Jakie waszym zdaniem są najlepsze kawałki do zagrania na koncercie jako cover
żeby ludzie się dobrze przy tym bawili i śpiewali
Coś na dobry początek 😉
Creedence Clearwater- Proud Mary (Rolling On The River)
Gunsi- knocking on heavens door
Jimi Hendrix- Hey Joe
Może coś polskiego?
Jaki jest według was najlepszy kawałek do zagrania na koncercie jako cover, żeby ludzie się dobrze bawili i śpiewali?
Czy macie ulubione utwory, które gracie na koncertach w formie coveru?
Co sądzicie o zagrywaniu utworów popularnych z repertuaru innych wykonawców?
Jakie kawałki zagrywacie na początku koncertu, żeby rozgrzać publiczność?
Czy macie swoje ulubione utwory polskie, które chętnie gracie na koncertach?
Jakie są Wasze ulubione koncertowe hity, które zawsze gwarantują dobry nastrój wśród publiczności?
Jaki jest Wasz pomysł na dobre pokrycie na koncercie, które zarazem będzie znanym i lubianym utworem?
Czy preferujecie zagrywanie coverów klasycznych utworów, czy też raczej stawiacie na nowsze hity?
Jakie utwory są Waszym zdaniem najlepsze na zagranie podczas długiej setlisty koncertowej?
Co myślicie o zagrywaniu utworów innych wykonawców, a co o tworzeniu autorskiego repertuaru na koncerty?
Deep Purpple! Smołk on de łoter!
Wilki – Baśka.
Slayer – Raining Blood.
Aces High/The Trooper
Bob Dylan – knockin on heavens door
hey Joe- tu się nie czepiam bo tak naprawdę nie wiadomo czyja to piosenka ale
teoretycznie Billy Roberts.
(taki dzisiaj czepiasty jestem bo łeb mnie nap…)
Iggy Pop – Pasażer.
smells like teen spirit może 🙂
nie no bolem, ten numer już bardziej podchodzi pod kategorię omujborze, znowu
to? 😛
the hives – hate to say i told you so (+ za reklame lecha)
a z CCR bym dał raczej fortunate son, choc to jest niezbyt żwawe.
Sinatra – Ring Of Fire
Led Zeppelin – Rock n Roll
dobrze scoverowany Elvis
Chuck Berry – Johny B Goody
The Beatles – Come Together
Iron Maiden – Run To The Hills
Lady Gaga – Pokerface (polecam Faith No More)
RATM – Killing In THe Name
Tool – Hush
CAŁY Wolfmother (kto nie zna tej kapeli musi nadrobić, nic tak się
koncertowo nie sprawdza chyba)
Sporo od AC/DC
Hendrix – Purple Haze
Floydzi – Another Brick In The Wall part II
no, tyle na pierwszy oddech.
tak samo knocking, tak samo hey joe, tak samo smoke on the water 🙂
higway to hell! bo można spiewac refren 🙂
wehikuł czasu
Ja zawsze namawiałem chłopaków, żeby zagrać „Scum” Napalm Death. Nie
chcieli (mendy jedne)
A tak to:
Sodom – Ausgebombt
Acid Drinkers – Pizza Driver
Gwar – Sick of You (subiektywnie)
Kiss – God of Thunder
Metallica – Seek and Destroy (po paru głębszych to jakże jest wesoło)
Motorhead – Ace Of Spades (plus parę innych – wg uznania)
Sepultura – Roots, Refuse/Resist (plus j/w)
Misfits – We Are 138
The Rolling Stones – Paint it Black
Judas Priest – Breaking The Law, Starbreaker, Painkiller
jeszcze parę by się znalało, ale te na bank
offtop, trochę mi się to wydaje głupie dla mało znanych kapel, jak się
okazuje, że ludzie się najlepiej bawią na coverach a nie piosenkach kapeli
😐
No popieram. To jest raczej poradnik typu „Jak zostać coverbandem i resztę
życia spędzić na próbach w garażu”. Ludzie grajcie swoje rzeczy!!!
Keep on Rockin in the Free World.
Tak, ale z moich obserwacji wynika, ze właśnie w ten sposob kiepskie zespoly
ratuja swoje koncerty – skutecznie. „Przeczymy sobie bez ladu i skladu, ludzie
patrza zazenowani, odpalamy na koniec Smellsa, a wszyscy ruszaja w tan”.
Teraz decyzja o graniu tego numeru nalezy do was ;>
Tak było w częstochowie. Graliśmy cały koncert naszej muzyki – mało tego,
przychodzili ludzie, którzy słuchali podobnej muzyki do tego, co graliśmy, a
jednak najlepiej się bawili na w/w kawałku the hives. I zawsze o niego
prosili przy bisach.
Otóż, teraz w krakowie – bądź, co bądź – większym miescie – graliśmy cały
koncert naszej muzyki (z innym już zespolem) i ludzie reagowali tak, jakbysmy
co najmniej przyjechali na dwudziesty koncert do tej samej knajpy i mieli za
sobą wydaną płytę.
