczyć ucho.
Przede wszystkim nie ma co się bać markerów na basie – najlepsi zawodowcy
grają na basach z kropkami i kreskami, więc granie na „gołej” podstrunnicy
nie stawia Cię półkę wyżej, po prostu utrudniasz sobie życie. 😉 Jednak
sama kreska nie wystarczy – położenie palca to jedno, ale jeżeli zwrócicie
uwagę sam kierunek i siła nacisku na strunę też potrafi zmienić wysokość
brzmienia. I tu zaczynają się schody, które muzyka nazywa intonacją.
Intonacja to poprawne wydobywanie dźwięku ze względu na jego wysokość –
pojęcie dobrze znane skrzypkom, wiolonczelistom i kontrabasistom (podobno obce
altowiolistom). 😉 Basiści mają o tyle ułatwioną sprawę, że niskie
dźwięki są trochę mniej podatne na fałsze i są te fałsze mniej
słyszalne, ale jednak o czystość dźwięku dbać trzeba i trzeba nauczyć
się słuchać instrumentu, co sprawia wiele trudności osobom, które
„wychowały” się na basie progowym i nie musiały się przejmować zbytnio czy
dźwięk jest czysty, bo wystarczy położyć palec na odpowiednim progu i
już.
Żeby zacząć kształcić nasze ucho pod kątem poprawnej intonacji
powinniśmy zacząć od interwałów najłatwiejszych, a za taki uznajemy
prymę/oktawę. Jeżeli nie mamy markerów na podstrunnicy, to
właśnie te dźwięki, o których zaraz napiszę, będą pierwszymi, które
powinniśmy znaleźć. Zakładam, że mamy bas nastrojony do stroika – nie
polecam stroić „na ucho, do siebie” jeżeli zabieramy się za granie na basie
bezprogowym – warto się wtedy już trzymać dźwięków właściwych, a nie
tych „trochę obok” – nasze ucho zacznie je zapamiętywać od pierwszego
ćwiczenia. 🙂
Wracając do meritum – mamy bas nastrojony do stroika, zakładam, że w
standardzie EADG – pozwala nam to na znalezienie na ucho tych dźwięków na
podstrunnicy – dźwięku E na „siódmym progu” na strunie A, dźwięku A na
„siódmym progu” struny D oraz analogicznie dźwięku D na „siódmym progu”
struny G. Automatycznie widzimy na jakiej wysokości powinien znajdować się
dźwięk H na strunie E – jak skontrolować, czy gramy go dobrze? O tym za
chwilę. 🙂
Analogicznie jesteśmy usłyszeć dźwięki z „piątego progu” – dźwięk A na
strunie E porównujemy z pustą wyższą struną, kolejne struny traktujemy
konsekwentnie. Ostatnim dźwiękiem, który możemy tak znaleźć, jest G na
„trzecim progu” struny E – nie zapominajcie o nim! Całe ćwiczenie na
początku wykonujemy BARDZO powoli dbając o to, by dźwięki współbrzmiały
ze sobą – nie tłumcie pustych strun, pozwólcie im wybrzmieć razem z
porównywanym dźwiękiem i miejcie pewność, że są one identyczne.
OK, w ten sposób uczymy się słuchać dźwięków o tej samej wysokości i o
oktawę wyższych – to najłatwiejsza część. Kolejnym interwałem pod
względem trudności jest kwinta czysta – tu już nie będą
opisywał dokładnie procesu – jest taki sam jak powyżej i od pustych strun
możemy „znaleźć” np.: od E dźwięk H na strunie A. Ale! Możemy też
wyszukiwać konsekwentnie kolejne dźwięki – od wspomnianego w poprzednim
zdaniu H szukamy dźwięku F#/Gb na strunie D, a od niego, oktawę w dół tego
samego dźwięku na strunie E („drugi próg”). Dodatkowo, pojawia nam się
dźwięk C, którego poprawną intonację znajdujemy na podstawie pustej struny
G. Jak znajdziemy dźwięk C, F na strunie E pozostaje formalnością.
Zasada chyba jasna – daje już na początek sporo możliwości przy tylko
dwóch interwałach. Kolejnym, który powinniście wziąć na warsztat, jest
tercja wielka. Ten polecam ćwiczyć też w przewrocie. Co to
jest? To ten sam dźwięk, tylko zagrany z „drugiej strony”. Powiedzmy, że
mamy dźwięk E na strunie A. od niego gramy tercję wielką – dźwięk G# na
strunie D. W przewrocie będzie to G# na strunie E, czyli tak na prawdę
poznajemy interwał seksty małej. Proste? Nie do końca, ale
nikt nie mówił, że takie będzie. 🙂
Dalej wierzę, że dacie radę sobie sami. Kolejnymi interwałami powinny być:
kwarta czysta i tercja mała (też w przewrocie – seksta wielka).
Najtrudniejszymi będą dźwięki nie współbrzmiące czysto – sekundy i
septymy oraz tryton – słyszenie tych interwałów jest zdecydowanie
najtrudniejsze i wymaga (nie przesadzę chyba pisząc to) lat praktyki.
