Przeglądałem niedawno coś w rodzaju nutowego kompendium „patentów” oraz
charakterystycznych „zagrywek” różnych gitarzystów i ze zdziwieniem
odkryłem, że właściwie nie ma w nim gitarzystów stricte jazzowych. Jest
cała masa rockmanów, sporo bluesmanów i chyba tylko dwóch czy trzech
jazzmanów (Django Reinhardt, Wes Montgomery i zdaje się George Benson).
Puściłem sobie kilka nagrań wspaniałych mistrzów jazzowej gitary i
rzeczywiście – ich muzyka nie opiera się na „patentach” czy
charakterystycznych „zagrywkach”. To raczej brzmienie, artykulacja, frazowanie,
temperament. Jednym słowem klimat. Nie można wyuczyć się kilku prostych
sztuczek, żeby grać jak oni.
Basiści jazzowi są już łatwiejsi do imitowania, szczególnie elektryczni…
Ich akompaniament często oparty jest na charakterystycznych dla nich
„zagrywkach”, a sposób budowania linii basu jest łatwiejszy do przewidzenia
(choć nie twierdzę, że do zagrania!). Nie mówię o solówkach czy
improwizacjach, bo to zupełnie inna sprawa i tutaj jest podobnie jak z
gitarzystami: nie ma „patentów”, jest wyobraźnia!
To raczej basiści rockowi są autorami pięknych linii melodycznych czy
wyszukanych ostinatowych fraz w akompaniamencie (Yes, Pink Floyd, King
Creamson, Led Zeppelin, itd. itd.).
Jestem „skrzywiony” na jazz, ze wskazaniem na mainstream, ale zawsze uparcie
będę twierdził, że w każdej muzyce rozrywkowej tym więcej wartości, im
więcej w niej swingu i jazzowego feelingu, choćby przez jej twórcę
nieuświadamianego otwarcie (choć już u J.S.Bacha frazowanie i synkopy
również dają charakterystyczny dla jazzu puls, wystarczy tylko dołożyć
perkusistę i kontrabas – jak u SWINGLE SINGERS).
Ale dość o poważnych sprawach. Sięgnijmy do archiwum pamięci…
Podczas jednego ze spektakli muzycznych teatru, w scenie bójki między
konkurencyjnymi „bandami”, zza kulis wbiegał na scenę aktor krzycząc:
„policja, uciekajcie!…”. Na nogach miał drewniaki, które stały przy
kulisie, a on wsuwał w nie stopy tuż przed wejściem i ruszał „z kopyta”…
Do ostatniej chwili ciął w pokerka w garderobie z maszynistami i dopiero na
wezwanie inspicjenta stawiał się do „akcji”. Pewnego razu gramy i w momencie
jego wejścia słychać straszny rumor, a po sekundzie na scenę wpada nasz
„gwiazdor”, bezskutecznie próbując się nie przewrócić. Pada jak długi i
przejeżdża na brzuchu z metr co najmniej. Zapada cisza i słychać jego: „o
żesz, k…a wasza mać!”.
Okazało się, że jeden z kolegów przybił mu drewniaki – ustawione za
kulisami do wejścia – gwoździami do podłogi i dopilnował, żeby
nieszczęśnik dotarł do nich na ostatnią chwilę!…
haha to go załatwili 😀
a nie czasme Milicja przyjacielu?:)
King Crimson, dhogi tubasie:)
Siur, drogi „Gurfie”! Sęk ju!
>>Policja<<, "kububasku", ponieważ akcja toczyła się przed
wojną (na podstawie „Boso, ale w ostrogach” Grzesiuka).
Tacy uważni Czytelnicy to miód (a może nawet wiśnióweczka) na moje
serce!…
aaa to wiele wyjaśnia:) Boso, ale w ostrogach! heh świetna sztuka
no a jaki jest sens czytania inaczej niż dokładnie? pozdrawiam
Jeżeli jest się politykiem to sens jest bardzo praktyczny! Patrz np. ostatnio
Pan Macierewicz i sławetne Zarządzenie nr 40…
PS. Przepraszam moderatorów za polityczny wtręt, ale może nasz kolega
„kububasek” zetknie się niechcący z jakimś politykiem i ta wiedza będzie
jak znalazł!…
Zresztą, zawsze można wykasować…
Hehe, przeróżne historie kawałów teatralnych są super 🙂