Czytam sobie różne ogłoszenia i wątki na forumach, i bardzo często
spotykam się z wpisami, że ktoś ma 100 albo 150 watowy wzmacniacz i on „daje
radę”, „przebija się przez perkusję i gitary”, „trzęsię ścianami” a „nigdy
nie był rozkręcany na więcej niż 1/3″.
Wiem, że waty producentów są sobie nierówne. Wiem, że wiele zależy od
skuteczności głośnika/paki, rodzaju końcówki mocy, pomieszczenia,
ustawienia i „siedzenia w miksie”.
Jeżeli jednak te opinie są prawdziwe, to z moim sprzętem, albo ze mną, jest
coś nie tak. Mówię o warunkach próby w zamkniętym pomieszczeniu (skład b,
g, p), typowy rock.
Zaczynałem od 90w komba, które „dawało radę” rozkręcone 80% gdy perkusista
i gitarzysta grali spokojnie. Gdy się rozkręcili ginąłem marnie.
Przesiadłem się na 180w kombo, to rozkręcone na 70% dawało radę ale i tak
szału nie było. Fakt, to było 90w i 180w firmy Behringer, więc może to
inne waty były.
Następne kombo to był cholernie głośny 300w Fender na 15″ głośniku, i ten
dawał radę — rozkręcony na 50% dawał i moc i brzmienie. Teraz używam 500w
Edena przez paczkę 4×10, i jest dobrze przy rozkręceniu na 40%. Grałem też
na 600w MarkBassie, 600w SWR (paczki4x10) i też rozkręcałem je na ok
40%.
Z moich doświadczeń wynika zatem, że żeby się przebić przez dynamicznie
grającego perkusistę, to potrzebuję — tak na oko — 100w minimum. To jednak
mało gdy jest highgainowy gitarzysta, tu — znowu na oko — potrzebuję min.
ok. 150w.
Podsumowując — wychodzi mi na to, że potrzbuję ok. 150-200w żeby
nagłośnić się na próbie i na małym, bezprzodowym koncercie.
Oczywiście to są liczby brane z sufitu, pomiarów nie robiłem, szacowane po
pozycji gałki względem maksimum znamionowego wzmacniacza. Wiem, że szacunki
mało sensowne, nie uwzględniające specyfiki pomieszczenia. Itp, itd.
Jak jast zatem istota tego postu? Powiedzcie basoofkowicze, czy to ja jestem
głupi, głuchy albo inaczej nienormalny, sprzętowo beznadziejny, bo wydaje mi
się, że niemożliwe jest przebicie się 150w wzmakiem rozkręconym na 30% w
klasycznie rockowej kapeli?
Pozdroofka
Romek
Czy jestem jedyną osobą, która ma problemy z głośnością wzmacniaczy na próbach?
Czy ktoś inny ma podobne doświadczenia z watami wzmacniaczy, jak ja?
Jakie są wasze doświadczenia z mocą wzmacniaczy przy graniu rocka?
Czy tylko ja potrzebuję minimum 100 w mocy, aby przebić się przez perkusję?
Czy według was to możliwe, aby wzmak na 30% dał odpowiednią głośność w rockowej kapeli?
Jakie czynniki wpływają na to, że potrzebuję tak dużej mocy przy graniu na próbach?
Czy ktoś z was używa wzmacniaczy z mniejszą mocą i jest zadowolony z głośności?
Jak myślicie, czy to wina moich umiejętności grania, czy faktycznie potrzebuję więcej watów?
Czy warto inwestować w droższy wzmacniacz, aby uzyskać lepszą głośność na próbach?
Jakie wzmacniacze polecacie przy graniu rocka na próbach?
Mam 100-watowy wzmacniacz i nie narzekam na brak głosności, przebijania się
itd. Skala „voolume” 1 – 7 i na próbach (do niedawna gwóch gitarzystów a
obecnie jeden – głowy 100-watowe) rozkręcam się na ok. 1,5.
Ale uważam, że nie jest to zaleta super/hiper wzmacniacza. Pod wzmacniacz
podłączone są bardzo skuteczne 2 kolumny (wzorowane na Acoustic 361PP ale z
15″ głosnikami) i to one tak naprawdę robią cała robotę.
Tak naprawdę, to do tych kolumn podłaczyliśmy kiedyś 60W Eltrona i …. też
było mnie słychać.:-D
Kiedyś miałem przyjemność grać koncercik w Łowickim kinie i mój zestaw
nagłosnił cała salę (nie taką mała) bez potrzeby puszczania na przody, a
po nas grał zespół, którego basista miał 300W wzmacniacz (nie będę
robił antyreklamy, ale znanej firmy i dosyć drogi) i jego zestaw musiał być
wspomagany przodami.
Ps. Niedługo będę miał dwie kolumny wzorowane na Sunn 215RH. Ciekawe jak
one będą gadać.
