Lekki przenośny zestaw dla basisty cz.1.
W skrócie:
Plusy
( + ) mały i lekki mobilny zestaw w kategorii wagowej do 16kg,
( + ) łatwa i intuicyjna obsługa korektora we wzmacniaczu,
( + ) selektywne, aczkolwiek nadal tłuste brzmienie
( + ) ciekawy wygląd (paka)
Minusy
( – ) cena (może być zaporowa dla przeciętnego zjadacza chleba)
( – ) mała moc (150W/8ohm, 250W/4ohmy)
( – ) rączka transportowa w górnej ścianie
( – ) brak głośnika wysoko tonowego
1. Słowem wstępu
Do tej pory dobre brzmienie zawsze kojarzyło mi się z kilogramami sprzętu,
które trzeba nosić i to w proporcji im cięższe tym lepsze. No i tak było.
Kolejne comba (Torque, Hartke, Ampeg) oraz zestaw głowa + paka (Fender Bassman
Silverface + Solton 15”) zdają się tę zasadę potwierdzać. Być może im
więcej tego sprzętu dźwigałem tym bardziej musiało mi się podobać jego
brzmienie. Jednak nadszedł dzień, w którym powiedziałem dość.
Przeglądając dostępne rozwiązania skupiłem się na 3 wzmacniaczach:
Markbass Little Mark, Ashdown Little Giant i Genz Benz Shuttle 3.0.
Ubolewam, że w naszym pięknym kraju zakup Genz Benza okazał się niemożliwy
(żadna krajowa dystrybucja nie potrafiła go sprowadzić, a myślałem że
mając pieniądze można mieć wszystko). Nie rozważałem tzw. indywidualnego
ściągania np. z USA (problem z rachunkiem, gwarancją, płatnością etc.).
Poza tym, jeśli już wydaję kasę to lubię sprawdzić towar przed
zakupem.
Ashdown został skreślony za samą markę (nie lubię Ashów).
Na placu boju pozostał Markbass. Z racji posiadanej już paczki Taurus TN-112
(4ohmy) oraz ograniczonego budżetu wybrałem Little Marka 250. Mniejszym lub
większym zbiegiem okoliczności pojawił się również używany Barabass (o
zgrozo na 8 ohmach). Poniektórzy forumowicze znają zarówno pierwszą jak i
drugą pakę (te konkretnie egzemplarze).
W pierwszej części mojego testu posłużę się Markbassem i Barabassem.
2. Otwarcie, czyli pierwsze wrażenia.
Wzmacniacz
Lekka zawartość pudełka z logo Markbass. Gdyby nie fakt, iż byłem
światkiem zapakowania pudełka, nie do końca dowierzałbym, że w środku
znajduje się wzmacniacz basowy. Do tej pory przyzwyczajony byłem do
dźwigania ciężkiego sprzętu (patrz Fender Bassman).
Mniemam iż znakomitej większości czytelników nie jest obcy wygląd
wzmacniaczy Markbass. Czarna obudowa z żółtym frontem, w której zamknięta
jest lekka technologia pozwalająca uzyskać 150 W przy 8 ohmach i 250 przy 4
ohmach i to przy wadze 2,6 kg. Wszystko jeszcze w foliach ochronnych pachnące
nowością. Cud miód i orzeszki, jeśli pominiemy drobny szczegół pod
tytułem cena.
Tak dla porządku kilka suchych faktów technicznych (dane za producentem):
– konstrukcja tranzystorowa
– moc (jak wspomniano) 150 W (8 ohm), 250 W (4 ohm)
– wejścia: ¼” jack, XLR Balanced (bez podziału na instrument aktywny /
pasywny)
– regulacja: sygnał wejściowy (gain), sygnał wyjściowy (master volume)
– korekcja: low, mid-low, mid-high, high ; VPF, VLE
– wyjścia: liniowe, tuner, głośnikowe (speak-on, ¼” jack), pętla
efektów
– wymiary (długość/szerokość/wysokość): 25,6 cm x 27,6 cm x 7,1 cm
– waga: 2,6 kg
Paka
Paka nie pachniała nowością. Pojawiła się zbiegiem okoliczności jako
używka. Jej stan jednak pokazuje, że zarówno czas i jak i użytkownicy (oj
nie jestem nawet jej drugim właścicielem) obchodzili się z nią
łagodnie
Wrażenia estetyczne zadowolą użytkownika. Obudowa to ciesząca oko
zaimpregnowana sklejka w stylu retro. Dodatkowo metalowe okucia
zabezpieczające naróżniki. Waga – 13 kg. Frontowa ściana to siatka
osłaniająca 12” głośnik. W tylnej ścianie znajdziemy gniazdo wtykowe
spekon oraz dwa bass refleksy.
