Dzień futrzaka 2A czyli Eureka

Przypadkowo odnaleziony tekst o przygodach futrzaka z nagłośnieniem dostarcza rozmaitych anegdot związanych z poszukiwaniami idealnego dźwięku. Autor dzieli się swoją pasją, eksperymentami i perypetiami związanymi z muzyką i sprzętem.

Eureka, czyli znalazłem

Szukając zupełnie czegoś innego na starym dysku – zupełnym przypadkiem
natrafiłem na – wydawałoby się – bezpowrotnie zaginiony tekst mówiący o
bojach futrzaka z nagłośnieniem.

A zatem wrzucam

OSTRZEŻENIE: Długie i głupie. Tylko dla masochistów

A próbek nie ma (mimo obietnic). Po pierwsze – nie miałem czasu (ktoś
musiał pracować na nierobów byczących się na długim łykandzie)

Po drugie mam dylemat – czy na LD 110, czy na tym, co opisane poniżej

Po trzecie – jeśli zwycięży ta druga opcja – będzie problem z mikrofonem.
Jedyny, jaki mam – gówniany TB 1000 (tajwańska nieudaczna kopia Shure PG58)
nadaje się wyłącznie do nagrań piosenek śpiewanych po pijaku przy ognisku,
a i to nie zawsze. A toto opisane niżej nie ma wyjścia liniowego czy D.I,
niestety

BENDOC MODOM BASISTKOM

Ani nie młodą, ani nie basistką, ani nawet nie „młodą lekarką” – tylko
oddając hołd zmarłej jakiś czas temu Pani Ewie Szumańskiej, (kto ma
wiedzieć – ten wie) futrzak popadł w nostalgię ze wskazaniem na
minidepresję. Do tego stopnia, że zapomniał, że na basoofkę miał coś
napisać dopiero za rok. I zaczął – ku prawdopodobnej wściekłości m.in.
basowego pur(enonsens)isty miklo płodzić kolejny wpis w blogu. Na dodatek nie
wiedząc, co w nim ma być. Grafomani tak już mają.

Ponieważ natchnienie nie przychodziło – futrzak zaczął przeszukiwać
internet. W pewnym momencie źle kliknął na jakąś zakładkę i na ekranie
pojawiło się alledrogo. W tym czasie futrzak akurat przeżywał „powrót do
przeszłości” – czyli czasów, gdy Pani Ewa – w największym swym rozkwicie
mentalnym – co tydzień występowała z „modom lekarkom” w wywrotowej, jak na
te czasy, audycji „60 godzin na minetę” (albo jakoś tak).

W owym czasie futrzak – szczenięciem będąc – usiłował być basistą w
licealnym zespole. „Na czym to wtedy się grało?” – dumał sklerotycznie
futrzak. „Na łopacie o nazwie Lotos podłączonej do regenta. Nie, nie,
regenta miał gitarzysta, a to moje to było MV3, ale też dawało czadu (nawet
szyby pękały). Ciekawe czy teraz jeszcze ktoś coś takiego pamięta” –
myślał futrzak, i bezwiednie wpisał w szukarkę alledrogo MV3. Wyskoczyły
różne felgi, iskrowniki i inne badziewia samochodowe oraz baterie do kamer. A
nawet elektrozawór o jakże mylącym symbolu DDR, który jednak na zdjęciu
wzmacniacza nie przypominał. Zupełnie.

Uwagę futrzaka przykuło jednak jedyne ogłoszenie bez zdjęcia z opisem „MV3
idealny, gotowy do grania. od złotówki”. Na dodatek sprzedający był z tej
samej wsi co futrzak, co oszczędzało bezsensownego wydatku na kuriera
(pocztą polską lampiaka wysyłałby tylko samobójca). Nie bez znaczenia dla
futrzaka był też fakt wymiany gniazdek. Futrzak przypomniał sobie bowiem,
że w „jego pierwszej miłości” oryginalne szwabskie wtyczki DIN były tak
tragiczne, że nie trzymały kabli i szybko musiały zostać wymienione na
polskie. A tu na dodatek właściciel zamienił je na wygodne w użyciu
jacki.

