Hartke 5500
W skrócie:
Plusy
[list]
[*]dobry stosunek ceny do jakości (zwłaszcza w przypadku zakupu z drugiej ręki)
[*]ze względu na neutralność brzmienia dobrze dogaduje się z wszelkimi procesorami i przedwzmacniaczami
[*]bardzo odporny na trudy podróży – po montażu w racku
[*]nie psuje brzmienia gitary (przy neutralnych ustawieniach korekcji brzmienia), a przy odrobinie wprawy może je delikatnie podrasować
[*]niezawodny
[*]w żadnym gatunku muzycznym nie brzmi rewelacyjnie, za to w każdym brzmi poprawnie
[*]dzięki zapasowi mocy nie ma problemów ze słyszalnością na scenie
[*]bardzo prosty w obsłudze, na pierwszy rzut oka wiadomo o co chodzi
[*]oferuje pewne minimum funkcjonalności pozwalające wykorzystać go na profesjonalnych scenach
[*]możliwość montażu w racku
[/list]
Minusy
[list]
[*]”budżetowa” pętla efektów
[*]brak wskaźnika wysterowania
[*]brak wyjścia na tuner i przycisku „Mute”
[*]brak wyjść kolumnowych typu Speakon
[*]konieczność kompromisu między klarownością a kopem, zwłaszcza w przypadku gitar pięciostrunowych i/lub obniżonego stroju
[*]brak regulacji głośności wyjścia liniowego XLR, fabrycznie sygnał zbyt cichy (możliwe że to był problem mojego egzemplarza, nie miałem z kim porównać)
[*]compresor brzmi jakby działał na zasadzie limitera, a jednak nie nazwali go limiterem tylko compresorem – denerwują mnie takie zabiegi, dlatego minus im za to
[*]oryginalna, drewniana obudowa nie zapewnia należytej ochrony wzmacniaczowi, można mu więc policzyć minusa za konieczność podwójnego płacenia za obudowę (bo trzeba do niego oddzielnie kupić racka, a przecież ta drewniana obudowa nie jest gratis)
[*]niepraktycznie wyskalowany potencjometr „Master”
[*]domyślnie nie poprawia brzmienia gitary (wada dla tych, którzy tego oczekują od wzmacniacza)
[*]średnio przydatny w studio nagraniowym (szumiące wentylatory)
[*]dużo mniejsze możliwości kreowania brzmienia niż sugeruje stopień rozbudowania przedniego panelu (mowa o brzmieniach użytecznych, nie eksperymentalnych)
[*]problem z oryginalnymi częściami zamiennymi w razie awarii
[/list]
Wstęp:
Przez trzy lata byłem właścicielem egzemplarza opisywanego wzmacniacza. Od
dłuższego czasu przymierzałem się do napisania tej recenzji, jednak bałem
się efektu braku obiektywizmu (bo swoje zawsze wydaje się trochę lepsze).
Niestety jakiś czas temu zostałem zmuszony sytuacją finansową (połączoną
z możliwością upgrade’u) do sprzedaży tej główki i wreszcie czuję się
na siłach napisać trochę obiektywnego tekstu o tym wzmacniaczu.
Pisząc poniższą recenzję, siłą rzeczy nie udało mi się całkowicie
uniknąć subiektywnych dygresji. Dlatego przedstawię skrótowo moje tło
muzyczne, żebyś mógł sam ocenić na ile powinieneś brać sobie te dygresje
do serca. Gram na gitarze basowej niecałe 10 lat, jednak były to lata bardzo
intensywne. Nie będę opisywał całego tego okresu, skupię się na tych 3
latach, w których w moich rękach był opisywany wzmacniacz. W tym czasie
grałem w kilku składach, każdy z nieco innej beczki, ale ogólnie wszystko w
granicach muzyki gitarowej. Były w śród nich typowe blues-bandy, zespoły
metalowe i nawet rockowy cover-band się trafił. Ponieważ nie było mnie
stać na kupno więcej niż jednego wzmacniacza, musiałem poszukać czegoś,
co sprawdzi mi się we wszystkich tych gatunkach. W dodatku musiało sobie
poradzić zarówno z gitarami aktywnymi jak i pasywnymi, czwórkami i
piątkami, ponieważ używam różnych gitar w zależności od potrzeb. Miałem
wcześniej starą głowę Peavey’a, którą podpinałem pod dwie paczki 4×10,
brakowało jej jednak klarowności i definicji, dlatego zdecydowałem się
poszukać czegoś innego. Po ograniu kilku wzmacniaczy w tej klasie cenowej
wybór padł na Hartke. Czyli trzy kluczowe informacje: gram blues-rock-metal,
używam zamiennie gitar w różnych konfiguracjach (aktyw, pasyw, czwórki,
piątki) i używam dużego zestawu paczek (chyba że koncert klubowy).