Pojawił się pierwszy niuans, mianowicie na pace trudno jest postawić nawet
tak małą głowę jak Little Mark z powodu umiejscowienia rączki
transportowej.
Paczka wyposażona jest w miękki pokrowiec z firmowym logo.
Dane techniczne paki:
– głośnik 12”
– moc: 300 W (8 ohm),
– wymiary (wysokość / szerokość / długość): 50,5 cm x 39,5 cm x 38,5
cm
– waga: 13 kg
3. Zestaw spięty, czyli pierwsze … dźwięki za płoty
Po spięciu wszystkich przewodów otrzymujemy 150W zestaw ważący mniej niż
16 kg o rozmiarach szanującego się comba zbudowanego na 12” głośniku. Do
testów posłużyła 5 strunowa Yamaha z aktywną elektroniką.
Domowe granie – wszyscy wiemy jakie jest domowe granie, wszelkie próby
sprawdzenia maksymalnych osiągów zestawu nagłośnieniowego kończą się
reklamacją ze strony sąsiadów. Ograniczam się więc tylko do sprawdzenia:
działa / nie działa. Kręcenie gałkami (odbywające się w ograniczonej,
wręcz konspiracyjnej wersji) daje tłuste brzmienie (paka bez tweetera
–przyp. autor). Przy tej konfiguracji raczej nie powinniśmy się spodziewać
klarownej górki.
4. Próbownia, czyli co 150W potrafi z innymi (bluesowo – rockowy
kwintet)
Pierwszy poważniejszy test dla zestawu to próba z zespołem (perkusja, dwie
gitary, wokal). Nie chcąc nikogo urazić napiszę, że gitarzyści zawsze
grają głośno, a bębniarz zawsze próbuje to wszystko przebębnić. Po
pierwszym estetycznym wrażeniu pytanie: „Ty na tym pierdzidełku dziś
zamierzasz grać?” No tak, wobec poprzedniego zestawu (Fender Bassman + paka
15”) to Markbass i Barabass wypadają tak tylko przeciętnie (gabaryty). Ale
jak powiedziało się „A” i przyniosło takowy zestaw to trzeba
spróbować.
Pierwszy kawałek, lekka korekta mocy i brzmienia i … bas się pięknie
przeciska przez resztę, jest selektywnie ale i tłusto (moja subiektywna
opinia). Ustawienia na wzmacniaczu: 50% na gain, low, mid-low, mid-high, high,
master volume; VPF na 25%, VLE na 0.
Wiem, że zespół dał mi tzw. fory i pierwszy kawałek zagrali ciszej, co by
nie znokautować basisty w pierwszej rundzie. Drugi poszedł normalnie
(konieczne było wykręcenie master volume na 75 %). Nadal bas tłusto acz
selektywnie przechodzi przez resztę instrumentów. Nic nie dudni a dźwięki
nie są przymulone, nawet grając niskie pozycje na strunie B. Jest zadowolenie
zarówno moje, jak i zespołu.
Po zagraniu jeszcze kilku kawałków pojawił się kolega basista – akustyk.
Czyli pierwsza konstruktywna krytyka. Pomijam fakty estetyczne (jako mniej
ważne). Ogrywamy zestaw, wykręcamy gałki, testujemy. Uśmiech na twarzy i
zadowolenie mówi samo za siebie – no nieźle. Zestaw nie ma tendencji do
podskakiwania (subiektywna opinia na drżenie zwłaszcza paki), nawet jeśli
jest dość mocno wykręcony. Spokojnie możemy postawić kufel z piwem, bez
obawy, że po skończonym kawałku na kolumnie nie pozostanie nic poza
wspomnieniem i mokrą plamą na podłodze.
5. Test bojowy
Po sukcesie w próbowni czas zabrać lekki zestaw na małego giga. Średniej
wielkości sala. Perkusja nagłośniona, gitarzyści (z linii) na frontach,
Markbass wpięty w linię a paka jako odsłuch.
