Żeby zachęcić niezdecydowanych do udziału w zgierskich zlotach forumowych,
informuję że oprócz najcenniejszych dla mnie, towarzyskich aspektów tych
spotkań, są też merytoryczne, warte wyprawy nawet kilkuset kilometrowej!
W tym roku tą stronę mocy reprezentowali Piotr „Zaq” Żaczek, Marcin „Pendo”
Pendowski, Błażej „Alfik” Domański oraz lutnik-specjalista z „Max Music”,
którego nazwisko i nick wyleciały mi z głowy, ale w ubiegłym roku też
gościł na imprezie.
Cenne wskazówki i praktyczne rady serwował także, poza programem oficjalnym,
Sebastian „Seb” Kucharski.
Zacznijmy od „Zaqa”, który demonstrował różne sposoby ogrywania linii
basowych do typowych kadencji i nietypowych fraz harmonicznych, korzystając z
materiału dźwiękowego sugerowanego przez budowę akordów
akompaniamentu.
Pisałem o tym w jednej z moich ściąg i komentarzach do niej, ale przyjemnie
było posłuchać jak realizuje to wybitny basista, którego gra sekcyjna może
być wzorem co może talent i wyobraźnia zdziałać z banalnym nawet układem
harmonicznym.
„Zaq” podkreślał, że wszystko fajnie, ale każdy riff czy zagrywka, muszą
przede wszystkim być osadzone w rytmie.
W tym momencie z sali padło pytanie na temat tzw. „grania z tyłem” i „grania
do przodu”, czyli tego co nazywa się popularnie „tajmingiem”…
Za moment usłyszeliśmy w wykonaniu Piotra wspaniałe przykłady tego
pierwszego sposobu i dowiedzieliśmy się, że w praktyce tylko niektóre
dźwięki akompaniamentu basowego są lekko opóźnione w stosunku do podstawy
rytmicznej. Daje to wrażenie „bujania” i rozkołysania w pracy sekcji, a
podstawową trudnością jest nie zwalnianie przy tym tempa utworu. Wymaga to
zaznaczania „punktów odniesienia” razem z bębnami i resztą sekcji.
Niby proste, a zagrać tak potrafi niewielu!…
W roku ubiegłym Krzysztof Ścierański demonstrując sposoby realizacji
basowego akompaniamentu do muzyki latynoskiej, też zwracał uwagę na
charakterystyczne przesunięcia akcentów (synkopy), ale to oczywiście dwie
zupełnie inne sprawy!
W muzyce latynoskiej synkopy są bardzo mocno osadzone w rytmie i podziały te
są precyzyjnie ustawione w czasie, tyle że przesunięte wobec równo
akcentowanego beatu podstawowego.
W soulu, jazzowych balladach i tego typu klimatach ważniejsze jest hipnotyczne
„kołysanie” rytmu, a mistrza poznać po tym, że wie, które dźwięki
opóźnić, a które zagrać „w punkt”…
Tak gra m.in. Bartek Królik w soulowych projektach, a jego praca w sekcji
„Sistars” przy całej prostocie linii basu jest dowodem na to, że to muzyk
dotknięty „palcem Bożym” i wystarczą dwa dźwięki w takcie, żeby to
poznać…
„Zaq” odpowiedział też na pytanie, co znaczy grać „z przodem”.
To po prostu granie precyzyjnie z bębnami, przy czym ja dodam, że bardzo
ułatwia sprawę „pulsowanie” w głowie akcentów na 2 i 4 oraz, od czasu do
czasu, wyprzedzenie „raz” o „ósemeczkę” czy „szesnastkę”!
