W Ameryce, którą prawie wszyscy uwielbiają naśladować we wszystkim [bez
względu czy to dobre, czy złe] świętuje się raz do roku Dzień Świstaka.
Zwierz siedzi sobie cały rok w norze, a w tym dniu wyłazi, pokręci nosem i
znów – na rok – ma wszystko w d*pie. A hamburgerowo-hamerykańska
społeczność się głupio cieszy i wyciąga z tego świstakowego kręcenia
nosem różne wnioski. Nie zawsze sa one słuszne, jak choćby te o dacie
nadejściu wiosny. Choć mnie na basoofce już nie ma – postanowiłem
urządzić wam taki Dzień Futrzaka. Ale z wychyleniem nosa z nory czekałem na
przyjście prawdziwej wiosny. Takiej z temperaturami dla normalnych ludzi.
To jest oczywiście wersja oficjalna. W rzeczywistości bowiem czekałem na
coś innego. A na co? Otóż – oddając prawie rok temu Adelitę do
przerobienia na Stratobastera – nie wiedziałem co z tego wyjdzie. A zatem dla
bezpieczeństwa uszczęśliwiłem jakiegoś allegrowicza nabywając u niego za
grosze … drugą Adelitę. Zrobiłem to już całkiem świadomie, mimo znanych
mi opinii ludu basoofkowego na temat tej gitary. Rozumowałem bowiem tak:
Jeśli się cokolwiek u lutnika spieprzy, to nadal będę miał to co miałem –
i to niewielkim nakładem kosztów.
Tymczasem, jak już niektórzy wiedzą, pan Robert Wydmański zrobił swoją
robotę wspaniale. W efekcie grałem odtąd tylko na Stratobasterze, a Adelita
nr 2 powędrowała do piwnicy (bo na stojaku na trzy gitary miejsca już nie
było). Nie zamierzałem jej sprzedawać (bo potem nabywca naczytałby się na
basoofce co kupił i np. wystawił mi negatywa, albo znienawidził mnie do
końca życia). Nie chciałem jej też oddać za darmo (bo potem ktoś miałby
do mnie pretensje, że zdławiłem w zarodku basowego geniusza każąc mu na
starcie grać na „czymś takim” urywającym ręce i kaleczącym palce).
Postanowiłem, że replay będzie „dawcą organów” dla Stratobastera, bo po
lekturze basoofki mogłem być pewien w 200 procentach, że w tym chińskim
dziadostwie przecież już niedługo progi wypadną, klucze przestaną
trzymać, mostek się odkształci, pickupy wybuchną, a gryf się spaczy.
Jednak nic takiego nie nastąpiło i nawet się na to nie zanosi. Wymyśliłem
sobie zatem, że przerobię piwniczną Adelitę nr 2 na fretlesa i spróbuję
jak się gra na takim cudaku.
Wydawało się to prymitywnie proste. Przecież zdaniem wielkich znawców
(m.in. z tego forum) progi w chińszczyźnie trzymają się podstrunnicy tak
słabo, że wystarczy lekko stuknąć i dmuchnąć, a same wylecą.
Znalazłem zatem dokładny instruktaż:
odnalazłem starą (grotową) lutownicę i szczypczyki, pożyczyłem resztę
potrzebnych narzędzi i zabrałem się do roboty. Z siodełkiem poszło łatwo,
z wyciągnięciem pierwszego progu biedziłem się trzy dni, każdego dnia po
godzinie [bo na tyle miałem czas]. Może lutownica grzała za słabo, może
robilem coś nie tak, a może progi osadzone były wyjątkowo mocno. Poddałem
się. Skoro coś, co facet na filmie robi 20 sekund, mnie zajmuje ponad 1000
razy dłużej – znaczy, że nie jest to robota dla mnie.
Zadzwoniłem zatem do pana Wydmańskiego. Tym razem jednak nie miałem tyle
szczęścia co przy Stratobasterze. Negocjacje zaczęliśmy w połowie
października, a gitarę mogłem zanieść do Hathora w połowie marca.
Wcześniej pan Robert miał tyle roboty, że „się nie dało”.
Nudząc się tym oczekiwaniem, wymyśliłem, że oprócz odprogowania –
podobnie jak w Stratobasterze dołożę przełącznik i trzecią przystawkę.
