Nie chciałem bałaganić w temacie szanownej koleżanki a post rozrósł się
do prawdziwego „emo” wywodu.
Denerwuje mnie podejście – graj na kołku, później będziesz potrafił grać
na wszystkim. Mój dawny nauczyciel, miał jeszcze bardziej radykalne
podejście – trzymał chińskiego Squier’a z mega wysoką akcją, kaleczącymi
progami i ćwiczył na nim „po to, żeby móc zawsze zagrać na gorszym basie”.
Tylko po co się specjalnie męczyć? Nie widzę sensu. Jak kupuje instrument
to po to, żeby był wygodny, brzmiał dobrze i bym zmieścił się w
określonym budżecie. W końcu to będzie mój bas.
Przez „kołkowe” podejście zmarnowałem sobie dosyć sporo czasu. Zapytacie –
w jaki sposób? Bardzo prosty. Przez większość swojej „kariery” grałem na
preclach – szerokie kołkowate gryfy. Lewa ręka bolała mnie (mimo długich
ćwiczeń) jak diabli przy graniu dłuższych i bardziej skomplikowanych
utworów. Doprowadziło to do dłuższych wakacji od regularnego grania na
basie. Bo grywania po 30 minut co drugi dzień nie dość, że ćwiczeniem
nazwać nie można, to doprowadziło do poważnego regresu.
Motywację do regularnego ćwiczenia zdobyłem dopiero wtedy
kiedy parę osób w dosyć bolesny sposób uświadomiło mi co i jak dużo
robię źle. Poprawiłem (a raczej zmieniłem) technikę, przeklinając osobę
która tak, a nie inaczej nauczyła mnie grać. Brakowało mi przysłowiowego
banana na twarzy podczas szarpania sznurków. Co więcej, dalej ból ręki
przeszkadzał w graniu niektórych rzeczy. Miałem również obawę przed
kupnem czegokolwiek z mniejszym gryfem – byłem przekonany, że nie będę już
w stanie grać na preclach.
Radość z gry zdobyłem w zupełnie inny sposób. Otóż, po
dłuższej przerwie zmacałem parę jazzów (min. puciaka i dwapunkty). Nagle
granie zaczęło być znacznie wygodniejsze, aczkolwiek lekko koślawe z powodu
mniejszego rozstawu strun w jazzie. Postanowiłem przeprowadzić eksperyment –
kupiłem jazza z założeniem przetestowania przez pewien czas i
przehandlowania go jeżeli mi się nie będzie podobał.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy kurier z jazz’em zapukał do mych drzwi
podjąłem decyzję o sprzedaży obu precli.
Zmiana, której się bałem i do której podchodziłem z wielką
ostrożnością okazała się całkiem sporym przełomem. Granie stało się
nagle przyjemne, wygodne. Od tamtego momentu poczyniłem zdecydowanie
największe postępy.
Nie mam zielonego pojęcia, czy fakt że nie jestem w stanie grać na preclu
tego co bym chciał jest kwestią indywidualną (zdziwilibyście się
jakbyście zobaczyli ile różnych ciekawych rzeczy macie w samej dłoni), czy
po prostu większość ludzi tak ma. Wiem za to, że nie lubię tak dużych
gryfów, nie są dla mnie „naturalne”, a gra staje się wtedy niewygodna.
Co więcej, uważam że propagowanie podejścia – „graj na czymś co jest
niewygodne – zagrasz na wszystkim” zmarnowało dużo nie tylko mojego czasu.
Prawdę powiadasz serniku, a mnie nadal nachodzi pytanie – dlaczego robi się
tak kołkowate gryfy jak w preclach? Czy to jest tylko kwestia tradycji, czy
toporniejszy gryf lepiej przekazuje drgania czy dzieje się jeszcze coś
innego?
Sposób przekazywania drgań zależy w większym stopniu od jakości drewna,
niż od jego ilości.
no właśnie, więc dlaczego robią toporne gryfy, skoro dla niektórych to
bariera nie do przeskoczenia, nawet jak bas brzmi kozacko?:D
Ilość drewna też ma znaczenie. Inaczej nie robiłoby się takich basów:
http://www.img534.imageshack.us/img534/941/fodera20emperor2.th.jpgJak się ma sprawa na gryfach?
