W skrócie:
Plusy
– jakość wykonania
– klasyczny styl
– doskonałe brzmienie
– świetne wykończenie
– doskonały stosunek cena-jakość
– świetne klucze
Minusy
– wysoka cena
– plastikowy thumbrest
– trudna regulacja
– łatwo brudzący się futerał
Zastanawialiście się kiedyś na czym się grało prawie 50
lat temu? Dzięki jakim instrumentom James Jamerson i Jaco Pastorius mogli – za
pomocą swoich rąk – przekazywać to, co im w głowach siedziało? Wszyscy
wiedzą, że Jaco grał na odprogowanym Jazz Bassie a James na Precisionie. To
mógł być każdy jazz, każdy precision, wtedy zapewne tak było. Łączył
je, prócz marki i geniuszu właścicieli, rok produkcji – w obydwu przypadkach
był to rok 1962.
Fender Precision z 1962 roku, w 3-kolorowej wersji lakierowania sunburst, z
palisandrową podstrunnicą i brązową maskownicą „shell” w ręku J.
Jamersona stał się instrumentem, który zrewolucjonizował brzmienie muzyki
pop ( a wtedy była to inna muzyka pop niż dziś ! ) i nadał nowy kierunek
grze wielu basistów, także współczesnych.
Już w latach 80 Fender dostrzegł, że „Funk Machine” Jamersona jest basem, o
którym nie można zapomnieć. Umieścił go więc w kolekcji serii US Vintage
( od 2001 roku American Vintage ) oraz Japan Reissue do której zaliczają się
wierne repliki gitar, które zmieniły oblicze muzyki. Prezentowany model
pochodzi z 1997 roku, został zakupiony przeze mnie pod koniec zimy br.
Dane techniczne:
Korpus – olcha
Gryf – klon
Podstrunnica – palisander
Radius – 184mm
Progi – 20, vintage ( wąskie )
Szerokość na siodełku – 44,5 mm
Skala – 34 dale
Elektronika – pasywna, jeden pickup P-split, pokrętła vol,tone
Klucze – otwarte
Wykończenie – nitro
Co widać?
Instrument wykończony jest fantastycznie. Jedynie Custom Shop oferuje
większą dbałość i lepsze materiały. Korpus wykonano z jednego kawałka
olchy, gryf z jednego kawałka klonu, palisandrowa podstrunnica jest cieńsza
niż w większości wioseł, z którymi miałem do czynienia. Masywne klucze,
kręcące się odwrotnie niż klasyczne wymagają przyzwyczajenia, jednak
strój trzymają wiecznie – „rytuał” strojenia przed graniem staje się tylko
formalnością, a w trakcie gry ( koncert, próba ) można zapomnieć o
istnieniu tunera.
Malowanie lakierem nitrocellulozowym jest nieco ciemniejsze, prócz uroku
estetycznego ma jeszcze aspekt historyczny – właśnie tak kiedyś lakierowano
Fendery. Lakier jest bardziej miękki i szybciej się wyciera niż polyuretan,
dzięki temu jednak możemy cieszyć się ślicznymi, poobdzieranymi Fenderami
z dawnych lat 😉
Do zestawu dołączono „popielniczki” – do dobrowolnego zamontowania. U mnie
jak widać są na swoich miejscach – nie ma co się oszukiwać, to jest bass w
stylu vintage, więc wyglądać musi tak jak wtedy 🙂 Być może wygoda gry
oraz możliwości artykulacyjne są nieco ograniczone, jednak dla mnie wszystko
jest „do przeskoczenia”, w końcu to Fender, a więc nie może być lekko
😉
O rodowodzie vintage świadczy także okablowanie – wszystkie druciki mają
materiałowy a nie gumowy pancerzyk.
Niestety dość poważnym minusem dokładnych kopii jest to, że powielają
wady oryginałów. Tutaj przejawia się to w bardzo niewygodny sposób – chcąc
wyregulować krzywiznę gryfu należy przygotować się na dość ciężką
przeprawę. Należy albo odkręcić gryf, albo odkręcić maskownicę i
wyżłobić lekki rowek w lakierze by mieć dostęp do krzyżykowego ( tak tak,
imbusy idą w odstawkę ) gniazda pręta regulacyjnego. Sama regulacja wymaga
dużego śrubokręta i muskuł jak postronki – pręt napina się bardzo
opornie. Kolejnym – mniejszym już – zgrzytem jest plastikowy thumbrest.