Teoretycznie powinien być to pickup P, jak to we fretkach bywa, ale nie
byłbym sobą gdybym nie wysilił się na pseudooryginalność. Postanowiłem,
że Stratofretka będzie miała trzy przystawki J, co da jej zupełnie inny
dźwięk niż we wszystkich spotykanych basach tego gatunku (zazwyczaj
wyposażonych w PJ). Dżezfretka – to brzmi dumnie, zwłaszcza gdy jest jedyna
we wszechświecie.
Czekając na audiencję w Hathorze przypomniałem sobie też, że fretless
powinien mieć struny typu flat. A zatem zasiadłem przed klawiaturą i…
…okazało się, że nasze tzw. sklepy internetowe wystawiają towar, którego
nie mają, nawet nie racząc zaznaczyć że go „nie ma na stanie”. To powinno
być karalne – zwłaszcza, że z definicji robię przelew od razu po zakupie.
Po dwóch przypadkach, gdy po takim przelewie na następny dzień dostałem
informacje, że „zamówionych strun aktualnie nie mamy, ale – nie wiadomo kiedy
– możemy sprowadzić, nie gwarantując ze kurs USD się nie zmieni [a w
domyśle cena pójdzie mocnmo w górę]” i odzyskiwaniu kasy (w jednym
przypadku bez problemu po 2 dniach, w drugim – po postraszeniu policją – po 4
tygodniach) wlazłem na allegro. Tam z kolei flaty były wyłącznie typu
Sadowsky lub JądraErniego, za ponad 250zł. Z pewnością oba te typy strun
są wspaniałe, ale jaki jest sens pakowania ich do gitary, którą (używaną)
kupiłem za niecała stówę? Kolega drakenek aktualnie flatów nie miał, zaś
pan Pakulski wtedy jeszcze się nie objawił.
Ostatecznie znalazłem na e-bayu flaty Fendera (wiem, nie są genialne, ale do
byłej Adelity wystarczą) za równowartość 75zł + wysyłka. Ten sam
sprzedawca miał w ofercie wieszak ścienny Warwicka na bas za równowartość 10zł.
Na wieszak zdecydowałem się po to, aby zrobić miejsce dla Stratofretki. Mój
stojak na elepstryki liczy sobie 3 miejsca i zajmują je: Stratobaster,
Stratocaster i Stratodwunaster. Stop, wróć, dwunastka to żadne „Strato…”.
Nie dość, że jest elektryczna, to na dodatek jest z kształtu nie
fenderowata, a prawie gibsonowata. Prawie, bo czegoś w niej brak. Plastykową
czarną maskownicę odkręciłem bowiem w niej sam – bo ohydna była. Na tejże
dwunastce grywam rzadko, choć dziwacznie (jeśli zobaczycie kiedyś kogoś z
elektryczną dwunastką grającego na niej palcami i to klasycznie – to z
pewnością będę ja, bo nie znam drugiego takiego, co by się tak
wygłupiał). Gram jednak na niej bardzo rzadko, bo kolejność priorytetów u
mnie jest następująca: 1) praca, 2) rodzina, 3) koledzy & alco, 4) Hoeffner,
5) StratoBassTer, 6) StratoCasTer, 7) dwunacha.
A skoro rzadko gram na dwunastce – to na ścianę ją. Wieszak okazał się
fajny, poza tym, że dołączone mikrośrubeczki z mikrorozporkami utrzymałyby
może dziecięcą gitarkę, a nie 4-kilogramową elektryczną 12-tkę, ale
jakieś większe śrubokołki w szufladzie się znalazły. Gibsonopodobniec
prezentuje się zresztą na ścianie o niebo lepiej niż jakakolwiek inna z
moich gitar. Widać tam było jego miejsce.
Teraz pozostało już tylko czekać. A czekałem tym razem strasznie długo.
Okazało się, że p. Robert nadal jest zawalony robotą, ale chyba miał już
dość moich telefonów z pytaniem „kiedy mogę przynieść” i wyznaczył
termin przyjęcia, ale odbioru już nie. Niemniej nie poganiałem go –
wiedząc, że to nie łapanie pcheł i pośpiech mógłby tylko zaszkodzić.
Może gdybym nie miał na czym grać, ale miałem. Zwłaszcza, że sprawy się
komplikowaly. W odróżnieniu od pierwszej Adelitki – ta miała dwie tony
śmieci pod gryfem. A pan Robert, jak każdy geniusz – roboty nudne i
przyziemne jak czyszczenie kieszeni – przesuwa na sam koniec. Potem okazało
się, że bez progów to akcja ma pół kilometra i trzeba pogłębic kieszeń.