Powodzenia!
Zdjęcie wykorzystane w nagłówku na licencji CC-BY
Autor: Paul Englefield źródło: flickr.com
Nuda w pracy? ;D
Dawid gdzieś schował oceny, a szkoda, bo bym dał z pięć gwiazdek.
A tak serio, to chodził za mną taki artykuł od dłuższego czasu, quniq mnie
tylko sprowokował. 😉
Nagraj do tego jeszcze dideło, naprawdę.
Ja bym zaczął poradnik od tego, że trzeba zdobyć fretlessa,
łohohohohahahahihialejestemzabawny.
Aktualnie nie bardzo mam na czym, bo fretlesa sprzedałem na rzecz kontrabasu.
Do ewentualnego filmiku przydałby się bas z markerami widocznymi z przodu.
Przenosząc temat z bassboxa:
flażolety nie są nad progami ze względu na strój temperowany, dobrze
rozumuję?
Tak. Ponadto dochodzi fizyka – struna wisi trochę ponad podstrunnicą i
potrzebuje miejsca, żeby być dociśniętą – ta przestrzeń przesuwa nam
trochę miejsce docisku idealnego dźwięku. Nie są to odległości, które w
praktyce by wiele zmieniały, ale trzeba o nich pamiętać.
Największą różnicę widać na trzecim progu – każdy może wziąć i
sprawdzić jak wydobywa się tam flażolet – dźwięk nie pojawi się po
położeniu palca idealnie nad sztabką trzeciego progu, a troszkę za nią
(czyli bliżej mostka).
Fakt, o tym nie pomyślałem ;]
Co do trzeciego progu, to tam chyba jest kilka flażoletów.
Jasne – są pomiędzy trzecim a drugim przynajmniej trzy, ale dokładnie nad
trzecim progiem – nie wydobędziesz, palec będzie musiał być trochę
przesunięty w stronę mostka – sprawdź na progowcu. 😉
Piknie, zrobiłes robotę 😉
Dobrze robi granie pajączków na progowcu z dociskaniem strun dokładnie na
progach – zmienia się trochę kąt ręki i rozciągnięcie palców, potrzebne
mięśnie się wyrabiają (Pastorius w swojej szkółce wspominał).
Chyba nie dokładnie na prograch tylko odrobinke przed progiem, bo jak
naciskasz palec to on się rozpłaszcza i najdalej wysunięta część docisku
palca wtedy wuląduje właśnie na lini progu.
Akurat se wyciągnąłem z piwnicy stare basidło przerobione na bezprogowca
😀
Pastorius mówił dokładnie o progach i tak też demonstrował.
Mówicie o dwóch różnych rzeczach – przeczytajcie swoje posty jeszcze raz.
😉
Super teksior Zakwas. Od dłuższego czasu zabieram się do jakiegoś
fretlessa, ponieważ 5 lat grałem na wiolonczeli i myślę, że fajnie by mi
szło. Chciałem zrobić fretlessa ze swojego headlessa, ale za struny to bym
płacił miliony monet.
Kupujesz flaty raz na dziesięć lat i masz z głowy. Podejrzewam, ze
wiolonczelowe były droższe. 😉
Fajny wpis.
Steve Bailey w swojej szkole mówi coś w stylu „kolejnym ważnym krokiem w
nauce gry na bezprogówce są tercje, problem w tym, że pomimo tylu lat
ćwiczeń i tak ich nie słyszę” :D.
Jajo – Pastorius mówi o dokładnym graniu nad progami, a nie przed czy za
nimi. Chodzi o to, żeby grać tak samo precyzyjnie jak wymaga tego
fretless.
Zakwasie, a kwarty? To ćwiczenie 3 w kolejności (po oktawach i kwintach). Są
strasznie trudne, nie tyle do wysłyszenia, co do zagrania. Bardzo ciężko
jest docisnąć jednym palcem dwie struny tak, żeby równo wybrzmiewały i
stroiły. Pozostaje ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć…
Tak więc, co do samych ćwiczeń. Oczywiście, jeśli chcesz pograć sam dla
siebie, ćwicz jak uważasz.
Jeśli jednak chcesz wyjść ze swojego pokoju i bez wstydu, nie robiąc z
siebie ofermy, zagrać cokolwiek dla ludzi, musisz liczyć się z
poświęceniem na ćwiczenia masakrycznie dużej ilości czasu. Ćwiczenia na
basie bezprogowym są o tyle genialne, że dzięki nim uczysz się wszystkiego
na raz precyzji, tajmu, dynamiki, ćwiczysz słuch i pokorę. Dlatego na
efekty, które przychodzą po ogromnie długim czasie trzeba poczekać, są
jednak warte męczarni i wyrzeczeń. Co ważne, łapiąc później za
progówkę gra wydaje się banalna! (oczywiście, tylko z pozoru) 🙂
Na początku swojej przygody z bezprogowcem, jeśli chcesz poćwiczyć grę
przez godzinę to poświęć ją wyłącznie na ćwiczenie JEDNEGO interwału!
