GLX DD050 Digital Delay
W skrócie:
Plusy
– Wykonanie
– Cena
– Footswitch
– przyzwoita jakość pogłosu
Minusy
– Brak true-bypassu – kupa brzmieniowa 😛
W przypływie gotówki i kaprysu (potworne połączenie) postanowiłem sobie
kupić nową zabawkę, mianowicie jakiegoś prostego delay’a. Z różnych tego
typu kostek wybrałem GLX bo a) jest tani b) EQ tej firmy dobrze mi służy.
Tak więc zamówiłem, odebrałem i… odesłałem dwa dni później 😛 No ale
od początku:
1.Dane
Efekt: delay
Max dł. pogłosu: 800ms
Wejścia: 1xInput, 2xOutput
Zailanie: 9V
Cena: ok 189zł
2.Wykonanie
Podobnie jak w recenzowanym przeze mnie wcześniej GLX BEQ-1 wszystko jak
najbardziej w porządku, mimo niewiele wyższej ceny niż Behringery, wykonanie
jest o 2 klasy lepsze. Kostka nie jest z plastiku, lecz metalowa, wyłożona od
spodu i na pedale dobrą gumą. Gałki chodzą gładziutko, a wszystko jest
dokręcone prawidłowo i solidnie. O rzetelności może świadczyć to, że od
pół roku mam equalizer tejże firmy i mimo intensywnego maltretowania, nadal
jest w stanie sklepowym. Co do wyglądu, to jaki jest każdy widzi, moim
zdaniem jest bardzo schludna i ładniejsza od Bossa, ale tak kosmetyczne sprawy
są naprawdę mało istotne.
3.Obsługa
Gałki jak w pierwowzorze Bossa:
>E.Level – głośność efektu (samego pogłosu)
>F.Back – Ilość powtórzeń, przy 0 mamy tylko jedno powtórzenie
>D.Time – odstęp między powtórzeniami
>Mode – wybór miedzy dwoma trybami- pierwszy do 400ms, drugi do 800ms
Footswitch – trzeba nadmienić, że firma ta ma najlepsze footswitche z jakimi
miałem do czynienia. Jest zaokrąglony ku dołowi dzięki czemu wygodniej się
wciska i działa miękko, bez żadnego chrupnięcia jak “stalowe sutki” EHX czy
MXR’a. Duży plus.
4.Brzmienie
Wybierając efekt obawiałem się czy 800ms mi wystarczy, ale jak się
okazało, bezpodstawnie. Można uzyskać zarówno efekt podobny do reverbu, jak
i mocno opóźnione powtórzenia dobre przy wypuszczanych dźwiękach. Czy się
taka zabawka komuś przyda, każdy musi osądzić sam – rzecz fajnie dodaje
przestrzeni przy wolniejszych wstawkach – zresztą najlepszą prezentacją tego
typu kostki jest “Animal should not try…” Primusa :). A jak wypada omawiany
sprzęt w praktyce? Jak na tę cenę naprawdę nieźle, co prawda szumi przy
rozkręceniu niektórych gałek, ale nie jest to na tyle irytujące. DD050
niestety chętniej wyłapuje wszelkie stuknięcia o strunę niż same
dźwięki, ale problem dotyczy raczej klangu.
Wszytko jak dotąd niby ok, tak więc dlaczego się go pozbyłem? Po
podłączeniu nowej zabawki w sali prób zdziwiony kręciłem eq w piecu, w
basie i nic. “Coś mi zamula” – pomyślałem. Po chwili stało się jasne-
efekt nawet wyłączony spłaszcza brzmienie. Odłączyłem go i schowałem do
pudła, na drugi dzień wracał pocztą do sklepu 🙂
5.Podsumowanie
Zapowiadało się nieźle, niestety jednak ani dobre wykonanie, poprawne
działanie ani niska cena nie ukryje faktu, że kostka po prostu pogarsza
brzmienie przez słaby bypass. Rozczarowanie było tym większe że po ich
BEQ-1 byłem bardzo przychylnie nastawiony do firmy, a tu zonk. Może z gitarą
brzmi lepiej, może początkujący basiści tego nie odczują, ale przygoda z
DD050 nauczyła mnie że jak kupować kostki, to lepiej odłożyć i kupić
coś porządnego.
