Green Naugahyde – nowy Primus opisany [tym razem na chłodno]

Załączniki

Zanim przejdę do opisu samej muzyki – bardzo ciekawie prezentuje się
wizualnie digipack Green Naugahyde . Dużo zieleni, soczystej, wyróżnia
płytę wśród innych wydawnictw, zdjęcie na okładce niebanalne.
Jednocześnie jest mocno nieprimusowe, bo nie nawiązuje do znanej stylistyki,
a jednocześnie dobrze się wkleja w specyficzny klimat zespołu. Smutny,
bezręki chłopczyk na rowerze, to główny motyw całej książeczki. Smutne
zdjęcia, ale naprawdę bardzo cieszą oko!

Wstęp za nami, do rzeczy zatem!

Prelude to a Crawl przypomina mi żywo otwarcie Sailing the
Seas of Cheese , nawet zaraz po nim następuje podobne uderzenie… Stary dobry
Primus? Nie do końca. Zdecydowanie odświeżone brzmienie. Hennepin
Crawler
atakuje nas szalenie ustawionym envelope filterem, nie
przypominam sobie czy Les kiedyś ustawiał takie brzmienie w nagraniach
Primusa, może na solowych projektach tak, ale raczej nie tutaj. Gitara
pobrzdąkuje w tle proste akcenty, utwór zostaje w głowie.

Last Salomon Man – dopiero drugi utwór, ale już czuć, że
znowu łatwo wpadnie w ucho. „Reggae’owa” historia o kłopotach finansowych
ostatniego „łososiowego człowieka”. Miłe uchu solo basu – bez orgazmów
slapem, z których większość pewnie Lesa utożsamia.

Eternal Consuption Engine – pierwsze moje skojarzenie to
wytwórnia zabawek Św. Mikołaja (taki teledysk mi się jawi). I w sumie tak
ma się kojarzyć – z fabryką wykonującą kolejne i kolejne produkty dla
żądających możliwości ich kupienia klientów. Nad niepohamowanym
konsumpcjonizmem współczesnego świata i zalewem chińskich wyrobów
pochylił się Les do muzyki Lalonde. „Oh I like it…”

Pierwszy singiel – Tragedy’s A’Comin’ (matko, ile
apostrofów) to kolejne wykręcone brzmienie Lesa z użyciem filtra obwiedni.
Kawałek został mi w głowie już po Openerze – chwytliwe nuty w refrenie.
Na uwagę zasługuje świetnie poprowadzona solówka gitarowa, po której
nastepuje kilka taktów mini-solówki basu do wtóru stadionowego szumu
publiczności (fani Primusa znają chwyt z poprzednich albumów).

Eyes of the Squirrel – na koncercie nie zażarło. Bałem
się przed premierą, że nowy Primus zbyt pójdzie w stronę solowych, mocno
pokręconych klimatów solowych płyt Claypoola. W studyjnej wersji jednak
zupełnie inaczej odbieram ten utwór. Miłe zmiany tempa w trakcie, ciekawy
utwór, tym razem o mediach, zwłaszcza tych, które ugruntowały się w
trakcie dziesięcioletniej przerwy Primusa, czyli Internet z YouTube na czele
(sporo o tym w tym utworze znajdziecie).

Jilly’s On Smack – nie no, ja mam innego dealera niż Les i
Larry w momencie pisania tego kawałka. Kontrabas, kupa delay’a, trytony jako
podstawowy interwał. Da się słuchać, nie mam ochoty przewijać, ale nie
jest to mój ulubiony utwór na płycie. Choć potrzebny w konstrukcji
całości jako przerywnik i „wyciszacz”. Do gustu mi podszedł skat pod koniec
utworu.

