Fender Jazz Bass Standard
W skrócie:
Plusy
+ Fender ze wszystkimi jego zaletami
+ Jazz Bass i jego charakter brzmieniowy
+ Przystępna cena
+ Świetna ergonomia
+ Duże możliwości customizingu
Minusy
– Elektrownia brumi
– Kontrola jakości czasem zawodzi
– Osprzęt nie budzi zaufania, choć spełnia swoje zadanie
Fender bardzo często obrywa. Cokolwiek by nie zrobili, to
zawsze będą jakościowo i cenowo odbiegać od konkurencji. Oczywiście na
niekorzyść. Także rozwiązania techniczne, które firma z mozołem
wprowadza, pozostają daleko w tyle w porównaniu do konkurencji. O designie
wioseł nie ma nawet co pisać – w zasadzie to nie zmienił się od ponad 50
lat.
Najczęściej jednak baty zbierają produkty, które do sklepów jadą
z Ensenady w Baja California.
Co takiego klepią w tej Dolnej Kaliforni? Ano Fendery z serii Standard,
najtańszej ze wszystkich. Fender Mexico, meksyk, meksykaniec, gdy patrzymy na
taką gitarę przed oczyma jawi nam się obraz niczym z filmu Desperado –
wszędzie pył, brud, bieda, woły chodzą po głównej ulicy, a w blaszanym
baraku małe meksykańskie rączki lub też większe, ale raczej przyzwyczajone
do wyciągania po jałmużnę niż do pracy dłonie strugają budżetowe,
niedorobione i niskiej jakości gitary. Taaak, przyznajcie sami – taki obraz
macie przed oczami za każdym razem, kiedy słyszycie o meksykańskim Fenderze
🙂
Ja przed oczami mam właśnie takiegoż Fendera, wykonanego w 1998 roku.
Korpus – olcha
Gryf – klon
Podstrunnica – palisander
Elektrownia – vol/vol/tone, pasywna
Mostek, osprzęt i pickupy – “standard”
Kolor – najpopularniejszy bodaj “jabol o północy” Midnight Wine
Wykonanie:
Podobno powinienem się zdziwić. Wszystko bardzo dobrze spasowane ( poza
maskownicą w moim egzemplarzu, jest od Squiera ), żadnych szpar między
gryfem a dechą, równo wykrojone baseniki na pickupy.
Lakier dość gruby, jednak położony nienagannie, mostek spełniający swoje
zadanie, jednak sprawia wrażenie nie do końca solidnego, klucze niewielkie,
chromowane, otwarte, zdecydowanie nie mam nic do zarzucenia.
Dobry efekt psują tylko pokrętła od stratocastera – zdecydowanie nie
pasują. Także biała maskownica szału nie robi, zwłaszcza przy tej wersji
kolorystycznej.
Podobno w mostku lubią się odkręcać śrubki przytrzymujące młoteczki –
najwidoczniej tak było i u mnie, gdyż poprzedni właściciel wstawił
gumowate podkładki pod śrubki młoteczka struny G.
Plastikowe siodełko od 10 lat spełnia swoje zadanie, wystarczyło lekko
nasmarować grafitem. Klucze zastosowane w tych basach, to jedna z moich
ulubionych konstrukcji Fendera – proste, klasyczne, otwarte, z niewielką ( jak
dla mnie zdecydowanie za małą, ale nowe mają jeszcze mniejsze ) blaszką
mocującą i dużymi “uszami”. Swoje zadanie spełniają bardzo dobrze,
chociaż klucz struny D pracuje z wyraźnie większym oporem, nic nie wskazuje
na rychły jego koniec. Trzymają strój tak jak należy.
Gryf to standardowa konstrukcja, 38mm przy siodełku, radius 241mm. 20
nienagannie nabitych progów. Palisandrowa podstrunnica jest coraz cieńsza im
bliżej dechy – nie wiem po co ten zabieg, jednak spotkałem się z nim w
każdym Jazzie jaki macałem.