Opis wzmacniacza
Wzmacniacz jest konstrukcją hybrydową z podwójnym przedwzmacniaczem –
jednym tranzystorowym i drugim lampowym, oba z osobną regulacją wzmocnienia.
Końcówka mocy jest oparta o tranzystory i dysponuje mocą 500W / 4 Ohm.
Na przednim panelu widzimy dwa osobne wejścia gitarowe (jedno dla gitar
pasywnych, drugie dla aktywnych), dwa potencjometry odpowiedzialne za
wzmocnienie poszczególnych przedwzmacniaczy, potencjometr sterujący
wbudowanym kompresorem, korektor graficzny z włącznikiem, dwa potencjometry,
nazwane dumnie „Contour”, które w praktyce są zwykłym korektorem
półkowym dla częstotliwości niskich i wysokich, oraz pokrętło
„Master” sterujące głośnością końcówki mocy. Ostatnim elementem
przedniego panelu jest włącznik.
Na tylnym panelu znajdziemy dwa gniazda kolumnowe typu „duży Jack”,
wyjście liniowe XLR, pętlę efektów wraz z regulacją mieszania, oraz
gniazdo na kabel zasilający, bezpieczniki i przełącznik napięcia
zasilania.
Ergonomia i funkcjonalność
Drewniana obudowa w której sprzedawany jest ten wzmacniacz jest ładna. Jest
też praktyczna, ale pod warunkiem że wzmacniacz stoi sobie bezpiecznie na
kanciapie a na koncerty jest wożony na siedzeniu pasażera raz na pół roku.
Do regularnego koncertowania i wożenia w przyczepie obudowa ta kompletnie się
nie nadaje, ponieważ nie zapewni należytej ochrony wzmacniaczowi właściwemu
(szczególnie mam tu na myśli wystające poza obrys obudowy potencjometry). Na
szczęście wzmacniacz jest przystosowany do montażu w skrzyni rackowej (2U),
co zalecam uczynić jak najszybciej po zakupie każdemu, kto chce żeby
wzmacniacz długo mu posłużył. Waga wzmacniacza jest w normie – nosiłem
lżejsze, nosiłem też cięższe.
Na przednim panelu panuje porządek, ergonomicznie nie ma za bardzo do czego
się przyczepić – wszystko jest na swoim miejscu. Jeśli chodzi o
funkcjonowanie elementów tego panelu, to obyło się bez większych wpadek.
Wejścia gitarowe są solidne, nie połamią się zbyt szybko (u mnie
wytrzymały trzy lata bez mrugnięcia okiem). Kontrowersje budzi wbudowany
kompresor – w praktyce układ przypomina działaniem raczej limiter,
użyteczny bardziej do ochrony głośników przed zbyt agresywnym atakiem przy
grze na granicy ich wytrzymałości, niż do faktycznego modelowania brzmienia
gitary na zasadzie kompresji. Korektor graficzny ma nie do końca optymalnie
dobrane punkty regulacji – za mało tych punktów jest w dolnym zakresie
częstotliwości, za to trochę na wyrost zrobiono ich w górnym zakresie, ale
to jest już moja subiektywna obserwacja. Dwupunktowa regulacja barwy za
pomocą potencjometrów „Contour” działa i w zasadzie tyle można o niej
powiedzieć. Ani rewelacja, ani kaszana. Przydała by się może trzecia gałka
do regulacji środka, ale można sobie z jej brakiem poradzić korektorem
graficznym. Na panelu przednim zabrakło przycisku „Mute”, którego
przydatność można docenić w razie konieczności dyskretnego nastrojenia
się między numerami w trakcie koncertu. Nie ma też żadnego wskaźnika
wysterowania, trzeba więc „na ucho” sprawdzać czy nie przesterowuje się
przedwzmacniaczy zbyt mocnym sygnałem – niby duperela, ale zdarzało się,
że w kolumnach było wszystko dobrze, a na wyjściu liniowym miałem syf.
