Behringer Ultrabass BT108
Zajmiemy się dziś dość ciekawym sprzętem. Dlaczego ciekawym? Gdyż
niechcący odkryłem jego ukryte przeznaczenie 🙂
Zasada działania jest bardzo prosta – podłączasz sprzęt do prądu, do
sprzętu basię i działa.
Na panelu sterowania mamy kolejno od lewej: wejście, głośność, aux (jack
1/4″), korektor czteropasmowy (low, low mid, low high oraz high), wyjście
słuchawek (rozłącza głośnik) oraz przycisk power. Warto dodać, że
wyraźnie słychać, jakie pasmo zmienia korektor. Całkiem miło da się
ustawić barwę.
Każdy z 5 potencjometrów działa z przyjemnym oporem, nie występuje jakieś
luźne latanie, “samoregulacja” czy coś. Gniazda jack również mają opór,
wiadomo że wtyczka siedzi tak, jak powinna. Combo jest wyposażone w
narożniki, także się nie poobija. Sama konstrukcja jest oklejona skajem (czy
czymś podobnym). Są też gumowe nóżki, więc “potwór” nie jeździ po
podłodze. A na górze rączka, która po “poderwaiu” blokuje się w pozycji
wysuniętej. Ze spraw konstrukcyjnych jest również minusik. Ktoś w fabryce
dosłownie i w przenośni “kroi” kabel zasilający, bo jest za krótki –
jedynie 150 cm. Jak już się przyczepiamy do fabryki, no to jazda! 😉 Przed
użyciem skręcić. Wszelkie widoczne śrubki są dokręcone, ale jednak można
bardziej. Mniej trzeszczy. Komora basowa jest otwarta, a przy głośniku tej
wielkości jej zamknięcie chyba byłoby sensowniejsze. Wychylenie membrany
prawdopodobnie skrzyni by nie rozsadziło. Na plus również waga – jakieś
5,5 kg.
Czas na dźwięk. Wzmacniacz ma 15W, głośnik wytrzyma 20W. Chyba. Kupiłem
ten sprzęt, żeby móc ćwiczyć po cichu, w wygodnym miejscu, raczej nie jako
combo a alternatywę dla zewnętrznej karty dźwiękowej czy wzmacniacza
słuchawkowego. Czasem gram w kuchni, czasem w pokoju. Tam, gdzie najmniej
przeszkadzam. Dlatego również korzystam z wyjścia słuchawkowego. I w tej
konfiguracji brzmi elegancko. Da się słyszeć wszystkie zagrania, dotknięcia
strun fałsze itd. Jeśli ktoś się uprze i jednak wyciągnie słuchawki, to
jego sprawa. Wzmacniacz traci wtedy miękkość i głębię dźwięku.
Na głośniku da się grać, jak najbardziej. Najlepiej jak najciszej. Nie
odważyłem się rozkręcić sprzętu na (hy hy) maksa. Mój Cort Action V
(pasywny) najlepiej sprawdza się przy Behringerze, jeśli oba pick-upy są
nieco przyciszone, a vol ustawię na 5-6. Nie oszukujmy się, ośmiocalowy
głośnik ścian nie burzy. Do celów treningowych powiedzmy, że wystarcza.
Nie pracuje zbyt fajnie ze struną B, pozostałe dość dobrze. Mięsa nie ma,
flakami nie miesza. Jeszcze drobna uwaga, im więcej wysokich tonów na basie,
tym bardziej słychać szumy, brzęczenie. Coś jak w komunikatach
radiotelegrafistki z “Czterech Pancernych”.
Gniazdo aux ma stałe ustawienie korektora “flat”. Regulując dźwięk czterema
potencjometrami wpływamy tylko na brzmienie gitary. Całkiem fajna sprawa, że
w podkładzie bardzo słabo słychać bas, czyli nie zagłusza tego, co sami
gramy.
Ukryte funkcje: z ciekawości kolega podłączył Samicka UM1 Ultramatic. Jako
combo gitarowe spisuje się dużo lepiej. Nawet, jak damy więcej mocy. Druga
przydatna sprawa: przyjemniej ogląda się filmy na laptopie, gdy dźwięk leci
przez BT108.
Podsumowując: czy warto kupić? Za 280zł otrzymujemy bardzo mobilną
zabawkę. Jeśli dysponujemy czymś większym, czego nie chce się przynosić z
garażu do domu czy head i paczka są zbyt uciążliwe przy podłączaniu co
chwilę w innym miejscu, z którego akurat nas nie wyganiają, to można się
pokusić o zakup, bo ten produkt to dużo ciekawsza opcja niż granie z wieży
czy przez line-in w komputerze (a tak zaczynałem przygodę z basem).
Oczywiście można się spytać, czy to przekrzyczy perkusję. Tak, ale dopiero
wtedy, gdy nasi wygrają Mundial.