Mam kolejny atak grafomanii skutkujący zalewaniem „basoofki” swoimi wpisami,
ale moderacja zawsze może przecież przywołać mnie do porządku!
Kiedyś w ramach swobodnej wymiany myśli kilkakrotnie pogadaliśmy na tym
blogu o naszych lekturach i zainteresowaniach pozamuzycznych.
Przyznałem się wtedy do dość konserwatywnego gustu co do poezji i braku
orientacji w jej współczesnych trendach oraz tzw. „nazwiskach”. Tomiki
debiutanckie kupuję rzadko i tylko wtedy jak o autorze gdzieś usłyszałem i
akurat natrafię na jego wiersze w księgarni.
Tym niemniej często czytam moich ulubionych poetów.
Ostatnio natrafiłem na wcześniej mi nieznany wiersz Pabla Nerudy, który
śmiało mogę nazwać moim życiowym credo:
Pablo Neruda „Powolnie umiera”
Powolnie umiera
Ten, kto nie podróżuje,
Ten, kto nie czyta,
Ten, kto nie słucha muzyki.
Ten, kto nie obserwuje.
Powolnie umiera
Ten, kto niszczy swą miłość własną,
Ten, kto znikąd nie chce przyjąć
pomocy.
Powolnie umiera
Ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia,
Ten, kto odtwarza codziennie te same ścieżki,
Ten, kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia,
Ten, kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru,
Ten, kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym.
Powolnie umiera
Ten, kto unika pasji i wiru emocji,
Które przywracają oczom blask
I serca naprawiają.
Powolnie umiera
Ten, kto nigdy nie opuszcza swojego przylądka,
Gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub w pracy.
Ten, kto nie podejmuje ryzyka spełnienia
swoich marzeń,
Ten, kto nigdy choćby raz w życiu nie odłożył na
bok racjonalności.
Życzę wszystkim Siostrom i Braciom „basoofkowiczom”, żeby nigdy nie dopadło
ich takie umieranie…
Uffff, jaka ulga… jeszcze nie umieram…
…a reszta umiera szybko 😉
Życie zawsze kończy się śmiercią, ale sam znam trochę „zombie”, którzy
powoli zaczęli umierać już za młodu.
Zmieniają się w „wampiry energetyczne” wysysające z otoczenia chęć do
życia; przeszkadza im radość, beztroska, szczęście innych a już
najbardziej ci, którym wystarcza byle co, aby cieszyć się życiem!
Znam panią zmuszającą męża do tyrania na „kasiorę”, a spełniającą
tylko jeden warunek wiersza – mianowicie podróże. Jednak kiedy zapytałem ją
o wrażenia z ostatniego urlopu w Chinach, nie potrafiła nic powiedzieć, poza
opowieścią o wyposażeniu hotelu i cenach w sklepach. W Zakazanym Mieście
była, ale patrzyła i nie widziała… A w ogóle to się nudziła przez 10
dni…! Za to wiele miała do powiedzenia o jednej z sąsiadek, która wg niej
„zadziera nosa wyżej d*py” bo „jest dziadówką, a ciągle biega do teatru i
na jakieś durne wystawy”…
Jej zatyrany mąż jest moim kolegą, stąd ją znam i musielibyście zobaczyć
niesmak na jej twarzy, kiedy na pytanie dlaczego nie wezmę się za zarabianie
„prawdziwych” pieniędzy, odpowiadam jej, że nie mam na to czasu bo lubię
sobie pograć z kolegami, pójść na jakiś koncert czy do teatru, a i
poczytać lubię wieczorami…
I to jest szalenie przerażające.
W chwili, kiedy człowiek traci zainteresowanie i radość z drobnych rzeczy,
przegrywa jako człowiek.
Nie potrafię się dogadać z kimś, kto myśli jak ta żona i sam bym się nie
zgodził na rezygnację z siebie.
A ja na twarzach dużego procenta moich rozmówców widzę jeszcze zdziwienie i
niedowierzanie jak mówię, że z grzebania przy motocyklach i z grania nie mam
żadnych pieniędzy.
Cholera, wychodzi na to, że odżyłem chyba jednak niedawno, bo jeszcze pół
roku temu niemal żadnego warunku nie spełniałem. Kasy niby było sporo
więcej, niż teraz, ale za to przynajmniej teraz mam w cholerę wolnego czasu,
i wszystko, co robię, jakoś się z muzyką wiąże.
Moja ostatnia radość to wycentrowanie koła w rowerze kluczem do nypli
kupionym za 5 zł 😉
To rower, który ostatnio zamieniłem za stary telefon komórkowy i który
powoli sobie upgradeuje.
Lubię ten wiersz. Prawdziwie prawdziwy.