„Nooo za złotówkę to na pewno nie pójdzie” – westchnął futrzak i
zalicytował 5 dych. Oczywiście zaraz go przebito. W futrzaku zagotowała się
krew. „Co, jakiś nie wiadomo kto mnie chce przebić? MNIE???. Czekaj ty taki
owaki, ja ci jeszcze pokażę!”

Nie wiadomo na czym futrzak opierał swój optymizm, zważywszy, że wszystko
co dotąd kupił na alledrogo było typu „kup teraz”. Aukcje natomiast z
reguły sromotnie przegrywał. Tym razem jednak się zaparł. Zsynchronizował
czas z alledrogowym i na 2 sekundy przed zakończeniem aukcji zalicytował
cenę, za którą mógłby kupić nie MV3, ale co najmniej GęzBęca. Ta druga
przezorność okazała się na wyrost. Na szczęście, bo futrzaka aż ciarki
przeszły, gdy wyobraził sobie rozmowę na tematy finansowe z Największym
Szczęściem Życiowym, gdyby tak ktoś sekundę później złośliwie
zalicytował np. 5990zł. Kontrlicytant nie zdążył jednak „odpowiedzieć” i
w ten sposób za nieco ponad 400zł futrzak mógł już czuć się
właścicielem MV-ki. Z zewnątrz wyglądającej bardzo biednie, ale
podrasowanej w środku.

Futrzak zajrzał na stronę z danymi nabywcy i zdębiał. Nazwisko COŚ mu
mówiło. Takie samo nazwisko jak ma jeden z najlepszych gitarzystów jazzowych
w Polsce (a zdaniem futrzaka nawet najlepszy). Na dodatek nie jest to często
spotykane w księgach heraldycznych i telefonicznych nazwisko pochodzące od
nabiału, więc chyba nie jest to przypadek – dumał futrzak. No z taaaaakich
rąk to rzeczywiście musi być w dobrym stanie.

Na następny dzień futrzak udał się pod wskazany adres celem odbioru
osobistego tego cacka. I potwierdziły się najgorsze przeczucia. Sprzedający
to był rzeczywiście ON – dotąd widziany co najwyżej z widowni, z
odległości kilkunastu metrów. Bliskie spotkanie trzeciego stopnia oko w oko
wyprowadziło futrzaka z równowagi (ciekawe co sobie sprzedający pomyślał
widząc osobnika jąkającego się i czerwieniejącego jak jaka pensjonarka).
Ale tylko na chwilę.

Sprzedający okazał się nie tylko genialnym gitarzystą, ale i uroczym
człowiekiem, co rozładowało atmosferę. Już po chwili futrzak trzymał w
łapie jakiegoś hiperwypasionego Fendera-gitarę (dobrze, że umyłem ręce
przed wyjściem z domu). Wzmacniacz zabrzmiał świetnie, natomiast gitara ani
nie brzmiała lepiej „z dechy” (po wyłączeniu MV-ki), ani też nie była
bardziej wygodna w grze niż

herezja – niestety dla niektórych – jak najbardziej prawdziwa 😉 mode ON

futrzakowy „towarzysz” dwóch Adelit – czyli kopia Stratocastera marki (a
jakże, na złość specom) – VISION – po niewielkiej regulacji lutniczej,
gwoli ścisłości.

herezja mode OFF

I tak oto futrzak przekonał się na własne uszy, że jego strategia
polegająca na kupnie tanich gitar i dobrych wzmacniaczy jest zdecydowanie
lepsza niż kupno drogich gitar i tanich wzmacniaczy

Dla wszystkich święcie oburzonych wersja druga: Futrzak tak przyzwyczaił
się to urywających palce Visiona i Adelity, że nie umie docenić klasy
prawdziwego Fendera. A tam – myślta sobie co chceta.

