tubas – nadal stęskniony…, ale już nie tak bardzo!
Zgodnie z obietnicą złożoną Paniom – małe wspomnienie z dedykacją dla
@”Kizi”:
W czwartej ćwiartce ubiegłego stulecia, kiedy “koszmarna komuna” nieuchronnie
już chyliła się ku upadkowi, w jeleniogórskim teatrze “szedł” spektakl
muzyczny do tekstów Ernesta Brylla pt.”Kolęda nocka…”.
Ernest Bryll to poeta (obecnie nieco zapomniany), który za swoją
“opozycyjność” został zesłany przez “reżym” na stanowisko attache’
kulturalnego PRL do Londynu. Tak go, biedaka, prześladowali…
: )
Bardzo to był “rewolucyjny” i “antyreżymowy” musical i tłumy waliły na
niego tak, jak jeszcze przed chwilą na pochody 1-Majowe.
Spektakl był tak “opozycyjny”, że graliśmy go oficjalnie nawet w stanie
wojennym, ale swoja legendę miał!
W Jeleniej Górze zrobiono inscenizację bardzo kameralną, na Scenie
Studyjnej, w formie jasełek, z publicznością rozsadzoną po sali, między
planami poszczególnych “scenek” tej śpiewogry.
Spektakl zaczynał się przed wejściem do teatru, a później my – muzycy,
przebrani za kolędników – grając “ciągnęliśmy” za sobą tłum widzów w
kierunku szatni i – zanim widzowie się “rozpłaszczyli” – ubrani już w zwykła
stroje zasiadaliśmy z instrumentami na sali (ja zmieniałem wtedy tubę na
basiórkę).
Formułę tą staraliśmy się zachować także na spektaklach wyjazdowych, co
powodowało czasem nieporozumienia.
W Liceum Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu (“komuna” prześladowała wtedy
dotacjami także sport) zaproszono nas na spektakl niemal konspiracyjny.
Organizatorzy widocznie sądzili, że “Kolęda nocka…” jest zakazana w stanie
wojennym i zaproszenia były wręczane tylko “zaufanym”, w związku z czym
przed szkołą zgromadził się dziki tłum “wtajemniczonych” chcących wejść
do środka.
Kiedy zaczęliśmy grać przed wejściem, a obsługa otworzyła drzwi, to zanim
aktorzy zdążyli wygłosić swoje wstępne teksty – tłum nas stratował i
ruszył do wnętrza niczym podczas szturmu na Pałac Zimowy.
Jakież było zdziwienie “konspiratorów” gdy na sali zobaczyli wśród widzów
całe “naczalstwo” Karpacza, łącznie z kompletnym składem Komitetu
Miejskiego PZPR i kilkoma wypoczywającymi w mieście dostojnikami wysokiego
szczebla, udającymi, że to wcale nie oni…!
; )
To tyle na razie wspomnień kombatanckich!
No i jeszcze przy okazji krótki fragment mojego cv:
W składzie ostatniej ekipy “weselno-dansingowej” znalazłem się po małym
incydencie z ich poprzednim basistą. Wszyscy oni byli zawodowymi muzykami
Orkiestry Garnizonowej i na basie grał także sierżant z orkiestry –
człowiek niezwykle “trunkowy”. Do tego stopnia, że już na granie potrafił
przyjść lekko “nawalony”.
Do czasu, aż zdarzyło się, że wnosząc chwiejnym krokiem swój “piecyk”
zatoczył się na organizatora imprezy, który przytrzymał go i natychmiast
zadał pytanie:
– Czy ten człowiek też jest muzykiem?!
Klawiszowiec, żeby ratować sytuację odrzekł śmiało:
– Ależ skąd! To nasz kierowca!(?!)
( 😀 he, he, he…)
Następną “chałturkę” oraz wszystkie kolejne przez całe lata obsługiwał
już na basiórce orkiestrant-rezerwista, czyli Wasz “tubas”…
3 komentarze
Możliwość komentowania została wyłączona.
Jest radość!!!!
Tubas coś napisał, brakowało mi tego
oby jeszcze więcej takich wpisów 🙂
Kierowca :D:D:D
dziękuję za dedykację, Tubasie! Jest mi niezmiernie miło 🙂
Też jestem z tych, którzy tęsknią za czasami gdy ich nie było na świecie,
także prosimy o więcej 🙂