Zazwyczaj przykręcony jest po prostu do maskownicy i nikt nie zwraca na niego
uwagi … dopóki nie przyjrzeć mu się z bliska. Okazuje się, że wykonany
jest z plastiku – wtedy były drewniane. Niby pierdoła, jednak maniaka może
zdenerwować – dlatego też nie uświadczycie go na zdjęciach, czekam na
drewniany 😉 Kolejnym miejscem gdzie oszczędzono na wydatkach jest
lakierowanie pod płytką maskującą – tamże tylko dwukolorowe.
Na szczęście są to jedyne dwa aspekty przy których oszczędzano, a zły
humor niweluje zauważona – przy okazji zdejmowania płytki maskującej –
solidna, metalowa płytka w kształcie maskownicy, zapewniająca doskonałe
ekranowanie elektroniki.
Niestandardowo jak na firmę Fender, całość poskładana jest z dużą
pieczołowitością i dbałością o każdy szczegół. Każda część
instrumentu sprawia wrażenie solidnej, nic się nie rusza, nic nie odpada, nic
nie trzeszczy.
Jak toto w łapie leży?
Instrument swoje waży, jednak w żadnym wypadku nie jest uciążliwy. Wisi
dość stabilnie – pod tymi względami nie różni się ani trochę od swoich
nowszych braciszków. Różnice zaczynają się z chwilą złapania gryfu – ten
jest sporo ( 3mm ) szerszy i ciut bardziej płaski od tych, które spotykamy w
nowych Precisionach. Nie można natomiast powiedzieć o nim, że jest
niewygodny.
Wiem, że wkraczamy tutaj w sferę osobistych preferencji grajków, ale jak dla
mnie gryf ten daje solidne oparcie dla dłoni i pozwala komfortowo grać przez
bardzo długi czas. Wąskie progi zużywają się ciut szybciej niż popularne
dziś „jumbo” jednak pozwalają używać bardzo małej siły do dociskania
struny, dzięki temu gra się przyjemnie i lekko.
Ergonomia precisionów jest jednak na tyle specyficzna, że trzeba się samemu
przekonać, czy taki bass będzie danemu basiście leżał czy nie.
Brzmienie
100% klasyki. W zasadzie nie musiałbym pisać już nic więcej, jednak nie
wszyscy muszą wiedzieć, cóż oznacza to 100% klasyki 😉 Brzmienie, które
można usłyszeć na większości płyt z wytwórni Motown ( na szybko polecam
Standing in the shadows of Motown w wykonaniu The Funk Brothers ) a więc
głębokie, bardzo ciepłe i śpiewne brzmienie gitary basowej. Instrument
świetnie reaguje na artykulację, jak chyba każdy Fender. Dzięki temu do
pełni szczęścia wystarcza pokrętło tone, które pozwala wydobyć jeszcze
więcej cieplutkiego „mułka” ( uwaga – nieznacznie spada wtedy głośność
).
Zaznaczyć jednak muszę, iż do cięższej muzyki moim zdaniem bardziej
nadają się konstrukcje z jesionowym korpusem i klonową podstrunnicą – mają
po prostu więcej „mięcha”, brzmienie jest bardziej „dzikie”.
Jednak i ten egzemplarz bardzo przyjemnie brzmi zarówno z kostką, jak i pod
kciukiem, chociaż najprzyjemniej mruczy gdy gra się palcami. Wspomniane
wyżej „popielniczki” nieco ograniczają możliwości artykulacyjne – przy
graniu kostką jest bardzo mało miejsca między blachą mostkową i tą nad
pickupem, przez co są problemy ze zmieszczeniem ręki z kostką oraz
tłumieniem strun bokiem dłoni ( a tłumienie na mostku odpada całkowicie – z
oczywistych przyczyn 😉 Także ułożenie ręki do klangu będzie ciut inne,
niektórzy uważają, że blacha przeszkadza, inni, że daje przyjemne oparcie
dla ręki.
Tak, słowo „przyjemne” jest chyba najlepszym do opisania brzmienia tego
basu.
Akcesoria
Do instrumentu firma dodaje futerał, pasek oraz kabelek. Niestety – ostał mi
tylko futerał.
Bass świetnie w nim leży, jest bardzo stabilny i niosąc go ma się poczucie
bezpieczeństwa. Futerał wykonany jest ze sklejki, a obity materiałem oraz
skórą. Odporny na rozdarcia, gruby materiał w stylu – a jakże – vintage,
szybko się niestety brudzi.