Na koniec wyszedl jescze problem ze strunami.
W końcu doczekałem się upragnionego telefonu z Hathora. Potem już poszło
szybko – trzy tygodnie.
Najwięcej problermu sprawiły struny. „Ale miały cholerny naciąg” –
powiedział pan Robert.”Jednak dało się wyregulować bo i pręt doskonale
chodzi i drzewo na gryfie jest genialne. Jeszcze lepsze niż w tej poprzedniej
Adelicie. Oni chyba pomyłkowo wsadzają tam gryfy od czegoś lepszego, choć
korpusy to badziewna sklejka” – dodał.
Ile toto wyniosło? Gdyby nie wymiana strun to mialbym najtańszego „fraglesa”
na swiecie (licząc koszt zakupu używanej Adedlity i roboty pana Roberta). A
tak mam za 550zł.
Żegnając się Pan Robert zapytał tylko: „No to za rok robimy następnego
dziwaka?” Nie wie biedny, że Plan C już jest. Ale o tym za chwilę.
Stratofretka prezentuje się jak na zdjęciach.Zdjęciach kiepskich, bo nie
jestem fotografem, a i aparat mam dziadowski. A jak gra? Mnie się podoba,
choć nie mnie to oceniać, zwłaszcza, że mam toto w łapach od kilku godzin.
A kontrabasu nigdy dotąd w ręku nie miałem. Panu Robertowi podobal się
dźwięk w pozycji 2/5 przełącznika, dla mnie w tej pozycji jest deko za
szklankowy (ja kocham 100 metrów mułu). Na próbki zatem poczekacie do czasu
kiedy się na tym cudaku jako tako grać nauczę i ustawię mu moje ukochane
brzmienie – zapewne do następnego Dnia Futrzaka [w 2012, hehe]. Przy okazji
wtedy nagram i wrzucę próbki Stratobastedra, żeby różne geniusze z tego
forum nie pierdzieliły, że jestem tylko zwariowanym majsterkowiczem, ale za
to grać nie umiem 😉
I tym optymistycznym…
PS1: Pozdrowienia dla wspaniale piszącego młodzieńca o nicku tubas (to nie
ironia, to – niestety – fakt 😉
Pozdowienia dla twórczo rozwijającego pewien pomysł Robbasa 😉
Pozdrowienia także dla (kolejność alfabetyczna): Kaprala, Marka Kacprzaka,
Steve Rondla, Zakwasa i wszystkich – za wyjątkiem jednego – moderatorów.
Pozdrowienia także dla całej – znów za wyjątkiem jednego użyszkodnika –
pominiętej w pozdrowieniach wyżej basoofkowej braci (nie zastanawia Was czemu
na społeczność mówi się „brać” skoro siostry na takich portalach też
bywają? Zatem dla basoofkowej „siostraci” – także).
Pozdrowienia szczazególnie dla wszystkich tych, których nie stać na złotego
Tribute to Les Paul za 20 tys. PLN ani na wzmacniacz typu hiperlampa za 7 tys.
PLN i robią dobrą robotę na tym co mają (w tym na Adelitach czy
śmierdzących gów… [tfu, miałem napisać „cyfrą”, coś za dużo czytam
basoofki ostatnio ;] wzmacniaczach Line6). Na marginesie: Hiwatta zamieniłem
na LD110 Studio i uważam, że ten sześcianik Line6 jest genialny: malutki,
leciutki, a brzmienia ma i cyfrowe i „wintydżowe też”. Do akustycznej muzyki
jaką z kumplami „uprawiamy” po klubikach jest idealny.
Tu wtrącenie: Kiedyś, na studiach, wybraliśmy się paczką z roku na
zimowisko do Zakopca. W grupie była córka tzw. badylarza, zatem stać ją
było na najlepszy dostępny wówczas sprzęt, odstający o 3 klasy od reszty
obozowiczów (bodajże Fischery z włókna, wiązania Salomony, buty San Marko,
a może nawet i lepsze – nie pamiętam) oraz super hiper kijki, kombinezon,
gogle (nie mylić z Google) Carrera itp., itd.
I w tym genialnym ubraniu z fenomenalnym sprzętem na plecach przez dwa
tygodnie przemierzała tam i z powrotem odcinek od Krupówek do dolnej stacji
kolejki na Gubalówkę. Na nogach. Dziewczyny opowiadały, że nawet kiedyś
wsiadła z tym do kolejki. Ze sprzętem. Zjechała. Kolejką. Też ze
sprzętem, udając, że nogę sobie skręciła.
