tubas – …jubileuszowy
Wczoraj odbyła się imprezka z okazji 10-lecia istnienia OGS, w którym gram
od kilku lat. Jeleniogórskie Centrum Kultury w śródmieściu, kawiarnia
muzyczna (coś jak “Agrafka” u Zakwasa, ale z pretensjami do elegancji), wstęp
tylko za zaproszeniami – co spowodowało u nas obawy, że będą pustki…
Niesłusznie!
Okazało się, że na 80-osobową salkę wydano 100 wydrukowanych zaproszeń
oraz kilkadziesiąt odręcznych wejściówek i takiego dzikiego tłoku ajent
tam nie miał odkąd pamięta – nawet podczas JAZZ KROKUS FESTIWAL.
Wszystko się pięknie udało, łącznie z jamem po koncerciku i części
oficjalnej – bo i taka była, a jakże! Przybyła cała gromadka
zaprzyjaźnionych muzyków i jak zwykle potwierdziło się, że klawiszowców
jak psów, a basistów jak na lekarstwo. Nawet w dęciakach można było
przebierać, ale na basie tylko kolega Andrzejek “Prezes” Kolasiński i ja
szukaliśmy dźwięków. Było fajnie…!
Udało mi się namówić na pójście nawet Najlepszą z Żon, która
zasadniczo chodzi tylko do filharmonii i to niemal wyłącznie na koncerty w
pełnym składzie orkiestry symfonicznej!… Bardzo sobie cenię Jej zdanie,
ponieważ ma wyczulone ucho i wielokrotnie już okazywało się, że Jej uwagi
na temat telewizyjnych koncertów jazzowych czy płyt zapuszczanych przeze mnie
w domu, były bardzo trafne. Być może dlatego, że nie obciążona wiedzą o
tym kim zacz jest grający, bardzo obiektywnie oceniała to co słyszy. Ciekaw
byłem Jej opinii!
No i doczekałem się…
Pierwsze co usłyszałem po zagraniu “naszego” seta, w składzie kwartetu,
to:
“- Straszne! Nie lepiej było zagrać coś, czego się nauczyliście? Dlaczego
Krzysiu grał coś innego niż sekcja?! I nie mogliście chociaż równo
skończyć?… Bałagan, wszystko obok i każdy sobie – wstyd!”
Moje tłumaczenie, że od trzech tygodni nie mieliśmy ani jednej próby, bo
kwintet z wokalistkami musiał przegrać swój repertuar, podsumowała:
“- To było nie grać w ogóle…!”
Ja swoje zagrałem, ale zespół to zespół – miała, kurna, rację.
Na szczęście dalszy ciąg zatarł niesmak, bo kwintet miał swoje utwory
zaaranżowane i zapisane w nutkach, więc poszło fajnie, a drugi saksofonista
Darek improwizował wręcz popisowo.
Najlepsza z Żon oczywiście podsumowała, że jeszcze lepiej by wypadł, jakby
mu pozostali nie przeszkadzali…
Z wokalistek z Jej uznaniem spotkała się tylko Ania Kosa-Sweklej, obecnie
grupa “W tym sęk”, o której powiedziała, że i posłuchać i popatrzeć
było przyjemnie.
Najlepsza z Żon nie byłaby Kobietą, gdyby nie dodała: “- No i jeszcze
miała śliczną bluzeczkę!…”
Sala bawiła się znakomicie, a ponieważ kwintetu miałem okazję posłuchać
wcześniej tylko raz, więc i dla mnie były to dotąd nie słyszane w takich
opracowaniach rzeczy.
Przed częścią “dżemową” Pani Dyrektor DK Zabobrze wezwała wszystkich
muzyków i wokalistki obu składów przed estradę, aby obdarować nas miłymi
pamiątkami i poczęstować wszystkich widzów olbrzymim jubileuszowym tortem
przystrojonym stosownym napisem, oraz szampanem. Bardzo sympatyczny gest…
Zaraz potem zaczął się jam. Nie będę wymieniał nazwisk muzyków, ale byli
“wszyscy”, oprócz akurat gdzieś grających.
Pięciu pianistów, dwóch perkusistów, trębacz, dwa saksofony, dwa basy,
gitarzysta, trzy wokalistki…
Grało się powszechnie znane standardy i powszechnie też żałowano, że nie
przytargałem suzafonu.
Pocieszam się, że to z powodu mojej znakomitej gry na tubie, a nie chu…j na
gitarze basowej, he… he… he… i też żałuję!
No, ale już za 10 lat kolejny jubileusz…!
Z góry wszystkich zapraszam – będzie jeszcze lepiej!
Jeden komentarz
Możliwość komentowania została wyłączona.
W sumie gorzej bywało a oklaski były 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=eTxQ51wqcJg
Moja żona też osłuchana dość, ale niestety nie gra na żadnym
instumencie.
Jednak byliśmy raz na koncercie i się bas naprawdę delikatnie pomylił.. a
żona do mnie “Pomylił się !!!” – Kurcze jaki dumny byłem że usłyszała 🙂