Na szczęście nie odbiera mu to ( moim zdaniem ) uroku. W środku spoczywa
torebeczka – podejrzewam, że w środku jest proszek utrzymujący odpowiednią
wilgotność bądź zapach. Po 11 latach instrument i futerał nadal pachną
nowością. Oczywiście futerał ma całkiem pojemną przegródkę na
drobiazgi. Bez większych problemów mieści się pasek, tuner, kostki,
śrubokręty do regulacji, pudełko z earlove i szmatki do pielęgnacji 🙂
Finito
I to by było na tyle. Za około 1500$ ( w Polsce niestety nadal za około 8000zł 🙁 ) możecie sobie sprawić nowego-starego Fendera. Ceny używanych
są średnio o połowę niższe.
Czy warto tyle dopłacać? Czy jest na tyle lepszy od wersji standard? Musicie
sami zdecydować. Jaką ja decyzję podjąłem doskonale widać 🙂
Wkrótce – próbka brzmienia.
W skrócie:
Plusy
– jakość wykonania
– klasyczny styl
– doskonałe brzmienie
– świetne wykończenie
– doskonały stosunek cena-jakość
– świetne klucze
Minusy
– wysoka cena
– plastikowy thumbrest
– trudna regulacja
– łatwo brudzący się futerał
mazdah kurde zazdroszcze! To jest bas a nie jakiś mutant! kurdeee sprzedaj mi
ten plastikowy thumbrest!:P PLZZZ napisz na PW albo gg 5976989
Dokładnie, to jest bas. Ale i tak Fender dziś sobie leci w kulki (produkując
serię standard i w ogóle) z tymi swoimi basami, takie pospolicie nudne są i
nie mają klimatu jak te robione wg starych przepisów. 🙂
Piekny klasyk pod każdym względem.
Nie oszukujmy się 🙂 Cudo 🙂
Śliczny ten precel 🙂
powiem Ci tyle mazdah. Błogosławiony jestes, ze nie zamieniles go na to
brzydactwo music mana!
i o to chodzi , i o to chodzi !
Bardzo dobra recenzja i w ogole. Oczywiscie ze wolałeś precla i Twój wybór
ale z checią bym przeczytał tak dobrą recenzje na temat jazza 😀
Mroku, niestety thumbrest cieszy już od dłuższego czasu nowego
właściciela, poszedł za 11zł 😉
Baybus, niestety na Jazza trzeba będzie poczekać – mam możliwość
pożyczenia na kilka dni meksykańca, ale nie byłaby to recenzja wiarygodna,
gdyż nie byłbym w stanie za bardzo porównać go z innymi ani odkryć jego
możliwości… Za jakieś 5 lat na pewno będzie recenzja american vintage 75
jazza bo już ostrzę sobie na niego ząbki 😉
Petrq – podobno te najnowsze Fendery całkiem wymiatają. Na talkbasie zresztą
jest takie słodkie foto – wysłużony precel 64 „emeryt” a obok niego precel
08 w takim samym malowaniu ( oczywiście 3 kolorowy sunburst 😉 opatrzone
całkiem korzystnym komentem właściciela obu basów.
Duff, Gurf, Spluker – cieszę się, że recenzja i bas się podobają. Jednak
kurde coś w tych przestarzałych, prostackich, topornych klocach drewna jest
😉
Czekam tylko aż Palik naprawi komendę pozwalającą na wyświetlanie zdjęć
…
No nareszcie! Jest recenzja tego basu i jest napisana naprawdę fajnie 😀
Mazdah, a powiedz mi no jeszcze jak się miewa Twój klasyk w porównaniu z
American Precision Bassem? (na którego osobiście i poważnie zbieram
zresztą…;) )
GRUNT TO PODSTAWA
Ja Ci kiedyś piwo za avatar obiecałem. Weź wpadaj na Śląsk, to się
wywiążę z umowy. Aha, i weź basię 😀 Wiesz co, jak nie masz czasu to po
prostu wyślij gitarę pocztą 😀
Świetna recenzja! Przyjemnie ją się czytało, a czego się chciałem
dowiedzieć, już wiem. Ale zazdroszczę… Ostatnimi czasy to uczucie dominuje
na basoofce, jak wszyscy swoimi gratami się chwalą ;P Kiedy mnie ktoś
będzie zazdrościł? 🙂
Rozumiem, że mostek działa bez zarzutu, nie sypie się?