Także decha to konstrukcja bardzo dobrze nam znana, nieco “koślawa” z
wygodnym wcięciem na rękę.
Typowy Jazz Bass pod każdym względem. Instrument jest świetnie wyważony –
pod tym kątem zdecydowanie pobił jazza Highway-1 – oraz dość ciężki.
Nie przesadnie, ale tak.. słusznie 😉 Niestety nie można zdjąć maskownicy
na stałe, pod nią jest “kanał” na kable i dziura na uchwyt maszyny CNC.
W nowych meksykach zostało to poprawione.
Brzmienie:
Znane z bardzo wielu płyt, mój egzemplarz brzmi bardzo dynamicznie, ale
dość ciepło. Całkiem dobrze ten charakter oddaje koncertowe nagranie
Riverside – Reality Dream, które można znaleźć na youtubie. Tak mniej
więcej brzmi przy EQ na płasko i obu pickupach rozkręconych na maxa.
Oczywiście bardzo dużo zależy od ustawienia wysokości pickupów, ja lubię
mieć jednakową głośność z obu pickupów, jednak bardzo ciekawe efekty
można osiągnąć chowając któryś niżej.
Przy lekkim skręceniu mostkowego pickupa bas zaczyna – o dziwo – grać
bardziej nosowo, środkiem, mniej metalicznie.
Skręćmy jeszcze trochę pokrętło tone i mamy typowe jazzbasowe “niah niah”
😉
To kolejne pole, na którym pobił nowego Highway-1, który brzmiał dużo
twardziej – jak gdyby był z egzotyka.
Jest to jeden z niewielu basów, które bardzo lubię słuchać przy płasko
ustawionym EQ.
Nie brakuje mu absolutnie nic, a środek, którego nienawidzę w Precisionie,
odgrywa tu bardzo dużą rolę i co najważniejsze – brzmi świetnie.
Możliwości zabawy z brzmieniem są dość duże – pickupy ładnie reagują na
kręcenie gałami oraz na artykulację.
Niestety potrafią być dość hałaśliwe – dość solidnie brumią, zarówno
gdy oba grają pełnym sygnałem jak i gra tylko jeden.
Wystarczy jednak stanąć tyłem do wzmacniacza i wszystko wraca do normy.
Squier Vintage Modified należący do Herpetologa brzmi jeszcze bardziej
miękko i cieplej – choć teoretycznie powinien mieć twardszy i klarowniejszy
dzwon.
Ergonomia:
Wszystko zależy od preferencji muzyka. Gryf jest bardzo wąski, struny są
dość blisko, co z pewnością ułatwi grę nie tylko początkującym ale i
bardziej zaawansowanym muzykom.
W moim odczuciu gryf sprzyja nauce oraz szybkim czy też bardziej karkołomnym
przebiegom, jednak podczas spokojnego i długotrwałego grania lepiej sprawdza
się gryf P-bassa, dający pewniejsze i bardziej komfortowe miejsce spoczynku
dla ręki. Decha pozwala wygodnie oprzeć rękę podczas kostkowania, wysoko
wystające pickupy dają pewne oparcie dla kciuka.
Przemyślenia końcowe:
Instrument zdecydowanie warty swojej ceny. Podobno często trafiają się
niedorobione instrumenty, zazwyczaj jednak drobna interwencja lutnika ( dobry
setup i ew. spiłowanie ostrych końców progów ) sprawia, że można grać.
Czy jest to “profesjonalny instrument” ? Może nie, jednak z pewnością nadaje
się zarówno do studia jak i do koncertów. Bez zbędnych fajerwerków,
ekstrawagancji i dziwactw. Wiadomo – odstaje od egzemplarzy amerykańskich czy
japońskich, należy jednak pamiętać, że odstaje nie tylko jakościowo ale i
cenowo, a powszechnie wiadomo, ze dostaje się to, za co się płaci. Poza tym
Fender produkuje tyle akcesoryjnych części, że można swój bas zmienić nie
do poznania.