Tu by się przydał Błażej, pewnie ma parę teorii 🙂
Ja po raz kolejny jednak pytam, skoro nie słyszymy różnicy, tylko się nad
nią zastanawiamy, to czy ma ona jakieś znaczenie? :>
EDIT: Dante – a po co robią wyścigowe gryfy, skoro niektórym się źle na
takich gra?
Widzisz, co kto lubi. Dlatego warto szukać!
Dla mnie grubość gryfu jazza sprawia wrażenie lekkiej kołkowatości i
chociaż na początku grania zawsze mi się wydaje, że jest szybko i fajnie i
wąziutko, to po kilku godzinach łapa mi odpada. precel zapewnia mi szeroki,
pewny i wygodny chwyt. Najwygodniejsze wiosło na świecie 😀
no ma takie znaczenie, że precisiona będziesz miał niewygodnego, bez powodu
😀 A ja wielu rzeczy nie słyszę więc może i takie zjawisko występuje
😉
a wyścigowe gryfy robi się, żeby można było na nich zapierdzielać. A co
dają preclowe cały czas pytam?:D
edit: i to właśnie mazdahu daje jakiś argument 🙂 tzn, że dla kogoś precel
jest wygodniejszy od np JB – jednak są takie osoby 😀
Ja się cieszę, że w Scorpionie mam brzmienie nieco preclowe i gryfik wąski,
szybki i sprawny. No ale to jeszcze nie to, najwygodniejszy gryf miał dla mnie
GMR 5 strunowy, szerokie bydle i płaskie, po prostu jak marzenie 😀
Widzisz, Serniku, nie każdemu takie podejście do sprawy (które prezentuję
ja) jest na rękę.
Ja posłuchałem rad mojego kupla, może niepotrzebnie go tak wulgarnie
zacytowałem, bo co jak co jest to tekst „od kumpla do kumpla” bez obwijania w
bawełnę (;
Więc przestałem narzekać na niewygodę basów, a teraz praktycznie jestem w
stanie zagrać na większości basów.
Ja to ja.
Wy to wy.
Ot tyle.
Doszedłem do ciekawego wniosku – jak ktoś chce sobie rękę katować –
proszę bardzo. Ale niech nikogo innego do tego nie namawia:]
No i dla każdego coś miłego – gdyby wszyscy lubili takie same basy to
byłoby nudno.
Chociaż jeden… 😛
no, mazdah podsumował precle. precel jest wygodny, daje pewny chwyt, zgodze
się, ale mi nie pasuje odrobine ten gryf, dlatego przenosze się na ricka, bo to
jest dla mnie bajka. Druga sprawa – wszedzie wszyscy mowia, żeby najpierw ograc
ricka, bo gryf jest specyficzny. Dla mnie to bzdura bo i na ricku prawdziwym i
na dwoch kopiach gralo mi się zajebiscie. Jak to ujął Kapral –
naturalnie.
A mariotd z wątku immagi gratuluje, niestety ja bym tak nie potrafil i tyle. I
nie przepierdzieliłem nawet złotówki zmieniając bas. :] Co do stefuna, jak
jeszcze raz będzie pisał takimi nierozwiniętymi zdaniami oddzielanymi co
chwilę enterami, to będę optował za zrzutką na podręcznik do polskiego z
gimnazjum.
Pisałem i pojawiła się wypowiedź jeszcze jedna. Mario, ja takiego
podejścia nie mam, ale owszem – potrafię zagrać również na większości
basów. Ale bym ich nie chciał. I na MM podołam, Warwicku, JB, Ricku, preclu
i jakichś wymysłach hifi typu yamaha, ibanez, Cort etc. Twoje podejście ma
jakiś sens, jasne, ale przecież po co Ci umiejętność grania na
większości basów tak naprawdę? Na trasę jedzie się raczej z backupem – w
sumie jak się już ma trasy, to i pieniądze na backup są. Jak nie jesteś
ułomny to dbasz o swój bas i go co jakiś czas kontrolujesz, więc przypadki,
że nagle na koncercie Ci zaniemoże są naprawdę rzadkie. Bo chyba nie
aspirujesz do posiadania większości basów w swoim domu.
Naturalnie, ale powiedziałem, że ważniejsza mimo wszystko jest jakość
drewna. Jeżeli zrobiłbyś taki bas z drewna gównianego, to ile by go nie
było – i tak nie zabrzmi ;).
