Wracając do kwestii „bemoli i krzyżyków” (a właściwie zapisu nutowego), pamiętam z wczesnej młodości system zapisu melodii o nazwie IZOMORF. Jego zaletą był brak znaków przykluczowych i oznaczanie długości trwania dźwięku przez „gęstość” zapisu w jednostce metrycznej o stałej długości. Pozwalało to „widzieć” długość dźwięku i transponować do innej tonacji w sposób banalnie prosty, ale wymagało nauczenia się czytania tego systemu. Trwało to tyle samo co nauka tradycyjnego zapisu nutowego. Twórca systemu uważał, że zapis jest łatwiejszy do opanowania. Propagowało go znakomite pismo literacko-artystyczne dla młodzieży, o nazwie RADAR. Prenumerowałem to pismo, bo inaczej trudno było je kupić! Ślad po IZOMORFIE zaginął w pomroce dziejów i tylko takie stare repy jak ja o nim pamiętają… Popularne było też zamieszczanie rysunku klawiatury z ponumerowanymi klawiszami i pisanie tych numerków nad zapisem nutowym. Stosowały to tygodniki drukujące prymki aktualnych przebojów z tekstami. Ten sposób też zanikł… Taby gitarowe na razie się trzymają z powodu podstawowej zalety, jaką jest możliwość ich tworzenia w najprostszym programie typu Notatnik Windows. Niestety pomagają tylko tym, którzy słyszeli wcześniej melodię, a nie potrafią sami znaleźć jej dźwięków. Jak na razie zapis nutowy jest najbardziej precyzyjny, dokładny i wszechstronny. Nie zanosi się na jego koniec. Nawet muzyka aleatoryczna i różne eksperymenty odwołują się do tego zapisu, przynajmniej jako sugestii… Tak więc uczcie się nutek, Panie i Panowie! Do roboty, neskim… PS. Wczoraj obejrzałem sobie film „Round Midnight”. Główną rolę, genialnego czarnego saksofonisty będącego jednocześnie wrakiem człowieka, gra Dexter Gordon. Jego bohater odżywa pod wpływem przyjaźni z francuskim grafikiem i jego 10-letnią córką. Rzecz dzieje się w Paryżu – przełom lat 50-60 XX wieku. Najważniejsza jednak jest muzyka. Be-bop w mistrzowskich, natchnionych wykonaniach największych gwiazd współczesnego jazzu. Nie będę wymieniał wszystkich nazwisk. Wspomnę tylko, że jednym z kontrabasistów jest Ron Carter, a na gitarze słyszymy Johna MacLaughlina. Jest atmosfera i poruszające solówki… I tu Wam powiem jedno: słuchając kontrabasistów odleciałem! Nigdy nie zagram z takim smakiem, w pełni świadomie. Czasem może się udać i tylko to pozwala mi wciąż grać. …Bo raz na jakiś czas coś jednak wyjdzie tak pięknie, jak ONI potrafią to robić każdego wieczoru!
Odnośnie dziwnych dawnych zapisów mających zastąpić nutki, to chyba mam
coś takiego w jednej z wiekowych książeczek:
http://www.mazdah.wrzuta.pl/obraz/2VVofdD5LNp/nutki
http://www.mazdah.wrzuta.pl/obraz/8IgfB0ov96X/nutki
Za cholerę nie potrafię tego rozgryźć mimo, ze w kilku przykładach mam
podane dźwięki.
Nutki to jednak nutki, proste jasne i przejrzyste. Ale zgadzam się, że przy
aranżach im mniej, tym lepiej.
Drogi „mazdahu”! To jest właśnie IZOMORF! Jak sam widzisz, na pewno nie
łatwiejszy od klasycznego zapisu, a na dodatek korzystający z jego oznaczeń
dynamiki, tempa oraz ozdobników. Kolor „nutek” (czarny czy biały) nie ma
znaczenia dla długości ich trwania. Trwają tyle, ile „działek” zaczynają.