Pan Jacek nie sprzedawał jednakże kolumny (bo mu pasiła do innego wzmacniacza). I
tu zaczęły się lekkie schodki. MV3 ma bowiem bardzo nietypową oporność
wyjściową – czyli 6 ohm. A taka oporność kolumn spotykana jest często –
tyle że są to kolumienki do kina domowego lub sprzętu hujfuj z
głośniczkami do oglądania pod lupą, i raczej nieprzeznaczone do wzmacniaczy
gitarowych. Ale na czymś trzeba było sprawdzić

Na początku futrzak przypomniał sobie, ze w piwnicy ma dwie kolumny marki
Altus 110 o oporności 8 ohm, które kiedyś chciał opchnąć na alledrogo,
niemniej nawet za 50zł nie było chętnych. Więc uciął z jednej strony
jacka na kablu marki Ashton i podpiął. Grało to bardzo ładnie, ale cichawo.
Na dodatek wiekowe i zleżałe membrany nie przeżyły testu basowania (w
końcu GDN 30/8 to nie jest „głośnik estradowy”). Pierwsza kolumna padła po
ok. 5 godzinach, druga nawet do godziny nie dociągnęła.

No to jedziemy na alledrogo i ebay.

Oryginalna dederonowa kolumna 6 ohm z hiperbasreflexem (oj tak tak, byle co
szyby w sali gimnastycznej by nie zarysowało) była niestety tylko w
„archiwum” (sprzedana jakieś 2 lata temu), a nawet gdyby była – to i tak bym
nie kupił. Za wielka i za ciężka. Miesiąc wcześniej były natomiast do
sprzedania 2 głośniki RFT3401, czyli dwa takie, jak w kolumnie był jeden.
Futrzak lubi mieć rezerwę w zapasie, więc napisał do sprzedawcy z
zapytaniem (aukcja miała opis „nie było chętnych”). Okazało się jednak,
że ci chętni się w tzw. międzyczasie (choć już po aukcji) znaleźli.

Na ebayu było jeszcze gorzej. Nie było żadnych sześcioomowych
„estradówek”, a największy głośnik o takiej oporności był 6,5 calową
pierdziawką. Na dodatek był on ze Stanów (nigdy w życiu – przez kretyńskie
polskie przepisy celne dla towarów „spoza Unii” zapłaciłbym 3 razy tyle co
to warte. Raz mi się to zdarzyło i wystarczy).

W tym momencie przyszło olśnienie. Przeca na basoofce jest geniusz od tych
spraw o nicku „Demanufacture”. Napisałem priva przez basówkę (z prośbą, by
jeśli go zlecenie nie interesowało, odpisał krótkim NIE lub równie
wykwintnym „WON”).

Ponieważ jednak kolega Demanufacture długo nie odpisywał – po 3 tygodniach
oczekiwania na odpowiedź postanowiłem wziąć sprawę we własne ręce.

Przestudiowawszy tajniki budowy kolumn stwierdziłem, że to nie robota dla
mnie. W związku z czym zacząłem się zastanawiać nad wykorzystaniem
gotowców.

Przejrzałem jakieś stronki: NB, STX i inne i nigdzie nie było szóstek. A
wydawać grubo ponad 1000zł na ósemkę? Bzdura. Inny producent miał
szóstkę, ale o wadze 29 kg. To nie na mój kręgosłup.

Znalazłem też jedną firmę produkującą kolumny w mojej wsi, ale wszedłszy
na ich stronę

www.harpia.pl/polski/cennik.html

czym prędzej się z niej wyniosłem. Ciekawe, czy zgadniecie – dlaczego?. Tak,
macie rację – nie lubię dobermanów. Ani nawet amstaffów. Nawet jeśli są
tylko nazwą kolumny. Poza tym za cenę takiej kolumienki jednej mógłbym
kupić supernagłośnienie dla całego zespołu. Małego ale jednak;)A zatem
taki zakup nie był najlepszym rozwiązaniem dla domowego plumkacza. Mimo
najszczerszych chęci nie jestem szejkiem naftowym, ani jakimś porąbanym
p(i.e.r.d.)politykiem. Ich może na to stać. Mnie nie.

W pewnym momencie przyszło olśnienie: Przecież LD110 Studio ma idealne, jak
dla mnie, wymiary i wagę. A zatem mailowe pytanko do Line6 czy można kupić
samą obudowę? Można. Podali numer części i skierowali do „loukal
dystrybjuter”. LD (to znaczy LAU-DA) miała jednak mnie głębiej niż mi się
wydawało i nie raczyła odpisać. Nawet krótkim „spieprzaj dziadu”

Coraz bardziej wściekły wlazłem na e-baya i wpisałem „case housing LD110 „.
Wyskoczyła jakaś włoska firma, gdzie case było do gitary, a housing do
cajuna. Ale… przeglądając z ciekawości „inne przedmioty sprzedawcy”
zauważyłem „amplificatori LD110 nuevo”. Z włoskiego jestem kiepski, ale się
domyśliłem. Z ciekawości spojrzałem na cenę i… szlag mnie trafił.