Następnego dnia Marcin Pendowski demonstrował riffy i grove’y funkowe,
niektóre pochodzące jeszcze z lat 70-tych ubiegłego stulecia i duży nacisk
kładł na bardzo wypunktowane w czasie granie takich linii. Funky nie znosi
zamazywania podziałów rytmicznych i zarówno w synkopowanych jak i w
akcentowanych standardowo riffach, o klasie basisty świadczy precyzja ich
realizacji! Dodatkowe tricki, np „ghosty” polegające na wydobywaniu
wytłumionych przednutek lub slide’y czy „hammery” realizowane przez
postawienie palca (zwykle o pół lub cały ton wyżej) na strunie uprzednio
szarpniętej na innym dźwięku, bardzo pomagają w utrzymaniu tej precyzji
rytmicznej kiedy chcemy urozmaicić grany riff i nadać mu więcej
energii…
Posłuchanie jak „Pendo” realizuje te wskazówki warte jest wielogodzinnej
podróży.
Byłem też świadkiem jak Seba Kucharski demonstrował technikę grania na
basie palcami równiutkiego tremola w dowolnym tempie. Tylko basista zmuszony
kiedyś do grania tą techniką przez kilka taktów i to nie ad libitum, tylko
w tajmie, wie jakie to trudne do wykonania…
Na warsztatach Błażeja „Alfika” Domańskiego z realizacji dźwięku na scenie
i w studiu nie byłem, czego teraz żałuję, ale Waldek „Vivaldi” Kołcz
przekazał mi najważniejszą informację, że grając na estradzie z basem
nagłaśnianym mikrofonami NIGDY nie podbijamy niskich tonów żadnym konturem,
low boosterem, deep’em i tego typu wynalazkami, ponieważ uniemożliwiamy w ten
sposób realizatorowi prawidłowe ustawienie dźwięku na „przodach”!!! Od
innych uczestników zainteresowanych techniką nagrań i nagłaśniania
usłyszałem wyłącznie entuzjastyczne opinie i żale, że zajęcia trwały
zbyt krótko.
„Zakwas” obiecuje, że w przyszłym roku panel „Alfika” będzie bardziej
rozbudowany czasowo i pozwoli wszystkim na zadanie pytań.
Obok firm wystawiających różnoraki sprzęt nagłośnieniowy i wynalazki do
basu, było też skromne stoisko lutniczych porad, na którym pracował
specjalista, a jednocześnie forumowicz, którego nicku ani nazwiska nie
zapamiętałem – czego się wstydzę – demonstrując chętnym sposoby
ustawienia instrumentu i różne sztuczki ułatwiające te czynności, a
przecież od właściwej regulacji basóweczki zależy nie tylko jej strój i
brzmienie, ale także komfort gry i w rezultacie końcowy efekt naszych
wysiłków w drodze na szczyty sławy…
No, a teraz dołóżcie sobie do tego wszystkiego „drugie życie” GRAJ(MI)DOŁU
z „nocnymi rodaków rozmowami” i walcie się sami po gębie, że nie
byliście!
Zapraszam na przyszły rok, neskim!!!
Tekst bierze udział w konkursie na „najlepsze treści”
Tweetnij
Widziałem się z Błażejem w miniony weekend, prawie na pewno będzie za rok
znowu z warsztatami! 🙂
Pojawił się też z jego strony plan na coś więcej, ale na razie nie mogę
powiedzieć co i jak… 😉
Jakby było, to każdy grałby jak Królik… Nie ma innego sposobu na te
klimaty jak słuchać i grać! W końcu się wyczuje, o co idzie…
To jak z tymi angielskimi trawnikami: wystarczy je tylko strzyc regularnie i
podlewać… I tak przez 300 lat!… He… he… he…
Tubasie, mały offtopic – skąd pochodzi rysunek tubisty w Twoim awatarze? Czy
czasem nie z komiksu o przygodach Wojaka Szwejka? :>
Ja bardzo żałuje, że nie mogłem się wybrać ale niestety praca
chałturnika wycina weekend-y z życia. Dlatego dzięki @Tubas za fajne
sprawozdanie:)
Tubasie druhu mój – a mówiłem choć na warsztaty Alfika:)
Ale Ty wolałeś w spokoju ogrywać basy wszelkiej maści:)
Potwierdzam bezlitosnie, że Alfik za rok MUSI KUŹWA – mieć więcej czasu na
to i owo:)
Nie wiemy kto będzie głównym warsztatowcem w przyszłym roku – ale jak
zdrowie pozwoli, już terminy III Grajmidołu są w moim kalendarzu
zarezerwowane:)
Mam nadzieję równiez że będzie Warwick i obalimy albo podtrzymamy pewne
mity, które wokół basów tego producenta narosły:).
