Moje boje z basem [cz.8]

Przedstawiam moją przygodę z ożywianiem starej gitary basowej i eksperymentalnym zakupem kapodastera G7th. Opisuję, jak udało mi się obalić mit dotyczący kapodasterów do basu, przynosząc sobie oraz moim palcom wyraźną ulgę.

kapo1.

siodelko.
czyli: obalanie mitów (cz.1 )

Tak jak chyba gdzieś już wspominałem, w piątek byłem odebrać swojego
Hoefnera od lutnika. Gitarka została zreanimowana fantastycznie, co mnie
ucieszyło. Jeszcze bardziej ucieszyło mnie to, że udało mi się
wynegocjować obniżkę ceny za usługę o stówę. Takie spadłe z nieba
pieniążki należy jakoś zagospodarować. Ale jak? Można by spokojnie
przepić, ale trochę za zimno na biesiady piwne. Wódki do lustra pić nie
lubię, a tu małżonka nie pija, zaś koledzy od kielonka na nartach.
Postanowiłem zatem zainwestować te pieniądze w Adelitkę.

Całą prawie sobotę spędziłem na przeszukiwaniu sieci, by znaleźć jakiś
„słitaśny” efekt do basu. Ponieważ aksjomatem tych poszukiwań było: zero
Behringerów i żadnych przesterów – przy niesamowitym kapitale, którym
dysponowałem – poszukiwania musiały zakończyć się fiaskiem. Całą
niedzielę grałem więc naprzemiennie: na odzyskanym klasyku i na pozyskanej
niedawno Basi. Miało to pewne skutki.

Jak być może uważnym czytelnikom moich postów na forum wiadomo: model o
nazwie „futrzak” ma wszystkie parametry takie jak trzeba. No, jak grecki heros.
Poza jednym parametrem (nie, nie chodzi o TEN wymiar, o jakim pomyśleliście
sobie, świntuszki. TEN wymiar też jest OK ;).

Lekka niedoróbka rodzicieli spowodowała jednak, że futrzak ma łapy
bynajmniej nie jak bochenek chleba. I palce też ma trochę krótsze niż
ustawa przewiduje. Wprawdzie nie takie jak Edgar Peronowy, ale mimo wszystko
lekko zminiaturyzowane. Powoduje to czasami problemy przy grze na gitarze (a na
Basi zwłaszcza). Stąd ustrojstwo o nazwie „kapodaster” bywa u futrzaka czasem
w obrotach.

Rano w poniedziałek obudziłem się z bólem dolnej części palców lewej
ręki. Wcześniej przez miesiąc grałem tylko na Basi – więc paluchy się
przyzwyczaiły. Teraz płodozmian gitarowy w połączeniu z maratonem grania
przez ponad 16 godzin okazał się dla palców nie do zniesienia. Spowodowało
to natychmiastową decyzję (a szybka decyzja – to najlepsza decyzja):
„Zaskórniak idzie na kapo do basu.”

Zacząłem zatem szukać. I w momencie, gdy stwierdziłem, że efekt będzie
taki sam jak przy poszukiwaniu efektu (czyli żaden) – zajrzałem na taką
jedną witrynkę o nazwie basoofka.net. Zgodnie z regulaminem użyłem „Szukaj”
i wypluło mi coś takiego:

(…)Kapodaster do basu, to – właśnie z względów, jakie opisałeś
(potrzebny bardzo duży nacisk na struny) – kompletna niedorzeczność. Weź
sobie tak na logikę siłę sprężyny, która jest do tego potrzebna (…)
(podpisano: Kapral , source:
https://basoofka.net/forum/kapodaster-do-basu/

Łorzeszku… skoro imć Kapral tak prawi, to coś musi być na rzeczy –
pomyślałem. I w tym momencie ozwał się diabełek podszeptujący: „Jeśli w
necie znajdziesz coś co nie pasuje do twoich marzeń – przeczytaj informację
uważnie jeszcze raz. Musi być przecież inne wyjście, albo choćby jakieś
drugie dno”. Posłuchałem szatanka. I w tym samym wątku znalazłem link do
niemieckiej strony proponującej „kapo do basu”. Klik… i… nic takiego tam
nie ma. Ale za to jest co innego. Kapo G7th, o którym futrzak przemyśliwał
niedawno (zanim wszedł w Basię) aby zakupić go do klasyka. Podpisane jest
jako kapo do gitary: klasycznej, akustycznej, elektrycznej i… do
basu
.