W moim przypadku nie jest to wiosło na wieczność, niespecjalnie mam też
zapał do jego modyfikacji, która sporo by kosztowała. Prędzej czy później
wymienię go na coś bardziej ekstrawaganckiego i eleganckiego, jednak
jako “koń zaprzęgowy” sprawdza się znakomicie.
Galeria:
https://basoofka.net/galeria/pimp-my-jazz/
“Tak, całkiem fajne rzeczy strugają w tych meksykańskich barakach, w biedzie
i syfie” musicie sobie myśleć. No to na koniec małe zdziwko – Ensenada by
night:
W skrócie:
Plusy
+ Fender ze wszystkimi jego zaletami
+ Jazz Bass i jego charakter brzmieniowy
+ Przystępna cena
+ Świetna ergonomia
+ Duże możliwości customizingu
Minusy
– Elektrownia brumi
– Kontrola jakości czasem zawodzi
– Osprzęt nie budzi zaufania, choć spełnia swoje zadanie
47 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
No!~Bardzo fajna recenzja! Fajnie opisałeś brzmienie. Trochę może
przesadziłeś w niektórych momentach, ale i tak fajnie się czyta. Ciekawe
czy pickupy Fender “noiseless” nie brumią i nie szumią? No, ale z drugiej
strony chyba każdy pickup będzie szalał jak stoisz bliziutko przy
emitującym konkretne zakłucenia wzmaku 😉
Mógłbyś pokazać fotkę tej yyyy… dziury na uchwyt maszyny CNC??
Rozwaliło mnie to 😛
Dzięki za tę recenzje… pozdrawiam!
Wydaje mi się, że tutaj pickupy podłączone są po prostu tak, że nie
redukują szumów wzajemnie – normalnie w jazzach obydwa single są
podłączone tak, że pracują jako jeden humbucker, tutaj, wydaje mi się,
jest inaczej.
Chętnie też przeczytałbym Twoje spojrzenie na te basy, zwłaszcza
chciałbym, żebyś napisał w którym miejscu przesadziłem – dwa różne
spojrzenia na “obiekt badań” pozwolą czytającemu ( a pewnie także i mnie
samemu ) ocenić jak to najprawdopodobniej jest 😉 Pewnie chodzi o możliwości
kreowania brzmienia – w zasadzie to zastanawiam się, czy nie wywalić tej
frazy w cholerę, bo wydaje mi się strasznie infantylna 😉
Dziura na maszynę CNC ( tak przynajmniej powiedziało mi parę osób, to chyba
jedyne logiczne wytłumaczenie tego … czegoś to okrągły otwór o średnicy
ok 2cm i głębokości ok 1cm. Znajduje się pod maskownicą oraz w kieszeni na
gryf. Jutro spróbuje fote trzasnąć
Miłość do Fenderów jest w dużej mierze infantylna 😉 Ale mi również jest
z tym dobrze 😉
http://www.ulozna.soulslavers.com/soubory/d.a.l.i-090408-120311-02detailstrev.jpghttp://www.ulozna.soulslavers.com/soubory/d.a.l.i-090408-120354-10podkobylou.jpghttp://www.img161.imageshack.us/img161/7884/redp3lh4.gifO te okrągłe dziury mi chodziło, zdjęcia wyszperane w necie
Ok. Mazdah – pożycz mi tego jazz bassa, a chętnie podzielę się z Tobą
opiniią o nim
Jeśli chodzi o to z czym przesadziłeś to na pewno z nieograniczonymi
możliwościami kreowania brzmienia No i na pewno przesadzasz z tym co
sądzisz o tym jak inni pojmują kraj co się Meksyk zowie i ludzi w nim
żyjących 😉
Jeśli chodzi o dziurę od tej frezarki automatycznej to coś takiego jak
poniżej?
pozdrawiam.
edit: ubiegłeś mnie z tą dziurą, gdy jej szukałem 😛
No właśnie foty wstawiłem tych dziur. Poprawiłem też ten debilny zwrot o
nieograniczonych możliwościach, bo w sumie strasznie głupi jest – nieważne
do jakiego basu/pieca się go używa.