Całe szczęście, że efekt mogłem bez problemu zwrócić do sklepu, bo z
czystym sumieniem nie mógłbym go tu opchnąć komuś 😛
W skrócie:
Plusy
– Wykonanie
– Cena
– Footswitch
– przyzwoita jakość pogłosu
Minusy
– Brak true-bypassu – kupa brzmieniowa 😛
10 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
To się prędzej nazywa brak bypassu, niźli słaby bypass 😉 No ale w sumie to
napisałeś w minusach w podsumowaniu 😉
Ja tam jeśli używam już delayów to w zupełności wystarzczą mi te, które
są w Zoomie B2. Jest do 5000 milisekund więc o wiele wiele więcej 😉 Możesz
cały takt zagrać, a on Ci powtórzy. Miałem do czynienia z Digitech Digidelay
i muszę powiedzieć, że wypadł identycznie jak ten Twój GLX.
Do głębi w brzmieniu basu wolę zdecydowanie reverby.
pozdrawiam.
A ogrywałeś GLXa? Bo ja jak ograłem tego Digitecha to mnie coś odrzuciło,
już podmiot tej recenzji bardziej mi przypadł do gusu 😛
Co do Zooma, to akurat delay jest jedną z nielicznych mocnych stron tego
sprzętu (wiem bo pół roku go miałem), ale fakt faktem, że 5 sekund to już
przesad. No ale jednak lepiej mieć zapas niż niedobór 😉
Ogrywałem Zooma, Glxa i Digitecha i zdecydowanie najlepiej wyszedł Boss 😉 Co
ciekawe na drugim miejscu ustawił Zooma 🙂 przemawia za nim właśnie
długość i możliwości ustawienia brzmienia. Z kolei Boss miał brzmienie z
którym już niewiele trzeba było robić 😀
Ten delay jest do czegoś przydatny czy to tylko droga zabawka?
Droga? W Twoim poście są dwie oznaki że nie masz zielonego pojęcia o czym
piszesz, więc wytłumaczę.
DOBRY delay można kupić (nowy) od 450- 500zł Ten był naprawdę tani i dlatego
nie najlepszy.
Delay jest przydatny basiście, podobnie jak wszelkie inne efekty jak m się
odrobine wyobraźni i dobrego smaku by go dobrze użyć. Przesłuchaj płytkę
Primusa “Animal should not try to act like people” lub “Solace” Jeana Baudina.
Do dziś gdy slucham pierwszej z tych płyt mam gas na delaya 😀
Dobra ale ja mam 15 lat i kupuję z oszczędności marnych. Btw. Co to znaczy
Delay, on jakoś wypełnia dźwięk czy co, tylko do jazzu,bluesu,funku czy
też metal,rock?
Delay to echo.
Metrob, sorry, może źle zareagowałem, po prostu myślałem że jesteś jednym
z tych co krzywo patrzą na każdego basistę co się bawi efektami 😉
Jak zaczynasz to ten delay bylby ok, gdyby nie zły bypass. Na początkem
polecam Zooma B1- delaye i i kilka efektów jest tam niezłych. Wogóle na
rozpoznaie w efektach sprzęt bardzo w porządku.
A delay to “opóźnienie” czyl daje wrażenia echa. Dodaje ono fajną
przestrzenność, ale w mocnej muzie ciężko go dobrze wykorzystać 😛
Spoko Klejpull. Takie echo raczej mi się nie przyda a jak już kupię efekt to
raczej zoom b2.1u.
Zainteresowanym mogę z czystym sumieniem polecić Digital Delay marki Koda. Tak
wiem, Koda – synonim zniewolenia systemem tworzącym bublowate substytuty
prawdziwych zachodnich produktów 🙂
Ma on wszystkie funkcje potrzebne Delayowi, dobry bypass, i tylko jedną wadę
– przetworzony dźwięk wydaje się być lekko przytłumiony, jakby kostka
“klajstrowała” szklanke w górnym paśmie. Z owym zmatowieniem soundu idzie
jednak żyć. Acha, wiem o czym piszę bo wczesniej bas podpinalem do kamery
pogłosowej – ta co prawda szumiała jak ruski alternator do elektrowni
atomowej, ale wysokie tony to była istna żyletka. Tu zaś szumów nie ma, ale
jest lekkie wykastrowanie górrki. Poza tym bomba: psychodeliczne brzmienia
Pink Floydów w zasiegu ręki, a jak jeszcze depnie się na flanger to już
wychodzi hipnotyczna, soniczna ściana którą można zniewolić kobite, a tak
naprawdę zawsze o to chodzi w używaniu efektow 🙂