Na tylnym panelu nie znajdziemy natomiast wyjścia na tuner (co w połączeniu
ze wspomnianym wcześniej brakującym przyciskiem „Mute” bardzo pozytywnie
wpłynęłoby na funkcjonalność tego wzmacniacza), oraz wyjść kolumnowych
typu Speakon, co przy mocy 500W ma prawo dziwić.
Wyjście liniowe XLR wyposażone jest w dwa dodatkowe przyciski. Jeden pozwala
wybrać, czy sygnał ma być pobierany bezpośrednio z gitary, czy dopiero po
przejściu przez układy korekcji brzmienia we wzmacniaczu. Drugi to „Ground
Lift”. Ogólnie nic odkrywczego, standard w nowoczesnych wzmacniaczach.
Przydała by się regulacja głośności tego wyjścia, zwłaszcza że sygnał
fabrycznie ustawiono dosyć słaby (ale to mogła być kwestia mojego
egzemplarza, ciężko mi powiedzieć czy wszystkie tak mają).
Niestety wzmacniacz niezbyt się nadaje do pracy w studio nagraniowym ze
względu na zastosowanie dwóch dosyć głośnych wentylatorów do chłodzenia
końcówki mocy. Nawet po wymianie ich na wolnoobrotowe szum cały czas był
słyszalny na nagraniach. Jeśli planujesz nagrywać się w studio przez
mikrofon, wzmacniacz ten nie jest najlepszym wyborem. Jest to zdecydowanie
wzmacniacz sceniczny, nie studyjny.
Osobny akapit należy się pętli efektów, która działa nie do końca tak
jak można tego oczekiwać. Jest to monofoniczna pętla równoległa z
regulacją mieszania. Szkopuł tkwi w tym, że regulacja mieszania nie działa
tak jak w innych wzmacniaczach z którymi miałem się przyjemność spotkać,
na zasadzie stopniowego ściszania sygnału czystego przy jednoczesnym
pogłośnieniu sygnału z efektów. Postaram się to opisać jakoś bardziej
obrazowo. Normalnie, gdy mamy ustawiony sygnał całkowicie z pętli, proporcja
sygnałów wygląda tak: 100/0. Gdy stopniowo kręcimy gałką odejmując
sygnał z pętli, stopniowo podgłaśniany jest sygnał czysty, kolejne etapy
wyglądają mniej więcej tak: 100/0 -> 80/20 -> 60/40 -> 40/60 ->
20/80 -> 0/100, gdzie ostatnia pozycja to sygnał całkowicie czysty. W
Hartke 5500 przy ustawieniu pokrętła w środkowej pozycji oba sygnały są
mieszane na równi (50/50) – na razie nic odkrywczego. Ale gdy chcemy sam
sygnał z pętli, zaczynamy kręcić, jednak zamiast efektu opisanego powyżej,
otrzymujemy coś takiego: 50/50 -> 50/40 -> 50/30 -> 50/20 -> 50/10
-> 50/0. W efekcie zarówno ustawienie samego sygnału czystego, jak i
samego sygnału z pętli powoduje utratę połowy głośności sygnału,
ponieważ podczas ściszania pierwszego sygnału, drugi nie jest jednocześnie
wzmacniany. Jedynie przy całkowicie wypośrodkowanym ustawieniu wzmacniacz gra
na pełnej głośności. Jest to dla mnie całkowicie bezsensowne rozwiązanie,
którego jedynym logicznym uzasadnieniem wydaje mi się chęć oszczędzenia na
kosztach produkcji.