To ja swojego LD110 kupiłem za 1246zł + 40zł za kuriera, a tu jakiś
Sardyńczyk oferuje to samo za 497zł + przesyłka ( 184zł)? Na dodatek
przesyłka odpada, bo możliwy jest odbiór osobisty, a dziwnym zrządzeniem
losu za dwa dni ktoś bardzo znajomy jechał na konferencję akurat do
Cagliari, i to samochodem służbowym (zawoził firmowy sprzęt), więc te 9 kg
mu różnicy nie zrobiły.

Gdzie tkwi haczyk, że to takie tanie? Nieważne, to i tak miało być na
kolumnę. Nie sprawdzając ile mam kasy na koncie – kliknąłem. Zostało mi
kilka groszy, ale…

… po 10 dniach miałem w domu drugiego LD110. Puściłem bokiem ironiczne
uwagi Domowego CBA na temat mojego stanu psychicznego i wywalania w błoto kasy
– której akurat faktycznie ostatnio nie za wiele. I dopiero teraz zacząłem
się zastanawiać co narobiłem.

Najpierw trzeba było podbudowach się teoretycznie:

ETAP 1: głośnik

W LD110 jest głośnik 10 calowy. Jedyna szóstka jaka jest w miarę dostępna,
to tonsilowskie GDN 30/60/1. Za stówę. Ale toto ma 12 cali. Po odkręceniu
grilla stwierdziłem, że „dasię” (po powiększeniu dziury wlizie na styk).
Ale jak to będzie grać? Głośnik ma „aż” 93 db wydajności (skoro producent
podaje tyle, to zapewne musi być jakieś 88 db;)

Zapytałem na DodzieElektrodzie. Polecono mi ósemkę STX-a (GDN-30/400/8 SE) o
podawanej wydajności 100 db. Ale toto ma 8 ohm i średnicę o 8 mm większą
niż wyżej wspomniane tonsilostwo (zastanawiam się czy w Józefowie mają
inne cale niż we Wrześni, czy co?). Ale jedna z osób na Dodzie zapytała „a
jaki masz w tym teraz głośnik?”.

No właśnie! Na głośniku jest wiele mówiący napis „Speaker Custom design
Line6, 8 ohms, model P-0610001B-X2″. Tyle to i ja wiem. Ale jaki producent,
jaki typ, jakie parametry – „tego nie wie nikt”. Line6 daje odpowiedzi
wymijające. A skoro „tego nie wie nikt” to „uliczkę znam w Barcelonie” gdzie
należy wyskoczyć – czyli talkbass. Tamtejsze rozważania – choć, jak się
okazało, niezbyt zgodne z prawdą – naprowadziły mnie na trop. Jeszcze tylko
porównanie wyglądu, pomierzenie nietypowych wielkości i…

…HOPLA

jest to głośnik Eminence Basslite 2010.

Jesteśmy w domu.

Zapytałem zatem na elektrodzie czy taki głośnik popracuje ze wzmacniaczem
szóstką i jak? W odpowiedzi – nieźle udokumentowanej i sprawdzonej na WinISD
(jakby się nie zwało, to jest to ponoć coś do symulacji głośników
przydatnej podczas profesjonalnego projektowania kolumn) wychodzi, ze ten
głośnik wręcz doskonale pasuje do wzmacniacza 6 ohm. Było to podparte
jakimiś uczonymi (dla mnie zbyt uczonymi) wywodami, że nie liczy się
„napisana” rezystancja głośnika, a cośtamcośtam („przebieg minimum
impedancji”) – a tę akurat Basslite 2010 ma 5,5 ohma. Od półoma wzmacniacz
się nie spali – zapewniono mnie.

Teraz trzeba algorytm przełożyć na działający program, a z tym zawsze
miałem wielkie kłopoty.