Lee Van Cleef – wiecie kto to? Nie? A Dobrego, Złego i
Brzydkiego widzieliście? Nie? No to nie mamy o czym rozmawiać! 😀 Mój
faworyt na płycie, nie dosyć, że jestem fanem westernów, zwłaszcza tych z
Clintem Eastwoodem*, to jeszcze do tego utwór został osadzony w konwencji
znanej z Wynona’s Big Brown Beaver . Cudeńko, jak dla mnie – na koncercie
grane na bass-dobro urywało głowę z szyją gdzieś przy kolanach.

Moron TV – coś dla nienawidzących celebrytów, którzy są
znani tylko dlatego, że są znani, nienawidzących prowadzących za
traktowanie ludzi jak idiotów, nienawidzących telewizji za ogólne zidiocenie
na szklanym ekranie. Muzycznie – świetne brzmienie basu (jeszcze lepsze niż
w innych utworach), poza tym bez szału, ale chwytliwie w dalszym ciągu.

Jak Wam mało kontrabasu po Jilly’s On Smack , to Green Ranger
powinien zaspokoić Wasz głód. Zwłaszcza z taką ilością delay’a.
Króciutki utwór – całe szczęście, bo przytłacza strasznie.

Chciałbym, żeby Primus nagrał jakieś covery Rage Against The Machine.
Wstęp kolejnego utworu skojarzył mi się strasznie z graniem kwartetu z Los
Angeles. Nie pytajcie mnie kim jest Hoinfodaman. Nie wiem.

Extinction Burst – to co mi najbardziej utkwiło w pamięci
to śpiew alikwotowy. A przynajmniej coś co tak brzmi – możliwe, że to po
prostu sprytnie zdublowane tracki. Energetyczny utwór na koniec płyty. No
prawie koniec, bo jest jeszcze, Salmon Man. Ale to raczej
kilkadziesiąt sekund „cyrkowej” melodyjki, które zostało zostawione z
myślą o słuchaczu, by mógł spokojnie wstać z kanapy i puścić płytę
raz jeszcze…

Podsumowując – fani Primusa będą zadowoleni, jeżeli nie zachwyceni. Ci,
którym się Primus nie spodobał wcześniej, teraz pewnie się nagle ich
fanami nie staną, ale płyta jest potwornie melodyjna i wpada w ucho – może
jednak warto spróbować?

*ciekawostka – pewna moja znajoma była długi czas przekonana, że to dwie
osoby – Klin i Stłud. Sic!

Ocena Społeczności :


Ocena: ☆ 3.2 Głosujących: 9

Wpisy są prywatnymi opiniami poszczególnych autorów.

Komentarzy: 25

  1. Dziwię się, że nie podoba Ci się Jillys On Smack - uwielbiam i słuchałem
    liveów na youtubie jeszcze przed premierą.

    Eternal... kojarzy mi się z motywem z South Parku :> We wstępie ten sam
    weselny interwał, którego nazwy nie pamiętam :P

    Strasznie podoba mi się Primus zainfluensowany solową działalnością
    Claypoola. Na płycie nie ma ani jednego słabego kawałka* i jest to
    zdecydowanie moja ulubiona płyta.

    * Choć najlepszy jest zdecydowanie środek płyty.
    J and D JD110
  2. No ta płyta przebojem wdarła się na wyżyny mojej prywatnej listy
    przebojów.

    Słabego numeru to faktycznie nie ma, ale Jillys jest zdecydowanie słabszy od
    reszty. Jednak zdecydowanie nie na tyle słaby, żebym miał chcieć go
    przewinąć, jak to czasem miałem przy słuchaniu Primusa. ;)
    zakwas
  3. Kiedy Jillys jest jednym z lepszych! Nie hipnotyzuje Cię to powolne brumienie
    kontrabasu i ta kompletnie "omg o co chodzi" partia gitary?