Jeśli chcesz ćwiczyć 3h rób dokładnie to samo. To bardzo ważne, żeby
maksymalnie osłuchać się z daną rzeczą. Po kilku miesiącach jest się na
tyle ogranym, że można zacząć je ze sobą mieszać.
Myślę, że nie warto też ćwiczyć wibrata od samego początku. Używanie
go, jest bardzo kuszące, bo sprawia, że brzmi się słodziutko i 10x bardziej
bezprogowo. Niestety też, w kontekście zespołu, brzmi się totalnie bez
sensu. Po pierwsze wibrato nie jest nawet w połowie ważne tak bardzo, jak
dokładne strojenie. Po drugie nie mając wyćwiczonej intonacji, możesz
wyuczyć w sobie złe nawyki, przez co później będziesz tylko i wyłącznie
przeszkadzał w graniu zespołowym (np wokaliście!). Jak wiemy doskonale,
pozbycie się zaćwiczonych błędów jest trudniejsze niż nauka od zera.
Sam ćwiczyłem intonację codziennie przez ok. 3 miesiące (może więcej- nie
pamiętam) – dzień w dzień tragicznie nudnymi ćwiczeniami, bywało, że
zasypiałem nad basem. W tym czasie, nie grałem na basie kompletnie niczego
innego. Wszystko po to, aby maksymalnie skupiać się na intonacji.
Bas odebrałem od lutnika we wrześniu, a w grudniu poszedłem na pierwszą
lekcję wibrata u wiolonczelistki.
W tej chwili, po półtora roku, jestem w stanie zagrać koncert na
bezprogówce, gapiąc się non stop na gryf, więc sukcesem żadnym nazwać
tego nie mogę. W studiu wolałbym się nie pokazywać – całe szczęście nie
mam z kim 🙂
a teraz do ćwiczeń, bo dziś jeszcze nie grałem! Dziś na tapecie podwójne
oktawki.
Zakwas – flaty we fretlessie ;)?!
Oczywiście, że flaty – mniej selektywne i można bardziej fałszować*!
;D
No i niestety, jest tak jak WoWR pisze – te ćwiczenia są maksymalnie żmudne
i czasochłonne, a do tego tragicznie wręcz nudne. Całe szczęście w
kontrabasie można grać trochę bardziej niechlujnie, bo już dawno bym to
rzucił w cholerę z braku czasu na systematyczne ćwiczenia… 😉
*A tak serio, to intonacja na strunach z płaską owijką jest łatwiejsza.
Miałem przez krótki czas roundy we fretlesie i przy glisach ni chu chu nie
mogłem trafić we właściwy dźwięk tak jak na flatach. Ale to kwestia gustu
i przyzwyczajenia of korz.
Glisy, fajnie brzmią (bajer jak wibrato), z tym, ze imo są ważniejsze niż
wibrato już na samym początku gry.
Dlaczego?
Dlatego, że jest świetne ćwiczenie na interwały, przy którym możemy też
ćwiczyć slajdy. Na przykład kwinty: dźwięk H jako pryma i kwinta od niego
– F#.
Ćwiczenie rozpoczynamy od nastawienia się psychicznego na długą nudę!
Najlepiej grać każdy dźwięk pełnymi nutami (jeden dźwięk na takt). Oj,
będzie się działo! 🙂
Odpalamy metronom w tempie nie większym niż 60bpm.
Najpierw, ćwiczymy ten interwał normalnie na 2 strunach, bardzo długo, żeby
porządnie osłuchać się z tym jak brzmi.
Można pozwolić pierwszemu dźwiękowi na długie wybrzmiewanie, tak aby było
dokładnie słychać czy stroimy. Kwinta brzmi mocno więc ćwiczenie tego jest
przyjemne.
itd., itd.
Raz jeszcze polecam granie pełnymi nutami, z maksymalną możliwą
długością dźwięków.
Po jakimś czasie zmieniamy sposób grania: używamy tylko jednej struny do
zagrania obu dźwięków.
I tutaj pojawia się kilka możliwości jednego ćwiczenia ;). Musimy
zdecydować, czy chcemy skupić się na graniu slajdów, czy na precyzji
przeskoków z pozycji na pozycję. Co tyczy się wszystkich z tych wariacji: na
początku są znikome szanse na dokładne strojenie, ale z czasem – gdy ręka
nauczy się w którym miejscu gryfu ma się zatrzymać, żeby zagrać dany
dźwięk (główny cel tych ćwiczeń), zaczyna robić się coraz łatwiej.
Już po pół roku wychodzi nieźle.
itd., itd.
Wg. mnie precyzja jest ważniejsza. Dlatego, najpierw o niej.
Po pierwsze: starajmy się grać tak, żeby było słychać jak najmniej
przydzwięków poza granymi nutami. Jest to strasznie trudne! Pomimo, że
osiągnięcie kompletnej ciszy między dźwiękami jest nieosiągalne, nie
można tego zaniedbywać.