Szukając informacji na temat głośnika LD 110, znalazłem autoryzowaną
informację, że do wejścia CD można podłączać przedwzmacniacz. No ale
traktowanie MV3-ki jako przedwzmacniacza byłoby bezsensem. To wszak wzmacniacz
oferujący jedno z najwyższych napięć wyjściowych

Pierwszą myślą było wywalenie z comba wzmacniacza i wsadzenie w to miejsce
MV3. Nie wiedziałem jednak, jak MV3 pracuje w pozycji wiszącej i jak lampy
wytrzymają pobyt w niewentylowanej zamkniętej przestrzeni. Na elektrodzie
też tego nikt nie wiedział, jednak odradzono mi to. Pewnie tak na wszelki
wypadek, ale strzeżonego…

A zatem kolejny pomysł: wywalenie wzmacniacza, zatkanie dziury jakąś sklejką i
wsadzenie gniazda dla MV? A wzmacniacza się pchnie za 400zł i Domowe Szczęście
Największe przestanie zrzędzić. Ale.. jak się przy tym coś zserniczy? A
jak nikt nie będzie chciał samego wzmacniacza – to będzie leżał na szafie
generując kolejne zrzędzenia małżonki? – mędrkował futrzak,
stwierdzając, że chyba już niedługo zejdzie z tego świata, skoro się
takimi pierdołami stresuje.

Jak zwykle najtrudniej wpaść na rozwiązanie najprostsze. Ale w końcu jednak
zawsze się na nie wpada. Ostatecznie postanowiłem bowiem dołożyć jedną
małą dziureczkę z „jackiem do zabudowy”, połączonym „rozłącznie” z
głośnikiem. Oznaczało to, że gdy będę chciał grać na MV to wsadzę do
gniazda kabelek łączący „pakę” z wzmacniaczem, a jak zachce mi się cyfry z
LD – to go wyciągnę. Proste, łatwe i przyjemne. I roboty mało. Na dodatek
takiej, jaką od biedy umiem.

Na wszelki wypadek obudowałem jednak dodatkowego jacka od wewnątrz
plastikową puszeczką (coby powietrze nie wylatywało, w końcu jest to
obudowa zamkniona), a kabelek wypuściłem z niej przez włożony do dziurki
„kołnierzyk”. Trzeba było jeszcze przesunąć o 0,5 cm rączkę, aby MV-ka
stabilnie spoczęła na górze, i gotowe. Całość pracy zajęła 15 minut. I
nawet niczego nie zmikliłem.

I na tym można by skończyć, ale duch eksperymentatora spać nie dawał.
Zastanawiałem się: „skoro mam dwa LD 110 – to można by je jeszcze jakoś
połączyć. Czy wyjdzie z tego wzmacniacz 2 x 75 W czy 1 x 150 – to się jeszcze
okaże”. Pozostało to w sferze rozważań. Najpierw w bowiem miałem m ani
czasu, ani ochoty, ani nawet pojęcia jak się do tego zabrać. A już po kilku
chwilach okazało się, że nic się nie okaże.

Podłączyłem basię i zacząłem grać. Już po dwóch dźwiękach użyłem
słowa wysoce niecenzuralnego. Jak wiadomo – słowo to, zależnie od intonacji,
wyraża dowolny stan uczuciowy – od skrajnej depresji po niebiański zachwyt.
Tu było to pierwsze. Toto po prostu pierdziało. Oba basy (a nawet obietrzy
gitary, bo sprawdziłem wszystko co się dało) grały na tym w sposób nie do
słuchania. Zdemontowałem zatem przeróbki i pchnąłem LD110 za dwie stówy
drożej niż kupiłem. W pierwszym odruchu chciałem pchnąć także i MV3 ale
na szczęście się z tym wstrzymałem.

Przypomniałem sobie, że na elektrodzie radzono mi głośnik STX-a. Wszedłem
zatem na ich stronę i okazało się, że już tego głośnika nie produkują.
Ale przeglądając ich ofertę znalazłem coś fajnego. Subwuferek z
basrefleksem na estradowym głośniku 300 W. Waga do wytrzymania – rozmiary
ideał, cena niska. No to dawaj – klik zamówienie

Paczka przyszła szybko i po raz kolejny futrzak przekonał się, że
błyskawiczne decyzje to mogą podejmować szemrani biznesmeni, a nie futrzak.
Przed kliknięciem na „zamów” należało doczytać, że w środku siedzą 4
omy. I co teraz?

