– Nie, kochanie, to nie są manekiny!
– Nie, nie tu się nic nie sprzedaje…
– Cóż z tego, że jest opisane, to nie są ceny!
– I przymierzalni też tutaj nie ma!
– Chodźmy już!
– Zaraz kostnicę zamykają…
————————–
Mieszkaniec wsi Maśluchy wybrał się do lasu po drzewo do pieca, bo zima nie
odpuszczała, jakby się jakaś zwierzynka trafiła to zabrał obrzyna ze
sobą.
Niestety przeciskając się przez krzaki, niechcąco pociągnął za spust i
postrzelił sobie nogę.
Brocząc krwią, resztką sił doczołgał się do pobliskich zabudowań
byłego PGR, szczęśliwym trafem mieszkał tam dawny pracownik zajmujący się
świnkami, miał on do czynienia z zabiegami u świnek – od zajścia do
zejścia, także na operacjach się znał. W stanie lekko nadającym się do
użytku oznajmił.
– Nic do znieczulenia nie mam, bom właśnie resztę zużył i będę musiał
wyjmować kule na żywca.
– Spokojnie dam rade, wyjmuj.
Po kilkudziesięciominutowej walce z kulą oraz snem, znachor wytaszczył
kulkę i oznajmił
– Co jak co, ale żeby przez ten cały czas nie dać znać po sobie bólu,
żadnego dźwięku, jęku nic, jestem normalnie zszokowany.
– Panie nie taki ból się przeżyło, dokładnie dwa razy było dużo
gorzej.
– Tak? A w jakiej sytuacji?
– Raz jak przysiadłem w lesie pod krzaczkiem, żeby kreta wypuścić, jajkami
w sidło trafiłem…
– O jezuuu.. Toć to potworność, chyba nie może być coś gorszego od
takiego bólu!
– Może… Sidło było przywiązane do przygiętej do ziemi młodej
brzózki…