Aczkolwiek, robiąc bas z cienkiej, wysokogatunkowej deseczki, też nie
uzyskasz odpowiedniego efektu :>
Mam gryf o przekroju litery C. Mortie ma w kształcie litery D. Dla mnie mój
jest git a jego kołek. Dla niego odwrotnie 😀 Gdyby był jeden wzorzec
idealnego gryfu, to by nie było takiej różnorodności na rynku.
Gdzieś czytałem ze Commerford z RATM ma jazz bassa z gryfem od precla, więc
jak widać niektórym WYBITNIE pasuje kołek.
Bo mamy różne wielkości i kształty dłoni. 🙂 Nie dziwię się, że
niektórzy lubią preclowate gryfy, jak mają na przykład duże dłonie.
Mnie się trudniej na preclu gra. Wolę właśnie wąskie i płaskie gryfy.
Mam duże dłonie ale wolę jazza [palce jak kościotrup mam]
Jak tylko będzie okazja to jeszcze bardziej sobie spłaszczę gryf. profil „)”
Ja z kolei w preclu nic złego nie widzę. Pewnie dlatego, ze mam wielkie
łapska. Aczkolwiek smukłym Jazz Bassem też bym nie pogardził.
Serniku drogi, dziękuję za przeniesienie tematu do osobnego wątku.
Powiem tak: mogłabym podpisać się pod wszystkim tym, co kolega Sernik
napisał.
Nie widzę sensu w graniu na preclowym kołku. ani w ogóle na tak dużym i
topornym basie, biorąc pod uwagę moje gabaryty i tym bardziej wielkość
dłoni. Na pewno większość wypowiadających się na ten temat nie ma takiego
problemu, bo to mężczyźni. Proszę więc nie uogólniać kwestii związanych
z wygodą gry na basie i nie mówić co jest lepsze a co gorsze bo każdy ma
swoje preferencje których się trzyma.
Nie zgodzę się także z stwierdzeniem, że jak się nauczy grać na trudnym
instrumencie to później zagra się na każdym. Okej, mogę zostawić Tokaia.
Tylko że istnieje zbyt duże prawdopodobieństwo, że nigdy się nie oswoję z
jego niewygodą. Po co się męczyć? Przecież po to jest tak duża
różnorodność wśród basówek by każdy mógł wybrać coś dla siebie…
d*pa, tu nie o ilość drewna chodzi a o konstrukcję!
To zrób taką konstrukcję z mniejszą ilością drewna cfaniaku 😀
Tak offtopujac – to jest model Kennedy Fodery? Ma strasznie dużo warkotu. Jak
wsciekly Kennediemu zre 😀
Z nazwy pliku wynika, że to Fodera Emperor 😉
EDIT: Mroku – może nie tyle techniki nawet, co często setupu. Na dobrze
ustawionym wiośle, IMO, gra się dobrze bez względu na to jaki ma profil
gryfu
Miałem naprawdę różne gitary z różnymi gryfami typu ” kij baseballowy”
„kołek” miałem malutkie wąskie i chude gryfy, szerokie i chude od groma tego
było… Nie miałem żadnych problemów z przyzwyczajeniem się do żadnego z
nich. Trochę dziwnie było na początku ale po kilku dniach już było ok.
Może to, że kogoś ręka boli to kwestia złej techniki? Chyba, że ktoś
naprawdę ma małe łapy.
Jestem tego samego zdania, Ostatnio miałem basy z „kontrastowymi” gryfami.
Cały czas mam MM, który jest w miarę naturalny, ostatnio kupiłem precla,
który ma baaaaardzo (naprawdę bardzo!) cienki gryf, ale za to jest bardzo
szeroki przez całą długość – rozstaw strun na siodełku jest nie wiele
mniejszy niż na mostku. Potem kupiłem jazza – typowy kij baseballowy, bardzo
gruby i wąski. Do każdej z gitar się idzie przyzwyczaić
Zakwas:
🙂
Problem w tym, że mniej to atrakcyjne i trudniejsze do wykonania:)
MPB – wątpię żeby w takim samym stopniu przenosiła ta decha drgania na
korpus co w tej Foderze. Chociaż pewnym być nie mogę.