Co do przesadzenia – pewnie tak. Chociaż ostatnio na WD Forum padały
właśnie takie teksty, przy okazji dyskusji o ryżowych ampegach “które
składają małe dzieci, głodujące, w fatalnych warunkach, bez przeszkolenia,
wiedzy ani tym bardziej pasji” 😉
Fajny Jazz, też planuję mieć kiedyś komplet fenderowski w domu 🙂 Tylko nie
mam pojęcia gdzie Ty się doszukałeś tego 21-ego progu 😉
Aż chce się jechać do Meksyku.
ee tam, mam japońca i też brumi, powiem nawet, że ma nieco słabszy singał
niż mex, ale na pewno silniejszy niż piakpy bartolini;p, (które jako pasywy
są porażką). Co do mojego ex-mexa Egzemplarz w sumie fajny, ale wady
zaczęły wychodzić z czasem. Lakier totalnie beznadziejny. Byle obicie i już
odprysk. Ciężko było odpowiednio wyreguować gryf, nie mogłem super niskiej
akcji ustawić bo struny brzęczały jak cholera. Najbardziej mnie wkurzało
to, że struny grały z nierówną głośnością. To miałem w obu mekxykach i
jeszcze w jednym który ogrywałem też miał ten problem. Nie słychać tego
aż tak bardzo, ale w nagranach np struna G przebija się bardziej od struny D
i jak się nagra dźwięk to widać tę różnice wizualnie. Różnica między
mexem i japońcem jest ogromna. Mex brzmi bardziej plastikowo, sucho i
szorstko, mniej dołu i głebi. Japoniec ma takie fajne pełne dzwoniące
rozlane bzmienie. Lakier świeci się jak psu jaja. Jest bardzo twardy i
wytrzymały. Jest tak jakby bardziej ostrzejszy-wyraźniejszy. Widać słoje
drewna, a w mexie wydaje się to nieco rozlane. Drewno także wygląda
zupełnie inaczej. Na japońcu widać, że jest po prostu lepsze (nie co gorsze
niż np w stingryu, ale nie takie zabawkowe jak w mexie). Nie wiem czemu ale
mój mex był lepiej uziemiony/wyekranowany od japońca, który sieje o wiele
bardziej(jeśli chodzi o wady). T owszystko nie znaczy, że nie warto kupować
mexów. Myśle że do 1400zł warto dobry egzemplarz wychaczyć i będzie
na pewno lepszy od Squierów (w tym serii VM) wkurza mnie strasznie jak ktoś
wychwala swojego Squiera nad fendery;/. Squiery, które można porównywać do
fenderów to te stare poobijane dziadki z japoni(ale cena jest tez fenderowa
niestety;/) a nie te te co są teraz produkowane. (Tak grałem na preclu i
jazzie seri VM. Zmiata większosć wioseł do 1000zł(poza Ibanezami blazerami
i roadstarami;) )) jeśli taki Squier brzmi lepiej od mexa to porównujesz z
kiepskim mexem. Squiery to inna półka niż mexy, a mexy to zupełnie inna
półka niż japońce, ciekawy jestem jak to wygląda z amerykańcami… Ale
każda z tych gitar warta swojej ceny(za używkę;))
Nie tylko mexykanskie Fendery maja niedoróbki,te z najwyższej polki Deluxy
made in USA tez maja wiele do życzenia. Zdarzają się “dead spot”mimo
grafitowych prętów w gryfie ,elektronika brumi,sprzęgą ,osprzęt szwankuje,
itd,itp .Jestem Fanem Fenderow, ale każdy egzemplarz radze dobrze ograć, czy
to będzie Fender z Mexyku czy z Japonii czy z USA zanim podejmie się decyzje o
zakupie ,później może być płacz i zgrzytanie zębów :):):)
A właśnie odnośnie “wilków” – mój amerykański vintage za 8 klocków ma
wilka. Meksyk nie ma 😛
Mazda – dałeś za swojego precla 8 tysiaków? Czego? Dolarów? Złotych?
