tubas – …notatka z podróży przez życie!

Podczas podróży przez życie pełne basowych doświadczeń, autor dzieli się refleksjami na temat sukcesu, granic osobistych i znaczenia zadowolenia z życia. Osobista podróż autora dotyczy znalezienia równowagi między aspiracjami a akceptacją własnych ograniczeń, z naciskiem na docenianie małych przyjemności.

Kilka dni temu podczas przeglądania trackerem nowych wpisów natrafiłem na
komentarz jednego z „basoofkowiczów”. Wg jego opinii kolega „Muzz” i ja
osiągnęliśmy w basowaniu już wszystko!…

Trochę mnie to podłamało, czemu natychmiast dałem wyraz.

Sprawa nie dawała mi jednak spokoju i stąd ten wpis.

Osobiście uważam, że jestem w trakcie długiej podróży, gdzie nie tyle cel
jest ważny, co raczej sposób pokonywania drogi.

Kolejny komentarz trochę mnie pocieszył, ponieważ wyjaśnił, że szło
bardziej o nasze zadowolenie z basowej części życia, niż z tzw.
„sukcesów”.

Tu mogę się zgodzić.

Osiągnąłem stan pogodzenia się ze swoimi ograniczeniami i maksymalnej
otwartości na to co mnie spotyka.

Staram się nie poszerzać nadmiernie kręgu bliskich znajomych, co pozwala mi
na utrzymanie zdrowego dystansu do napotykanych czasem niemiłych okoliczności
oraz niesympatycznych ludzi i traktowanie ich z pewną wyrozumiałością
(zasada:”menda też stworzenie Boże i inaczej żyć nie może…”).

Na szczęście jeszcze nie zdarzyło mi się to, co przeczytałem w komentarzu,
zamieszczonym przez jedną z koleżanek mojego Młodszego Dziecka na Jego
facebookowym koncie.

Dama napisała:

– Codziennie budzę się piękniejsza, ale dzisiaj to już, k*rwa – było
przegięcie…!

Aż tak zadowolony z siebie chyba nigdy nie będę – nawet w stanie nirwany
osiąganym dzięki spożyciu goloneczki po bawarsku z zimnym piwem, na
świeżym powietrzu, w zacienionym ogródku restauracyjnym z widokiem na
góry… Najlepiej następnego dnia po udanym „dżobie” muzycznym, z bliskimi
kolegami „po fachu” lub najlepszą z żon.

PS.

Zauważcie, że łączyć bliskich kolegów „po fachu” i najlepszą z żon
nawet nie przyszło mi do głowy. To by zniweczyło nirwanę!

PPS.

Moje Starsze Dziecko wraz z Młodszym Dzieckiem i Panią Jego Serca, którzy
właśnie zjechali nas odwiedzić, udali się przed chwilą na noc z „Gitarą i
piórem” w Borowicach. Jutro obiecali zabrać mnie ze sobą, albowiem
zapragnąłem na własne oczy zobaczyć i na własne uszy usłyszeć Panią
Renatę Przemyk. Cenię wielce tę Artystkę obok Martyny Jakubowicz, Kasi
Nosowskiej, Agnieszki Chylińskiej z okresu O.N.A. i może jeszcze kilku
Pań.

Ona będzie śpiewała, a ja będę przeżywał…!

No i co? Żałujecie, że Was tam nie będzie?

Podziel się swoją opinią

3 komentarze

  1. A ja Renatę Przemyk już w tym roku widziałem i niestety słyszałem.
    Niestety, bo nagłośnienie było tak strasznie zrealizowane, że trudno było
    odebrać jej muzykę… :<

    Mam nadzieję, że Twoje pociechy lepiej trafią. 😉

    A co do reszty wpisu – jak zobaczyłem tytuł, to przestraszyłem się, że
    postanowiłeś opuścić ten łez padół. Zabrzmiał tak… podsumowująco. 🙂

  2. @zakwas: (…) jak zobaczyłem tytuł, to przestraszyłem się, że postanowiłeś opuścić ten łez padół. Zabrzmiał tak… podsumowująco. 🙂

    J/W 😐

  3. Jestem dumny, że dane mi było zainicjować Twój wpis tubasie! Cieszy to tym
    bardziej, że ostatnio zbyt częste nie są. Przyjmując postawę utylitarną
    pominę środki do jakich (nieświadomie, zapewniam) sięgnąłem.

    I podkreślam jeszcze raz – Ty, Muzzy i z pewnością wiele innych osób mogą
    sobie złapać za instrument i wyrazić nim swoje zadowolenie z tego jak
    żyją. TO właśnie jest godne podziwu i naśladowania.

    Pozdrowienia i podziękowania, ponieważ spotkałem jedynie kilku ludzi z taką
    pasją do życia.

Możliwość komentowania została wyłączona.