Mam urozmaicone muzycznie życie… Może dlatego, że nie uważam się za
natchnionego Artystę i z przyjemnością „tarzam się” w „niższych” rejonach
muzycznej twórczości i odtwórczości.
Należę do plebsu „chałturniczo-klezmerskiego” i sprzedaję swoje
umiejętności bez oporów, jeśli tylko kupiec się znajdzie!
Propozycji ze strony Bostońskiej Orkiestry Symfoniczne, filharmoników
berlińskich ani big-bandu Petera Herbolzheimera nie otrzymuję, to gram w
okolicznych orkiestrach dętych, sekcjach akompaniujących, małych składach
kameralnych, combach jazzowych i innych projektach.
Mam za sobą ładnych parę lat doświadczeń grania najróżniejszej muzyki na
gitarze basowej i tubie, w tym 19 sezonów w jeleniogórskim teatrze za jego
najlepszych czasów, pod dyrekcją Pani Aliny Obidniak i kierownictwem
muzycznym Pana Bogdana Dominika, oraz kilkanaście lat dixielandowej jazdy w
ekipie „Karkonoskich Stompersów” – docenionych w minionym stuleciu na „Złotej
Tarce” – ze świetnym liderem, trębaczem i aranżerem – Heniem Citkowem.
Za czasów paskudnej „komuny” grałem w pięciu okolicznych orkiestrach
dętych, a i teraz obskakuję obie istniejące, w tym jedną przy Filharmonii
Dolnośląskiej.
Muzyka towarzyszy mi przez całe życie, od 12-tej wiosny, kiedy to zacząłem
uczyć się grać na gitarze klasycznej i (tak, tak) mandolinie w ognisku
muzycznym… To był wtedy bardzo popularny instrument „biesiadny”, promowany w
radiu przez „Zespół Mandolinistów Pod Dyrekcją Edwarda Ciukszy”, he…
he… he…
Niedawno skończyłem 59 lat, gram nadal z równym entuzjazmem i mam zamiar
zagrać jeszcze na własnym pogrzebie!
Mam też grupkę Kolegów o podobnej drodze życiowej, z którymi dla własnej
przyjemności spotykamy się co tydzień, pograć jazzowe i bluesowe standardy
i tak to jakoś leci.
Nie utrzymuję się teraz z grania i nie muszę grywać wesel, chociaż przez
kilkadziesiąt lat robiłem i to, bez grymasów, a nawet, o zgrozo, z
przyjemnością!
Oto dla przykładu, dla zainteresowanych, mój aktualny muzyczny rozkład
bieżącego tygodnia:
pon. – wyntydżowi dżazmeni ze standardzikami (git. basowa)
środa – spotkanko z serdecznym kolegą gitarzystą, co by omówić pewien
muzyczny projekcik (tuba/git. basowa)
niedziela – dwa granka „ślubne” z kameralnym składem dętym (suzafon)
W nawiasie podaję, w jakim wcieleniu występuję…
Powiem też, że do niedawna takich uniwersalnych „klezmerów” jak ja było
dosłownie kilku w okolicy.
Lepszych ode mnie instrumentalistów – więcej, ale za to
„jednokierunkowych”…
Ostatnio pojawili się w Jeleniej Górze wspaniali basiści z pokolenia moich
dzieci, absolwenci Akademii Muzycznych, wszechstronnie i solidnie
wykształceni. Znakomici i pełni pomysłów muzycy. To oni teraz „rządzą”,
co mnie bardzo cieszy, bo daje nadzieję, że nawet jak już być może grać
nie będę, to przynajmniej kogoś posłucham z przyjemnością…
Piszę to wszystko, poruszony marudzeniem niektórych „basoofkowiczów” tutaj i
na fejsbukowych kontach, jak to nie mają z kim i gdzie grać i jak się nimi
nikt nie interesuje, nie wspomaga, pieniędzy nie płaci, nie docenia świat
ich Sztuki, perspektyw na karierę i sukces nie widzą… A tu jeszcze stare
zgredy, co same sukcesu ani sławy nie osiągnęły, d*pę zawracają jakimiś
nutami, harmonią, kształceniem słuchu! Na co to prawdziwemu rockmanowi!
No, jednym słowem, same problemy z tą muzyką mają!
Serdecznie im, biedakom, współczuję!!!
Brawo!
Tuba na pocieszenie.
Ja zamiast marudzić, że nie mam z kim grać zacząłem grać na wszystkim
sam. Jak dojdę jak zagrać koncert to będzie full wypas.
@papabear
Tubas, Ty masz wiele talentów. Czekam na Twoją autobiografie/ przemyślenia –
fajnie piszesz i trafiasz w sedno.
Moje talenty to opowiadanie pierdółek i pisanie o wszystkim co akurat w danym
momencie przyjdzie mi do głowy!