Może od jednego włączenia się nie spali – pomyślał futrzak. Odkręcił
zatem volume w MV3 minimalnie i modląc się o przeżycie końcówki mocy
trącił leciutko struny. I po raz kolejny użył słowa wysoce
niecenzuralnego. Tym razem jednak wyrażało ono nieskończony zachwyt. Tak –
to było to co tygrysy lubią najbardziej!

No fajnie, raz się udało, ale każde kolejne włączenie może spowodować
katastrofę. Hmmm. A może teraz będzie dostępny gdzieś jakiś RFT. Na ebayu
był. Tyle, że ten większy 15 calowy. Napisałem zatem do sprzedawcy z
zapytaniem czy nie ma przypadkiem dwunastki vel RFT3401. Przypadkiem miał. Na
dodatek tanio (a czemu tanio, miało się wkrótce okazać) Po kilku dniach
głośnik (porządnie zapakowany, niestety z lekko pękniętą membranką) był
u mnie w domu. Trzeba było dołożyć stówę za regenerację. Ale warto
było.

Teraz zabrałem się za kolumnę. Nie mając zielonego pojęcia o budowie i
działaniu kolumn – przypomniałem sobie, że gdy mi ukradli jedną felgę to
nie kupowałem oryginału za 300zł, tylko chińską podróbkę innego wzoru,
a jedynie tej samej średnicy. I auto jeździ (nie gorzej niż przedtem). A
zatem jeśli głośnik basowy 12 cali zastąpię głośnikiem niskotonowym 12
cali to też zagra. Największy problem był z grillem. Żadnej śrubki, ani
nic takiego. W końcu na chama wsadziłem śrubokręt w jedną z dziurek i
uważając aby nie załatwić głośnika – pociągnąłem. Poszło. Odkręcenie
śrubek i odlutowanie głośnika to czynność łatwa nawet dla futrzaka.
Pierwszy problem pojawił się ze śrubami. STX miał 12 małych, RFT 6
wielkich, na dodatek rozmieszczonych tak, że rozwiercenie zahaczało o
dziurę. Za pomocą skomplikowanego systemu podkładek i nasadek wygrzebanych z
pudła z domowym złomem udało się sprawę rozwiązać. Ale przy grze znowu
zapierdziało. Już nawet nie miałem siły użyć wyrażenia.

Postanowiłem wymienić tę STX-ową „czwórkę” na „ósemkę”. W firmie nie za
bardzo chcieli na to iść, w końcu stwierdzili, że ósemek nie mają.
Kupować jeminensa lub selestszyna do domowego plumkania byłoby przesadą (nie
zapominajmy, że już wpakowałem w toto – MV3, kolumienka, RFT – około
tysiąca

Trzeba było zatem zaczekać, aż coś takiego pojawi się na allegro. Ale…
zanim się pojawiło – pojawił się u mnie kolega. Z tych kumatych. Obejrzał
móją konstrukcję i zapytał, a co to za badziewne podkładki dałeś? Każda
z innej parafii. To nie miało prawa zagrać. Po czym polecił mi sklep i model
mocowania, które po kilku dniach założyłem. I zagrało. Niestety minimalnie
gorzej niż ma oryginalnym głośniku STX (cóż, kolumienka była robiona pod
niego, a poza tym STX był „świeżutki”, a nie nieco tylko od futrzaka
młodszy jak DDR-owski RFT z lat 60-tych). Ale za to nie było stresu z
rozkręcaniem na fulla.

Jednak pewna rzecz wciąż nie dawała mi spokoju. W kolumience u góry był
jakiś metalowy przedmiot. Nie lubię zbędnych dodatków. Wykręciłem więc i
wyjąłem toto. Ciężkie jak na wielkość. Kolumnie (i w perspektywie
noszenia mojemu krzyżowi też) ubyło o jakiś kilogram, a dźwiękowi
przybyło. Harmonicznych i brzmienia. Do tego stopnia, że gdy onegdaj –
korzystając z wyjścia rodziny gdzieś – odkręciłem MV3 na jakąś 1/4 mocy
– nie zauważyłem, że domownicy wrócili, a Koleżanka Małżonka wsiadła na
mnie: „Czyś ty zwariował, już na dole te twoje basy słychać)

Hmmm. 1/4 z 12 watów to zaledwie trzy. lampowe, ale trzy. Mieszkam na 7
piętrze. Koleżanki małżonki o fantazjowanie (z tym, że na parterze już
słyszała) nie posądzam. A zatem przypadkiem coś mi się udało – metoda
prób i błędów.