Ja tak sobie myślę docelowo ZAKWASIE, że dwa dni to za mało i myśl o
trzydniowej edycji – bo jak kryzys minie – dwa dni to będzie za mało:).
Wszystkim bardzo goraco polecam GRAJMIDÓŁ!
Mam nadzięję, że kolega Pendowski wraz z Sebą również zaszcycą nas swoja
obecnością:)
Tubasie ten tekst :
” Na warsztatach Błażeja „Alfika” Domańskiego z realizacji dźwięku na
scenie i w studiu nie byłem, czego teraz żałuję, ale Waldek „Vivaldi”
Kołcz przekazał mi najważniejszą informację, że grając na estradzie z
basem nagłaśnianym mikrofonami NIGDY nie podbijamy niskich tonów żadnym
konturem, low boosterem, deepem i tego typu wynalazkami, ponieważ
uniemożliwiamy w ten sposób realizatorowi prawidłowe ustawienie dźwięku na
„przodach”!!!
Matko Bosko Częstochowsko – ja naprawdę tak prawiłem? Będę pił tylko
piwo:) postaram się przynajmniej:)
Ludzie kochani nie wierzę 🙂
DO ZABACZENIA NA III GRAJMIDOLE!
Ludzie, naprawdę warto:)
Pozdrawiam serdfecznie
———————————————–
Oczywiście, że tak prawiłeś! A skąd bym to wiedział?…
Pozdrawiam jeszcze serdeczniej, żeby nie powiedzieć wręcz – czule… he…
he… he…
Miałem tak przez ponad 30 lat i czasem z łezką w oku wspominam tamte czasy,
głównie ze względów towarzyskich… Teraz za to mogę weekendy spędzać z
Rodziną i od czasu do czasu na imprezkach jako uczestnik, a nie „w pracy”.
Pozdrawiam Kolegę Chałturnika i życzę radości z pracy na kieliszek
„klezmerskiego” chleba, bo jak nie ma szmalu to jest łaź, neskim!…
😀
PS. W życiu spotkałem wielu „chałturników”, będących prawdziwymi
wirtuozami swoich instrumentów, a z kilkoma z nich miałem przyjemność grać
i nawet nachlani goście weselni potrafili przestać tańczyć, żeby w
skupieniu wysłuchać przejmującej solówki na trąbce czy saksofonie w ich
wykonaniu!… Niedawno zresztą byłem gościem wesela, na którym pięknie i
bardzo stylowo grała na skrzypcach solówki, także improwizowane, szkolna
koleżanka mojej córki ze szkoły muzycznej, a na saksofonach i puzonie
towarzyszył jej mój z kolei kolega – symfonik, jazzman i „dechovkarz”!
Klawisze obsługiwał bardzo profesjonalnie kontrabasista z filharmonii,
prywatnie mąż skrzypaczki. Śpiewali wszyscy i trafiali w dźwięki bez
problemu, czego nie można powiedzieć o wielu „gwiazdach” polskiej estrady!
Praca jak praca te chałturki pieniądz dobry ale jeszcze większa satysfakcja
z samej gry z paczką dobrych znajomych:) miesiąc bez grania to już dla mnie
straszna kara i tęsknota z tym… a co do jakości gry po to się siedzi na
tygodniu wieczorami w salce po parę godzin i ćwiczy a oprócz tego w sprzęt
inwestuje żeby efekt końcowy ucha nie męczył;)
Jeszcze mi się przypomniało jak ktoś kiedyś powiedział „są MUZYCY i
muzykanty” 😀
Ja osobiście uważam, że są jeszcze rzemieślnicy…;)
Wyjaśnienie jest banalne…
Kiedyś wpisałem w wyszukiwarce grafik googla słowa: suzafon, helikon, tuba i
to był jeden z obrazków. Pomniejszyłem go tylko.
🙂