Sypie się, myślisz że po co by zakładał tego covera ;P
Nie no, tak na poważnie, to jest świetne wiosło, rasowy precel, nie ma się
czego czepiać. Ja jestem z tych, co wolą szybsze gryfy i w ogóle wyścigowe
wiosła,
ale nie czułem, że gra mi się na tym basie jakoś źle. Generalnie
brakowało
mi pickupa pod mostkiem, żeby dopełnić brzmienie. Nie mówię, że to,
którym ten bas dysponuje jest złe – tylko, że mi w brzmieniu Precision
zawsze czegoś brakuje 😛
Nie czepiam się, tylko przestałem ufać w ogóle mostkom fenderowskim po
kilku incydentach ze starymi jazzami.
Szergiel, co tu można napisać o mostku w preclu? Wygięta blaszka, cztery
młoteczki – a jakże – vintage 😉 Różnią się tym od współczesnych, że
nie mają jednego rowka na struny, lecz całe są pokarbowane w węższe rowki,
tak więc przy zakładaniu strun można sobie ustawić szerszy, węższy albo
krzywy rozstaw strun 😉 Będzie równie wieczny, co cała reszta basu
Gajowy, US Standard różni się trochę, nie grałem na modelach 2008 z nowym
mostkiem.
Przede wszystkim rozmiary gryfu, wykończenie gryfu – inaczej się go trzyma,
może się robić ciut lepki po spoceniu rąk. Małe klucze ( nie jestem
wstanie ocenić jak trzymają ) ciut inny mostek ( o tym napisałem powyżej ),
inny lakier… generalnie odniosłem wrażenie, że US Standard jest bardziej
basem „ready to play rock”, ma trochę mocniejsze brzmienie. Na dodatek bardzo
jest „otwarty” na modyfikacje ( nie wyobrażam sobie bad-assa i quarter
poundów u siebie … a może i kiedyś zrobię z niego taką hybrydę.. nie
wiem jak by to grało 🙂
Hwy-one mają jakieś dziwaczne wykończenie ( niby nitro, ale matowe ) i
jakoś strasznie mi ten precel środkiem jechał.
Mike Dirnt to była kompletna poracha, aczkolwiek mam zamiar dać temu
instrumentowi drugą szansę w przyszłości 😉 Najgrubszy gryf jaki miałem w
ręce… ale i tak węższy od mojego 🙂
Ze wszystkich precli jakie miałem w łapie, do grania cięższych klimatów
najlepiej nadawał się Blazer 🙂
Co prawda posiadam J-B a nie P-B, ale za to wspomniany rocznik 08. Na TB
generalnie zachwycają się nawet Squierami, więc jest to mało obiektywne
źródło informacji, w przypadku nowych Standardów mają rację. Reklamowane
przez Fender innowacje nie są ściemą. Po kolei więc:
-klucze – działają i trzymają strój perfekcyjnie, to że niby ważą 30%
mnie istotne dla mnie nie jest ponieważ nigdy nie miałem problemu z
nurkowaniem gryfu, mechanizm kluczy rzeczywiście jest mały, ale pomimo tego,
że wolę klasyczny design (od tego jest seria VR) jakoś mi nie przeszkadza
estetycznie;
-mostek – masywny, ma prowadnice więc siodełka nie rozchodzą się na boki,
struny przewlekane przez korpus to fajna sprawa, która znacznie poprawia
sustain, BadAss odchodzi do historii 😉
-nowy lakier – gryf jest polakierowany na półbłyszcząco dzięki czemu gra
się bardzo sprawnie i nawet spocona łapa się do niego nie przykleja, korpus
zaś posiada dużo cieńszą warstę lakieru niż poprzednio, co wzmaga jego
rezonans i nie jest to ściema, gdyż podaczas gry czuć jak trzęsię się
cały korpus;
-nie ma najmniejszego problemu z dostępem do śruby regulującej gryf (to
oczywiście nie jest nowość);
-case – genialny lotniczy case SKB w komplecie (sam case kosztuje u nas jakieś
400- 450zł).
Gitary Fender w Stanach mają renomę klasyki, w wielu wypadkach jednak
anachronicznej. Seria 08 w oczach wielu ludzi zmieniła ten stan rzeczy.
