tubas – multiinstrumentaliści
Wczoraj byłem na urodzinach kolegi-muzyka. Stuknęła mu „pięćdziesiątka” i
zaprosił kolegów z symfonicznej, dętej, big-bandu i innych składów, w
których grywa. Przy okazji wyszło, że w każdym składzie gra na czym innym.
I tak:
-w symfonicznej na wiolonczeli
-w dętej na saksofonie tenorowym
-w składzie „komercyjnym” na akordeonie
-w kapeli punkowej na gitarze (jest weteranem Jarocina)
Zgadało się od razu kto na czym gra i ze wstydem muszę przyznać, że
wypadłem dosyć słabo ze swoją tubą, gitarą basówą, gitarą i trąbką. O
klawiszach nie mówię, bo nie gram, a ze szkolnych lat to mógłbym
ewentualnie spróbować „Piosenkę o konikach lali” :). Rekordzista (na co
dzień fagocista orkiestry symfonicznej) opanował dwanaście instrumentów w
mniej lub bardziej zaawansowanym stopniu. Okazało się też, że wszyscy
multiinstrumentaliści mają za sobą służbę w orkiestrze wojskowej. I tu
anegdotka:
Zbliża się Sylwester wraz ze zwiększonym zapotrzebowaniem na zespoły
muzyczne. Wojskowi muzycy „obłożeni” robotą do bólu! Dowódca Garnizonu
zarządził Bal Sylwestrowy w Klubie Garnizonowym na dwie orkiestry. Chciał –
nie chciał, zespół złożony z podoficerów zawodowych Orkiestry i nasz
skład „dansingowy” z klubu „obstawia” tę imprezę. Wszyscy „grający” muzycy
też zostali już „sprzedani” po okolicy, a tu ciągle mało! W tamtych czasach
w orkiestrach wojskowych funkcjonowała instytucja tzw. elewa orkiestry. Były
to dzieciaki od 14 roku życia, wzięte do orkiestry „na wychowanie”.
Przeważnie bardzo uzdolnione muzycznie. Tym właśnie elewom kapelmistrz
zarządził zbiórkę i kazał odliczyć do czterech, po czym powiedział: ” Wy
jedziecie do Ka….owa, a wy do Ja…ic!”.
Jeden z bajtli wystraszony mówi:
-Ale obywatelu kapelmistrzu, ja jeszcze nie umiem dobrze grać i nie mamy
perkusistów!
Na co usłyszał:
– Ty durny, ty…! Dobry muzyk to i na futerale zagra! Odmeldować się do
piwnicy i nie wychodzić stamtąd aż zrobicie repertuar… (w piwnicy
mieściły się sale ćwiczeń w sekcjach)
Po trzech dniach chłopcy byli gotowi i Sylwestra zagrali z dużym
sukcesem.
Nie muszę chyba dodawać, że najbardziej uniwersalny multiinstrumentalista
imprezy urodzinowej zaczynał kiedyś jako elew orkiestry garnizonowej…
9 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
No i ja znam takiego gościa. Starego Klezmera (56 lat). Co weźmie do ręki to
zagra. A najbardziej mnie zadziwił kiedyś jak przylażł do nas na próbę
(lekko po winku) i po nastrojeniu tylko 3 strun w gitarze machnął ręką, i
kazał grać. I stroił!
…heh ale że też ten kolega muzyk solenizant ma parę w sobie by grać
dodatkowo w kapeli punkowej i jeszcze weteran Jarocina, ma chłop energię mimo
wieku, pewnie to ten muzyczny ordnung w wojsku go tak zahartował 🙂
Mi się marzy taki zepsół multiinstrumentalistów. Jak widzę wyczyny panów
z Gentle Giant to żałuję, że dziś już tak mało grających ludzi ceni
piękno muzyki a nie hałasu…
https://www.youtube.com/watch?v=V5nBTvwYEww
https://www.youtube.com/watch?v=kzDCfnBhinw
Mój teściu – człowiek po pięćdziesiątce też zagra prawie na wszystkim co
wydaje z siebie dźwięki – gra na basie (obecnie pierwszy instrument, bo gra
na nim chałtury), poza tym klasycznie na gitarze, mandolina, skrzypce
(samouk!), akordeon i pewnie coś jeszcze o czym nawet nie wiem, a dowiem się
za jakiś czas. 😛
Sam też próbuje sił na innych instrumentach, ale na to trzeba czasu, albo
niesamowitego talentu. Póki co mandolina i harmonijka ustna czekają na lepsze
dni.
Jak się nudzę szarpię drumlę (ku niezadowoleniu otoczenia) albo ćwiczę
bary na klasyku. Tudzież doprowadzam do szewskiej pasji w przerwach prób
perkusistę, tłukąc mu po bębnach 😛
Do multiinstrumentalisty mi daleko jednak…
Słyszałem historię o Fela Kuti. Kiedyś w jego kapeli zabrakło saksofonisty
(nie pamiętam powodów). Fela Kuti wziął saksofon i w kilkanaście godzin
nauczył się na nim grac wszystkie utwory.
Ciekawe ile w tym prawdy.
Mnie też ciągnie do multiinstrumentalizmu, głównie w momentach kiedy nie
można miesiącami składu skompletowac, albo skład choc jest, to wku*wia. Na
razie ogarniam jeno niektóre strunowce, ale zaczyna mi się podobac tuba 😛
może to chęc bycia tak zajebistym jak autor bloga.
„Don Chezare”, trzymam za Ciebie kciuki! Człowieku, tuba to jest TO! Mnie
osobiście brakuje tylko kontrabasu do szczęścia, ale mam czas… Przecież
za parę lat kończę dopiero trzecią dwudziestkę! 🙂
tubas, strasznie podoba mi się Twoje podejście do życia. Bo aż nie chce
się czytać tutaj na forum wiecznego marudzenia dwudziestokilkulatków, jacy
to już starzy są…
Dodajesz tutaj świeży powiew optymizmu i radości. 🙂 Pozdrawiam
OFFTOP:Nom, abstrahując od tematu muzyki- u mnie w robocie jest taki koleś,
ma 35 lat i przy okazji mentalność 95 latka z rakiem czego się da, rzs i
parkinsonem. Zero radości życia w człowieku i innym jeszcze odbiera…taki
pies ogrodnika.
mnie też ciągnie (obsesyjnie) do różnych instrumentów, konkretnie do
wszystkich jakie mogę dosięgnąć
fortepian, klawesyn, gitara, basik, ukulele, bongos.
jakiś czas temu też zabierałem się za trąbkę (pocket trumpet) i helikon,
ale poprzestałem na razie na graniu polki (mieszkam w bloku 😛 )
jak będziemy mieć już z zespołem swoja salkę na stałe to zacznę znowu
ćwiczyć (tak rekreacyjnie) na perkusji.
Najlepsza zabawa na świecie to odkrywanie kolejnego instrumentu – im bardziej
się różni od pozostałych tym więcej radości jak się coś zagra. Ciągnie
mnie jeszcze żeby wziąć do ręki jakiś smyczkowy bo nigdy nie próbowałem.