Druga rzecz: przerwa między dźwiękami, w czasie której przesuwamy rękę
musi być krótka, sam przeskok pewny i dokładny. Palec musi wylądować od
razu w odpowiednim miejscu, na jego przesunięcie o 1/4 tonu nie mamy czasu.
Minimalne niestrojenie można poprawić delikatnie przekręcając palec (nie
przesuwając).
W tej chwili mamy jeszcze jedną rzecz wartą zwrócenia uwagi: którym palcem
dociskamy struny.
Pierwszą opcją jest granie obydwu dźwięków jednym palcem, przez co
przeskakujemy większe odległości na gryfie. Grając tylko palcem
wskazującym, w ćwiczeniu oktaw, z pozycji „II” do pozycji XIV” musimy
przesunąć rękę aż o 12 pełnych pozycji. Jest to strasznie trudne do
zrobienia w tajmie, dokładając do tego intonację, mamy niezły wysiłek.
Warto to poćwiczyć, bo przyda się później, gdy będziemy grali bardziej
skomplikowane rzeczy.
Grając przeskoki dwoma palcami, jest o tyle łatwiej, że nie musimy
pokonywać ręką tak dużej odległości. Przy graniu oktawy „wystarczy”, że
przesuniemy rękę z „II” pozycji na „IX” pozycję, a mały palec będzie już
we właściwym miejscu – na pozycji „XIV”!
Ćwiczenie glissów wygląda niemal tak samo, musimy pokonywać ręką duże
odległości, liczy się precyzja, time, intonacja. Tak samo jak poprzednio,
ćwiczymy zarówno jednym palcem – opuszki bolą jak cholera 🙂 i dwoma
palcami. Przy jednym palcu wszystko jest jasne, wybieramy interwał i jeździmy
po podstrunnicy paluchami. Przy dwóch, musimy zdecydować jak będzie
wyglądał slajd.
Czy zaczynamy go pierwszym palcem, a w połowie zmieniamy?
Czy zaczynamy jednym palcem, a cały slajd gramy drugim?
A może, gramy pierwszy dźwięk pierwszym palcem, a interwał drugim?
Możliwości jest wiele…
Ćwiczenia na jednej strunie są o tyle trudniejsze od poprzednich, że nie
gramy tu dwudźwięków, ważne jest, aby mieć maksymalnie dobrze osłuchany
dany interwał.
Przy ćwiczeniach w tak wolnych tempach najlepszą pomocą jest podkład w
midi, który zawsze stroi i zawsze gra równo. (sam ćwiczyłem wszystko z
guitar pro)
Świetną męczarnią jest też granie slajdów dwudzwięków.
Zapraszam cwaniaczków do złapania kwinty A i E, a następnie o podjechanie do
góry o 7 półtonów. :D:D:D
OJOJOJ…
Świetny tekst, oby takich więcej. Sam dłubię na bezprogowcu ponad dwa lata
i właśnie od takich ćwiczeń zaczynałem i każdy zaczynać powinien,
pamiętam jak ślęczałem po 3 godziny nad pentatonikami z podkładem z kompa
żeby stroić, przez całe 12 tonacji oczywiście 😀 Sądzę że się
opłacało.
Nie chcę zakładać nowego tematu więc zapytam tu.
Mam przyzwoity egzemplarz MusicMana SUB w którym półtora roku temu
wywaliłem progi i szczeliny po nich zarobiłem fornirem i klejem do drewna
(znany patent Pastoriousa).
Bas gada przyzwoicie, można ukręcić ciepły sound jak i growlową szklankę
(gram na Roundach). Denerwuje mnie natomiast fakt że w niektórych miejscach,
np. dźwięk g na 12 progu struny g brzęczy podobnie jak ustawi się za niską
akcję strun. Jestem przekonany, że spowodowane jest to tym, że jeszcze jak
bas posiadał progi gryf delikatnie wypaczył się w miejscu owych
brzęczących dźwięków.
I teraz pytanie do was basoofkowicze, lepiej byłoby jakoś wyrównać
(delikatnie zeszlifować) podstrunicę (bas posiada palisandrową)
czy może wymienić na hebanową, np.
http://www.egitary.pl/?3,podstrunnica-heban-%28bas%29
Jakieś opinie o tej firmie? Wymieniał ktoś kiedyś podstrunicę? Może
jacyś lutnicy z mazowieckiego?
Sory za marudzenie ale jeśli ktoś coś wie to będę wdzięczny za jakieś
info.
Próbki dla zainteresowanych:
http://www.www26.zippyshare.com/v/27069223/file.html
0:00 – 01:41 kilka groovów dla pokazania mniej więcej brzmienia gitary (bas
aktywny więc: bas 6/10 sopran 5/10)
01:41 – 01:57 brzęczenie które jest sednem problemu.
Idz z nim do lutnika.
Też tak myślałem. Problem w tym, że żadnego nie znam.
Zna ktoś jakiegoś z woj. mazowieckiego?
Google.
Od siebie polecam Witwę, bardzo dobry, ale drogi.
Podziękował.