Jestem w szoku!
Nowy tyle kosztuje w Polsce, w USA 2200-1600$, ja kupiłem używanego, dużo,
dużo taniej. No ale nie zmienia to faktu, że ma wilka na 6 progu struny G
😉
W hAmeryce kosztuje $1500. Oczywiście sugerowana cena detaliczna jest sporo
większa 😉
Nie wiem, Musiciansfriend podaje 1599, sugerowana jak podałem 2200. W Polsce
7600 + dopłata do 3kolorowego sunburst.
od kilku lat uzywam niemalze identycznego Fender MIN, i mimo brumienia :-), i
kilku innych malych wad, instrument zabija wszystko i wszystkich swoim
brzmieniem, nawet kiedy ja gram 🙂
znakomity do grania klasycznego funk-soul, soul-funk, soul, funk (przetwornik
przy mostku, albo oba) bardzo dobry do grania standardow jazzowych
:-)(przetwornik przy gryfie) i niezly do grania kciukiem (oba przetworniki)
i jak powiedzial mój znajomy absolwent berklee – meksykasnkie fendery moga być
nawet lepsze od amerykanskich, albo gorsze od taiwanskich, a wszystko zalezy od
tego czy byly wykonane w poniedzialek (praca po weekendzie nie zawsze dobrze
wychodzi), w srode (srodek tygodnia to najbardziej efektywny dzien), czy w
piatek (wtedy wszyscy się spiesza, żeby wyjsc z pracy i przywitac weekend,
dlatego tego dnia powstaja koszmarki). wtorek i czwartek pozostaja zagadka
😉
Założe się że nie masz organoleptycznych podstaw żeby takie rzeczy pisać.
Słyszałeś Squiera VM w porównaniu z MEXem?
Podejrzewam że nie. Wiec się nie wypowiadaj.
Ja śłyszałem, napiszę tyle: to są inne basy. Nie są gorsze/lepsze. No i
Squier na pewno mniej sieje siarą.
myśle, że zawsze piszesz, jaki to zajebisty jest twoj Squier i twoj
wzmacniacz. wydaje mi się też, że miałem gitar w ręku i zarazem jeszcze
więcej miałem na dłużej w domu i uważam, że mogłem je o wiele
dokładniej sprawdzić niż Ty. No Squier może nie sieje bo ma seymoury a
Fender zwykłe single. Ja mam swoje zdanie. Nie mam nic przeciwko temu, że
wolisz Squiera od fendera. Ja uważam, że jest różnica i to spora i mówie
tu raczej o przeciętnym egzemplarzu bo może się trafić zarówno Squier
lepszy od mexa jak i mex lepszy od japońca.
co prawda to prawda mroku przerzucil przez swoje lapki wiele basowe i może to
powiedziec spokojnie. osobiscie uwazam ze meksykanskie fendery sa znacznie
lepsze od Squierow co nie oznacza ze Squiery sa niedobre.
z tego właśnie powodu, że Squiery to super gitary kupiłem kilka dni temu po
raz drugi precla (podziękowania dla Ceni) który stanei się fretlessem.
Myśle, że w tych klasach cenowych w których są Squiery i fendery warte są
swojej ceny. Obie marki to świetne gitary w swojej klasie.
Mroku nie zawsze tak pisze. Porównywałem SQ z Meksykiem Mazdaha w piatek i
obaj mamy podobne zdanie. Ale tak, mroku wie swoje.
Edyt: Nie napisałem że jest lepszy. Napisałem że jest INNY
I kto tu nadinterpretuje?
nie pitol bo nie raz pisałeś, że Twoj Squier bije mexa, nie chce mi się
teraz szukać. Mojego zdania nie zmienisz. Może Mazda trafił na kiepskiego
mexa albo ty na świetnego Squiera;)
Bartoliodo.
