Keef vs. Lemmy
Miałem ostatnio okazję przeczytać dwie biografie dwóch wesołych panów:
Keitha Richardsa (Life ) i Lemmego Kilmistera (White Line Fever ). Z jednej
strony trudno ich porównywać – Stonsi i Motorhead to trochę dziwne
zestawienie, jednak wśród żyjących przedstawicieli prawdziwego
rock&rolla są to jedne z najlepiej zachowanych egzemplarzy. I ku swojemu
zaskoczeniu, wyszło mi, że fajniejszym kolesiem jest Lemmy. Bardziej ludzki,
bardziej szczery i otwarty i, o zgrozo! lepiej wychowany. Obydwoje mieli
ciekawe życiorysy i chodzi mi o wszystkie aspekty, od panienek, dragów i
całego rock&rolla po życie domowe, dzieci itd. Richards nawet miejscami
przynudza. Trzeba też odnotować, że ani jedna ani druga książka nie są
wybitnymi dziełami literackimi; ot, przeczytać warto jak się ktoś
interesuje.
Tak więc: Keef 0:1 Lemmy
Mój ulubiony fragment o tym jak Lemmy został basistą:
“…here was Hawkind at Powois Square with no bass player, and somebody was
running around asking, ‘Who plays bass?’ Dikmik, seeing his opportunity to have
a full-time partner in speed, pointed at me and said, ‘He does.’ ‘Bastard!’ I
hissed at him, because I’d never played bass in my life! So Nik Turner, who
played saxophone and sang, came over to me and said in very important notes,
‘Make some noises on E’…”
11 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
“Obydwaj” :-).
cicho tam… 🙂
Lemmyego czytałem, fajna lekturka 😉 Słyszałem, że biografia Motley Crue
jest mocna (znaczy szczegółowa w kwestii rock n rollowych brudów)
W ogóle polecam dokument o Motórhedzie (ale generalnie sprowadza się do
tego, że jest o Lemmym) “Live fast, die old”. Na JewTubie jest w
częściach.
Bardzo fajnie się go słucha.
Polecam biografię Mansona, naprawdę mocna książka. Jak przeczytacie to
zobaczycie dlaczego stał się taki nienormalny 😛
Szczere, niecenzuralne opisy sytuacji z jego życia potrafią obrzydzić, ale
mimo to polecam.
Ale którego? Charlesa Mansona czy Marilyna Mansona? Obaj chyba nienormalni są
😀
Marilyna 😛 Aczkolwiek Charles też jest ciekawą postacią.
Richardsa książka całkiem w porządku. Dużo podniecania się graniem na
pięciu strunach w otwartym G (na gitarze). W sumie czytałem parę rzeczy o
Stonesach i zaskoczenia nie ma.
fragment o zostaniu basistą nieziemski 😀 “make some noises on E” to od teraz
moja dewiza życiowa ;d
prawda, no takie historie ogólnie znane po prostu, cześć z nich Keef obala.
W sumie nudnawa książka. Taak, o open g jest sporo, faktycznie, jak się
słucha tych kawałków o których wspomina (np. jumpin jack flash) to jest to
bardzo charakterystyczne. Natomiast nie podejrzewałem, że Lemmy jest, hm, no
taki jaki jest. Jeszcze ostatnio oglądnąłem film o nim – naprawdę, myślę,
że jednak jest to 100% rock and rollowy Pan. I nie chodzi o narkotyki i
panienki tylko i wyłącznie.
Na początku jest jeszcze dobry fragment o św. Józefie, Maryi itd.
“[…] you teach people that the Messiah was offspring of a vagabunds wife (who
is a virgin) and a ghost? And this is a basis for a worldwide religion? Im not
so sure. I figured if Joseph belived that one, he deserved to sleep in stables!
[…]”
Whoa!!! Właśnie spojrzałem na profil kolegi Baroliodo, i ma on chyba jeden z
lepszych zestawów do gry w sporej większości sytuacji: musicman 5, jazz bass
i Roland super cube 100 – co za zestaw! Mobilność i brzmienie! I jeszcze pali
cygara!