Drummer nabija tempo i jazda. Walory brzmieniowe ok., ale jest pierwszy
problem. Brak basu na frontach. Ogólnie bas jest słyszalny, ale nie z
frontów. Akustyk kombinuje, wymienia kable … nic. Brak czasu i ferwor walki
zmusza do podłączenia basu w linię a dopiero później do wzmacniacza. Bas
jest na frontach, ale nie przez wzmacniacz. Po koncercie zastanowienie i
pierwsze diagnozy, albo czegoś nie włączyliśmy (na tylnym panelu jest
przełącznik uziemiający) albo uszkodzone jest wyjście XLR. Trzeba to
będzie wypróbować i sprawdzić następnym razem. Żałuję, że nie udało
się nagłośnić basu z mikrofonu (jeśli mogę to zawsze tę opcję
wybieram).
6. Ocena końcowa – czyli subiektywna opinia posiadacza
Trochę trudno jest zachować obiektywizm oceniając sprzęt, którego jest
się posiadaczem. Z reguły każdy (zasadnie lub też nie) będzie starał się
wyrazić pozytywną opiniię (trzeba przecież jakoś połknąć ten niemały
wydatek).
Na początek o plusach
Największym plusem opisywanego zestawu jest jego waga oraz rozmiary. Mała
głowa mieszcząca się w torbie od notebooka (co prawda nie każdej) i paka,
która nie będzie problemem nawet dla drobnej osoby – całość w sumie to
ok. 16 kg. Nie trzeba się mocno upierać, by zabrać całość (bas + głowa +
paka) na tzw. „raz”. Do transportu nie jest potrzebna ciężarówka
(bagażnik średniego pojazdu powinien pomieścić cały ekwipunek basisty).
Człowiek się starzeje, a technicznych do dźwigania sprzętu nadal brak.
Wzmacniacz nie jest przesadnie trudny w obsłudze. Oprócz mocy sygnałów
wejściowego i wyjściowego mamy 6 pokręteł do ukręcenia preferowanego
brzmienia. Moje doświadczenie podpowiada mi, by mało używać (VPF i VLE),
więc pozostają 4 gałki (low, mid-low, mid-high i high). Ukręcenie
preferowanego brzmienia przychodzi więc szybko i w miarę łatwo.
Markbass miał trudne zadanie, zadowolić brzmieniowo użytkownika zepsutego
wiekowym (zaryzykuję stwierdzenie, że równie starym jak i ja) lampowym
Fenderem. Nie będę nawet próbował stawiać tych dwóch wzmacniaczy w jednej
linii, ograniczę się tylko do stwierdzenia, że „mały” dał radę i
jestem zadowolony z tego co płynie z głośnika. Nie jest to lampa, ale i nie
waży kilkudziesięciu kilogramów. Taki kompromis ;-).
Należy również wspomnieć o walorach estetycznych. Zadowoli to basistów,
którzy chcą się oprócz brzmienia i techniki grania wyróżnić się
oryginalnością zestawu. Małe niepozorne „pierdzidełko” (wzmacniacz) i
retro-paka przyciągają oko a jak wspomniałem zwracam uwagę na wygląd
sprzętu.
Było o plusach, czas na minusy
Pierwszy duży, jak stąd do tamtąd to jest cena. Niestety za małe gabaryty i
przyzwoite możliwości trzeba zapłacić. Wg informacji, którą można
znaleźć na stronie Maruszczyka, paka to koszt 600 eur (wersja z tweeterem
jest 50 eur wyższa). Wzmacniacz nie jest wiele tańszy. W krajowej dystrybucji
jego cena oscyluje wokół 1,8k. Tańsze są modele używane (o ile pojawiają
się na rynku wzmacniacze to pakę jest trudniej ustrzelić). Cena kompletu
może się okazać zaporową dla wielu basistów, a znakomita część tych
zamożniejszych będzie szukała innych rozwiązań (inne marki, sprzęt
używany).
Kolejnym minusem, na który warto zwrócić uwagę to maksymalna moc. Testowany
zestaw to maks 150W, co przy koncertach w większych pomieszczeniach i braku
frontów może być problemem. Trochę lepiej to wychodzi przy 4 ohmowej pace,
ale o tym w następnej recenzji.
Umiejscowienie rączki transportowej to też niestety minus. O ile udałoby
się postawić na pace drugą taką samą (gumowe nóżki) to żadnego
wzmacniacza postawić się już nie da (no chyba, żeby go wsadzić do obudowy
z nóżkami). U mnie to powoduje pewien dyskomfort grania i jednak uważanie,
by wzmacniacz nie spadł z kolumny. Rozważam montaż wzmacniacza do uchwytu na
bocznej ścianie, gałkami do góry, co dodatkowo ułatwiłoby jego
obsługę.