Najlepiej wychodzi to a vista’, „z marszu”. Jak próbuję poprawiać, to już
wychodzi gorzej… Lepsze jest wrogiem dobrego – mówi stare, mądre
powiedzonko!
Fragmenty mojej autobiografii łatwo jest wyłuskać z moich blogowych wpisów,
ale to dla cierpliwych, bo jest już ich chyba ponad 100… A wynikają one w
większości właśnie z przemyśleń, lub tego co w tamtym momencie mnie
poruszyło! 😀
Tubas gdybyś napisał książkę pełną jak to nazwałeś Twoich
„pierdółek” to postawił bym ją na półce z pozycjami OBOWIĄZKOWE:) tak
się przyjemnie je czyta.
Moler, jeśli tak to zacznij najpierw zbierać fundusze na wydanie takiej
książki, później mów co byś z nią zrobił 😀 Chyba, że Tubas ma wolne
parę tysięcy na łamanie, korektę, druk i rozprowadzanie 😀 (albo znajomych
w wydawnictwie, co wcale by mnie nie zdziwiło… :D)
Mam znajomych nawet w kilku niszowych wydawnictwach, ale oni żyją właśnie z
grafomanów gotowych sprzedać własne dzieci na organy, żeby tylko zobaczyć
swoje nazwisko wydrukowane na okładce książki…
Ano właśnie i potem z takich grafomanów powstaje multum książek
zalegających na bazarach, których nikt kupować nie chce, mimo tych
kilku-kilkunastu perełek, bo wolą „wielkie” tytuły. Ale to tak chyba zawsze
było, jest i będzie
Eee to nie te czasy.
Wydaj ebooka.
Mam zarejestrowane wydawnictwo. Umówimy się na „negocjacje” przy piwie 😉 to
Ci odstąpię jeden numer isbn.
Jak wyślesz w Wordzie ogarniety temat – to mam niezbędne programy.
Dla chcącego nic trudnego ( w końcu też o tym ten wpis na blogu ).
Nie kuś, Szatanie! Apage…
Ok, piwo może być bezalkoholowe ;-).
Tubas – za rok masz 60-te urodziny, zrobimy Ci w prezencie pdfa! 🙂
Ja się deklaruje jako pierwszy kupiec ebooka o ile będzie w formacie epub bez
jakichś kretyńskich zabezpieczeń (znak wodny może być).
czytałabym! 😀
czytał, kupował, reklamował.. wszystko bym robił 😀
Tubas nie podpuszczam Cię, ale nie napiszesz;D
Nie wiem! Jestem leniwy z natury i działam pod wpływem impulsu, więc muszę
na niego czekać…
😀
Zakwas … Pd-efa Tubasowi można już teraz zrobić ze zbiorem tekstow blogowo –
forumowych. Jestem pewien , ze wiekszosc sobie ta pozycje sciagnie i w wolnych
chwilach poczyta. Oczywiscie jeżeli kolega Tubas wyrazi zgode …
Obstawać będę przy prezencie urodzinowym… 😉
Aż się zalogowałem co by odpowiedzieć.
Brawo Tubas! Jest na forum kilku takich, co nie marudzą tylko grają. Zakwasie
– czy ty masz mało grań? Pewnie nie, bo po prostu grasz. Po prostu to
robisz.
Mój grafik muzyczny toże napięty,
poniedziałek próba (bigband)
wtorek próba (sekcyjna w bigbandzie)
środa próba (kapela r’n’r!)
czwartek próba (zamiennie jakiś mały gig) (bigband)
piątek próba (lub jakiś mały gig) (r’n’r)
sobota chałtura
niedziela… to już gram tylko dla siebie, szlifuję warsztat, przygotowuję
nowe utwory, idę z psem na spacer i se śpiewam w międzyczasie 😉
Toż to tylko wycinek, w międzyczasie pojawiają się małe jednorazowe
grania, przyjść, zrobić, zarobić (czasem np. piwo, czasem uśmiech, a
czasem obiad. Czasem też ekwiwalent pieniężny tychże).
Nie wszystko gram dla pieniędzy, muzyka jest ponad pieniędzmi.
Marudzi, że grać z kim nie ma? Siada przed kamerę, nagrywa piękny utwór na
do metronomu. I na Youtube. Na pewno wielu doceni i zaraz się zgłosi z
propozycjami.
Organ nieużywany zanika. Trzeba grać codziennie. I wyjść z inicjatywą a
nie wciąż czekać…
W (prawie) każdej z wymienionych kapel gram, bo sam się zgłosiłem,
przyszedłem pogadać, pokazać się. I zostałem.
Wszystkim – DO DZIEŁA.
Krolik – dokładnie!
Oprócz grania mam ciągle pracę przy nagłaśnianiu i w studio. Dni wolnych
od muzyki – nie stwierdzono. 😉
Ja ogarnąłem kapele po jakiś 4miesiącach grania na basie, matko że mnie
nie wyrzucili i jak dużo się nauczyłem!