Miała być notka o 3 koncertach na WOŚP-ie ale o zdjęcia doprosić się nie
mogę więc nie będzie;pp
Tymczasem, ostatnio gadaliśmy z kolegą o tym, jak to „twórcy” gitar
nabierają młodych ludzi. Np. kupujesz Slammer by Hammer. I tam jest napisane
klon, odłupuje się kawałek lakieru i okazuje się że to wióry w plastikowej
formie (sic!)….
I tak gadamy sobie gadamy o przyszłości, o zespole i o tym co będzie jak nie
wyjdzie nam z muzyką i wtedy nagle olśnienie!
Prosta dedukcja.
Ja: Rudy, czego najwięcej jest w lasach??
Rudy: Mchu??
J: Nie no, bardziej z gitarami związane…
R: Drewna??
J: Po części… ale nie do końca.
R: No nie wiem… Szyszek??
J: Dokładnie. A teraz wyobraź sobie. Gitara od Sałndera Skaj Łeja, czy
innego Berindżera kosztuje od 400zł nowa tak??
R: No… tak
J: No więc ile zapłacimy za szyszki??
R: Jak zatrudnimy chińczyków to grosze.
J: Albo meneli, to winami się zapłaci!
R: No mamy szyszki co dalej??
J: I teraz wyobraź sobie, że wkładasz szyszki do odlewu korpusu gitary…
takiego, żeby były już wszystkie dziury itd, a Ty tylko wkłądasz elementy
i podłączasz, a następnie prasujesz te szyszki i masz korpus! Ile Cie to
kosztuje??
R: Koszt prądu, koszt prasy… czyli oprócz pracy nic.
J: No, ale qrka wodna wcześniej trzeba je zmielić chyba…
R: Nom… Ale stary, to już szczegół. No dobra mamy korpus, elektrownie
kupujemy od żółtków, co dalej??
J: No gryf… Gryf trzeba będzie zrobić. Ale słuchaj… Drewno na opał
idzie 150zł za metr, w takiej gitarze to wsio ryba jaki gryf! Kupujesz,
robisz z metra ile gryfów wejdzie i tyle!
R: No, a klucze i struny od żółtków.
J: No jasna sprawa. Czyli wychodzi nam, że możemy taką gitarę sprzedać za
np. połowę ceny tamtego sprzętu!
R: I jeszcze gratisy dodamy: Co Ty na to: Dziś na Allegro mamy do sprzedania
polską gitarę unikalnej firmy D.C. Bitch! Ta gitara ma w sobie szatana! W
dodatku wykonano ją w Polsce! Skop d*pę zachodnim mięczakom i bądź trv!
Zamów już dziś” Do tego dorzucamy pasek marki „Twoja Stara” CO sięga do
kostek i małolaty kupią”
J: Jasne, frajer zawsze się znajdzie.
Oczywiście w tym momencie żartowaliśmy, ale nie zdziwiłbym się gdyby ktoś
już tak robił. Moim zdaniem ludzie, którzy sprzedają takie gówna powinni
być skazani na to, na co skazują młodych ludzi. Na mękę obcowania ze
swoimi instrumentami.
P.S.
Nawiasem mówiąc, fajnie nam się potem wymyślało nazwy dla takich tworów
np.:
Drummer (Slammer) – gitara dla perkusistów, która sama trafia w dźwięki
D.C. Bitch – Bo każdy szatan powinien mieć własną dziwkę
Hellberg (Sandberg) – wznieś się na wyżyny szatana!
Dżin (dean) – oczaruje Cie swoim brzmieniem
Ibanez – n/c
Tender – teraz i na zawsze i na wieki wieków amen.
Generalnie dużo tego było i więcej nie pamiętam, ale jakby ktoś miał
propozycje to chętnie dołącze:D
E tam. Pozwolę sobie przytoczyć opowieść Jacka Chruścińskiego, ze strony
http://www.pilichowski.net
„Zaczynałem dość dawno, bo w latach 70. – większość basówek w kraju to
były czeskie albo co gorsza polskie instrumenty, czasem enerdowskie.
Porządnych instrumentów było dosłownie kilka i wszystkie były znane, to
znaczy wszyscy wiedzieli, do kogo należą. Ja akurat miałem sporo
szczęścia, bo jako młody chłopaczek brałem lekcje u niewiele starszego,
ale już dobrze w środowisku znanego Mariana Pawlika – grał wtedy z Rodowicz,
Jarocką, wcześniej wymyślił i założył “Dżamble”. No i Maniek miał
Fender Precission, fretlessa. Instrument brzmiał cudownie, ale był dla mnie
wielkim wyzwaniem, gdyż miałem spore kłopoty z intonacją… Marian ma go do
dzisiaj, choć niestety jakieś piętnaście lat temu nabił progi –
stwierdził, że ma dwa kontrabasy, więc… po co mu fretless?
