Pooglądałem sobie fotki z dawnych lat i co się okazało:
Najlepszym sponsorem jazzu w latach 70-tych XX wieku w PRL były – uwaga,
uwaga! – ZSMP i PZPR… Co zdjęcie to albo „Święto Prasy Partyjnej”, albo
„Ogólnopolski Zlot ZSMP”, albo „Zakończenie Rajdu Instruktorów
Młodzieżowych”, albo „Juwenalia SZSP”, albo „Bal Działacza”. Wygląda na to,
że jak Wallenrodowie – rozmiękczaliśmy system od środka! Rzeczywiście w
„demoludach” byliśmy „najweselszym barakiem w całym obozie …”.
A teraz a’propos historii „między nami muzykami”…
Nie wiem czy „basoofkowicze” wiedzą, że mistrz Zbigniew Namysłowski jest z
wykształcenia wiolonczelistą, a w latach studenckich grał w zespole
dixielandowym na… puzonie!
W zamierzchłych czasach końca lat 60-tych XX wieku zespół, w którym
Zbigniew Namysłowski, jako już uznany jazzman, grał na saksofonie, odbywał
turę koncertową po okolicy mojego miasta. Po północy muzycy „wpadli na
jednego” do najlepszej knajpy w mieście o nazwie „Stylowa”. Jej wystrój i
nastrój były wzorcowe dla tamtych lat, a na sali liczna gromadka muzyków z
lokali, gdzie wczęśniej zakończyły się dansingi, i którzy też „wpadli na
jednego”. Na chóralne prośby mistrz z ekipą weszli na estradkę i wykonali
krótki recital dla zgromadzonych „kolegów po fachu”, którzy w inny sposób
nie mieliby możliwości posłuchać go „na żywo”.
No i z innej beczki:
Wspominałem już bal sylwestrowy, na którym standardy dixielandowe śpiewali
wiceministrowie i naczelnicy wydziałów…?!
Pewnego razu do przedsiębiorstwa eksportowego w regionie miała przyjechać
delegacja Japończyków, negocjować kontrakt. Dyrekcja zastanawiała się co
im pokazać. Do wyboru mieli „przodujący PGR”, wycieczkę krajoznawczą albo
balangę. Towarzysze z ministerstwa doradzili „troszkę dekadencji” i
zasugerowali coś „…wiecie, rozumiecie…”, jednym słowem: „schlajcie ich
tak, żeby nie wiedzieli co podpisują…!”. Tłumacz doniósł, że lubią
jazz, bo w Warszawie na Starówce nie chcieli odejść od kapeli dixielandowej,
która tam akurat grała.
To kto mógł zagrać? No, kto…? Zgadliście!!!
Po trzech godzinach party – z udziałem dostojników z trzech ościennych
województw – Japończycy urządzili sobie „karaoke” z dixielandem i okazało
się, że oni także znają na pamięć teksty standardów jazzowych i już po
chwili ciągnęli je na dwa głosy z sekretarzami KW PZPR oraz dyrekcją
zakładu!
Tak, lata 70-te to były barwne czasy!
PS. Kontrakt podpisano na dwuletnią produkcję…
„Neskim”, Panie i Panowie!
Świetne :), a ja nadal czekam na wydanie książki „Życie klezmera”, a tu
nic.
Jak wspomniałeś o Namysłowskim zaraz mi powiało „Trzema kwadransami jazzu”
Ptaszyna Wróblewskiego w „Trujce” 😀 Coś pięknego te wspominki, jak zawsze
prosim o więcej 😀
Tubas heh, ja bym się tak nie chwalił, bo ktoś o skrajnie prawicowym
rodowodzie mógłby ci zarzucić kolaborację z systemem i korzystaniem z
przywilejów, heh
Żartuję, ale wiesz jak jest 🙂
Pisz dalej dzielnie 🙂