Kształcenie muzyczne a poszukiwania własne.
Zainspirowany blogiem tubasa i dywagacjami o kształceniu muzycznym
postanowiłem się wyłuszczyć.
Skończyłem I st. na gitarze w 2001 roku, rzuciłem gitarę do szafy, jako że
nie mogłem na nią patrzeć nie dostając torsji i spazmów. Po 7 latach
postanowiłem olać techniczne, przyszłościowe studia i pójść do II st. Na
gitarę byłem niestety za słaby, dostałem się na kontrabas. Na dobre
wyszło, ale nie o tem mowa. Dokładnie tak samo rodzicom płakałem, że mnie
nie posłali od razu do II st. i zarazem dziękowałem że w 5 klasie I st.
mnie praktycznie przymuszali do dokończenia szkoły.
Ale?
Może to lepiej że dałem sobie czas, by do pewnych spraw dojrzeć i je
zrozumieć? Co by to dało gdybym miał już w szafie dyplom gitarzysty
klasycznego? Otóż dałoby to to, ze miałbym dyplom gitarzysty klasycznego.
Nic więcej. Nie popadajmy w skrajności, nie wszystko da się przewidzieć.
Zmuszanie nic by nie dało, nie da też plucie sobie i innym w brodę że się
nie zrobiło tego, tamtego. Sam cieszę się że nie kontynuowałem gitary ani
że teraz nie dostałem się na gitarę. Ominęła by mnie wówczas
sposobność bycia członkiem bardzo pożądanej kasty obsługiwacza dolnych
rejestrów. Nie dorabiałbym w zespole ludowym, nie grałbym w szerokim
świecie z zespołem szantowym, nie grałbym w całej gamie zespołów w
których grałem. Wielu rzeczy bym nie zobaczył i wielu ludzi nie poznał.
Co do wykształcenia – oprócz poruszanej w inszym temacie kwestii
nieumiejętności improwizacji oraz zawężania horyzontów dodałbym jeszcze
nieumiejętność gry w zespole.
Najlepiej dostrzegam to na swoim instrumencie. Stworzony został by nadawać
moc orkiestrze czy zespołowi. A co jest w programie szkoły? Solowe utwory z
akompaniamentem fortepianu. Żadnych partii orkiestrowych czy czegoś w tym
guście. Dramat. Jeśli ktoś chcę omieć grac w zespole, musi ten zespół
sam skompletować, w szkole czy poza nią. Ostatecznie jeden kontrabasista ze
szkoły trafi do orkiestry. Uczniów szkół muzycznych dzielimy na:
-ludzi którzy są tam za karę,
-gwiazd, które brylują na konkursach i przeglądach, ale do zespołu się ni
wuja nie nadadzą,
-tych nielicznych, którzy widzą więcej, chcą czegoś więcej i to robią.
Szukają muzyki poza szkołą, słuchają czegoś poza klasyką, organizują
się w zespoły.
Można ubolewać, ale można się też cieszyć – selekcja naturalna pozostawi
elastycznych i rozgarniętych, odkroi wieczne gwiazdy, solistów umysłowych,
kujonów z klapkami na oczach, ale i tych którzy uznają teorię i nuty za
niepotrzebne trociny w głowie. Nie ma co nikogo zmuszać, każdy czyni jak
chce, a gdzie z tym wyląduje to jego sprawa 😛
3 komentarze
Możliwość komentowania została wyłączona.
nigdy tam nie miałeś ŻADNYCH zajęć gdzie grałbyś z zespołem? 😮
pewnie nie. Kolega wiolonczelista o którym pisałem w blogu tubasa miał takie
problemy jak mieliśmy zagrać razem kawałek, że odpuściłem sobie od razu.
Taaaa znam takiego klawiszowca. Naprawdę świetnie gra klasykę, jak
zobaczyłem go przy fortepianie to mnie zatkało na chwilę. A w żadnym
zespole nie zagra choć bardzo by chciał bo nawet regowcy się na jego
trzymanie tempa wypięli. Nie potrafi zagrać równo kilku dźwięków z
zespołem a i jak gra z jakimś wyuczonym kawałkiem w tle to kaleczy.