Chwyciwszy taki trop futrzak nie popuścił. Prześledziwszy wszystkie strony z
G7th znalazł informacje, że tu nacisk reguluje się bezsprężynowo, a ponoć
i tak jest duży oraz zupełnie wystarczający. Znalazłem też informacje, że
producent daje dożywotnią gwarancję. Ale co najważniejsze – znalazłem
stronę, która – jako jedyna – podawała długość ramienia wszystkich odmian
G7th. Jest ich cztery, a ramiona mają od 42 do 55 mm. Teraz chwyt za linijkę.
Basia secundo voto Adelita ma gryf jazzowy, czyli węższy o szerokości od 41
(przy siodełku) do 64 mm (przy korpusie). Hmm, trochę za dużo. Ale, ale… I
tak wyżej niż na 12 progu kapa nie założę, bo tam szyjka grubnie, a potem
jest korpus. A na 12-tym progu jest 55 mm właśnie.

Dobra nasza. Allegro, klik, klik… O zerwał nać… Najtańszy G7th na 55 mm
kosztuje 125zł. Trudno. Dokładamy „finfuncwanciś”. Nie będziemy się
bawić w kupowanie przez Alledrogro, bo jest opcja odbioru osobistego.
Tramwajek jest nieco tańszy od kuriera ;).

Biorę do ręki i… cholera jakie to małe. Da się spokojnie zamknąć w
mojej niewielkiej przecież dłoni. Chyba wywaliłem kasę w błoto. Najwyżej
będzie tylko do klasyka. A jak nie przypasuje – to mam prawo do kilku dni
zwrócić. A jak nie, to jest dożywotnia gwarancja. Można by – powołując
się na nią ,zgodnie z prawdą zresztą, zażądać np. wzmocnienia gumek w
kapodasterze. Takie (i jeszcze gorsze) myśli tłukły mi się po głowie
podczas powrotu do domu.

Niepotrzebnie.

Kapodaster G7th Performance (55 mm) włazi idealnie na wszystko. I na klasyka,
i na oba Debfilki: akustyka i 12-tkę (tu do 6 progu, bo potem mu za szeroko),
i … co dla moich zbolałych paluchów najważniejsze – na Basię też. Teraz
trzeba coś zagrać: Hoefner brzmi OK, akustyk też, 12-tka tak sobie [chyba
będę musiał obniżyć akcję strun, albo wymienić te xxx-letnie „Presto”],
a Basia?

Adelitka (na Hiwattcie) z kapem brzmi… lepiej niż bez kapa. W każdym razie
dla mnie. Taki właśnie ton mi pasi. Po chwili jednak brzęczenie struny E
mąci móją radość. Czyżby wszystko na nic, a kasa w błoto? Wystarczyło
walnąć się w główkę. Tylko taki „mądry” jak ja zakłada kapo tego typu
„rozwartością” w stronę najgrubszej struny, która potrzebuje przecież
najmocniejszego docisku. Myk, myk – założone odwrotnie – i wszystko gra. Gra
i nawet nie buczy.

Dowód na to co napisałem powyżej? Spokojnie, to nie straż pożarna. Próbki
będą, tak jak wcześniej napisałem – gdy zostaną spełnione dwa
warunki:

* będę miał kartę muzyczną (bo ten zintegrowany realtek AC97 może w
kompie kolegi Zakwasa działa dobrze. U mnie nie. Bez względu na to co
nagrywam i czym nagrywam: od Audacity do Samplitudy – moduluje lepiej niż
efekty Behringera. Tyle, że modulacja nie zawsze jest pożądana, a mój
realtek ma ją „niewyłączalną”)

* nauczę się nieco grać. Nie chcę zostać zbluzgany przez basoofkową
Lożę Szyderców – jak chociażby ten biedny kolega forumowicz od Jolanki,

Wracając do kapodastera. Mam go wprawdzie dopiero aż jeden dzień, ale jestem
z niego bardzo zadowolony. Oto zady i walety tego ustrojstwa:

NA PLUS:

+ mały

+ prosty w obsłudze

+ współgra z Basią

+ można stroić gitarę (Basię też !) bez zdejmowania kapo (!)