Każdy dobry lutnik odradzi Ci wymianę podstrunnicy – prawdopodobnie wystarczy
jej szlif i ogólny setup, a wiosło będzie jak nowe. 😉
Może warto przemyśleć przy okazji lakierowanie tejże?
Zakwas, dlaczego lutnik miałby odradzić wymianę podstrunicy? Z tytułu tego,
że pewnie wystarczy szlif czy może z racji ryzyka takiego zabiegu? Co masz na
myśli pisząc setup – krzywizna gryfu jest ok, na mostku też wysokość jest
ok.
Lakierowanie? Hmm pewnie drogi zabieg. Oprócz zabezpieczenia drewna pewnie
rozjaśnia brzmienie. Jeśli się myle to niech ktoś mnie poprawi
Jak zrobisz szlif to setup będzie potrzebny. 😉
Wymiana podstrunnicy to po prostu bardzo duża ingerencja w wiosło i trzeba
być w 100% pewnym, że się tego chce i co to da – robić to na zasadzie „w
sumie, to można by wymienić”, nie przyniesie nic dobrego. Poza tym, jest to
pracochłonny i czasochłonny zabieg, a co a tym idzie – kosztuje. :]
Właśnie to co napisałeś mnie ostro zniechęca do wymieniania podstrunicy,
bo szczerze mówiąc bas dla mnie gada z*jeb*ście a jedynym mankamentem jest
te kilka brzęczących dźwięków no i brak wycięcia w tej części korpusu
gdzie opieramy o niego prawą łapę (przedramie opiera się o tą część
korpusu w czasie gry).
Doświadczenia w takich przeróbkach ala zrób to sam mi nie brakuje (już dwa
basy tak przerobiłem) więc chyba wezmę i w cholerę zrobię klocek z
odpowiednim radiusem i wyszlifuję tą podstrunicę.
Nie rób tego sam, bo tylko zniszczysz instrument.
Zawieź do lutnika zapłać 300zł za szlif podstrunnicy i setup.
Albo zawieź do Witwy i zapłać 1000zł za szlif podstrunnicy, lakierowanie,
porządny setup i masę poprawek lutniczych.
Nie sądzę żeby opłacalnym zabiegiem było ładowanie tysiaka w gitarę
którą kupiłem za ponad dwa 😉
A propo Witwy wyczytałem że facet wałuje na kasę, nie wiem na ile to jest
prawdą ale tak wyczytałem 😉
edit: swoją drogą jestem ciekaw ile taki przykładowo witwa wziąłby za
wywalenie progów i wypełnienie ich paskami forniru z klejem do drewna
(zwykła konwersja do fretlessa)?
Robiłem u niego kilka basów, nigdy nie miałem problemu z kasą- ale nie o
tym ten wątek.
Za odprogowanie, wstawienie klonowych klocków w miejsce perłowych markerów i
zajebiste lakierowanie podstrunnicy zapłaciłem u niego 1500, a bas kupiłem
za 2600zł. Było warto 😀
SUBy to nie są złe basy, chociaż na Twoich próbkach jest średnio. Myślę,
że warto dać go profesjonaliście.
a Ty jakie wiosło przerabiałeś?
propo mojego basa to ma baaardzo stare struny..
Pearl JB
(www.sphotos-e.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/295383_407186205994207_1182026613_n.jpg)
o kurka, ten to naprawdę wygląda jak fretted.
masz może jakieś próbki?
edit: Jakbys dal rade nagrac coś to będę wdzięczny bo jestem ciekaw jak gada
takie lepsze wiosło ala jazz bass w wersji fretless. Ja swoj pierwszy bas
(Sounder :D) ala jazz bass tez przerobilem na fretlessa i muszę przyznac ze jak
na wiosło za 300zł to naprawdę gada 😀
na obu pickupach
mostkowy
Wtracajac swoje dwa grosze, zupelnie informacyjnie. Wszystkie Warwicki, nawet
Rockbassy czy akustyczne Alien, produkowane sa w wersji fretless. Ba, nawet w
niektorych przypadkach wersja leworeczna fretless w tej samej cenie co normalne
wersje.
Ostatnio widziałem dobrą recke Warwicka Alien 5 fretless. Naprawde kawał
dobrego basu. Z brzmiącą struną H (przy akustyku)
Na fretlessie gram tak jak Wy od niedawna i cały czas się uczę. Też
przesiadłem się po latach grania na progówce i podzielę się swoimi
doświadczeniami. Moim zdaniem fretlessa nie należy się bać, ale trzeba
wiedzieć parę rzeczy. Kiedyś miałem bezproga na parę miesięcy i się
przestraszyłem, bo słyszałem znacznie gorzej niż dziś i nie wiedziałem co
się dzieje. Sprzedałem. A teraz wróciłem do sprawy i jest znacznie lepiej.
Markery są moim zdaniem esencjonalne – chyba że jest się Pino. Ja nie
jestem.
