Jak zwykle opowiadanie dla osób pełnoletnich.
Pełnoletnich, których nie gorszy sprzedaż prezerwatyw na stacjach
benzynowych.
KLIK Tu znajdziecie część pierwszą”Kolorowych dinków”
Mistrz, jak każdy prawdziwy mężczyzna znał tylko dwa uczucia, orgazm i
kaca.
Kaca o dziwo tym razem Mistrz nie miał, orgazmu zwyczajowo też nie.
Niemniej, Mistrz Stefan jak sam później wspominał, był zadowolony,
przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze, nie wytrzeźwiał po wczorajszym meetingu degustatorów
trunków
alternatywnych, po drugie zaoszczędził 200zł za nocleg.
Może trochę wirtualnie zaoszczędził, bo tych 200zł nigdy nie miał,
ale
w każdym razie ich nie wydał.
To był sukces, wielki sukces, wart wzniesienia toastu, a wręcz nawet
opicia.
Mistrz cieszył się jak zbieracz złomu po zajebaniu kratki kanalizacyjnej z
parkingu.
Mistrz akceptował jedynie dwa sposoby płatności za nocleg, wspólne
spożycie
kilku „leśnych dzbanów” lub ich wyrażonego w etylowej satysfakcji
ekwiwalentu.
Mistrz kierował się dwoma kryteriami podczas doboru trunków, stosunkiem
price/performance oraz subiektywnym odczuciem zadowolenia samego siebie,
czyli Mistrza Stefana, jak i słabo mierzalnej interakcji z otoczeniem
osób
z nim degustujących.
Gdy osobą dającą możliwość noclegu była młoda dziewoja,
gwarantująca
nazajutrz śniadanie poprzedzone pobudką okraszoną duszeniem dużym
biustem
i podobnymi atrakcjami jak na przykład, pobudka na wytrysk zakończony dalszym
drzemaniem,
Mistrz akceptował płatność w naturze, czyli godził się na wyświadczenie
usługi erotycznej.
Swoją drogą Mistrz często miewał okazje sypiać tam i ówdzie oraz gdzie
nie gdzie jak i tu i tam, a żeńska część ziemskiej populacji nie bez
powodu zwała Mistrza pieszczotliwie Egzim. Był to po prostu skrót od
Egzekutora Orgazmów.
Oczywiście jeden sposób odwdzięczenia się za nocleg, nie wykluczał
drugiego.
Mistrz jednakowo lubił zarówno „leśne dzbany” jak i niezobowiązujące
przyjaźnie erotyczne.
W każdym razie Mistrz był zadowolony, a słońce świeciło.
Cały świat stał przed Mistrzem otworem.
– Jebać teściową w klatkę piersiową –zanucił Mistrz Stefan.
Mistrz rzadko nucił, ale tym razem, naprawdę Mistrz był zadowolony,
a więc Mistrz nucił – jakiś utwór o dziewczynce co jadła ziemniaki , ale
wolała jeść kaszę, potem była jakaś piosenka o rewolucji…
Nucenie mistrza było na miarę wielkich protest songów.
Piosenka o teściowej przypomniała Mistrzowi , że ma kobietę. Taką
personalną.
Ale to było złe wspomnienie, tak jak złą kobietą była personalna kobieta
Mistrza,
nakłaniająca go do picia kolorowych drinków.
Kolorowe drinki to zło.
Mistrz starał się szybko zapomnieć o złym wspomnieniu.
Nie była to kwestia kręgosłupa moralnego elastycznego jak guma w
prezerwatywie, to była kwestia zła tkwiącego w kolorowych drinkach.
Dla Mistrza różnica pomiędzy piciem ciepłego, a zimnego, ale kolorowego
drinka
była taka, jak różnica w bzykanie żony znajomego, a bzykaniu żony
najlepszego kolegi.
Po prostu picie kolorowych drinków jest tak perwersyjne, jak fantazje
seksualne z udziałem żony po 30 latach małżeństwa.
Podsumowując, piecie kolorowych drinków była dla Mistrza niekomfortowe jak
swędzenie źle podtartej d*py.
Mistrz potrząsnął głową na boki jakby starał się odpędzić sforę
owadów, poczym splunął i skierował swe kroki ku przygodzie.
Przygoda Mistrza była całkiem materialna, był to sklep o wdzięcznej nazwie
Jutrzenka,
czynny zresztą dobę całą oferując przy okazji trunki wszelakie, dla
klientów zamożnych mniej jak i bardziej. Mistrz nie był zamożny ani mniej ,
ani bardziej, bo nie musiał.