Odpowiedź na to pytanie jest tak złożona, drogi dywagacji tak liczne, że
całkowicie załatwiłeś mnie na resztę tygodnia. Siedzę w kącie
pomieszczenia i kiwam się uderzając czołem w ścianę.
Postrzegana głośność oprócz od mocy wzmacniacza zależy m.in. od:
– techniki gry i umiejętności artykulacyjnych basisty
– budowy partii instrumentalnych wszystkich instrumentów
– konstrukcji gitary (drewno, przetworniki, elektronika)
– zawartości pedalboarda i ustawień efektów
– „voicingu” wzmacniacza
– odpowiedniego wysterowania wejścia instrumentalnego
– ustawień brzmienia na piecu, w przypadku aktywnej gitary również na
gitarze
– skuteczności i konstrukcji kolumn
– „podzielenia się częstotliwościami” między instrumentalistami
– właściwości akustycznych pomieszczenia
– umiejscowienia sprzętu
Od tygodnia posiadam wzmacniacz Trace Elliot o mocy 150W / 4Ohm, pełen
tranzystor. Zdążyłem na nim już zagrać próbę w rockowym składzie.
Grałem wpięty w jedną kolumnę 8 Ohm, 1×15. Czyli miałem do dyspozycji 75W.
Gitarzysta gra na 100W pełnej lampie, co prawda bez hi-gainów, ale drive
był. Dla mnie master na 40% załatwił sprawę. Jak to mówią – niemożliwe
to jest zapłacić kartą w Biedronce 😉
BTW – nie mylmy pojęcia „dynamicznie grający perkusista” z „siłowo
napierdalający bębno-grzmot”. Nie sugeruję, że mówimy tu o takim
przypadku, ale wolę się upewnić 😉
Ja zagrałem jedną próbę na basie podpiętym do Voxa Pathfindera. Gitarowego
combo niskiej mocy. Gitarzysta obok grał przez takie samo combo. Tuż obok
był pałker. Wszyscy byliśmy słyszalni.
W domu gram na 60W Sunnie z 1982 roku, który grzmi co najmniej jak 120W.
Nie jestem zatem w stanie „obiektywnie” się wypowiedzieć 😀
Mnóstwo na ten temat jest w internecie napisane, choćby tu:
http://www.guitarwtf.com/2012/04/17/wtf-is-the-difference-between-a-50-watt-and-a-100-watt-amp/
http://www.acousticguitarforum.com/forums/archive/index.php/t-153746.html
Można ująć to tak – nie ma jednoznacznego, bezpośredniego związku między
mocą a głośnością wzmacniacza.
A z lampowymi to już w ogóle jest jazda – niektóre z nich przy kręceniu
gałką volume zwiększają głośność do pewnego poziomu, później już
głośność się nie zmienia. ALE! Jak podłączymy dodatkową kolumnę…
😉
(i tak można długo :D)
Gram próby albo wpiety bezp. w mikser albo na Carvinie ProBass 150W 4 Ohm
rozkreconym na godz 12-13 i paka 2×10 lub na combie Fendera 1×15 chyba 300W tez
rozkreconym do polowy. Z perkusja nie ma najmniejszego klopotu. Jak gitarzysci
zaczynaja przykrywac sekcje to kaze im się sciszyc. Nie chce ogluchnac nawet w
imie hard rocka…
Kapitalne znaczenie ma w jakiej sali się gra i jak porozstawiane sa piece
(postawienie np. wzm basowego na stoliku może dużo pomoc).
Też tak miałem w jednym wzmacniaczu, dopóki nie okazało się, że ten
potencjometr miał nie taką charakterystykę jak potrzeba.
Ja nie jestem fachowcem, ale słówko dorzucę. Też mi się cały czas
zdawało, że mnie nie słychać, mimo, że kumple, którzy przychodzili na
próby posłuchać twierdzili, że słychać wszystko selektywnie. Ja grałem
albo na Laneyu Pro-Bassie 150W albo na TCElectronics BG250 – 250 wat. Oba
rozkręcone mniej więcej tuż ponad połowę (chociaż z tym rozkręceniem
ciężko powiedzieć, bo volume było na 6, a gain na połowę, czyli na
logikę wychodzi, że byłem rozkręcony na około 30%, jeśli dobrze liczę).
Zawsze stałem tuż obok swojego pieca. Aż kiedyś kupiłem dłuższy kabelek
(6 metrów) do gitary, i z czystej ciekawości wyszedłem całkiem do przodu na
środek. I doznałem niemałego szoku. Okazało się, że stojąc przy samym
głośniku prawie się nie słyszę, a z przodu na środku słychać było
każdy dźwięk czysto i wyraźnie 🙂
Aha.. Wcześniej skręcałem środkowe częstotliwości prawie do zera, ale za
radą tu na forum podkręciłem je do góry, i okazuje się, że przy
podkręconym środku nawet jak masz piec bardziej ściszony, i tak się lepiej
przebijasz.