P.S.: Offtopujący moderatorzy, kurka jego mać 😀
ta fodera jest rewelacyjna pod każdym względem. Polecam ogranie Corta B4 tym,
co go NIE mieli w rękach, ciekawie rozwiązany profil gryfu, bardzo wygodna i
optymalna moim zdaniem, taki trochę złoty środek.
Mroku a Ty masz jakiś szablon u siebie, że wszystkie posty w nowych tematach
zaczynasz od : Miałem w swoim życiu dużo basów… ?
😛
Szkoda, że nie można moderować komentarzy w swoim blogu. (Tak, sesja sprzyja
cierpkiemu poczuciu humoru)
A teraz serio. To, że ktoś może się łatwo przyzwyczaić do grania na wielu
różnych instrumentach to wielki dar od losu. Kwestia techniki jest również
ważna, sam wiem o ile łatwiej grało mi się na preclu po zmianie sposobu
trzymania lewej ręki. Jednak niektórzy nie są przystosowani do grania na
takich instrumentach i tyle.
Niewielu z ludzi na tym forum (jeżeli ktokolwiek) zdaje sobie sprawę, jak
rozwinięty jest rynek tzw. „zabiegów chirurgicznych” mających na celu
polepszenie „tego co natura muzykowi dała”. Jest to materiał na paredziesiąt
prac doktorskich, więc wybaczcie że nie będę się tutaj nad tym rozwodził.
sernik o czym talkujesz bo nie kumię? zabiegów chirurgicznych dla myzyków?
no bo sernik bardzo ubolewa, (a przynajmniej ubolewał mi) że musi się
nauczyć wszystkich nazw kości w ramieniu. 😛 rośnie lekarzyna, rośnie.
]:->
Kości? Kości to są łatwe. Mięśni jest tam karwia tyle, że głowa mała.
Mam dobre wiosło, ale nie pasuje mi ono manualnie. Co wtedy robię?
WSZYSTKO, byle się dowiedzieć „CZEMU MI TEN GRYF NIE PASUJE” oraz wszystko,
żeby pasował.
Do każdej gitary, jaką miałem, musiałem zmieniać móją technikę gry,
żeby zabrzmieć i grać efektywnie. I nigdy nie był to krok wstecz – zawsze
uczyłem się czegoś nowego, co mi się przydało.
Cierpliwości, myślenia, chęci trzeba. A jak nie, to proponowałbym
konsultację z jakimś MĄDRYM nauczycielem.
http://www.fodera.com/tom_kennedy.html
„Zwykły” Emperor ma szeroko rozstawione pickupy – Kennedy ma własną wizję
😉
Zarówno ilość jak i jakość materiału mają znaczenie na ten temat nie ma
sensu dyskutować – fizyki nie da się oszukać ;)- tyle tylko, że to co dla
jednego jest git innemu często się nie podoba.
Ja obecnie mam taki zestawik (chwila na lans ;):
http://www.bigbang.civ.pl/forum/ken/cztery.jpg
Każdy ma gryf z innej bajki – pod względem konstrukcji i wygody. Osobiście
używanie topornego basu (celowo źle ustawionego) tylko z tego tytułu aby
„ugrać coś” na „heblach” uważam za skrzywienie – ale to moje zdanie.
Jamerson grywał ponoć na bardzo „twardym” instrumencie – ale to co dla
jednych jest twarde dla innych to bułka z masłem – a może chodziło o bana
😉
Każdy ma szansę dobrać odpowiedni profil do własnych preferencji czy
techniki – byle później nie płakał, ze jego bas nie brzmi jak rasowy precel
czy inna „pokraka” :P.
To niestety prawda, że z cieniutkiej wysokogatunkowej deseczki uzyskamy
cieniutkie brzmienie 😉
Ileż ja miałem w rekach „topornych” niewygodnych basów, które jednak
wywoływały uśmiech podczas gry. W „drugą stronę” też mam kilka ciekawych
historyjek.
Bas jest niestety instrumentem dla raczej dużych chłopców i dziewczyn 😉 –
Ci z mniejszymi dłońmi zawsze będą mieć problemy – jak już pisałem
fizyki nie oszukamy (choć pewnie byłoby to miłe).