Miałem też wówczas jakiegoś DEFILa, którego wspólnie z kolegami lutnikami
przerabialiśmy. Koleś przysłał mi ze Szwecji humbukera którego w nim
zamontowałem. Były to czasy (ciągle mówimy o latach 70.) kiedy w
większości instrumentów strugało się gryfy przy użyciu szkła. Trzeba
było załatwić sobie od szklarza trochę świeżo ciętego odpadu (wtedy
krawędzie są najostrzejsze) i takimi okruchami robiło się na gryfie kilka
strużyn. Potem brało się świeży kawałek szkła… Dzięki temu gryf
przestawał być klocem niemożliwym do objęcia i dawało się grać.
Przerobiliśmy tego DEFILa zupełnie, łącznie z główką, dzięki znajomemu
stolarzowi zajmującemu się wyrobem trumien z półpudła zrobiliśmy
normalną dechę i nazwaliśmy nasz wyrób “Starman”. Zupełnie przypadkiem
sprzedałem ten instrument jakiemuś starszemu koledze za całe 50 dolarów, co
było sporym osiągnięciem.
Potem sprawiłem sobie podróbkę precissiona z Tajwanu, ale uratował mnie
kolega, który zakończył karierę sceniczną i przestawił się na
jubilerstwo. Dzięki niemu wszedłem w posiadanie prawdziewego Fendera. Chciał
za niego nie tak dużo, bo 500 dolarów. Dziś wydaje się mało… Ale to był
rok 1980… Umówiliśmy się na raty: co pół roku 50 dolców. Jednocześnie
cały czas stosowaliśmy “przelewy”, więc w ogólnym rozrachunku kupiłem
ją za 450. Dla orientacji – jeżdżąc wtedy po kraju i grając tzw.
“składanki” miałem zwyczaj w tylnej kieszeni spodni zaszywać 10 dolarów
– była to kwota, za którą mogłem w razie czego z każdego miejsca w kraju
wrócić do domu taksówką. Pełne zabezpieczenie!
Dziś mam precisiona z 1986 roku – brzmienie już trochę starawe, ale bardzo
lubię na nim grać – oraz Alembica piątkę – to już zawodowy
instrumencik.
Nieciekawie było też z piecami – pierwszy, na jakim grałem to piec, który
mój kumpel “wypożyczył” z domu kultury. Był to enerdowski Regent –
ważyło to mniej więcej tyle co małe auto i miało jakieś 25 wat mocy.
Sound niepowtarzalny: korekcja góry nie za bardzo działała, dół trzeba
było odkręcać do oporu – efekt był raczej “mulisty”. Struny, na
jakich się wówczas grało to owijane płaskownikiem Fendery kupowane w
Pewexie. Dramat… Po prostu liny.
Dla przykładu powiem, że dzięki koledze, który w 1977 roku przysłał mi z
Zachodu kilka kompletów DAddario od razu dostałem kilka zleceń na chałtury
– tak wielka była zmiana brzmienia. Zresztą wielu moich kolesiów, którzy
wyjechali 15-20 lat temu do Stanów i przysyłali co jakiś czas struny robi to
do dzisiaj. Nie mają pojęcia, jak się dzisiaj żyje w Polsce.
Potem ktoś w Gdańsku zaczął robić struny Presto – było przyzwoicie.
Oczywiście nie zmieniło to faktu, że struny się gotowało! Stąd wzięła
się na przykład anegdota o Andrzeju Żurku, basiście “Pod Budą”, ze
jest to jedyny przypadek na świecie, kiedy struny są starsze od basisty.
Wracając do wzmacniaczy: po jakimś czasie mój wujek-elektronik rozpruł
jakąś vermonę, włożył przewinięte “honekery” – enerdowskie
głośniki, które wytrzymywały nawet do 200 wat, ktoś załatwił porządne
potencjometry… Bruślik (pan Jajco) kiedy zobaczył ten sprzęt powiedział
tylko: Zawodowy piórniczek…”
Nadal sądzisz, że młody muzyk DZIŚ ma źle wybierając z powodów
finansowo-oszczędnościowych SkyWaya? 😉
„Racja jest jak d*pa, każdy ma własną.”