Od prawie 10 lat mam meksykańskiego jazz bassa i bardzo dobrze mi się na nim
gra. Do klasycznego rhythmnbluesowego pykania bardzo fajny instrument. Fajnie z
lampką chodzi. Nie do każdej muzy się nadaje, ale to akurat nie mój problem
– sesyjnym czy weselnym muzykiem nie jestem. Gram na ustawieniu 10 neck, 5
bridge i 10 tone, co daje brzmienie, które nazywam “półtora precla” –
trochę preclowskie, ale mocniejsze. Do slapu się nie nadaje, za wąski gryf,
jeżeli chodzi o brumienie, wyekranowałem u lutnika z 8 lat temu i mam luz.
Panowie, jeżeli uważacie, że Squier jest lepszym instrumentem, to nie będę
polemizował, ale współczuję serdecznie. A twierdzenie, że sklejka Squier
mniej sieje siarą to w ogóle mnie rozwaliło : ) (mam Squiera Stratocastera
“by Fender” he,he).
Nie nadaje do slapu? Ciekawe co na to panowie Miller i Flea, najwidoczniej oni
o tym nie wiedzą 😀
Bartoliodo.
Mistrzu, o MOIM egzemplarzu mówię. Zresztą czy Miller i Flea używają
Mexów za 1450zł?
Nie, natomiast profile gryfów są niemal takie same. A rozstaw strun jest
identyczny 🙂
Bartoliodo.
Cóż mam odrzec na takie dictum? Może tylko to, że umiejętności w/w dwóch
panów nie posiadam, lubię za to Donalda “Ducka” Dunna i Bernarda Edwardsa.
Temat slapu na Mex-Fenderach uważam za wyczerpany z mojej strony
:mryellow:
Za to o Donaldzie Dunnie mogę gadać w nieskończoność 🙂
Tylko my zostaliśmy na tym forum? To może ja już skończę i popykam sobie
na basie.
ja mam jazza i slapuje mi się na nim wygodniej niż na music manie.
Zdecydowanie wygodniej, natomiast mm jest o wiele bardziej wygodny jeśli
chodzi o manualnośc lewej reki. Nie jest taki “twardy” bartoliodo tej mex na
100% brumi. Ekranowanie nie załatwia sprawy brumienia z singli. i nie
porównuj zwykłych Squierów ze Squierami z serii VM bo jest między nimi
duża przepaść jakościowa.
Bartolido: Squier z serii VM NIE JEST ze sklejki
A mroku wiedz swoje. Ja wiem swoje.
Dla mnie mój Sq jest lepszy właśnie dlatego ze ma inny charakter (bardziej
Vintagowy, miękki)
a ja powiem tak:
ogrywałem ostatnio jakiegoś dziwnego, japońskiego, sygnowanego precla- co to
dokładnie było- nie wiem. i pomijając kwestie manualne, jakościowe itd,
gdzie było widać, że to na prawdę dobra gitarka (porównuję tu do swojej
Yamaha rbx375 ze starszej serii), to brzmieniowo mój bas był
nieporównywalnie lepszy (sic!)
___________________________________________________________________________________
sprzedam łyżwy risport super cristallo z płozą mk professional, rozmiary
37,5 i 39!
ej no tosz kurde jak komuś się brzmieniowo podoba nawet tenson to jego
sprawa. każdy ma swoje zdanie i tyle.
Reasumując powyższą dyskusję: każda pliszka swój ogonek chwali. Squier
jest i będzie tylko “by Fender”. Fender zaś podparcia autorytetem marki
Squier nie potrzebuje. Najważniejsze, żeby było wygodnie i brzmiało zgodnie
z oczekiwaniami. Zresztą co mi do grania bluesa, Presleya i soulu
potrzeba?
Jeśli mamy się chwalić co kto ma to gram na Jazz Basie sygnatura Roscoe
Beck.Brzmienie tego basu w zupełności wystarczy praktycznie do każdego
rodzaju muzyki(oczywiście to moje subiektywne zdanie).