Co wcale nie oznacza, że Tobie się uda, nawet jak wiernie powtórzysz
wszystkie moje kroki. Po prostu głupi ma zawsze szczęście. I tym
optymistycznym…

EDYTA:

a jednak nie koniec. Chyba nie jestem basistą. Basista bowiem powinien grać i
ćwiczyć do upadłego, a nie myśleć. A ja myślę i myślę. Myślę
tak:

Ten RFT swoje lata ma i za długo nie pociągnie. Prawdopodobnie zatem
skorzystam z usługi zakupu zaproponowanej przez Imć Glatzmana, ale i ten jego
RFT najnowszy nie jest i nieśmiertelny nie będzie.

Wymyśliłem zatem coś takiego:

Nabyć i wpakowac tam wspomnianą ósemkę STX-a (w firmie go nie mają, ale
gdzieś na allegro pewnie by się znalazła. Tylko ma 8 ohm, zatem impedancję
większą od wymaganej. To może przyciszyć grę (jak choćby na wspominanym
LD 110). A zatem trzeba z tego zrobić szóstkę. Jedyny sposob to dopiąć mu
głośnik 24 ohmy. No 24 ohm to już zupełnie nigdzie nie ma. To znaczy jest,
ale o mocy 60 W, 10 calówka za 70 USD.

ło – tu, jakby ktoś potrzeboweł:

www.rienterprisethesource.com/productdetails.aspx?Level1=05&Level2=01&ProdID=38352

Tego tam nie zmieszczę, ponoć bywają mnalutkie 5-10 watowe 25-tki (np. w
starych domofonach). Takie maleństwo ślicznie zatkałoby dziurę powstałą
po wykręceniu wspomnianego „kilogramnowego” elementu (chyba to dziura na
wstawienie kija od stojaka. A zatem jeśli ktoś ma takie 25 ohm o niewielkich
rozmiarach to chętnie przygarnę za parę piw lub np. za mało grany set strun
45-105 z adelity, która teraz jest fretką i ma flaty.

EDYTA 2.

Wygląda na to, że (po raz pierwszy w życiu) zrobiłem niezły interes.
Kliknąłem sobie dla jaj na allegro (MV3) i mamy tam:

MV3 za 390zł – ale sprzedawany „oryginał” – bez jacków i jako uszkodzony.
(mój 415zł)

Może jakiegoś elektronika zainteresuje:

allegro.pl/mv3-wzmacniacz-lampowy-i2357112794.html

a jak ktoś chce mieć sprzęt sprawny i grający to nieco droższa
łyntydżowa oferta:

MV3 + kolumna za 1200zł. (moje 415 + 280 – kolumna + 216 – RFT, a może uda
mi się pchnąć tę „czwórkę” z kolumny, więc teoretycznie o jakąś
stówę mniej)

jak kogoś interesi to tutaj:

allegro.pl/wzmacniacz-lampowy-mv-3-vermona-plus-kolumna-i2340320695.html

Ktoś mądry kiedyś rzekł : „Lepsze deko handlu niż kilo roboty”.

Chyba ciepnę swoją tyrą po 12-16 godz. na dobę (niedziel i świąt nie
wyłączając), za którą prawie nikt mi nie płaci, a k(u.r.w.a.)mornik
umarza raz po raz postępowania egzekucyjne „bo dłużnik nie ma majątku”.
Ciekawe: jeden gnojek jeździ leksusem, drugi mieszka w takiej willi w jakiej
ja nigdy nie zamieszkam, trzeci palant został p.osłem partii rządzącej,
choć do niej nie należy – i „majątku nie ma”)

Chyba czas zająć się handlem 😉

Podziel się swoją opinią

8 komentarzy

  1. Futrzak.

    Dwa pytania.

    1. Skąd jesteś?

    2.

    @futrzak: Nie było żadnych sześcioomowych „estradówek”

    – a nie było się spytać Glatzmana?