+ możliwość „sterowania” naciskiem daje nowe możliwości brzmieniowe (przy
mocnym ściśnięciu dźwięk jest soczysty, przy słabszym kłapciaty, przy
skośnym pływający, przy bardzo słabym – brzęczący. Te trzy ostatnie
brzmienia słyszałem na basach wyposażonych w efekty za 600- 700zł ;), zatem
też czasami są potrzebne

NA MINUS:

cena, zwłaszcza w Polsce. Ja rozumiem, że każdy chce
zarobić, ale w sklepach zachodnich toto jest za 19-23 ojro z groszami. W
hurcie zapewne jeszcze taniej.

– niepewność („I w myślach sobie zadaję pytanie: kiedy to cudo działać mi
przestanie. Tabadam dam…”). Nie znam patentu G7th, ale do tej pory stykałem
się tylko ze sprężynowcami lub kapodasterami dokręcanymi. I jedne i drugie
wytrzymywały na zwykłej gitarze max. 10-12 lat, a G7th wygląda przy nich tak
delikutaśnie, że przyprawia mnie o stres. Zwłaszcza, że będzie
wykorzystywany w warunkach, powiedzmy, ekstremalnych.

Ktoś zapewne zada pytanie. Czy jest sens do TAKIEJ Basi za 280zł dodawać
kapodaster za prawie połowę tej ceny? Odpowiadam: Jest.

Po pierwsze: będę go używać z co najmniej parą (a w porywach: z czwórką)
gitar, więc koszty się rozkładają. A biorąc pod uwagę cenę Hoefnerka –
relatywnie wychodzą grosze 😉

Po drugie: obaliłem mit, że kapodasterów do basu nie ma. Jest (choć może
nawet sam producent jeszcze o tym nie wie ;). Przynajmniej do Jazza.

Po trzecie: ten eksperyment sprawił mi radość, a moim palcom wyczuwalną
ulgę.

I wystarczy.

Podziel się swoją opinią

23 komentarze

  1. kolego footfuck. (to tak pieszczotliwie:) )

    również używam kapo do basu marki dżim danlop – jest fajnie i lubię bardzo
    imitowac sobie na nim gitarę.

    Kolejny genialny wpis w blogu.

    Oby tak dalej! 🙂

  2. I tak moim zdaniem to bezsens zakładać kapo na bas… :/

    No, ale jak poćwiczysz to ci się do klasyka przyda 🙂

    Z racji ciekawego tematu wrzucam na główną 🙂

  3. cropec : po przejrzeniu filmu dalej nie widze zastosowania.

    chyba ze do mojej 6tki na 12 progu żeby grac o oktawe wyzej chwyty bez
    „bara”

    a co do kolegi od jolanki drogi futrzaku – mam to gdzies 🙂 basowanie i
    przerabianie moich gratow sprawia mi radosc, jeśli kogos to boli to jego strata
    🙂

    no a byly komentarze, po co tyle kasy na ..pfff… smieci wydaje.

    ale tak to jest jak kogos robak wpie**ala, ze nie może sobie kupić gitary za 2
    kola a ja tyle w jolane wlozylem… polacy już tacy sa.

    najwazniejsze to robic co się lubi i nie patrzec na to co inni mysla.

  4. zacny healfwerze:

    no widzisz: Tobie sprawia radość przerabianie swojego basu (za co Cię
    szanuję – u mnie ktoś reanimujący starą gitarę, czy np. samochód – ma
    taki sam szacunek jak np. dobry konserwator zabytków)

    Mnie natomiast sprawia radość założenie kapodastera na V próg,
    stwierdzenie, że gitara po takiej operacji stroi, a na dodatek dźwięk
    jest… trochę lepszy niż bez kapa (co „odpowiednio” świadczy o siodełku,
    które będzie do wymiany). I, co dla mnie najważniejsze – szerokości progów
    w Basi mam wtedy takie same jak w klasyku bez kapo i nie zmuszam moich palców
    do nadmiernej gimnastyki