Każdy dźwięk leży na sobie przeznaczonej wysokości (brak bemoli i
krzyżyków). Zmiana tonacji to przesunięcie linii odniesienia w górę lub w
dół. Powodzenia w rozszyfrowywaniu zapisu!
Noooo to ja współczuję każdemu kto z tym grał…
To chyba taki pomysł był, że jak ktoś będzie musiał na maksa
skoncentrować się w odszyfrowywaniu dźwięków to nie będzie miał kiedy
narzekać na toporność DEFILa 😉
I to jest jedna z rzeczy, które mnie czasami dołują. Żebym nie wiem jak się
starał i ćwiczył to i tak nie zagram jak np John Paul Jones.
No cóż, powyżej własnej d…y się nie podskoczy.
Pan na wysokosciach dał temu tyle talentu a temu tyle.
Druga sprawa to wiek muzyków.
SBB – jak zaczynali to wiek ok 20 lat. A jaki odjazd na ich pierwszych
płytach.
Jimi Page – jak nagrywał jedynkę LZ miał 25 lat (jak mnie pamięć nie
myli).
A tu człowiek stary już i gra i gra i ….. i nawet do pięt nie dorasta.
P.S. Chociaż, jak daaaaawno temu byłem w Łodzi na koncercie Ścierańskiego
i w efekcie czego przez dwa tygodnie nie brałem basu do ręki z powodu
załamania, to potem poszedłem na próbe „zaprzyjaźnionego” zespołu i jak
zobaczyłem ich basistę to wiara we własne siły przyszła
błyskawicznie.
Dlatego wyznaję starą dobrą metodę gry na instrumencie – „gram słabo mam
mam słaby sprzęt”, „on tak zamiata bo ma kozacji bas i nagłośnienie” +
liczni, fatalnie grający znajomi. Humor jak ta lala 😀
No wiesz. Lekceważył czy nie (różnie bywa :))ale grać umie.
I to o cały kosmos razy lepiej ode mnie.
I tego mu i innym(i dużo innych by się takich znalazło) zazdroszczę.
Kilka miesięcy temu jeżeli, dobrze pamietam, to Polityka wydała 7-mio
odcinkową serię Historia Bluesa. W trzecim odcinku (o mistrzach fortepianu)
jest jeden blues grany przez (jak dobrze pamiętam) przez zespół Henry
Greya.
Perkusja (zestaw maksymalnie podstawowy), kontrabas i fortepian.
Jak oni zajebiaszczo grali!
Tak lekko i bez wysiłku.
Tak im ta muzyka po prostu leciała, że nic tylko siąść i płakać, ze tak
się nie umie.
.
I ode mnie, „glatzman”, i ode mnie… Też Mu zazdroszczę.
Wtedy jednak mendził! 😀
Sprecyzuję: nagrał sobie jakąś prostą pętlę i na jej podkładzie przez
godzinę udawał Carlosa Santanę. Przynudzał…
EDIT: Posłuchałem Henry Graya przed chwilą pierwszy raz. Samo życie…
Ech…!
Hej, „glatzman”!
Pierwszy raz Ścierańskiego na żywo słuchałem w kameralnych warunkach,
siedząc na podłodze w małej salce tanecznej jeleniogórskiego JCK. Grał w
trio ze swoim bratem i perkusistą, którego już nie pamiętam (chyba
Piotrowski). Salka była nabita, a najmłodszą słuchaczką była moja córka.
Wówczas 9 lat, warkoczyki i skrzypce na kolanach – prosto z lekcji w szkole
muzycznej. Siedzieliśmy z samego przodu i widziałem, że Ścierański
obserwował jej reakcje cały czas…
Teraz Ola jest po 30-tce i nadal pamięta ten koncert.
A Ścierańskiego ostatnio na żywo słyszałem w minionym roku, jako „łan men
banda” z towarzyszeniem kogoś na „grzechotkach”. Uważam, że mendził zamiast
grać…
Sądzę, że po prostu zlekceważył sobie występ, bo był to letni koncert w
plenerze na Rynku miasta!