W tym czasie ja z móją (wówczas przyszłą) małżonką na hikorowych rysach
z tępymi taśmowymi kantami, z wiązaniami BETA-1, w butach noname na
sznurówki i w wyświechtanych kurteczkach zjeżdzaliśmy po 5-6 razy dziennie
z Kasprowego. Mimo, że żadne z nas wyczynowce. Zjechalibyśmy i więcej, ale
mimo różnych sztuczek nie było wtedy szans nabycia większej ilości
biletów na kolejkę. A na zakup u koni biednych studenciaków stać nie
było.
Po co to wtrącenie? Po to by pokazać, że nie sprzęt czyni mistrza. Jeśli
coś ci sprawia przyjemność to dasz radę i z najgorszym sprzętem,
ukręcając z Adelity czy Stagga i „cyfraka” brzmienia, które Ci wystarczą. A
skoro wystarczą – to po co przepłacać?. Jest na tym świecie wiele innych
przyjemności, na które można przepuścić zaoszczędzone pieniądze.
Przepraszam, jeśli jakiś zawodowiec poczuł się tym urażony. Wy,
profesjonaliści, musicie mieć sprzęt z górmej półki, inaczej tzw.
środowisko by was zjadło. Ale ja piszę o amatorach od basu, plumkających
sobie w domu, lub od czasu do czasu na jakiejś malej imprezie klubowej. Bo
przeciez i dla takich to forum jest.
PS2: robiąc przedświąteczne porządki znalazłem coś co mi było strasznie
potrzebne rok temu, ale wtedy znaleźć się oczywiście nie chciało. Jest to
mianowicie przystawka od gitary basowej DEFIL Mamba (na temat tych gitar wiem
swoje, na temat tych przystawek też). Szkoda, że znalazła się dopiero
teraz, zwłaszcza, ze nie wiem w jakim jest stanie. Uprzedzając ewentualne
pytania: nie jest na sprzedaż. A czemu?
Jak będę przerabiał trzecią Adelitę na rakietę kosmiczną – to wtedy ją
sprawdzę, a może nawet i zamontuję. A z tym statkiem kosmicznym to pomysł
jest aktualnie taki (być może ulegnie modyfikacjom):
Przestrzeń między mostkiem a gryfem w Adelicie wynosi 267 mm, a zatem kolejno
(licząc od mostka) wsadzone „na styk”:
– pickup J bridge
– humbucker a la MM/OLP (rozłączalny)
– DELANO JMVC 4 FE
– DELANO MC 4 Hybrid
– DELANO Xtender 4 HE (56 mm)
– JSBC4 HE Narrow (19 mm)
– wspomniany DEFIL (Muza)
– pickup P
– oraz (jak jeszcze da się upchać – teoretycznie trza by w tym celu obciąć
podstrunnicę z gryfem i wywalić 20 próg, na którym i tak nie grywam) –
pickup od Ricka
plus 5 przełączników typu Strato-5. Ładna choinka, nie ;)?
Z takiej rakietki da się już ukręcić wszystko (nawet jak „podstawą” jest
Adelita). Tyle, że to może trochę potrwać, bo wybrane przystawki –
zwłaszcza te DELANO i inne niestandardowe tanie nie są. Nie wiem też ile za
tyle roboty policzy sobie lutnik – więc zbieranie na to wszystko kasy –
trochę potrwa.
Zacznę zakupy na pewno od Xtendera, bo nie dość, że fikuśnie wygląda, to
jeszcze producent twierdzi, że taki kształt umożliwił nowatorskie
rozłozenie magnesów, co daje dźwięk „inny od innych”. A na dodatek jest
niskoszumowy.
A teraz już ostatecznie pa, pa. I możecie sobie mędrkować na temat mojego
sprzętu, czy braku umiejętności gry na basie – lub nie. Przez rok cały – ja
i tak tego czytać nie będę ;).
Wróciłeś! Choć na chwilkę! 😀
Powiem Ci, że ja też planuję kombinować z Adelitami, w sposób jeszcze
bardziej pokręcony, ale o tym innym razem 😛 Grunt, że mam zaklepane dwie
sztuki, więc materiału mi nie braknie :>
Amen.
Genialne sprzęta kolego Futrzaku!