Brzmienie
Brzmienie tego wzmacniacza jest względnie klarowne, dosyć dobrze oddaje
brzmienie podłączanych do niego gitar. Może to być wadą – jeżeli masz
kiepską gitarę, tym wzmacniaczem tego nie ukryjesz. W tej klasie cenowej
ciężko było znaleźć (a był to rok 2006) wzmacniacz który wierniej odda
brzmienie gitary, a wierz mi – szukałem.
Zakres regulacji brzmienia nie jest imponujący, pozwala jednak w pewnym
zakresie na kompensację sieczki akustycznej, którą można zastać na
niektórych scenach i w większości klubów (echo, dudnienie, itp.). Kluczowym
elementem mającym wpływ na brzmienie wzmacniacza jest dobranie odpowiedniego
balansu między dwoma przedwzmacniaczami. Oba różnią się znacząco
brzmieniem i żaden z nich z osobna nie brzmi tak naprawdę rewelacyjnie,
jednak mieszając je w odpowiednich proporcjach można uzyskać bardzo ciekawe
efekty. Tranzystor daje bardzo nosowe brzmienie, natomiast fabrycznie
zamontowana lampa ma charakter bardzo hi-fi (dużo dołu i góry, niewiele
środka). W zasadzie ustawiwszy odpowiednio proporcje między tymi dwoma
przedwzmacniaczami eliminuje się potrzebę kręcenia korektorem.
Niestety, jak w większości budżetowych wzmacniaczy, dosyć szybko dochodzimy
do punktu w którym musimy zdecydować się na pewien kompromis między kopem a
klarownością. Wzmacniacz ustawiony fabrycznie (wszystkie suwaki i
potencjometry w pozycji neutralnej) brzmi klarownie, ale nie ma tego basowego
dowalenia, którego wszyscy rockowi basiści tego świata chcą poczuć na
swoich nogawkach. Manipulując korektorem da się to skorygować, ale niestety
słychać wtedy wyraźny spadek klarowności najniższych dźwięków – efekt
ten jest szczególnie słyszalny w basach 5-o strunowych, gdzie poniżej
niskiego D dźwięki potrafią być całkowicie nierozróżnialne.
W trakcie trzech lat używania tego wzmacniacza doszedłem do wniosku, że
wbudowanej korekcji najlepiej używać do dostosowywania brzmienia do warunków
akustycznych panujących na scenie, natomiast brzmienie samej gitary najlepiej
rzeźbić zewnętrznym przedwzmacniaczem (w moim przypadku był to MXR M-80).
Tandem ten potrafił pozytywnie zaskoczyć brzmieniem niejednego sceptyka.
Jeśli zaś chodzi o moc tego wzmacniacza, to te 500W naprawdę świetnie się
broni. Regularnie koncertuję (głównie na imprezach plenerowych) i nigdy nie
zdarzyła mi się sytuacja braku słyszalności na scenie. Problemem mogą być
tutaj raczej małe imprezy klubowe. Wzmacniacz (podejrzewam zabieg
marketingowy) w miarę kręcenia pokrętłem „Master” bardzo szybko staje
się bardzo głośny, ale maksymalną głośność uzyskujemy już w połowie
zakresu regulacji – kręcenie tym pokrętłem dalej dodaje do brzmienia
jedynie paskudnego tranzystorowego przesterowania. W dolnym zakresie
głośności dosłownie ułamki milimetrów robią różnicę. Z tego powodu
moc tego wzmacniacza staje się kłopotliwa w sytuacjach gdy trzeba zagrać
cicho.