  5. ciekawy artykuł.

    btw jaki masz aparat ? fajne foty wyszły 😛

    ale każdy czytając „kolega od jolany” już wiedział o kogo chodzi 😀 to jest
    popularność healfwer

    a po obejrzeniu filmiku z opethem to stwierdzam jednogłośnie że koleś jest
    za cieńki żeby grać w 1 pozycji 😀 inaczej by kapo w basie nie używał 🙂

  6. aparat to jakaś stara, badziewna, kompaktowa idiotkamera (Sony P-120 bodajże
    [nie wiem dokładnie, bo nazwa od starości się już starła], 3 mpix).
    Ciekawostka: z lampą robi zdjęcia jeszcze do wytrzymania (od wielkiej bidy) –
    bez lampy beznadziejne

  7. @healfwer:
    polacy już tacy sa.

    Chciałbym być taki wyjątkowy jak ty. Ale nie można mieć wszystkiego, idę
    się nachlać i kogoś okraść.

    Przyznam, że z kapo spotykam się po raz pierwszy. Wygląda na banał,
    naprawdę nie dałoby się czegoś takiego zmontować w zaciszu własnego
    garażu? Cena wydaje mi się zbyt wysoka jak za coś tak prostego.

  8. hahahahahaha footfuck<3

    ej właśnie a ja mam pytanko bo o tym nie wspomniałeś. Obniżasz strój?
    masz zespół? bo kurczę jak założysz kapodaster to nie wszystko dasz radę
    zagrać… więc dobrym rozwiązaniem mogłoby być opuszczenie stroju o cały
    ton i umieszczenie kapo na 2 progu. Co o tym myślisz? 🙂

  9. kububasek,

    dokładnie, o tym zapomniałem napisać. Obniżam strój o cały ton, bo wtedy
    struny są bardziej miękkie, a kapodasterem podwyższam o ten ton. I przez te
    dwie operacje na dodatek moja płyta wiórowa delikatnie lepiej brzmi, co mnie
    bawi.

    A moje palce bawią węższe progi i bardziej miękkie struny. Wbrew pozorom –
    nie brzęczą (moja chińszczyzna ma nienajgorzej nabite progi. Jak ją
    wziąłem pokazać do lutnika, to powiedział, że ewentualnie dwa są do
    niewielkiej poprawki, ale tak wysoko (18 i 19) to ja na razie nie grywam, więc
    sobie odpuściłem).

    Zespołu w tej chwili nie mam (a nawet jak bym miał, to i tak grałbym tam na
    gitarze, bo to – póki co – wychodzi mi nieco lepiej ;). Jest bowiem drobna
    różnica między siedmioma tygodniami, a kilkunastu latami ćwiczeń.

    Dogrywam sobie do starych nagrań naszej kapeli. Ale wtedy nie było tunerów
    itp., więc stroiło się na ucho, a poziom tego ucha zależał zazwyczaj od
    poziomu krwi w alkoholu. Stąd – stare nagrania są w przeróżnych tonacjach
    (w zakresie od 0 do 4 progu). Wiem, powinienem się nauczyć „grać z fis” [fis
    użyte celowo – KMWTW], ale – po pierwsze nie ten etap nauki, po drugie – może
    gdy poduczę się, to kapela mnie zechce z powrotem [a tak, oni sobie nadal
    pogrywają] , tyle, że na basie – bo po moim odejściu doszły tam 2 gitary, a
    basista wyjechał do Australii. Tyle, że oni teraz mają tunery i stroją
    zawsze tak samo. Zatem wtedy nauka „o 3 półtony wyżej” byłaby o kant
    potłuc.

    I to jest drugie zastosowanie kapo u mnie.

    Z twierdzeniem, że „z kapodasterem nie zagram wszystkiego” polemizowalbym z
    lekka ;). To co sobie ćwiczę i co lubię grać – czy z kapo, czy bez –
    różnica jest wyłącznie w tonacji

  10. no miałem na myśli że przy normalnym stroju nie dasz rady wszystkiego
    zagrać bo nie będziesz miał dolnego E. powodzenia w odkrywaniu nowych
    basowych lądów hehe!