Andrzej Pluszcz miał malutkie lapki – jakoś sobie radzil nie? 😀
A ta Fodera Kennedego sni mi się po nocach – lubię warkot. Wrrr 😉
I taki (wiem, ze z preampu tylko, ale co z tego?) tez mi się sni:
https://www.youtube.com/watch?v=HA0__9If2o4
I to na Spectorze sobie radził mistrz Andrzej. A precision w porównaniu do
spectora to anorektyk ;d
Jest wielu co musi sobie radzić a mają małe dłonie – ale jest to dla nich
męczące i tyle. A np. taki Jeff Berlin chyba nie zmęczy się na żadnym
kołku 😉
Żaden preamp nie daje warczenia (a już z pewnością nie taki rodzaj jak
zapodałeś) – jeśli nie ma go z dechy żadna elektronika go nie zapewni 😉
Dobry preamp po prostu nie tłumi warczenia.
To było nieco zartem – to zdaje się jest Sadowsky i dlatego napisalem o
preampie 😀
Ciekawe jak sprawa ma się do niesymetrycznych gryfów w stylu Tobiasa…
gitary Music Mana mają niesymetryczne gryfy w tzw łezkę, jak bierzesz takie
wiosło do ręki to taaaki banan.. a zresztą to jedne z najlepiej brzmiących
wioseł świata. Fakt, ciekawe jak to się ma w basach.
No widzę, że temat się fajnie rozwija…no cóż ile rąk tyle gryfów. A
tak poważnie, przez pryzmat mojego 30 letniego grania na basie mogę
powiedzieć tyle , że nie grubość a profil ma Olbrzymie znaczenie. Nie chcę
tu wylatywać z tekstem „oto moja historia” ale …w „szkółce basowej”
którą prowadzę temat sprzętu i jego doboru to bardzo poważny rozdział.A
co do gitar po prostu trzeba szukać i kierować się kryterium BAS DLA MNIE,
nie słuchać kolegi „bierz okazja z Ameryki” albo „wiesz co będzie jak Cię z
tym basem zobaczą”. No tak zobaczą ….a łapki bolą!!! I tutaj bez ogrania
w różnych sytuacjach scena, studio, deszcz ,słońce ….autobus, nie należy
podejmować pochopnych decyzji.Bardzo ważnym aspektem jest też setup , który
powinien być ZAWSZE indywidualnie ustawiony. Ileż to razy lutnik ustawił
mi”swoją aptekarską” akcję , żeby nie brzęczało a ja mu na to , że…za
gruby gryf. Nie zawsze też „wszystko złote co się świeci”. Podobnie z
gryfami i najlepsze marki mogą dla nas być niewygodne, dlatego np. nie
polecam instrumentów sygnowanych ..bo najczęściej to seryjna papka i nie ma
nic wspólnego z wiosełkiem które wisi na ramieniu basowego gwiazdora.Dodam
też, że ciężko jest pisać o profilu gryfu, wspomniałem wcześniej litery
„C” „D” ale są też hybrydy np. „chudy ale byk” pozatym… każdy inaczej
odczuwa.
Pozdrawiam
Kazik Kaszubowski
Kazik: Ale np. basy Fender geddy lee i marcus miller IV to dokładnie
zaprzeczenie teorii o złych sygnowanych basach:)
Do Sernika
Drogi kolego tak to już jest , że od lat show biznes(w tym produkcja
instrumentów) jest jednym z najbardziej dochodowych interesów na świecie.Jak
prześledzisz historie topowych producentów sprzętu to wnioski nasuną Ci
się same.Co do Twoich przykładów te dwie basówki, jak zapewne doskonale
wiesz to jedna z „półek” Fender tj. produkowana oficjalnie w Japoni a
testowana technicznie w USA.Japońskie Fendery w tym szczególnie gitary
telecastery zrobiły niezły „bum” w latach 80 i na początku lat 90-tych. No
cóż wielu muzyków wtedy uznało nawet że były lepsze od „amerykańców” .