    Wiem, że to jest stary tekst. Ale może ja już wtedy byłem na Basoofce?

  2. bombowe. 😀 Futrzaku naprawdę bombowe! A jako, że masz emfałtrójkę, to
    spodziewaj się, że niedługo będę do Ciebie pisał, żeby Cię odwiedzić
    bo zawsze chciałem to ograć. NIAHAHAHAH.

    tak i wpadnę ze swoim skłajerem, koniecznie. Ale to na PW.

    fajne, fajne przygody, z chęcią bym robił podobnie ale niestety kasy nie
    sieją, a ja tym bardziej jej nie zbieram.

    Piszże dalej!

    ed. Futrzak jest z Krakowa

  3. Daleko – ja z Łowicza.

    Chociaż muszę przyznać, że co jakiś czas w Krakowie bywam (ostatnio
    ładowałem się czakramem na Wawelu) – mieszka tam siostra mojej żony. Na
    Władysława Żeleńskiego.

  4. @ Glatzman:

    był Waść już wtedyt na basówce (opisywane historyje działy się mniej
    więcej 2-3 miesiące po śmierci Pani Ewy, a zatem w wakacje 2011), ale nie
    przypuszczałem, że Waść ma inny sprzęt niż
    właścicielski-własnozespołowy.

    Choć po zamiłowaniu Waści do różnych staroci – mogłem się był
    domyśleć

    ul. Żeleńskiego – niestety dokładnie z drugiej streny mojej wsi, a dojazd
    ode mnie tam co rusz genialne urzędasy komplikują (jak nie estakada, to
    skrzyzowanie, albo co innego – jakby nie można było wszystkiego zrobić
    jednocześnie)

    Niemniej jeśli się Waść będzie do Krakowa wybierał, to daj Waść kilka
    dni wcześniej znać i coś się może wykombinuje.

    @ Gurf

    spotkać się możemy, ale zaproponowane przez Ciebie rozwiązanie jest
    najgorsze z możliwych. Po pierwsze mielibyśmy natychmiast do czynienia od
    razu ze srogą bojówką radia z pyskiem imienia przepięknego Adasia H. czyli
    nerwowymi sąsiadami z dołu, którzy przy byle g… wzywają policję.

    Opisywane wyżej granie uskuteczniłem korzystając z jednoczesnej
    nieobecności tychże + domowego CBA (która po kilku „wizytach
    umoralniających” służb też ma dość mojego głośnego grania :(. Od
    jakiegoś czasu grywam WYŁĄCZNIE wpinając sluchawki do LD 110.

    Nie wiem czy do MV3 w jacka na kolumnę można wpiąć bezkarnie słuchawki, i
    nikt mi o tym nie potrafo powiedzieć. Stąd na MV3 grywam od wielkiego
    święta (dosłownie, gdy wszyscy prawie mieszkańcy bloku są w kościele, lub
    nad wodą). Czasem jednak zapamiętam się w tym i stąd opisana wpadka. Dobrze
    że to małżonka wcześniej wróciła, niż ci rydzykowcy.

    wolalbym ja dowieźć MV z kolumną (a jak mi od znoszenia kręghosłup noie
    strzeli to i adelitę w jakieś miejsce, gdzioe można pograć z normalną
    głośnością

  5. @futrzak: @ Glatzman:
    Waść ma inny sprzęt niż właścicielski-własnozespołowy.

    Bo tak jest, ale akurat używany 6 Ohm-owy RFT bym znalazł.

    @futrzak: @ Nie wiem czy do MV3 w jacka na kolumnę można wpiąć bezkarnie słuchawki

    Ja bym nie próbował.

  6. Jak zwykle perypetie na poziomie okraszone równie ciekawą warstwą liryczną
    🙂 świetnie!

  7. @glatzman: Daleko – ja z Łowicza.

    „W mieście, którego nazwiska nie powiem,

    Nic to albowiem do rzeczy nie przyda;

    W mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,

    W godnym siedlisku i chłopa, i Żyda,

    W mieście — gród, ziemstwo trzymało albowiem

    Stare zamczysko, pustoty ohyda —

    Było trzy karczmy, bram cztery ułomki,

    Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”

Możliwość komentowania została wyłączona.