Mistrz miał moc.
C.D.N.
…właściwie, nie potrafię o tym napisać więcej, niż bardzo podoba mi
się. Tak samo temat, jak i język, jakim jest to zapisane.
te rzuty z „pierwszy” sobie podaruj w miarę
możliwości
A czytałaś Koleżanko poprzednie wynurzenia Heraclessa? 😉
On teraz się obija dość mocno, ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu – kiedyś
był dużo bardziej aktywny ;).
mam podobny problem 😉 nijak nie odniosę się do treści, za to styl –
marzenie, świetnie napisane, czekam na dalsze ciągi 🙂
Nie czytałam, ale już czuję, że to grzech śmiertelny, więc niewątpliwie
nadrobię zaległości 😉
Polecam Portnoys Complaint by Philip Roth.
Tutaj Heraclessie wg. mnie za dużo akapitów w stosunku do ilości tekstu.
Wyszedł z tego zlepek krótkich myśli.
Czytuję Rotha i bardzo sobie go cenię 🙂
Tekst zarówno ten, jak i wcześniejszy czyta się miło, lekką rękę do
pisania czuć. Podoba mi się Twój styl, heraclessie.
Jednak takie zdania, jak:
brzmią dziwnie i nienaturalnie.
Ponadto w niektórych miejscach interpunkcja do poprawki.
Aby nie być gołosłownym – dwa wybrane na chybił-trafił przykłady:
Zdarzają się też błędy składniowe.
Mam wrażenie, że gdybyś dał się tekstowi kilka dni odleżeć, a następnie
go wnikliwie przeczytał, to wychwyciłbyś te byki. Tekst pierwszy jest
pozbawiony takich niedoróbek. Pisałeś na szybko?
Tak czy siak, za kreatywność wielki plus 🙂
Elv, przecież to blog jest, a nie książka 😐 pisarze mają od tego
korektorów, redaktorów itp., a i tak pełno w książkach rożnego rodzaju
błędów, skoro sztab ludzi nie jest w stanie tego wszystkiego wychwycić, to
czy nie za dużo wymagasz od jednego człowieka?
Dziękuję za ciepłe przyjęcie tekstu, tym bardziej, że powstał on po
blisko rocznej przerwie w pisaniu czegokolwiek o niczym ….
Wiem,że może on wywracać flaki polonistom, mogą w nim być błędy
interpunkcyjne, niektóre zdania mogą mieć dziwną, niepoprawną strukturę,
ale tekst ten był dodany ad-hoc, po wypiciu piw kilku …
Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarze.
Może mam skrzywienie poprawnej polszczyzny. Hadath, a nade wszystko heracless
– nie mówię, że tekst jest zły; przeciwnie, podoba mi się, a styl jest
atrakcyjny. Tak swoją drogą, Mistrz Stefan nieco przypomina mi Wędrowycza,
też wiecznie zapijaczony 😀
Nie wydaje mi się, bym wymagał za dużo. Ba! Ja nie wymagam, ja tylko
mówię, na co zwróciłem uwagę. Język polski jest językiem trudnym, jednak
nie sądzę, aby do wyłapania wymienionych przeze mnie błędów potrzebny
byłby sztab ludzi.
edit: Ja jeno zwróciłem uwagę. Nie zamierzam w temacie kolegi forumowego
tworzyć wielkiego offa o pisarzach, redakcji książek, polszczyźnie etc. Tak
więc już się nie czepiam, eot 🙂
Herakles, zdaje się, że będę w Krakowie przy okazji MusicMedia. Flaszka?
Łojezusie!
Jesteś drugą kobietą spotkaną w moim życiu, która ceni Rotha – jestem pod
wrażeniem. (Chociaż nie wiem czy ta poprzednia też go ceni ;).)
Jak mnie żona puści…
Ostatnio jak poszedłem na jednego bronka trzy dni mnie nie było.
No bo tak się składa, że Musicmedia trwają trzy dni… Może warto żonę
przyzwyczajać powoli?
Koleżanka małżonka może nawyknie…
Tylko co z tyrą ?
BTW, pierwsze do września dożyjmy
a potem to jak już to 25 (sobota)
Jak w piątek nie dasz rady, to może być li tylko sobota. 😀
Świetnie! Czekam na dalsze losy Mistrza.
Polecam
http://www.see-you.pl/item1133739284_faust_nye_w_wa.html podobny klimat i
tematyka. Nie sposób się nie śmiać 🙂
Hah! Świetnie napisane…niesmowicie mi się podoba 🙂