Niezawodność
Spotykałem się często z opiniami o zawodności produktów Hartke. Muszę tym
opiniom stanowczo zaprzeczyć. Wzmacniacz był przeze mnie katowany ciężkimi
warunkami logistycznymi (nierzadko ponad 300km przejechanych na przyczepie po
polskich drogach, czy to lato czy to zima) i na przestrzeni 3 lat jedyne co
się popsuło to wentylatory, co nie było winą wady konstrukcyjnej a raczej
pomysłowości organizatora zlotu motocyklowego, który postawił scenę
bezpośrednio obok boiska do siatkówki plażowej – resztę możesz sobie
wyobrazić (piach + motory = …). Absolutnie pancerna konstrukcja, nie do
zajechania (oczywiście pod warunkiem wywalenia oryginalnej obudowy i montażu
w racku). Idealny wzmacniacz na backup i w takim charakterze chętnie bym go
sobie zatrzymał, ale niestety – kryzys.
Rozczarowałem się za to (na przykładzie tych wentylatorów) dostępnością
części zamiennych w naszym kraju. Główny wentylator nie stanowił problemu,
można taki kupić w każdym elektronicznym, ale problemem okazała się mały
wentylatorek wpychający powietrze między radiatory. Okazało się że nikt
takich nie ma (łącznie z dystrybutorem) i trzeba je ściągać z Chin, przy
koszcie przesyłki kilkukrotnie przekraczającym wartość samego wentylatorka.
Na szczęście udało się znaleźć wentylatorek o zbliżonych wymiarach
(musiały się zgadzać, bo akurat w tym miejscu zamontowali wszystko bardzo
ciasno) i dostosować jego parametry przy pomocy zamontowania dodatkowego
opornika o odpowiednio dobranych parametrach.
Podsumowanie
Hartke 5500 jest wzmacniaczem względnie ubogim funkcjonalnie, jednak spełnia
pewne minimum wymagań, pozwalające na wykorzystywanie go w profesjonalnych
warunkach scenicznych. Ma swoje wady (pętla efektów, brak paru przydatnych
funkcjonalności), nadrabia je natomiast niezawodnością i nietuzinkową
mocą, z rezerwą pozwalającą zapewnić odsłuch basiście jak i wszystkim
ludziom znajdującym się akurat na scenie (na imprezach na tyle dużych że
ten wzmacniacz nie da rady, na ogół organizator wystawia sprzęt, który już
da radę).
Brzmieniowo wzmacniacz jest bardzo neutralny, przez co może się nie spodobać
osobom oczekującym możliwości kolorowania brzmienia swojej gitary bez pomocy
dodatkowych procesorów. Bardzo dobrze sprawdza się natomiast w roli
końcówki mocy dla zewnętrznych przedwzmacniaczy i w takiej roli mogę go z
czystym sumieniem polecić.
Ostateczna odpowiedź na pytanie „czy warto?” jak zwykle nie jest taka
prosta. Przy aktualnych cenach (ok. 2400- 2500zł za nowy egzemplarz, stan na
dzień 11.09.2009) raczej nie zdecydowałbym się na kupno nowego. Używanego
można dorwać w okolicach 60-70 procent wartości rynkowej nowego i jest to
moim zdaniem naprawdę dobra cena za ten wzmacniacz. Gdy mój ostatni
„upgrade” na siebie zarobi, planuję odkupić ten wzmacniacz aby służył
mi nadal w charakterze backup’u.
I krótka synteza powyższego: Jeśli nie zarabiasz na graniu, jest to
rozsądny kompromis pomiędzy ceną (używka, nie nówka) a jakością. Jeśli
zarabiasz, jest to godna rozważenia opcja bakcup’u dla twojego głównego
wzmacniacza.
