Moje basowe wspomnienia
Już wyjaśniam dlaczego akurat takie zdjęcia. Może te dwa ostatnie na
pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z graniem na basie. Ale po
kolei.
Więc tak. Pierwsze zdjęcie przedstawia mnie, jak widać (tak, ja to ta z
basem; za perkusją siedzi perkusista, żeby nie było potem). To był koncert
na 11 listopada w kościele (jak również widać). Właściwie orkiestra, do
której należałam zawsze obskakiwała wszystkie święta, więc granie
moherom nas nie ominęło. Dałam to zdjęcie, bo to jest jedyne jakie mam,
takie z koncertu. Na innych koncertach (tych nie w kościele) była oczywiście
zbyt dobra zabawa, żeby zajmować się zdjęciami.
Drugie zdjęcie to ja tak bardziej… prywatnie. Choć niezupełnie. To
miejsce, w którym było robione to zdjęcie to Chamonix, u stóp Mount Blanc.
To, że się tam znalazłam zawdzięczam tylko i wyłącznie moim basowym
staraniom. Razem z big bandem graliśmy trzy koncerty w takim miasteczku, w
Alpach.
Trzecie zdjęcie – może nie uwierzycie – ale to jest mniej więcej widok, jaki
miałam wyglądając z hotelowego okna, właśnie w czasie tej wycieczki a
Alpy. To zdjęcie ma też pewną wartość sentymentalną, powiedzmy. A to
dlatego, że przedstawia polankę, na której jeden z kolegów z orkiestry
wyznał mi dozgonną miłość. Wiem, powiało kiczem, więc skończę lepiej.
I tak się za bardzo rozpisałam.
Mam nadzieję, że zdjęcia się spodobają ;).
26 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Stylówa perkusisty jest bezbłędna! 😀
A co do Ciebie – przypominasz mi móją znajomą, jak masz charakter taki jak
ona, to już Cię lubię! 😀
P.S.: Zaraz się tu zaroi od postów…
A jaki charakter ma Twoja znajoma ;D?
Mi odpowiadający. :>
🙂
No perkusista wymiata 😀
Bardzo przystojna dziewucha z Ciebie, wiesz ? 🙂
no ładnie, ładnie, szkoda, że nie grasz już big bandzie
acha i Markbass fajny 🙂
Och, to wiele wyjaśnia…
2 zdjecie mi się bardzo podoba.
a mark zacny tylko wiosło lepsze by się przydało
Wyglądasz jak moja znajoma, tylko ona jest o 1/2 mniejsza i bass wygląda co
najmniej dziwnie na niej xd
Jest markbass, jest groove!
Fuj. W kościele 😛
Pogrywalem przez 3 lata na boku na mszach i okazjonalnych koncertach
kościelnych, żadna siara, a doświadczenie może nie jak w orkiestrze, ale
jest.
😀
A teraz na poważnie:
1. Widoczek fenomenalny, pozazdrościć wyjazdu 🙂
2. Granie dla moherów to nie siara, siarą jest jak się gra, a nie co i komu
😉
3. Ładna dziołcha jesteś.
Dobrze gada, polać mu
też byłem w Chamonix ; DD
Hah, dzięki za miłe słowa ;).
Granie w kościele jest o tyle fajne, że bas trzęsię całym kościołem :P.
Jest taki fenomenalny… pogłos. Ten kościół w którym grałam miał akurat
taką specyficzną akustykę, że jak się zagrało to najniższe as to
normalnie grzmiało. Ach!
W graniu dla moherów chyba najgłupsze jest to, że wszystkie pieśni
kościelne ciągną się jak flaki z olejem. „Wiiiiiitajjjj Jeeeezu, syyyynu
Maaaaryyyyi…” – cały utwór grany ćwierćnutami w tempie chyba 30.
A czy orkiestra daje jakieś doświadczenie…. Hm… Tak! Uczy jak grać po
akordach, tak żeby dyrygent się nie zorientował, że się nie umie albo jak
grać na basie z nut gitarzysty/pianistki gdy się zapomniało własnych
;).
BUAHAHAHAHA 😀
Latem, robimy tourne po polskich kościołach? ;D Deviation + Machines xD też
będziemy mięli słit zdjęcia ;P
Ale coby nie offować, to przyznam, że na 3cim zdjęciu piękny widok. Można
tam się zatracić (;
O wiele wygodniej jest grać na stojąco,wygodniej ci tak,czy wymogi grania po
kosciołach ???
W kościele gram od 3 lat przy czym od roku na basie, wcześniej na klawiszach.
Można stac ale mając nuty odchodzi ta ogromna zaleta stania, że można po
całej scenie (w kościele przynajmniej u nas – po całej nawie). I szczerze
powiedziawszy to właśnie w zespole kościelnym grałem już z tyloma
muzykami, że pomału można to porównywac do orkiestry.
A to, że tam nie ma zabawy to przecie nieprawda jest 😀
Jak tu się koledze wyznawcy dziwic ;]
Markbass! Oj powodzi Ci się, powodzi…
W orkiestrze to zawsze grałam na siedząco ;P. Mi jest wygodnie i tak i tak…
Nie widzę różnicy.
Oczywista oczywistość.
1. Moim zdaniem gra w kościele to nie jest obciach.
2. Narzekasz na specyfikę tych pieśni… Jest wiele piosenek katopolo które
są bardziej żywiołowe niż wiiiiiittttaaajjjj jeeeezzzzuuuuu….. wystarczy
tylko pogrzebać tu i uwdzie
Niekoniecznie! Całe lata grałem „wesółka” z zespołem, gdzie za perkusją
siedział… tubista. Onże „Romina Pałer” z moich wspomnień.
Byłem też naocznym świadkiem, jak podczas „dżemu” na Złotej Tarce pewien
czarny amerykański saksofonista parę razy próbował zasugerować jednemu z
naszych znanych perkusistów (na nazwisko spuśćmy litościwie zasłonę
milczenia) co ma grać, aż tamten podenerwowany dał mu pałki i krzyknął
„play it!”. Saksofonista pałeczki wziął, za bębnami usiadł i tak zagrał,
że nasz „gwiazdor” już tylko chlał samotnie w kącie do rana…!
; )
Grałem wiele razy w kościele, co do akustyki to murowane kościoły są git
ale bez perkusji, za to drewniane to po porstu poezja. Robiliśmy bigbeatowe
msze, fajnie było chociaż się zdarzało, że starsza część uczestników
mszy wychodziła. ]:->
Np. w okresie zimowo – świątecznym wyglądało to mniej więcej tak:
https://basoofka.net/forum/12047,panta-rhei-koledy-100-akustycznie/, tym razem nie w kościele ale mniej
więcej o to chodziło. 🙂
Drewniane kościoły są przede wszystkim mniejsze. I ściany są z drewna,
które i rozprasza i trochę tłumi dźwięk, dlatego nie ma takich pogłosów
jak w murowanych. I poza tym we wszystkich drewniakach jakich byłem, wszędzie
było więcej materiałowych rzeczy, niż w murowanych. 😉
Widok może być, ale nie widzę basu na trzecim zdjęciu – fake!
A kościół … no cóż kościół podobno najpiękniej wygląda jak płonie,
tak ponoć rzekł Count Grishnak, gdy kupował pudełko zapałek na wyjazd do
Lichenia 🙂