    Jak już mówiłem, mnie środek przyciąga najbardziej: Tragedys, Eyes, Jillys
    i Lee.
    J and D JD110
  4. Bardziej irytuje po dłuższej chwili. Gusta. ;)
    zakwas
  5. +1 dla jillys on smack, jak dlamnie top4 na tej płycie :)
    palik
  6. Palik - widzę, żę mamy bardzo podobne odczucia co do płyty. Jedyne w czym
    się nie zgadzamy to nieszczęsna Jilly i stosunek do brzmienia płyty - mi
    produkcja podoba się bardziej niż na Antipopie. :)
    zakwas
  7. Paradoks, Antipop był bodaj najbardziej nieprimusową płytą ze wszystkich
    płyt Primusa. To tym bardziej absurdalne, że posiadając nazwę "Antipop"
    była na wskroś mainstremowa, zrealizowana przy współpracy z osobami takimi
    jak Tom Morello czy Fred Durst (sic!).

    Zakwas, dwója z primusologii, siadaj.
    Kapral
  8. Mnie osobiście strasznie podoba się partia gitarowa (Jillys On Smack,
    Hoinfodaman, Last Salomon Man i Moron TV). Poza tym bardzo fajnie brzmi nowy
    basik Claypoola (Moron TV). Co do Jilly, to głównie przez gitarę podoba mi
    się ten kawałek. Ogólnie płyta bardzo dobra i wydaje mi się nieco
    "cięższa", ale to na plus :)
    willy
  9. @Kapral: Paradoks, Antipop był bodaj najbardziej nieprimusową płytą ze wszystkich płyt Primusa. To tym bardziej absurdalne, że posiadając nazwę "Antipop" była na wskroś mainstremowa, zrealizowana przy współpracy z osobami takimi jak Tom Morello czy Fred Durst (sic!).
    Zakwas, dwója z primusologii, siadaj.




    Ale gdzie ja napisałem coś przeciwnego? :o
    zakwas
  10. A ja napisałem, że napisałeś coś wręcz przeciwnego? ;P
    Kapral
  11. To za co, kurna, ta dwója?
    zakwas
  12. Masz brzydką brodę!!
    Kapral
  13. Ładniejszą od Twojej!
    zakwas
  14. daję 5 gwiazdek ale w kredyt. nie zawiedź mnie zakwasie i choose you destiny.
    A album sprawdzę nawet w okolicznym r****szopie. a jak podejdzie to i kupię.
    zombine
  15. Łe, to ja sobie specjalnie dałem jedną gwiazdkę, Ty mi tu ocenę zawyżasz!
    :P
    zakwas
  16. Bardzo dobra płyta :) przyznam że wcześniej nie zagłębiałem się w takie
    klimaty ale ta płytka wciąga na maxa. Jillys rzeczywiście najsłabszy.
    sasquacz
  17. Bez zbędnego bicia piany: bardzo dobra płyta.

    Green Ranger - mogłoby nie być tego utworu.
    Triptical
  18. Płytka dobra, recka też! :D
    Bzyczek624
  19. Z wiekiem Primus ssie coraz bardziej :-D
    tapchan
  20. Lee Van Cleef - mój faworyt
    profs665
  21. Sobie podbiję, bo wczoraj miała miejsce premiera klipu z płyty Green
    Naugahyde:

    Primus - Tragedys A Comin

    www.ifc.com/news/2011/11/primus-tragedys-acomin-music-video-premiere.php
    Kapral
  22. Powiem niemiło - nienadzwyczajny. Jeden ze słabszych Primusa jaki widziałem.
    Dante Morius
  23. Co prawda, to prawda. Ale zerknij na to z innej strony - klip np. do John The
    Fisherman, był totalnie w stylu MTV tamtych lat. Na dzień dzisiejszy może
    nam się wydawać fajny, ale sądzę, że kiedyś był bardzo zwykły :P.
    Kapral
  24. A mi się teledysk bardzo podoba. Totalnie pokręcony. Miny Lestera gdy wchodzi
    wokal - bezcenne.
    zakwas
  25. Łoł. Jakiś taki inny. Dziwny.

    Nie macie wrażenia, że klipy nie-w-HD lepiej się ogląda?
    J and D JD110