1) Na fretlessie wbrew złotym „mądrościom basistów” nie gra się ani
słuchem, ani wzrokiem. Gra się aparatem gry (rekami, palcami, pamięcią
mięśniową) – czyli prawidłowo ustawioną lewą ręką, przemyślaną
pozycją kciuka na gryfie (zmiana miejsca ułożenia kciuka zmienia kąt
ustawienia ręki – a więc na przykład odniesienie postawienia palca
względem markerów), stałą pozycją instrumentu względem ciała – tak jak
na wiolonczeli czy kontrabasie.
Wzrok służy do kontrolowania pozycji ręki względem gryfu/markerów, a
słuch – określenia poprawności intonacji względem ustawienia ręki,
kontrolowania nieprecyzyjnie trafionych dźwięków (poprzez „zrolowanie”
palca) i upewnienie się, że się stroi. Moim zdaniem basista powinien
wiedzieć najpierw gdzie dźwięki się dokładnie znajdują względem palców
(zrobić to za pomocą markerów, słuchu lub tunera) i umieć w nie trafić
– uwzględniając odmienną budowę każdego palca. Potem przychodzi
koordynacja słuch-wzrok-ręka a potem pamięć mięśniowa. Oczywiście słuch
musi być przynajmniej przyzwoity – dopóki nie wiesz czy stroisz, kontroluj
to na każdy inny sposób, jaki możesz. Będziesz zaskoczony jak szybko
rozwinie Ci się ten względny słuch.
2) Fretless to instrument bezprogowy, a więc tak jak klasyczne instrumenty
wymaga metody. Instrumenty klasyczne mają za sobą kilkaset lat metodyki jak
na nich grać, w tym prace dotyczące zagadnień intonacji (polecam Wrońskiego
„Zagadnienia gry skrzypcowej”), a basówka – kilkadziesiąt lat metodyki
pt. „każdy gra po swojemu. Jak gra dobrze, to zostaje nauczycielem w
jakiejś szkole, kończąc zaocznie lub za flaszkę kurs pedagogiczny”.
Czyli najpierw trzeba rzecz przemyśleć a potem brać się na granie.
Przemyśleć sobie w jakiej pozycji będzie się grało (kąt gryfu względem
ciała, ręki), wybrać wysokość zawieszenia paska i się ich konsekwentnie
trzymać.
3) Na dobrą intonację wpływ ma wiele czynników, o których się często
zapomina – kąt i miejsce ustawienia kciuka jako punktu podparcia względem
lewej ręki, siła docisku struny (im mocniej dociskasz, tym bardziej
„rozpłaszcza” się palec – wpływając na wysokość dźwięku),
poszczególne pozycje. Może być tak, że masz nieświadomy nawyk mocnego
dociskania gryfu w pierwszych pozycjach i lekko naginając go, zmieniasz
minimalnie wysokość dźwięku. Moim zdaniem nauka intonacji na tym
instrumencie powinna przebiegać w kolejności: głowa (jak i gdzie) – ręka
(pozycja, kąt, palce, intonacja a pozycje) -ucho (stroję czy nie, gdzie jest
dokładnie dźwięk i co zrobić, żeby się podratować) .
4) Fretless nie wybacza – jeżeli masz niechlujną technikę lewej ręki z
progówki (kciuk na gryfie z góry po murzyńsku, nieużywanie któregoś
palca, salutowanie palcami czyli odrywanie ich od gryfu, granie całą łapą
jak fabryka dała) czekają Cię dwa lata ćwiczeń intonacyjnych, żeby
oduczyć się starych i wyrobić sobie prawidłowe nawyki. Jeżeli masz dobrą
technikę, wyrobienie sobie dobrej intonacji można skrócić, jeżeli do
sprawy podejdzie się metodycznie.
5) Żeby nauczyć się słyszenia i stroić trzeba wykorzystywać wszystkie
możliwości nauki: w początkowym okresie nauki wykorzystywać dobry tuner,
okazjonalnie kontrolując wysokość dźwięku, ćwiczyć z dronami (czyli
zawieszonymi nutami generowanymi przez np. elektroniczny tuner), otwartymi
strunami, grać z nagranymi podkładami i nagraniami, wykorzystywać programy
(np. intonation doctor), grać po ciemku. Żadna z nich nie jest zła, ale nie
można polegać tylko na jednej, bo potem i tak staje się z tym instrumentem
na scenie.
6) Wibrato to technika ekspresji, środek wyrazu a nie technika gry na tym
instrumencie. Nie służy maskowaniu złej intonacji i nie powinno być
nerwowe.
7) Na fretlessie niemal wszyscy nie stroją. Są tacy, którzy stroją
praktycznie zawsze (Gary Willis, Jaco), niemal zawsze (Marcus, Pino), nieźle
(Bona, Steve Bailey – czasami fatalnie, niestety, i inni), czasami (wszyscy
mi znani basiści, których widziałem na scenie w tym ja) i źle. Nauka gry na
tym instrumencie to po prostu, dzięki ćwiczeniom zmniejszanie ilości czasu,
w którym się nie stroi.
