Płock Cover Festival- wrażenia.
Urzeczony zeszłorocznym klimatem i magią płockiego festiwalu, postanowiłem
w tym roku także tam zajrzeć. Mimo, że żaden z zespołów nie cieszył się
móją szczególną sympatią, a raczej wszystkie były mi obojętne, to
bawiłem się świetnie, w dużej mierze jest to zasługa ludzi, ale pewnie
też urok miejsca. Scena umieszczona była na płockiej plaży nad samiuśką
Wisłą, na lewo od sceny leniwie płynęła sobie rzeczka, na prawo był stok
(albo wzgórze, nie wiem jak to nazwać) na którym siedzieli sobie ludzie i
odpoczywali. Po przybyciu na miejsce rozłożyłem sobie kocyk i zacząłem
wprowadzać się w nastrój relaksu, który sprzyja słuchaniu muzyki. Pogoda
bardzo dopisała, gdyż było ciepło i słonecznie.
Po dłuższej chwili czekania w końcu usłyszałem pierwsze dźwięki, koncert
rozpoczął Jelonek. Niespecjalnie przepadam za jego muzyką, choć nie da się
jej odmówić uroku. Świetny wybór jeśli chodzi o coś na rozpoczęcie
imprezy, bo czego by nie powiedzieć o Jelonku, to rozgrzać i rozkręcić
publikę potrafi świetnie. Jednak mnie nie ruszył, dalej leżałem na kocu
(nawiasem mówiąc, to przeleżałem większość festiwalu, ale ćśś).
Jako druga kapela wystąpiła Sirenia i tu był mały zgrzyt, otóż… na
początku pani wokalistka fałszowała (!), nie wiem czym to było spowodowane,
ale po paru piosenkach rozgrzała się i ten problem zniknął, śpiewała już
do końca bardzo czysto i przyjemnie dla ucha, a jej głos stanowił miły
kontrast dla wokalu (growlu) gitarzysty. No i co tu dużo gadać… spodobała
mi się ich muzyka, choć to zupełnie nie są klimaty w których siedzę.
Trzecie było In Extremo, sąsiedzi zza naszej zachodniej granicy dali
wspaniały popis na tych swoich dziwacznych instrumentach. Nie sądziłem, że
folk metal grany na żywo może brzmieć tak dobrze. Choć wszystko brzmiało
ślicznie i urokliwie, to jednak pozostało jedno małe “ale”, a mianowicie…
piosenki In Extremo ma niestety po niemiecku. Przeszkadzało mi to w odbiorze,
gdyż znam tylko nasz wspaniały język polski, no i tak w miarę “anglijski”.
No ale przyznam, że coraz bardziej podobał mi się ten festiwal, wszystko
przebiegało jak należy, czekałem tylko na gwiazdę wieczoru, którą to
była również niemiecka kapela…
Edguy, zaczęli bardzo żywo i energicznie, brzmienie basisty mnie zabiło i
przeorało (ale i tak nie podniosło z kocyka :D). Do tej pory myślałem, że
nie da się zrobić power metalu z wyraźnie i dobrze słyszalnym basem, jednak
oni udowodnili, że można i to jak! Ich wokalista okazał się świetnym
frontmanem, zagadywał i rozgrzewał publiczność, która odpowiadała mu
wiwatami i okrzykami. Wszyscy śpiewali piosenki razem z zespołem i klimat
stał się prawdziwie… epicki. Gdy tak sobie leżałem i słuchałem to
całkiem spodobał mi się ten Edguy, ale nagle coś mnie zaskoczyło, a było
to kilkuminutowe solo perkusisty, potężnie brzmiące bębny uderzane raz
spokojnie, a raz dziko, z zapamiętaniem i pasją. Ogromny szacunek dla
perkusisty za to co zrobił, było to wprost niesamowite!
Warto też wspomnieć o nagłośnieniu. Tu organizator zaskoczył mnie
pozytywnie, co prawda nie stałem przed sceną, a po jej prawej stronie w
oddaleniu dość znacznym, ale wszystko było wspaniale słychać. Bas grzmiał
i łomotał, gitary niosły się daleko i nie gubiły nic ze swego potężnego,
przesterowanego brzmienia, perkusja ani na chwilę nie ginęła, a wokal
wzbijał się nad instrumenty. Wszystko zorganizowane było profesjonalnie i
nawet bliskość rzeki nie psuła brzmienia.
Możemy być dumni, że mamy w Polsce taki festiwal. Choć muzyka może nie
pasować, to warto przejechać się choćby dla klimatu i ludzi! Polecam.
PS. To mój drugi PCF, za rok też zjawie się tam na pewno.
PS2. Ktoś z Was, drodzy Basoofkowicze, był w tym albo zeszłym roku?
3 komentarze
Możliwość komentowania została wyłączona.
Jo, ja byłem w zeszłym roku (Acid Drinkers i jakiś pauer metal, chyba Blind
Guardian) i dwa lata temu (Robert Janowski i Therion iksde iksde).
Co do tych ludzi to różnie. Dwa lata temu spotkałem same buce niewychowane i
było gorąco pod sceną całkiem (w złym sensie- okładali się po mordach i
wogle). Rok temu już znacznie lepiej, chociaż pod sceną byłem tylko na
Acidach, na Blind Guardianie (?) poszliśmy na górkę pić “Kokosową Nutę”.
Polecam, jeśli ktoś chce poczuć smak tropików za ~5-6 złotych.
Lipnie tylko jest z tym, że jak się wyjdzie spod sceny, z pogo, to się ma
twarz niczem górnik po skończonej szychcie (imprezka się odbywa na plaży i
cały ten piach się wzbija w powietrze). Chociaż z drugiej strony, jeśli kto
był na Łudstoku, czy innym brud-festiwalu to nie będzie to dla niego
sensacją.
Jeśli chodzi o stronę techniczną, to mimo, że jest to darmowy festyn to
zrobione jest wszystko profesjonalnie. Nagłośnienie daje po bebechach
konkretnie.
Właśnie. Powiem Ci, że było jeszcze spokojniej i lepiej niż w zeszłym
roku. W tym roku nawet otworzyli na noc dworzec, więc nie marzliśmy na
zewnątrz czekając na autobus, ponadto podstawili w nocy busy do Wawy, które
rozładowały sytuację, a w okolicy sceny itp. co chwile przejeżdżały
patrole. Ja w zeszłym roku jechałem dla Blindów, w tym roku dla klimatu.
Nagłośnienie było chyba lepsze niż w zeszłym roku, naprawdę warto udać
się tam i zobaczyć z czym to się je, bo impreza bardzo na poziomie. Ciężko
dostać w ryj albo chociaż zostać zwyzywanym, co jak na darmową (!) imprezę
jest ważne. No i międzynarodowe gwiazdy za free, naprawdę wart uwagi
festiwal, który dopiero się rozwija, a ma być jeszcze lepiej! 🙂
Bjarni już kilka razy byliśmy na tych samych koncertach ale jeszcze nie było
nam dane na siebie wpaść 🙂 Na PCF też byłem w tym i zeszłym roku.
Świetny klimat tam panuje chociaż muza jak dla mnie w zeszłym roku była o
niebo lepsza. Mimo tego, Jelonek zawodowo rozbawił ludzi 🙂 Sirenia mnie
wnerwiła bo nie było basisty hehe. In Extremo szwargotali czego zdzierżyć
nie mogę. Ale całokształt super. Jestem pełen szacunku dla organizatorów i
miasta Płocka, że potrafią zrobić taki fest bez brania złotówki od
uczestników. SUPER SUPER SUPER !!!