Zależy od ludzi. W tej dziurze częstochowie nikt nawet się na koncertach
bawić nie chciał, bo co inni pomysla itd.
koncerty HC w stolicy – wszyscy stoja jak kolki
Gloria Gaynor – I will survive
Piersi – Piosenka o rajdowcu (czyli w sensie, że przerobiony Paranoid
Sabbathów)
Illusion – Nóż
Iggy Pop – Passenger
AC/DC – Highway To Hell
Bo to stolyca. W mniejszych miejscowościach zawsze jest fajniejszy odbiór, to
już mam sprawdzone – najlepsze koncerty w życiu zagrałem nie np. w Łodzi
tylko w Żelistrzewie, albo Parzęczewie. W Gomunicach mimo kiepskiego wykonu
też było fajniej niż w większych miastach.
Ponadto nawet jak do nas do Zgierza przyjechał Tymański to stwierdził że mu
się fajniej gra u nas niż dzień wcześniej w Wawie. Czemu? „Bo lepiej grać
dla 60 kumającuych niż 600 niekumatych.”
A z coverów to z poprzednim bandem graliśmy Should I Stay Or Should I Go
Clashów i zawsze był szał. I zawsze żal, że dopiero na nie naszym
kawałku. pod koniec działalności się wycwaniliśmy i nie graliśmy go pod
koniec tylko wcześniej, żeby się publika ruszyła pod scenę i tam już
została 😛
no i po to są trafione covery 🙂
My w Skrzydłach przez rok koncertowania opracowaliśmy set listę na której
powiedzmy co 3-4 kawałek to był cover. A, że covery z różnych gatunków to
każdy kolejny przyciągał inną publikę. Tu nie chodzi o coverband misiu i
puciaku, tu chodzi o uatrakcyjnienie imprezy czymś chwytliwym.
Reszta, to intelekt wykonawców i odbiorców.
edit: Tak mnie naszło, że chyba najgorszym złem jest coverowanie (wierne)
rozwlekłych epickich kawałków typu wielgaśne utwory Comy, Metallici czy
Iron Maiden.
Zdecydowanie!
Najgorsze co może być to zespół, który ledwo się nauczył trzymać gitary
i już gra Enter Sandman :F
Są takie oklepane numery, że trzeb je robić z jajem i kompletnie inaczej
niż oryginał, albo nie dotykać wcale. Duża część wymienionych wyżej
też nie powinna być kowerowana (choćby Hey Joe).
my graliśmy all along the watchtower w kompletnie innej wersji niż
szerokoznana hendriksowa i ludziom się podobało. Ogólnie ja bym poszedł
jeszcze radykalniej dąte – napisał żadnego coveru nie powinno się grać
wiernie z oryginałem. 🙂 To wtedy by zmniejszyło prawdopodobieństwo
kaleczenia na scenie 😛
A to enter sandman w smooth jazz wersji z tematu o coverach jest przegenialne.
🙂
zależy od preferencji Twoich i publiki. Na przykład dla mnie jakbyś zagrał
Dying Fetus – Kill Your Mother, Rape Your Dog albo Madball – Set if Off było
by super. Bawiłbym się i śpiewał 😛
Bij, ale nie śpiewaj
Bez przesady. Dobry cover nie jest zły i nie wstydzą się tego zajęcia
najwięksi 😀
Dokładnie, po prostu dobrze mieć kilka kawałków, które będzie się grało
co 4 swoje utwory i z czasem coraz mniej ich grając, ale jak to mówią Nie od
razu Rzym zbudowano” =p
Pisałem chyba w temacie ciekawe covery – Sodom zrobił kiedyś Hazy Shade of
Winter Simon And Garfunkel. Oczywiście zagrali to po swojemu i wyszło
rewelacyjnie, więc jeżeli mówimy o takich hitach koncertowych, to jak
najbardziej.
Zdecydowanie RHCP – Dani california najlepszy cover na koncerty wedlug mnie ;D
Jeszcze z RHCP – By the way.
Z mojego doświadczenia – Psalm 13 Tymoteusza zawsze dobrze wychodzi na
koncertach w moim środowisku i nie tylko.
Postaram się nie powtarzać tego co już napisano, więc lista tytułów
dość skromna:
1. RATM „Sleep now in the fire” – mniej oklepany niż Killing In The Name, ale
wystarczająco rozpoznawalny by ludzie załapali o co chodzi. W dodatku
skoczny. Dobrze zagrany wywołuje pogo.
2. Jimi Hendrix „Fire” – odpowiednio zagrany wywołuje ciary na plecach, pogo i
poważne szkody w lokalu. Duże pole do interpretacji.
jeśli chodzi o Covery ,to można się uczyć od Acid Drinkers,bo robią to
najlepiej, potwierdzają to płyty Fishdick(1993) i Fishdick Zwei – The Dick is
Rising Again(2010)