8) Nie podoba mi się metoda Baileya (zwłaszcza, że jest najbardziej sławnym
niestrojącym basistą) i moim zdaniem, nie powinno się ograniczać nauki na
fretlessie do nauki interwałów, tylko uczyć się pozycjami, zajmując się
jedną przez jakiś czas i dopiero przechodząc do następnej. Ćwicząc w tej
jednej pozycji wszystko – ćwiczenia, pająki, interwały, groove’y.
Interwały są tylko elementem kształcenia, a nie sposobem.
Oczywiście, jeżeli chce się tylko „pograć” na fretlessie te rady nie
mają zastosowania i można uczyć się metodą prób i błędów. Ale mam
nadzieję, że pomogą tym, którzy podchodzą do sprawy ambitniej.
Pozdrawiam serdecznie,
Władek
Widzę, że trochę się nie zrozumieliśmy – metoda interwałowa to wstęp, na
sam początek gry na instrumencie bezprogowym – nie wyrobisz sobie pamięci
mięśniowej, jeżeli nie będziesz wiedział gdzie palec postawić. Sposobem
na granie w kolejnych pozycjach jest właśnie znajdowanie ich na słuch
poprzez interwały – dopiero potem możemy wyrabiać sobie pamięć
mięśniową.
I żeby nie było – z wszystkim co napisałeś się zgadzam – wysokość
zawieszenia basu powinna być stała, zwłaszcza taka sama przy ćwiczeniach na
siedząco jak i na stojąco, ale to się odnosi do grania również na
instrumencie progowym. No i Bailey faktycznie nie jest najlepiej strojącym
basistą, ale wpływ na takie postrzeganie ma też to, ze niemal zawsze gra ze
sporą dawką chorusa. 😉
No i interwały SĄ sposobem ćwiczenia (zarówno jak i elementem całości) co
opisałem w pierwszym akapicie tego posta – żeby zagrać dajmy na to G-dur na
kontrabasie najpierw znajduję dźwięk G względem pustej struny, dźwięk A –
pusta struna, H to tercja wielka od G – znajdziemy, C to kwinta względem
pustej G, D jest na pustej strunie, E porównujemy z pustą i tylko F# może
przysporzyć trochę problemów, ale nie popadajmy w skrajności. 😉
Oczywiście po tych dwóch latach potrafię na kontrabasie zagrać skalę nie
szukając każdego dźwięku po kolei, tylko ręka już pamięta co robić, ale
na początku każdy dźwięk musiał być znaleziony!
Granie na fretlessie polega na trafieniu we właściwy dźwięk a nie szukaniu
go po trafieniu (pomijając mikrodostrojenie w ogniu walki czy delikatne
falowanie).
My też się nie do końca zrozumieliśmy bo i ja również zgadzam się z tym,
co napisałeś. Pamięć mięśniowa jest długofalowym i ostatnim efektem
całego procesu. Nauka przebiega tak, że uczysz swoją rękę/palce i ucho
gdzie jest dźwięk. Potem go grasz. Istnieją metody klasyczne nauki
intonacji, gdzie najpierw „wyobrażasz” sobie prawidłowy dźwięk, potem grasz
i jeżeli jest „nietrafiony”, nie korygujesz go.
Grasz go jeszcze raz, już we właściwym miejscu. Dzięki temu nie rozwalasz
całego procesu uczenia się „trafienia” w fizyczne miejsce na podstrunnicy
poprzez złe trafianie i korygowanie (czyli powtarzaniu błędu).
Ja napisałem, że sprawę można sobie ułatwić, znajdując i uświadamiając
sobie dźwięk – gdzie leży – wcześniej niż zagrasz ten interwał, a nie
ucząc się żmudną metodą prób i błędów i badania za pomocą interwału
gdzie ten dźwięk jest. Można to zrobić za pomocą ucha, pustej struny,
tunera. Wykonując proste ćwiczenie – biorąc sobie na przykład G na strunie
E i grając go kolei wszystkimi czterema palcami – dzięki temu uświadamiasz
sobie, w jaki sposób i gdzie względem markera należy postawić każdy palec
(u mnie na przykład względem miejsca docisku na opuszku wskazujący zawsze
„wizualnie” znajduje się w pierwszych pozycjach za markerem, a mały – nieco
„przed” lub „na”).
skakanie po całym gryfie na początku nauki – poza wynikającym z niego
kształceniem słuchu – i o tym chyba piszesz – rozbija moim zdaniem cały
proces uczenia Twojej ręki prawidłowego rozstawu w pozycji.
Kształcenie słuchu jest zgadzam się pierwszym i najważniejszym elementem
nauki intonacji, ale nie jest samym procesem nauki intonacji. On już polega na
fizycznym uczeniu ręki gdzie ma trafiać i ewentualnym korygowaniu metodą
ucho> (wzrok) >ręka. Dobry słuch sprawia, że wiesz czy stroisz i co z
tym zrobić.
Dlatego moim zdaniem intonacji powinno się uczyć przez naukę w kolejnych
pozycjach a nie skakanie po gryfie. Oczywiście z równoległym i ciągłym
kształceniem słuchu.