(zarówno wady jak i zalety przedstawione poniżej wymieniłem NIE patrząc
przez pryzmat niskiej ceny – według takich samych kryteriów oceniałbym
dowolny inny wzmacniacz niezależnie od jego ceny, ponieważ uważam że
wybaczanie wad tanim wzmacniaczom, tylko dlatego że są tanie, jest nie fair
względem droższego sprzętu)
W skrócie:
Plusy
[list]
[*]dobry stosunek ceny do jakości (zwłaszcza w przypadku zakupu z drugiej ręki)
[*]ze względu na neutralność brzmienia dobrze dogaduje się z wszelkimi procesorami i przedwzmacniaczami
[*]bardzo odporny na trudy podróży – po montażu w racku
[*]nie psuje brzmienia gitary (przy neutralnych ustawieniach korekcji brzmienia), a przy odrobinie wprawy może je delikatnie podrasować
[*]niezawodny
[*]w żadnym gatunku muzycznym nie brzmi rewelacyjnie, za to w każdym brzmi poprawnie
[*]dzięki zapasowi mocy nie ma problemów ze słyszalnością na scenie
[*]bardzo prosty w obsłudze, na pierwszy rzut oka wiadomo o co chodzi
[*]oferuje pewne minimum funkcjonalności pozwalające wykorzystać go na profesjonalnych scenach
[*]możliwość montażu w racku
[/list]
Minusy
[list]
[*]”budżetowa” pętla efektów
[*]brak wskaźnika wysterowania
[*]brak wyjścia na tuner i przycisku „Mute”
[*]brak wyjść kolumnowych typu Speakon
[*]konieczność kompromisu między klarownością a kopem, zwłaszcza w przypadku gitar pięciostrunowych i/lub obniżonego stroju
[*]brak regulacji głośności wyjścia liniowego XLR, fabrycznie sygnał zbyt cichy (możliwe że to był problem mojego egzemplarza, nie miałem z kim porównać)
[*]compresor brzmi jakby działał na zasadzie limitera, a jednak nie nazwali go limiterem tylko compresorem – denerwują mnie takie zabiegi, dlatego minus im za to
[*]oryginalna, drewniana obudowa nie zapewnia należytej ochrony wzmacniaczowi, można mu więc policzyć minusa za konieczność podwójnego płacenia za obudowę (bo trzeba do niego oddzielnie kupić racka, a przecież ta drewniana obudowa nie jest gratis)
[*]niepraktycznie wyskalowany potencjometr „Master”
[*]domyślnie nie poprawia brzmienia gitary (wada dla tych, którzy tego oczekują od wzmacniacza)
[*]średnio przydatny w studio nagraniowym (szumiące wentylatory)
[*]dużo mniejsze możliwości kreowania brzmienia niż sugeruje stopień rozbudowania przedniego panelu (mowa o brzmieniach użytecznych, nie eksperymentalnych)
[*]problem z oryginalnymi częściami zamiennymi w razie awarii
[/list]
14 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Dobra recenzja. Ale kolega zapomniał dodać, że teraz kupił SWR SM900 i
teraz sika ze szczęścia! 😉
Zgadzam się z recenzją w sumie, aczkolwiek przyznam, że moim zdaniem
starałeś się być trochę pobłażliwy dla hartke. Ja bym troszkę bardziej
skrytykował. Gram na tej głowie co tydzien od paru lat już w sumie i jakby
nie patrzeć jestem w sumie zadowolony, ale z drugiej strony bez jakichkolwiek
rewelacji. Co do neutralności brzmienia to się zgodzę, aczkolwiek na
wyższych głosnościach już nie jest tak neutralnie i brzmienie nieładnie
się zniekształca i spłaszcza na niekorzyść brzmienia danego (dobrego)
wiosła. Właśnie – choćby nie wiem jak dobry basik podłączyć do tego
heada, to i tak nie zachwyci brzmieniem. To wada moim zdaniem. Nie mniej jednak
– przyzwoite nagłośnienie dla wymagających minimum przyzwoitości, które w
tym wypadku jest zapewnione bezapelacyjnie, lecz bez najmniejszego nawet
fajerwerka 😉
Ta recka to dobra robota! 🙂
Pzdr.
naprawdę świetna recenzja, podpisuje się z moim 3500 pod każde słowo
😉
i qbanez ma racje – nie zachwyci, ale do ceny używki (1500-1800?) ciężko
dorwać coś, co zachwyci, a Hartke jest jednym z nielicznych z tego
przedziału, który nie pogorszy 😛
za 1800zł można czasem wyrwać GK700RB 🙂 Myślę, że jest to dużo lepsza
opcja, niż Hartke (swoją drogą 3500 leżał mi bardziej niż Warwick Profet
3.2)
zagdzam się z toba burza ale to już kwestia gustu;) osobiscie wole GK:D
Jeżeli podłączyłeś do wzmacniacza, którego impedancja znamionowa równa
się 4 Ohm jedną kolumnę 8 Ohm to duże zwiększenie wysterowania wzmacniacza
nie spowoduje wzrostu głośności, a jedynie może spowodować jego
przesterowanie.
