Kolega „Muzz” natchnął mnie myślą, że mógłbym dla potomności spisać
swoje kontakty z marginesem społecznym, a to: złodziejami, k*wami,
politykami i innym tałatajstwem…
ad 1.
Przyjeżdżamy kiedyś na wesele. Impreza w lokalu prowadzonym przez gościa o
skomplikowanej opinii, zależnej od tego z kim się o nim rozmawiało. Rodzaj
motelu z restauracją i dyskoteką. Zagnieżdżone to wszystko na
pokomunistycznym młodzieżowym ośrodku wypoczynkowym. Po krótkim czasie
zorientowaliśmy się, że cała młodsza część gości to mieszanka
„złotych dzieci”, czyli spadkobierców różnych miejscowych „byznesmenów”
oraz „jumacze bryk” na dorobku. Hierarchia była wyraźnie widoczna i dwie
osoby stanowiły centra tej „high society”. Wśród „złotej młodzieży”
brylował obwieszony gadżetami i bogato odziany chłopak opowiadający o
ostatnio kupionej „plaźmie” (wówczas nowość w cenie niezłego używanego
samochodu!), a wśród „jumaczy” rządził bysior obwieszony złotymi
łańcuchami i podtrzymywany przez dwie dorodne laski, na których się
wspierał… Co zaskakujące, całe wesele odbyło się bez najmniejszego
incydentu, a punktem honoru gości było; kto więcej zapłaci orkiestrze za
„koncert życzeń”! Mile wspominam te „zawody”…
: )
ad 2.
Poproszono mnie kiedyś o zastępstwo na dansingu w restauracji hotelu „Skalny”
w Karpaczu. W tamtych latach hotel ten to był szczyt wyrafinowanego luksusu, a
na dansingi byle hołoty nie wpuszczano. Bramkarze sprawnie oddzielali dewizowe
lub „pekaowskie” ziarno od krajowej plewy. Ceny były zaporowe! I w tym to
wytwornym lokalu królowała na parkiecie, wyzywająco ubrana w zagraniczne
ciuchy, pijana w dym laska w średnim wieku. Otoczona trzema młodzieńcami
wykonywała tak ekscytujące figury taneczne, że obserwatorowi (czyli Waszemu
„tubasowi” – wówczas przed trzydziestką) aż włoski na grzbiecie się
„jeżyły”! Była Polką, a mimo to dolary i marki wręcz rozsypywała.
Tu uświadomię małoletnich, że dobra pensja to było 3600zł, a 1 dolar
kosztował 125zł – tak więc 30 „dolców” stanowiło miesięczne
wynagrodzenie kierownika wyższego szczebla.
Laska za granie w kółko „Białego Misia” płaciła po 10$! Okazało się, że
to „pracująca” niegdyś w SKALNYM k*rwa (sama się tak nam przedstawiła),
która wyszła za mąż za Szweda. W Szwecji była reprezentacyjną żoną i
porządną gospodynią domową, a raz na dwa lata mąż ją puszczał samą do
Ojczyzny. Tu – jak sama określiła – kurwiła się przez dwa tygodnie, po czy
spokojnie wracała do swojego wyrozumiałego Szweda!!!
: )
ad 3.
Orkiestra dęta w latach 90-tych grywała dla każdej opcji, dysponującej
gotówką na jej wynajęcie. Pod tym względem byliśmy całkowicie
apolityczni. W sobotę graliśmy np. na festynie SdRP, a w niedzielę na
odpuście…
Pewnego razu zjawił się Pan Polityk z mocnego wówczas ZChN i zadysponował,
że orkiestra ma się stawić dnia tego a tego, tu i tu, celem – jak określił
– „wykonania oprawy muzycznej”. Na naszą informację, że kosztuje to tyle a
tyle, zareagował oburzeniem: Jak to? Płacić? Oni nam? Za to, że sobie
pogramy? Przecież od tego jesteśmy! On to załatwi!!!
Orkiestra wtedy była całkowicie prywatną imprezą, przez nikogo nie
sponsorowaną, a w jej składzie byli ludzie, którym niczego więcej nie było
trzeba, żeby wk….ć się do białości.
Pan Działacz wyleciał jak oparzony, a za nim leciały bardzo konkretne
propozycje, co może sobie załatwić…!
Ten incydent utrwalił móją, już i tak wcześniej dobrze ugruntowaną,
opiniię o politykach.
Mają u mnie swoją szufladkę dużo poniżej przedstawicieli punktu 1 i 2!
🙁
Jak sięgnę pamięcią wstecz, to „muzyczne” kontakty z przedstawicielami
grupy 1 oraz przedstawicielkami grupy 2 wspominam sympatycznie. Grupa 3 pod tym
względem była już o wiele bardziej zróżnicowana.
ad 4. Inne tałatajstwo to np. dwie zwaśnione rodziny, które pobiły się na
weselu. Istni Montecchi i Capuletti…
Romeo miał około czterdziestki, a Julia była o kilka lat starsza i
kilkadziesiąt kilo cięższa od swojego wybranka. Miłość jest
ślepa…!