  11. futrzak, taka refleksja, prawdopodobnie jesteś świadomy – skoro z kapo na 2
    progu brzmi lepiej niż na pustych strunach, to może coś by się pobawić z
    wymianą siodełka? bo to mi wydaje się naturalne w drodze eliminacji powodów
    😀

  12. jak najbardziej zamierzam, tylko najpierw to siodełko trzeba mieć. Niestety w
    sieci są w tej chwili plastiki (odpadają) lub jakieś podejrzane grafity
    (też odpadają). Poluję na siodełko z kości (marzenie ściętej głowy
    chyba 😉 lub ew. z Premiera (Tuska). Ale tego w tej chwili nawet na jebaju nie
    ma [a jak jest to dziad nie chce wysyłać do Polski]

  13. Futrzak. Wielkie dzięki za ..kontynuacje !! . Tak się składa że to Ja
    kiedyś dawno temu zaproponowałem wątek – Kapodaster do Basu ? . Wiekszość
    konserwatystów wyraziła swoje opinie uważjąc to za absurd i bezsens. Coż ,
    takie Ich prawo. Bynajmniej nie zamierzam przekonywać Nieprzekonywalnych do
    łamania pewnych zasad . Również zamierzam nabyć takie capo drogą.. kupna
    lub…zbudować korzystając z wzoru G7th lub Danlopa. O efektach i sposobie
    wykorzystania poinformuje Ciebie i Szanownych Basoofkowiczów. .

  14. Ja zrobiłem siodełko ze stali kwasoodpornej. Wypolerowane jest tak, że
    można się przeglądać. No i współgra z kolorem progów. Stal pochodzi z
    pręta kwasoodpornego fi 10. Obrabiane było tzw. dremelem i papierem ściernym
    100 i 240. Kwasiak bardzo dobrze się obrabia. Polecam. O wstępne nadanie
    kształu poprosiłem znajomego który ma dostęp do obrabiarek. Reszta obróbki
    czyli wycięcia i polerka w domku.

  15. To jest akurat do jakiegoś lutniczego wiosła z początku 90tych. Fotkę
    siodełka mam gdzieś to załączę.

  16. Fotka siodełka z kwasiaka. Jeszcze przed finalną polerką. Jak widać w
    materiale są spore możliwości. Trzeba dobrze pomierzyć orginalne siodełko
    przed piłowaniem nowego. Ja skwasiłem pierwsze bo za głęboko podpiłowałem
    środkowe struny. Gryf jest przecież łukowy a ja założyłem że jest
    płaski. W efekcie środkowe struny oparły mi się na pierwszym progu.

    Drugie siodełko już wyszło idealnie po nauczce no i dużo sprawniej mi to
    poszło ogólnie. Fotka przedstawia właśnie zrąbane pierwsze siodełko.

  17. siodełko fajnie wygląda, ale sam wygląd nie gra. Jeśli by dało rady to
    prosiłbym o jakąś próbkę (a już idealnie byłoby 2 proóbki: to samo na
    starym i na nowym siodełku)

  18. Oj! Lepszego dźwięku na pewno żaden graphtec i inne plastiki nie dadzą.

    Tu masz jak Pan przykazał z litego metalu, między progiem 0 a 1 nie ma
    różnicy w jakości brzmienia

    bo i dlaczego miałaby być.

  19. Kolejny przykład wykorzystania capo do basoofki to koncert B. Mcferrina z
    Montreal Jazz Festival z 2003r. Jest to duet Bobiego z Richardem Bona.
    Wykorzystuje On capo …tylko w jednej „piosence” . Ale JEDNAK.

  20. A ja się zacząłem nad tym poważnie zastanawiać… Ostatnio gram z
    gościem, który jest przestrojony do Es. Zdarza nam się grywać na jamach,
    gdzie cała ekipa jest w E i muszę wykazać się pewną elastycznością. Mam
    wprawdzie piątkę, co częściowo załatwia sprawę, bo zapas dołu jest, ale
    co z czwórką? Taki kapo wydaje się wbrew pozorom całkiem dorzecznym
    patentem, byle trzymał solidnie. Rozpoznam temat i dam znać.

Możliwość komentowania została wyłączona.