Ale ja nie mówię że ma źle;pp
Nie krytykuję wyborów, tylko firmy… Nasz kraj, jest tak skonstruowany, że
sprzedaje się tutaj takie gówna, których na zachodzie nikt na oczy nie
widział.
IMMO większość gitar z tamtych lat bije na głowy dzisiejsze produkcje,
których przerobienie całkowicie mija się z celem.
EDIT: Przykład z życia wzięty:
Mój kumpel za 100 funtów (czyli niewiele więcej niż tu dałby za SkyWaya z
porządnymi strunami, paskiem etc.) kupił bardzo przyzwoitego Fendere
Telecaster`a produkcji koreańskiej i to w dodatku nowego.
http://www.bismillah.pl –> Nowe Demo!!!!
Piękna opowieść!
Paw__
Niestety, takie prawa rynku. I to niekoniecznie nasz kraj, ale cały
świat.
Technika jednak idzie naprzód, zapewniam Cię, że Jolana Disco z oryginalną
elektroniką gra dużo słabiej niż SkyWay. Ale wtedy się kombinowało i
tanim kosztem można takie wiosło doprowadzić do kultury – starczy wymienić
pickupy i jestem pewien, że wiosło odżyje. SkyWaya uratuje tylko
kominek 😉
Sam jednak też padłeś ofiarą tego systemu, w cenie GSR 200 i modyfikacji
miałbyś 20-kilku letniego, japońskiego Roadstara, który by kopał tyłki
Fenderom aż miło.
Żeby nie był total OT, otworzę fikcyjną podfabrykę w Paragwaju, będę
robił budżetowe Tendery – pod marką Slayer.
Albo;
Gibbonsy
Ecipone ( budżetowe Gibbonsy )
Playing-Many Bassraye i Herringi
Rockingbettery ( swoją drogą koślawa kopia Rickenbackera pod tą nazwą
przewinęła się przez Allegro 😀
i piece:
Kaprall ( 😀 )
Yellow
Trampeg
„Racja jest jak d*pa, każdy ma własną.”
Mazdah:
Mojego GSR kupiłem za 450zł, więc nie mów mi że nie warto było;) A
modyfikacje też dużo mnie nie kosztowały, ale co fakt to fakt, sam teraz
zastanawiam się czy nie kupić Roadstara, bo na razie na nic lepszego stać
mnie nie będzie, a to wiosło zostanie na pewno przy mnie nawet jak kupię
coś lepszego.
Zresztą z moim wiosłem to w ogóle dziwna historia jest, bo koleś kupił go
nowego, nie grał na nim, stwierdził że woli jednak elektryka (a kasę
rodzicom ukradł!) i chciał się go pozbyć i zszedł z 800zł do 450zł:)
Zresztą, mój egzemplarz jest jeszcze z Olchy, a nie z Agaszajsu, więc
różnica duża:)
grzestato:
Ale od tego są takie portale jak Basoofka, czy WD. Ale co z tego, skoro duża
część ludzi nie zagląda do internetu, a rodzice im mówią że musza kupić
nową gitarę bo „używana zaraz się rozsypie”
http://www.bismillah.pl –> Nowe Demo!!!!
Nie zastanawiaj się. Jako były i przyszły posiadacz takiego ( no Blazera,
ale to niemal brat bliźniak ) wiosła powiadam Ci 😀
Jeśli szukasz pasywnego wiosła, to lepszy bas niż Roadstar / Blazer kupisz
jak będziesz miał co najmniej 2500- 3000zł 🙂
„Racja jest jak d*pa, każdy ma własną.”
Hmm…, tak do końca nie mogę zgodzić się z Twoją myślą, bo i „na
zachodzie” widziałem takie gówna, których w Polsce też nikt nie
widział.
Myślę, że nie tylko w naszym kraju są cwaniacy próbujący wcisnąć
nieświadomym swego błędu takich śmieci.
Może trzeba by było zorganizować jakąś akcję
informacyjno/protestacyjną?
Moje propozycje:
Blamaha;
Rickenshitholz.
I najbardziej trv wykończenie:
LilaRuszSięCośJestTakaBlada.
**********************************************************************************
Zanim zadasz głupie pytanie, przeczytaj REGULAMIN !!!
można jeszcze wyciosać i coś takiego 🙂
(allegro.pl/item538820162_gitara_giwera_ak_47_jedyna_w_polsce_nowa.html)