Uważam, że to dobrze, że Fender ruszył w pogoń za duchem czasu
(oczywiście w dobrym tego słowa znaczniu), a dla miłośników klasyki
pozostaje seria Vintage. Dodam jeszcze tylko, że porównywałem obecną
gitarę z rocznikiem wcześniejszym i różnica jest ogromna na plus tej
pierwszej.
Pozdrawiam – Krzy
Paszkuctfo 😛
Wszystko w nim fajne, poza tym że precel 😛
zakatowałbym go a potem sprzedał i kupił Warwicka 😀
Im lovin it!
Po prostu klasyk.
Ładny jak diabli:) Najładniejszy z precli. Futerał mam taki sam.
Przebrzydły kolor, nie? Gayowski trochę;/
[quote=TataMiś] Paszkuctfo
Odezwał się z klonowym Langowskim 😛
Bluźnierca 😛
Cudeńkooo.
Basia bardzo ładna i wypielęgnowana ;] teraz mini off… czy mi się wydaje
czy fotki waliłeś w samych gaciach ;p?
Nie, przezornie założyłem spodenki, żeby nie było drugiego „czajniczka”
😀
Przezornie. Zaraz ktoś wspomni o fałdzie materiału ;P
Jakbyś Mazdah porównał do Ibanez Blazera? Ja grałem tylko na jazzie vintage
i mnie zawiódł mocno..
Jazz Bass Vintage strasznie drętwy był, lepiej wypadł precel.
Ibanez i Fender to dwa różne światy 🙂 Niby tu precel i tu precel, ale
charakter mają zupełnie inny, pewnie wiele razy to pisałem, ale w Ibanez po
prostu czuć lata 80, Iron Maiden i generalnie takie cięższe, bardziej
mięsiste granie.
Fender to typowy Jamerson Funk Machine albo koncert Pink Floyd z Pompeji 🙂
Myślę jednak, że jesionowy Fender z klonową podstrunnicą zagadał by tym
samym charakterem co Blazer. No może ten mosiężny most daje lepszy sustain
… i pickupy Dimarzio wypadałoby chyba jednak wstawić, bo te z Blazera to
mają mocarny sygnał.
Ogólnie rzecz biorąc mam nadzieję, że za kilka lat oba wiosła będą się
ślicznie uzupełniać u mnie 😉
Tak patrze i widze że mój Tokai jest dokładną kopią precla 62. Gruby gryf,
cienka warstwa palisandru na gryfie i dziury na blachę nad pickupem. Tylko
kolor i umiejscowienie thumbresta inne:)
Made in Japan 1984-85:)
Akurat kolor masz ładniejszy Jasiu 😀
Właśnie 🙂 Swego czasu jak miałem czarnegoBlazera to chciałem dokupić
białego roadstara 😀
A dziękuje bardzo:) Jest teraz fajnie pożółkły i widać jego wiek. Nie ma
to jak dobry precel. Chociaż regulacja gryfu przy korpusie jest trochę
kłopotliwa. Ale i tak go kocham:)
Mazdah: Co do thumbresta… Dlaczego montuje się je pod strunami?
Było wiele razy o tym. Po prostu kiedyś mysleli ze na basie się będzie grac
kciukiem opierając palce właśnie o thumba i dlatego jest na dole.
Sliczny bas! BTW – mój tez jest taki – Japonski reissue JazzBass 62.
A ja posiadam te model tylko z klonowa podstrunica i inna płytką.no i mój
jest 88 rocznik ^^ Oba nam pieknie gadają 😀 co nie Mazdah :D?
a jo posiadam w koncu precla z dżapanii (84) który właśnie gada mięsiście
i iron maidenowsko (przez dimarzio pewnie). I ten sound mi się przebardzo
podoba. Mazdahowy również ofszem ładnie gada. I do tego mam pickup J pod
mostkiem do pierdków. O!
Mazdah może wymienimy się na wiesła na jakiś czas?;)Zamiana typu mój
Fender na twojego Fendera;)W sumie to masz już jazza więc pewni nic z
tego;/
Piękny bas. Mam podobny młodszy o parę lat 1969:) Jak byłem młodym
początkującym basistą to design fendera zupełnie mi nie leżal… A teraz?
To najładniejsza klasyczna konstrukcja jaka kiedykolwiek powstała!!! Fender
precision bass najlepszym przyjacielem basisty:) Ps i niestety większość
lutniczych basów nawet tych topowych nie umywa się do brzmienia precla… A w
studio to już w ogóle miazga. Nie ma co gadać precel rządzi!!!