Ostatni, może dyskusyjny minus to brak w testowanym modelu tweetera.
7. Słowem na zakończenie
Każdorazowo kiedy rozmawiam o sprzęcie (nie tylko muzycznym) pytam
właściciela / użytkownika czy:
a) jest to sprzęt odpowiadający jego potrzebom i wymogom,
b) czy kupiłby go jeszcze raz.
W moim przypadku odpowiedzi są następujące:
a) zestaw spełnił swoją podstawową funkcję – mobilność. Dźwiganie
ciężkiego sprzętu odbija się na niekorzystnie na kręgosłupie co prędzej
czy później prowadzi do wielu problemów. Dodatkowo szukałem zestawu, który
będzie „jakoś” brzmiał i z którego będę zadowolony. To kryterium
póki co jest spełnione ( wyznaję zasadę, że wraz z rozwojem muzycznym
rosną potrzeby / świadomość, więc wymiana sprzętu na inny / lepszy jest
nieunikniona).
b) jeśli dysponowałbym kasą i czuł potrzebę kupna lekkiego zestawu to
skupiłbym się na Markbasie Little Mark II oraz dwóch paczkach Barabass (przy
czym jedna byłaby z driverem). To byłby przyzwoity zestaw na większe i
mniejsze wydarzenia.
W skrócie:
Plusy
( + ) mały i lekki mobilny zestaw w kategorii wagowej do 16kg,
( + ) łatwa i intuicyjna obsługa korektora we wzmacniaczu,
( + ) selektywne, aczkolwiek nadal tłuste brzmienie
( + ) ciekawy wygląd (paka)
Minusy
( – ) cena (może być zaporowa dla przeciętnego zjadacza chleba)
( – ) mała moc (150W/8ohm, 250W/4ohmy)
( – ) rączka transportowa w górnej ścianie
( – ) brak głośnika wysoko tonowego
12 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Dobra, rzeczowa recenzja. Oby takich więcej:)
może zmienić tytuł jednak?
(moja recka markbassa niestety zginęła w awarii, szkoda, bo nie została mi
też na dysku)
hmm. A mam propozycje co do postawienia little marka. Może jakieś gumowe
nóżki przykleić do niego żeby stał nad uchwytem? 🙂
Niestety markbassy mnie nie przekonują. Grałem i.. bida. Ale jak jest
mobilność i tego chciałeś to git.
Brzmienie to kwestia gustu. Ale jak patrzę na Silverface i „małego” a w
perspektywie mam noszenie sprzętu to jednak lenistwo i wygoda bierze górę
nad brzmieniem ;-). Poza tym, mnie to co ukręcam odpowiada.
nie miałem nigdy do noszenia lampowego heada ani wiekszej paki niż 15, ale i
tak to mi dawalo w kosc. Teraz mam combo, , które trochę mniej wygodne w
noszeniu, ale jakoś lepiej mi się na nie patrzy. 😀 no i ma kółeczka.
dobra recka, ja od niedawna zamieniłem combo ampega na markbassa liitle mark
tube i to jest to generalnie co chciałem od mojego soundu. generalnie ta mała
lampka 6205(nie mylić z modelem nokii) daje dużego kopa, i czuć to bo
dźwięk można miksować pokrętłem co daje dobry „tłuszcz” w brzmieniu.
Little Mark Tube – długo mi siedział, no dalej siedzi w głowie, jednak
budżet był jak belka, nieugięty. Być może będzie to następny head za
kilka lat (sprzęt ogólnie potanieje i stanie się bardziej dostępny)
gratki.
ale takie coś nigdy nie zastąpi lodówki i full lampy 😉
Może prościej byłoby kłaść paczkę na boku i dopiero na tak położonej
kolumience kłaść głowę?
Myślałem o takim rozwiązaniu, jednak wtedy należałoby coś podłożyć pod
pakę. Zresztą to nie jest przypadek, ani wymysł marketingowy, żeby w
paczkach montować nóżki lub też kółka transportowe. Oprócz walorów
praktycznych paka izolowana jest przecież od podłogi.
http://www.img526.imageshack.us/img526/7395/dsc08931n.th.jpgtez bardzo mobilny świetny head, używałem z paczuszką wca211pro w sumie
zabierałem się na raz… gitara na plecy jedna ręka head druga paka 😉
Do mnie leci Ashdown LG 1000, jeden ze sklepów w Polsce oferuje sprzęt za 1159zł, plus rabaty 1113zł. Jak dotrze dam znać jakie wrażenia
Pozdrawiam