tubas – standardowy…

Podczas naszego tygodniowego jam session zdecydowaliśmy się na nietypowy eksperyment: grę bez perkusji. Okazało się, że brak tego instrumentu pozytywnie wpłynął na naszą kreatywność i pozwolił każdemu z nas wsłuchać się w partię drugiego.

Jest środa. Jak co tydzień spotkaliśmy się w składzie „standardowym”.

Bardzo lubimy grać standardy; bawi nas to i cieszy, jeżeli „fajnie idzie”!
Robimy to dla własnej przyjemności, ale przy okazji mogą nas posłuchać
też inni, którym z kolei sprawia przyjemność słuchanie tego, co już
dobrze znają i przerzucanie się uwagami w stylu: „Henderson zagrał to
lepiej…”

: )

Nie będę się spierał, niech im będzie, że Parker, Henderson czy Adderley
są lepsi… I tak na żywo mogą posłuchać właśnie Krzysia, „Prezesa”,
Jania i Waszego „tubasa”.

Dzisiaj pograliśmy sobie dość nietypowo, bo bez perkusji. Nasz „książę
mroku” wziął urlop i pojechał w kilkutygodniową trasę z „pomrocznymi
kapelami” oraz na jakieś nagrania z nimi…

Całkiem przyjemny wieczór! Pięknie słyszałem kolegów, a oni mnie. Linie
basu same się układały w atrakcyjne „pochody”, sympatycznie współbrzmiące
albo ładnie kontrapunktujące z solówkami. Piano przypomniało sobie, że co
prawda jest instrumentem perkusyjnym, ale także harmonicznym i melodycznym.
„Prezes” postanowił przytargać na następną próbę jakiegoś „fuzza” czy
innego gitarowego distortiona – do bluesów.

Okazało się, że brak perkusji stanowił pozytywny bodziec do wsłuchania
się w siebie…

Powiem Wam w zaufaniu, że przy okazji spróbowaliśmy jak te standardy brzmią
bez gitary, potem bez piana i bez saksofonu. Dało się słuchać w każdym
zestawieniu, pod warunkiem, że grał też bas! Bez basiórki – kicha…

„Basoofkowiczki” i „basoofkowicze” – bez nas nie da się grać!!!

Jak gramy, to nas specjalnie nie słychać, ale jak nie gramy to od razu
słychać, że nas nie słychać! : )

PS. Przy okazji podaję linki do nutek linii basowej „Hit That Jive Jack”, bo
leniwy jestem i nie chce mi się wysyłać ich każdemu chętnemu oddzielnie.
Pierwszy plik to pdf, a drugi to zapis popularnego edytora nut ENCORE:

www.tubas54.wrzuta.pl/plik/7rkhd6BQVuE/hit_that_jive_jack

www.tubas54.wrzuta.pl/plik/2kWYVQS7qUw/hitthatjivejack_bass

PPS. Może bym coś zjadł?… Na pewno bym coś zjadł! Idę do lodówki
sprawdzić co… Na razie, neskim!

Podziel się swoją opinią

7 komentarzy

  1. A ja bym posłuchał jakiegoś jazzu z wczesnych dziesięcioleci poprzedniego
    stulecia…

  2. MPB, czyżbyś chciał powiedzieć, że co najlepsze to już było?

    Bo ja się już złapałem na tym, że jak słucham rocka to tylko z lat
    „takich i takich”, najlepszy blues był w latach „takich i takich”, a jazz to
    tylko Nowy Orlean.

  3. No niestety dokładnie to mam na myśli.. Muzycznie siedzę dosyć mocno w
    zamierzchłych czasach. Zatrzymałem się w latach 70 XXw i wszystko co
    powstało później już jest albo nie takie jak trzeba albo jest tylko kalką
    (choć czasem świetną) zespołów z tamtych lat. Prawdziwy 22letni zgred!:)
    Gdy słucham nowszej muzyki to okazuje się, że są to hołdy oddane muzyce
    sprzed 35 lat- The Flower Kings, Transatlantic to zespoły próbujące
    przybliżyć nam klimat Genesis, Yes, King Crimson.. Ostatnio coraz bardziej
    popularny Stoner Rock to odwołanie do klasycznego hardrocka czy rocka
    psychodelicznego.. Gdy widzę jakiegoś szołmena na scenie to myślę tylko
    „przecież Gabriel z czasów Genesis czy Ian Anderson zniszczyłby go jednym
    spojrzeniem”. Jedna z niewielu gier komputerowych jakie mnie naprawdę
    wciągnęły to „Mafia” przez Jazz z lat 20 i 30 jaki się tam non stop
    przewijał. Sam wciąż przeżywam to, co czuła młodzież gdy pod koniec lat
    70 wyszła pierwsza część Gwiezdnych Wojen. Czasem wciąż oglądam
    „Nosferatu” Friedricha Wilhelma Murnaua czy „Metropolis” Fritza Langa (GENIALNE
    scenografie i klimat!) z lat 20. Uwielbiam patrzeć na początki takich
    gigantów jak S. Wonder, M. Jackson, R. Charles.. To co najlepsze niestety już
    było. Teraz zostały już tylko odgrzewane kotlety. Na szczęście niektóre
    są całkiem smaczne, podawane choćby przez zespoły takie jak ten autora tego
    arcyciekawego bloga:)

  4. Też ostatnio miałam okazję zagrać dwie próby bez perkusji i myślałam,
    że będzie ciężko, a tu okazało się, że tak też można wiele rzeczy
    dopracować i dokładniej się słyszymy wzajemnie;)

  5. ja mam jedną kapelę nazwijmy to „niekonwencjonalną” bo zamiast regularnej
    perkusji planowane są bongosy, toteż świetną szkołą gry jest granie bez
    tradycyjnego zestawu perkusyjnego. Bas musi zupełnie inaczej wypełniać takt,
    organizować większość przejść, dużo bardziej kontrolować dynamikę
    całości, nie tylko „łączyć” perkusję z gitarami 😉

    Co do muzyki – nie powiem, że to co dobre już minęło. Sam się ślinię na
    takie rzeczy jak Pink Floyd, Miles Davis, Jethro Tull, The Beatles, Nowy Orlean
    itd itp, ale coraz częściej udaje mi się dorwać prawdziwych geniuszów
    współczesnych (choć fakt faktem trudno znaleźć w rocku/metalu, który jest
    bardzo „wyeksploatowany”).

    Polecam np. Amona Tobina – brazylijski DJ miksujący jazz (jego grę często
    nazywają „cut and paste jazz”).
    https://www.youtube.com/watch?v=7-cvlWtc9Q8

    Ponadto dobry jazzman odnajdzie się w każdej epoce od ponad 100 lat, więc na
    słabe jazzowanie nie możemy narzekać obecnie.

  6. Dante podpisuję się pod tym co napisałeś …szczególnie jeśli chodzi o
    Amona Tobina (znanego wcześniej jako Cujo). Jeżeli ktokolwiek szuka
    nowatorskiego podejścia do jazzu to polecam artystów zrzeszonych wokół
    Ninja Tune z naszym polskim a dokładniej wrocławskim Skalpelem miksującym
    muzykę z polskich płyt jazzowych z lat 60. Gorąco polecam.

Możliwość komentowania została wyłączona.