Tak czytałem i z własnego doświadczenia wiem, że tak jest w przypadku
Hartke 5500 i jednej kolumny.
Źródło:
http://www.cartonaudio.mael.pl/praktyka_wzm_elektro.html
AdamAlgeroth:
Zjawisko, które mam namyśli przy tej wadzie, jest odczuwalne zarówno przy
podłączeniu jednej, jak i dwóch kolumn po 8 Ohm każda – sprawdzone po
wielokroć. Jednak nie dotyczy ona głośnego, tylko właśnie cichego grania.
Nie ma problemu z rozkręceniem się na tyle głośno żeby się dobrze
słyszeć, raczej z precyzyjnym ustawieniem go na tyle cicho, żeby nie
zamordować dźwiękiem pierwszych rzędów w małych klubach.
To w końcu 500 watt, ma wyrywać flaki w pierwszym rzędzie 😛
Pytanie – czy po podłączeniu drugiej kolumny przesunął się punk, w którym
wzmacniacz przesterowuje kolumnę? U mnie Hartke 5500 + 4×10 XL ustawienie
powyżej 5~6 potencjometru master skutkuje tym, że zaczyna zniekształcać
sygnał
Nagrałem na tym wzmacniaczu całą płytę, kolumna w skrzyni, wzmacniacz w
reżyserce. Wiatrak nie stanowi żadnego problemu.
Szczerze mówiąc nie wiem – po podłączeniu dwóch kolumn
wzmacniacz był na tyle głośny (nawet na dość cichym ustawieniu mastera),
że nigdy nie musiałem go rozkręcić powyżej pułapu na którym pojawiało
się przesterowanie przy grze na jednej kolumnie. Teraz nie mam tego jak
sprawdzić, bo główki już nie mam na stanie.
Pojedynczą kolumnę przesterowywał mi po ustawieniu mastera powyżej połowy
zakresu regulacji. Jak ktoś ma taki wzmacniacz i dwie kolumny na podorędziu,
to może zrobi eksperyment i się tutaj udzieli w celu wyjaśnienia tej
kwestii.
Mam pytanie do autora. Zastanawiam się czy pętla efektów w Hartke5500 nie
działa inaczej t.j. zmiana balansu na max z efektu powoduje ominięcie
preampów? czyli brzmienie nadają tylko efekty pętli a z głowy robi nam się
rozbudowana końcówka mocy?
W tym wzmacniaczu pętla jest między preampem a EQ – niezależnie od
ustawienia samej pętli sygnał podany na wejście gitarowe zawsze przejdzie
przez preamp zanim trafi do pętli.
Jeśli chcesz pominąć preamp, musisz podłączyć gitarę bezpośrednio do
powrotu pętli, ale nigdy nie sprawdzałem czy to zadział. No i teraz nie mam
jak tego sprawdzić bo nie posiadam już tego wzmacniacza. Jeśli masz jak to
sprawdzić, to zrób to i podziel się w ten sposób zdobytą wiedzą 😉
Popularny wzmacniacz pewnie się komuś przyda diagram budowy.
Czyli wpięcie multiefektu w pętę i gitary bezpośrednio do multiefektu
pomija wbudowany w Hartke3500/5500 preampy? Sprawdzę tą teorię w weekend na
próbie i dam znać w przyszłym tygodniu.
Wpięcie gitary w powrót pętli omija preampy i działa. Tak z ciekawości
sprawdziłem. pozdr
Panowie ktoś testował ten wzmacniacz w studio ? kiedyś coś czytalem o glosnym
wentylatorze.Nie wiem czy to prawda , może ktoś coś a nim nagrywal i podzieli
się wiedzą ?