Nie wiem czy to prawidłowe myślenie ale wydaje mi się, że jeżeli komuś
właśnie odpowiednie, dobre i miłe dla ucha wydaje się brzmienie jakiegoś
tam taniego wynalazku w porównaniu do czegoś z wyższej półki to może
świadczyć to o słabym rozeznaniu i doświadczeniu sprzętowym. Ktoś
po prostu grał długo na jakimś badziewiu i się przyzwyczaił do tego
brzmienia. hmm?
A czy kolega mroku zarzuci panu z Witchcraft, że nie zna się na brzmieniu, bo
gra na JB z flatami i sypie stękającym, charakterystycznym dla starych
nagrań, środkiem, który dziś uznawany jest za typowy dla beznadziejnych
produktów? Owszem, masz trochę racji, ale w skrajności popadać nie ma
sensu.
nie twierdzę, że jestem wszechwiedzący i ogólnie super rozeznany, jak
niektórzy oraz że lubię basy fendera. ale móją opiniię podzielają osoby
grające koło 10 lat, wiec daje mi to do myślenia. generalnie przed zakupem
lepiej ograć- jak wszystko
___________________________________________________________________________________
sprzedam łyżwy risport super cristallo z płozą mk professional, rozmiary
37,5 i 39!
A słyszałeś mroku o czymś takim jak GUST? Nie każdemu musi pasować
nowoczesne brzmienie z mnóstwem góry.
zależy jak ktoś pojmuje pojęcie “lepszy” dla mnie lepsze jest coś co ma
charakterystyczne brzmienie, dobrze przebija się przez miks, wygodnie się
gra, mogę ustawić to pod siebie jak tylko mi się podoba (gryf, akcja menzura)
jest bezawaryjne, no i potem wygląd i cała reszta. są gusta i guściki. Mi
na przykład bardziej się podobało brzmienie mojego precla na oryginalnych
przystawkach niż na Dimarzio i co? też to był Squier. Nie podobało mi się
brzmienie, ale lepiej się przebijały.
Edit. Kurde herp czemu my musimy być zawsze po przeciwnej stronie:P? Trzeba
iśc na browara a nie się sprzeczać;) (ale i tak Fender jest lepszy od Squiera
;d)
Cóż za rasistowski opis! 😛
Gdy ja słyszę o Fenderze z Meksyku, myślę o…. burrito. 😛
Mroku – chodzi tylko o napis na główce 😛
Eh, jeszcze niczego się nie nauczyłeś. Przecież NAPIS jest najważniejszy
😛
No tak mazdah. Dlatego masz meksa a nie Squiera 😀
Panowie wszystko ma swoją cenę,Ja mam JB z meksyku wyprodukowany 12 lat
temu,wtedy meksykańce z amerykańskich części gitary te tylko skręcali
śrubokrętem.To były FENDERY !!Singiel pick-up brumi ale gra.Humbuckery są
niskoszumowe, ale grają innym dżwiekiem.Ja w sw0jim JB Mexico zmieniłem
przystawki na Fender Original 60 ,dżwiek z lat 60 tych,w głośniku cisza
,brumu mało.
Polecam taką zmianę.!!!Komorę potencjometrów łatwo można zaekranować
miedzianą cienką blachą,
pod pikapy również uziemione blaszki miedziane lub mosiężne i to
wszystko,służe pomocą.
Odnośnie składania meksykańskich fenderów z części amerykańskich to
brednia kolego, BREDNIA. Tak się składa, że opisuję powyżej niemal 11
letniego meksykańca. Ma całkowicie inną dechę, klucze i przystawki (
wymieniłem tylko to, co widać na pierwszy rzut oka ) A wszystkie starsze od
mojego meksyki, które widziałem, mają takie same dechy i klucze.
Co nie zmienia faktu, że są to całkiem fajne i niedoceniane instrumenty,
przy ostatnim napływie japończyków to już w ogóle…
_B_*_A_*_S_*_O_*_O_*_F_*_K_*_A_
Głos serca ma u mnie brzmienie basu..Mój starszy gra na mexsu który gada jak
japoniec 89 Jazz .Twierdzi że jak wysiadł z GMR 4 +BQC 4system to odżył.