Chyba trochę zmieniły mi się gusta od ostatniego razu hehe 😉
Mam nadzieję, że to nie ja jestem tym niepozdrowionym modem, chociaż
przyznaję że ostro tępię pomysły na zakup gitary pokroju Adelity wśród
młodzieży. Chociaż np Muzzy ostatnio udowodnił, że na DEFILu, na Staggu i
na swoim Gibsonie potrafi zabrzmieć świetnie, to trochę daje do
myślenia!
Ciesze się bardzo z Twojego zadowolenia, polecam spróbować flatów na
progówce :] A ta dwunasteczka jest naprawdę obłędna! Gratuluję także Line
6, chyba symulacji Fliptopa w nim nie wyłączasz (a przynajmniej na pewno ja –
jako także wielki fan mułu – bym tego nie robił;)
Co do drogich sprzetów, to chyba za wielu profesjonalistów tu nie ma.
My po prostu często lubimy drogie zabawki, oraz mamy czasem inne priorytety. U
mnie to wygląda tak: granie – granie z kolegami – studia – szukanie pracy –
pozostali koledzy 😉 Mimo, że jestem amatorem-hobbystą.
Do nastepnej Adelity wstaw jeszcze Piezo i MIDI 😀
Jak wszem jest znane, ja też jestem posiadaczem, co prawda tylko jednej
Adelci,nie sprzedam tego wiosła za Boga, ponieważ będąc już starym
dziadem, który z nie jednego, muzycznego pieca chleb jadał, twierdzę, że ta
Cińszczyzna ma swoje zalety, choć to żadna marka.Kiedyś grając zawodowo,
bo z tego żyłem,miałem i do tej pory mam wiele gitar basowych. Każda z nich
ma na pewno swoje niepowtarzalne brzmienie. Adelcia o dziwo, brzmi
fantastycznie, mogę porównywać to z brzmieniem Fender Jazz Bass Nr. 6136517,
którego posiadam,dlatego podaję dokładnie wszystkie znaki rozpoznawcze aby
ktoś nie wątpił, że go mam.Futrzak, dalej nie będę się wymądrzał i
rozpisywał bo i tak większość z tego forum przyjmnie to w taki sposób, że
dwóch starych dziadów próbuje się wymądrzać, dlatego koniec na tym, my
swoje wiemy i jeśli ktoś będzie zainteresowany naszą wiedzą to bardzo
proszę, z pewnością się tą wiedzą podzielimy. A tak a propo, dzięki tym,
którzy stworzyli tą stronę, bo mogłem poznałem wspanialych ludzi,
starszych i młodszych, z którymi prywatnie bardzo fajnie mi się gada, a jak
wiadomo mamy o czym.Pozdrowienia dla braci i sióstr basowiczów. Specjalne dla
Tubasa, to frajda czytajac Twoje pisanie, przypominać sobie życie. Pozdrawiam
jak zrobisz tego ostatniego, to szykuj się na delegacje ludzi chcacych wymacac
toto 😀
Sam mam adelitę i kusi mnie by wymienić przystawki (przy okazji jak dawałbym
ją do regulacji tak jak ostatnio kable wymieniłem ) .
Czy macie jakieś rady co do wyboru przystawek ?
Są ze trzy zestawy w ofercie Basoofkowiczów, sam się interesowałem, ale na
razie jednak sobie odpuściłem. Łap okazję, dobre są 😀
Niskie ukłony i podziękowania za dobre słowo! Panowie – życie przed nami, a
z każdym rokiem zwiększa się ilość rzeczy, które z prawdziwą
przyjemnością poznaję (czasem powtórnie, bo pamięć już nie ta, Panie
Dzieju……).
😀
Za paręnaście latek może będę tak czytał nawet swoje własne wpisy w
blogu; he, he, he…!
Zacznę się niepokoić, kiedy zanim skończę czytać książkę, będę
musiał zaglądać na początek, w celu przypomnienia sobie tytułu…
: )
Z radością patrzę jak na tym forum rośnie liczba członków klubu
Dziadkobasów.
„Och Futrzaku opowiedz mi więcej
Dlaczego zostawiłeś mnie samego
Czekającego w mym dziecięcym łóżeczku?”
To parafrazując jeden z tekstów Pink Floyd (bodajże Mathilda Mother)
A pisząc już całkiem poważnie – przestań się dąsać Futrzak i wracaj na
Basoofkę boś przeca poważny i inteligentny facet a stroisz fochy jak Avril
Lavigne 😀