Powodem bójki była po pijaku wygłoszona przez wuja Panny Młodej opinia, że
gołodupiec wżenił się w majątek…
PS. Zaczynam ględzić… Chyba za dużo pomarańczówki! Idę spać, może mi
się coś przyśni ad pkt 2…
no i się doczekałem, heh wtedy to były czasy, a nie teraz USD ani 3 zł nie
kosztuje. No Panie tubas coś w życiu już pan przeżył, czytając blog
można się dowiedzieć i o czasach już minionych(których większość nie
pamięta, bo jeszcze w planach ich nie było) jak i ludziach (co następny to
lepszy ;p)
P.S.
co to za pomarańczówka?? Czyżby jakiś koniaczek robiony własnoręcznie??
Może by tak przepis podłapać??
Przepisu nie znam, ale mogę opisać smak:
Jest nie do opisania!
heh powiadasz że śni Ci się czasem bohaterka incydentu opisanego w
paragrafie drugim:) ciekawe, świetny przekrój społeczeństwa obserwuje się
na weselach. Ostatnio grałem wesele dla bananowej rodziny z Krakowa. Same S
klasy i Q7mki a przy czarnych oczach i cyganeczce zosi hulali aż miło! ale
fakt, gdy przez 3 sety pod rząd nie graliśmy polki ani walca nikt nie miał
pretensji, entuzjastycznie przyjmowali bardziej ambitne elementy naszej
radosnej twórczości i gorąco oklaskiwali solówki saksofonisty. Co ciekawe
dwóch byłych orkiestrantów jak się nazwali stwierdziło iż mam
fenomenalną basetlę(?) podejrzewam że chodziło o móją nową basówkę,
którą się niedługo pochwalę!
pozdrawiam wujku Tubasie:)
No to piknie… mam kupę podobnych wspomnień…
Az cosik napiszę.
Grupa namber one.
Graliśmy w dosyć znanym klubie harleyowym i już z daleka było wiadomo, na
jakich gości dzieli się publika… oczywiście ta szemrana strona, obwieszona
gold ketami miała niesamowite chody za barem i bardzo zaprzyjaźnieni panowie
byli z szefostwem, które nota bene wyglądało tak jak owa szemrana cześć
społeczności klubowej.
Po koncercie jeden z kolesi podchodzi do mnie i chce ze mną rozmawiać…oki
wychodze z nim na zewnątrz i pan chwali się jakąś sportową fura, co to ja
pierwszy raz to na oczy widzę i mówi: „To jest Ch…j mam jeszcze 15
podobnych”.
Burek i tyle ale on bierze mnie na zaplecze wyciąga Franklina czyli 100$ i
sypie podobno najlepszy koks w regionie… olałem w d*pie mam jego kase i
koks, wyłgałem się jakoś. Ale nic facet już jest moim menadżerem,
sponsorem itd. itp. i ciąga mnie na wódkę z szefem lokalu. Strzeliłem sete,
dwie, trzy a moje chłopaki wkwieni pakują sprzęt – ja piję. W koncu dzwoni
do mnie jeden z kumpli i kaze wracać bo jedziemy spać wiec ja grzecznie
dziękuje i mówię, ze spadam bo chłopaki sa wkurwieni, na co usłyszałem od
szefa łapiacego mnie za bary i dociskającego do krzesła, żebym zamknął
ryj i pił, bo się mafia w*urwi… wymiękłem i piłem do rana…
Tej grupy nie lubię, aczkolwiek zdarzają się tez mniej nachalni i mili
panowie.
Grupa numer 2…
Ta grupa jest bardzo mile wspominana bo i bawić się potrafiła solidnie i
generalnie to nie będę opisywał bo tu nieletni bywają, w skrócie mogę
powiedzieć tylko tyle, że jeszcze do niedawna dostawałem sms-y z życzeniami
urodzinowymi od panien, takie urodziny miałem.
Grupa3…
Niestety było mi dane poznać na urodzinach pewnego premiera, jak jeszcze
przygrywałem zastępstwa i inne takie w zespole pięści i Dańca
„Śląsk”.
Osz to swołocz paskudna i jak za nasza kasę się bawi…
Poczatek imprezy, BOR prawie do d*py mi zajrzał. Wszyscy panowie politycy w
garniturach, zony pod ręke, szpan i co ino, pod koniec polityczni wrogowie
nadupceni nieprzeciętnie z krawatami na ramieniu i koszulą wystająca z
rozporka podpierali okoliczne drzewa z flaszką w ręku, ewentualnie słodko
przycinali komara w swoich objęciach…na trawniku.
Ta grupa jest paskudna.
Inne tałatajstwo to co chwila się znajduje…
Pozdrowienia dla Tubasa 😉
Najlepszy wpis na najlepszym blogu jaki kiedykolwiek czytałem 😀