PS moim zdaniem kontrabas jest ABSOLUTNIE ZUPEŁNIE INNYM instrumentem niż
basówka. Pełni tą samą rolę w zespole, ale na tym kończą się
podobieństwa.
Pozdrowienia!
Jeszcze jako dodatek, podkreślę krótko o co mi chodziło: czysta intonacja
na gitarze basowej bezprogowej nie jest wynikiem ucha, tylko perfekcyjnej i
przemyślanej techniki lewej ręki i to jej powinno się poświęcić bardzo
dużo czasu.
Jest wielu muzyków-basistów, którzy mają perfekcyjny słuch, a mimo to nie
grają perfekcyjnie na bezprogu. Ilu wymienicie dobrze grających
fretlessistów w Polsce? Dlaczego? Bo to jest cały świat metodologii
dotyczący lewej ręki a nie nauka interwałów, które są tylko jednym z
ćwiczeń. A gitara basowa nie ma tej metodologii i dlatego DWOMA perfekcyjnie
grającymi fretlesistami w historii są Jaco i Willis. Bo oni poświęcili
setki godzin koordynacji oko-ręka i ćwiczeniom lewej ręki.
Jest wielu kontrabasistów grających czysto, a tylko kilku basistów –
dlaczego? Bo na fretlessie nie gra się uchem, tylko rękami. Ucho pomaga
zidentyfikować właściwy i naprawić dźwięk, ale to palce fretlesity
powinny trafiać – nie jak piorun – zawsze idealnie w to samo miejsce.
Dlatego KLUCZOWE są na początku zrozumienie
postawy, ustawienia ręki, jej kąta, umieszczenia, siły docisku opuszków,
ustawienia kciuka i błędów w technice, które wpływają na brak
powtarzalności, nieczyste trafianie albo psucie dźwięku. A szkolenie ucha
powinno iść równolegle, a nie metodą powtarzania błędów. A o
ćwiczeniach interwałowych, z pustymi strunami i tym co trzeba ćwiczyć –
można pisać później.
Myślę, że wiem o co ci chodzi, ale też zapominasz, że to artykuł dla
kompletnie początkujących, a cały czas powołujesz się na przykład wśród
zawodowców i najlepszych! 😉
100 procent racji! I apologize!
ale… pomyśl sobie, że ktoś od dwóch lat męczy się z pływającą
intonacją, a nie wie na przykład, że w każdej pozycji dociska palce z
różną siłą lub po zmianie pozycji zupełnie inaczej układa kciuk i
zmienia kąt ustawienia palców co sprawia, że cały czas gra pod dźwiękiem
😉
moim zdaniem po prostu najpierw pomyśleć, potem zrobić a nie odwrotnie
:)))
pozdr i świetna robota!
Myślenie to w ogóle pierwsza rzecz którą się powinno robić przy graniu na
czymkolwiek… 😉
Ciekawa dyskusja. Pan Myszor ma absolutną rację, należy zrozumieć fizyczne
aspekty grania takie jak właśnie całe spektrum techniki lewej ręki. Prawa
ręka również ma istotny wpływ na brzmienie i tak samo należy zrozumieć
fizyczne aspekty wydobywania dźwięku przez nią.
Bardzo spodobało mi się określenie metodyki grania na progowym basie pt.
„każdy gra po swojemu” – strzał w dziesiątkę 😉
Innymi słowy fretless to już nie są żarty. To już nie są ósemki na
jednym dźwięku w tempie >130.
Siema,podepnę się pod temat jako że lada chwila dojdzie do mnie fretless
zamówiony u Adriana Maruszczyka.Czy ktoś z Was mógłby mi polecić głowę
lub combo szczególnie predestynowane do bezprogowca?
Wiem że temat dotyczy instrumentu ale i kwestie nagłośnienia,myślę
również warto by było poruszyć,co by wszystko było w jednym miejscu.Z
góry dzięki,pozdrawiam.
Wydaje mi się, że wzmacniacz nie gra tu jakiejś wielkiej roli,
najważniejsza sprawa to intonacja i smak w graniu na fretlessie. Ale być
może jestem w błędzie, jest masa gratów na rynku także..
Jak dojdzie ci ta gitarka to cyknij jakieś próbki albo jakąś recke basu 😉
Ciekaw jestem soundu lutniczego fretlessa 🙂
Dosłownie tydzień temu testowaliśmy z kolegą parę wzmacniaczy, jedną z
gitar które nam w tym pomogły był mój fretless od Maruszczyka.
Z trzech sprawdzanych głów – Ampeg B2, SWR SM-900 oraz Hand Box Red Fighter –
przy zerowej korekcji Maruszczyk najlepiej brzmiał na Hand Boxie. Tyle moich
doświadczeń z rożnymi wzmacniaczami na fretlessie, mam nadzieję że
pomogłem 🙂
Dzięki,jasne że pomogłeś-jako że zdaje się Hand Box robi,a na pewno
robił Adrianowi Barabassy-już wiem co mam u niego zamówić,ale spytam go
jeszcze jak to razem gada,bo tanie te comba nie są.Pozdrawiam