Potem powstały serie USA Kustom Shop, American Deluxe, American Standard ,
Japońska Seria ( np 60 i 75 jazz bas ) no i….Meksyk, a w przypadku gitar
akustycznych też Chiny. Ale ciągle była przepaść pomiędzy np. American
Standard a np. półką meksykańską. Dlatego aby stworzyć tz. ofertę „midle
class” wiesz taką ani drogą ani tanią czyli ok. 1000 baksów no i
technicznie dobrą (fajny jesion, klon, jakiś przetwornik made in USA, inny
mostek np.baddas) zaproponowano przedstawione przez Ciebie modele „sygnowane” :
Sting, Marcus,Geddy. Ci Panowie Herosi Basu to oczywiście „endorserzy Fendera”
i pewnie nigdy nie poznamy jakie mają WARUNKI zawartej umowy. Podobnie ich
instrumenty…….musielibyśmy wejść do garderoby…ale sam Markus kiedyś
wyjawił jaka jest historia Jego basówki….ale czy teraz gra na tej samej???.
Reasumując basówki Marcus i Gedy są moim zdaniem dobrej klasy rozwiązaniem
budżetowym, nie chcę oceniać czy są „wyjątkiem w regule” bo to naprawdę
…marketing. I tak zauważ , że piątka Markus to już USA i ok 2000
„zielonych” . Z drugiej strony taka opcja daje możliwości rozwojowe bez
wydawania kroci kasy , a instrumenty :stroją,gadają nawet nieraz lepiej niż
USA Standard. Gorzej jest gdy za nazwiskiem nie idzie jakość,np.kiedyś seria
OLP Tony Levin. Dlatego polecam „ostrożność” w tego typu zakupach
szczególnie gdy szukamy dla SIEBIE właściwego np.gryfu.(napisałem żeby
była zgodnosć tematyczna z blogiem)
Ja też teraz szukam kolejnego instrumentu i ciągle mam dylematy…..
O trochę się rozgadałem…ale lubię Twoje posty Serniku.
Serdecznie pozdrawiam
Kazik Kaszubowski.
Ps, Jak za dużo ględzę to proszę dajcie znać ,
Broń boże nie ględzisz za dużo. Ale rozdzielenie tekstu na paragrafy
mogłoby pomóc;p I nawet nie wiesz jak bardzo wartościowy jest „feedback”
kogoś dużo bardziej doświadczonego i obeznanego.
Zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę, podałem tylko te dwa przykłady jako
wyjątki od reguły. Wydaje mi się również, że nikt przy zdrowych zmysłach
nie myśli, że artyści grają na takich samych instrumentach jakie są nam
sprzedawane. Chyba nie wymyślono lepszego chwytu marketingowego od
„endorsmentu”, obecnego dzisiaj chyba w każdej dziedzinie życia.
Ps. Marcus 4ka to replika basu Marcusa (szczerze wątpię, żeby go zmieniał),
robiona w Japonii. 5tka to z kolei robiony wg jego zaleceń i specyfikacji
zupełnie nowy instrument, produkowany w Usa. Różnica w cenie i klasie musi
być:)
O tak…”endorsment” to niezły chwycik. Co do pisania , dzięki za zrozumienie
…poprawię się w paragrafach .
Co do Markusowego Jazza to czytałem w jakieść książce chyba „o historii
Fendera, że to jest seryjny Jazz Bass z 1975r. czy 78 roku i przerobiony przez
Rogera Sadowskyego
tj. dodany jest Jego preamp, mostek baddas i zdodyfikowana płyta
ochronna…coś tak ale mogę się mylić…..
Kazik
@Kazek:
http://www.marcusmiller.com/faq.html?category=2&MARCUSMILLER_COM_SESSION=cc7a5449d3ca1cb96e30164358044115
O bardzo dziekuję Serniku …świetny link 🙂
Gwoli Marcusa – już wywalił preamp Sadowskyego i ma tam coś innego. Jego
oryginalny jazz bass jest na emeryturze – używa go tylko w studiu, a w trasę
bierze replikę, jaką mu Fender skonstruował.
a ja powiem, że Tokaia się pozbyłam. I jakoś za nim nie tęsknię.
Dlaczego? Mam już Warwicka Corvette. Gram póki co całymi dniami i powiem
szczerze. dawno granie nie dawało mi tyle radości. Ani ramiona nie bolą bo
bas jest lżejszy ani lewa ręka też nie boli…Ale niee! lepiej by było
dalej grać na kołku, prawda? 😡
Szergiel – on nigdy tam sadovskiego nie miał – miał/ma preamp bartolini.