tubas – z życia klezmera dalsze historyjki

Artykuł opowiada o serii zabawnych i pouczających anegdot z życia muzyków, ze szczególnym uwzględnieniem sytuacji spotykanych podczas przeglądów muzycznych i prób zespołów. Przedstawia również komiczne nieporozumienia i nietypowe sytuacje, z którymi muzycy muszą się zmagać.

Dzisiaj dla odprężenia znowu „kartka z kalendarza”:

Za „komuny” urządzano mnóstwo przeglądów, konkursów i festiwali. Dzieki
temu można było spotkać się i „pościgać” z podobnie czującymi ludźmi z
całej Polski. Każdy przegląd to oczywiście JURY. A oto ilustracja jacy
„fachowcy” zasiadali w tych gremiach:

Mam 23 lata i gram na przeglądzie w dwóch składach; na tubie w dixielandzie
i na gitarze basowej w trio z pianem i perkusją. Po konkursie omówienie
występu z jurorami. Zabiera głos Pan Przewodniczący i mówi:

-Trio jazzowe owszem grało poprawnie, ale nie widać było po nich tego co
wyraźnie rzucało się w oczy u drugiego zespołu jazzowego dzisiejszego dnia
– czyli dixielandu. Muzycy tria powinni uczyć się od ich sekcji rytmicznej
jak grać jazz… Dziękujemy Panom i poproście teraz muzyków z dixielandu!
No, na co czekacie? Możecie iść!

-No tak, ale wie Pan, to my jesteśmy właśnie tą sekcją rytmiczną z
dixielandu!

-…?

Nazwiska „autorytetu” nie przytoczę, bo to znana medialna postać działająca
do dzisiaj.

Inny obrazek:

Szukamy do składu rozrywkowego nowej wokalistki, bo poprzednia zaczęła
„uczciwą pracę” i naucza dzieci w podstawówce, a dyrektor zabronił jej
„łajdaczenia się po knajpach”! Zjawia się studentka wychowania muzycznego i
zamiast śpiewać zaczyna gadać…, gadać…, gadać… i opowiada:

-A na dyrygenturze to ja mam tak, że jak ruszam lewą ręką na lewo to prawa
mi się sama odsuwa w prawo!

W tym momencie perkusista Krzyś nie wytrzymuje i pyta:

-Z nogami masz to samo?…

Więcej jej nie widzieliśmy…

I jeszcze jedno wspomnienie:

Próby składów jazzowych mamy w poniedziałki, ponieważ jest to dzień bez
spektakli w teatrze i koncertów w symfonicznej, a w składach są muzycy
zarabiający tam na kawałek chleba. Zajeżdża nasz lider zmartwiony i
mówi:

-Krzyś zaginął! Jego matka dzwoniła, że jak w piątek wyszedł do pracy to
już nie wrócił. Od wczoraj milicja go szuka…

Patrzymy, a tu drzwi się otwierają i wchodzi Krzyś z teczką. Nieco
złachmaniony, ale żywy! Radosne powitanie i Krzyś wyjaśnia:

– W piątek był Dzień Kobiet w firmie. Babeczki dostały od Związków po
parze rajstop i goździku. Z tej radości sekretarka poleciała po flaszkę, a
żeby w kółko nie chodzić, kupiła od razu cztery. Kobietki zaprosiły nas
na kielicha. 16 Pań i 2 kawalerów. Żonatym kazały wracać do domów. No i
tak jakoś zeszło… Obudziłem się w obcym mieszkaniu i jakaś nieznajoma
powiedziała mi, że jest poniedziałek. No to przyszedłem na próbę! Klarnet
mam w teczce, bo w pracy lubię trochę poćwiczyć…

Młodzieży, ucz się obowiązkowości od starszych kolegów!…

„Neskim”, Panie i Panowie!

Podziel się swoją opinią

4 komentarze

  1. Kolejna świetna historia. Że też dzisiaj nie ma takiej radości z rajstop;]

  2. hehehe dobre 🙂

    PS: Zaczynam już zaglądać tutaj z nadzieją, że tubas coś nowego skrobnie
    🙂

  3. w tej ogólnej szarzyźnie tamte czasy miały też wiele uroku i baaarwnych
    zdarzeń, Tubas nawijaj dalej… 🙂

  4. bo wszystkie Krzysie to fajne chłopy, wiadomo 🙂

    jako że dziś dopiero odkryłem jakiego mamy fajnego nowego bloggera to witam
    serdecznie, historyjki pierwsza klasa, czekam z niecierpliwością na
    dalsze,

    pozdrawiam!

Możliwość komentowania została wyłączona.