I’m With You – Red Hoci na gorąco opisani

Recenzja albumu "I'm With You" Red Hot Chili Peppers jest pełna szczerych wrażeń oraz opisuje muzyczną ewolucję zespołu. Te niesamowite okoliczności przesłuchiwania podkreślają, jak środowisko wpływa na odbiór muzyki.

i-m-with-you_red-hot-chili-peppers-99902078430_9362495648_600.

1935-post-187-0-41260400-1317494765.
Trudno napisać recenzję płyty na którą czeka niemal pół świata, ale
cóż, spróbuję, może nikt mi palców nie połamie…

Pragnę zaznaczyć, że płytę przesłuchałem pierwszy raz (nie licząc
streamingu przedpremierowego) w pięknych okolicznościach
industrialno-przyrodniczych:

www.img8.imageshack.us/img8/7150/201108292645.th.jpg www.img221.imageshack.us/img221/3079/201108292647f.th.jpg

Takie eklektyczne otoczenie idealnie pasowało do niezbyt łatwego do
określenia stylu muzycznego Red Hot Chili Peppers. Trochę trawy, trochę
betonu, zachód słońca. Uśmiech na twarzy wywołał u mnie ostatni akord
Dance, Dance, Dance , który idealnie zgrał się z zapaleniem świateł
wokół hipermarketu.

Do rzeczy:

Zaczęło się – początek płyty jednoznacznie kojarzy mi
się z Warped – utworem otwierającym One Hot Minute. Jednak już po kilku
chwilach klimat zmienia się diametralnie – pulsujący bas obiegający oktawy
i skoczny rytmy z akcentami na „i”. W 2/3 utworu wstawka instrumentalna
urozmaicająca konstrukcję utworu – póki co uznałem to za zaletę, jak
się potem okazało to złamanie konstrukcji stało się zasadą w kilku innych
utworach na tej płycie.

Factory Of Faith to utwór oparty na linii basu, ale to nie
ona zostaje najbardziej w głowie po przesłuchaniu – genialne frazowanie
Kiedisa „Factually I”, ten pan, mimo że wokalistą z najwyższej półki nie
jest, mógłby wiele nauczyć innych na temat rytmiki linii wokalu. Znowu
bridge instrumentalny w około 2/3 utworu. Ciekawe outro z dużą ilością
elektroniki, można (nie) lubić.

Brendan’s Death Song – przy pierwszym podejściu od razu
pomyślałem: kotlet. Ale, przy podejściu na spokojnie z książeczką
dołączoną do płyty już trochę zmieniłem zdanie. Utwór jest bardzo
osobisty, przepełniony emocjami. Może nie ma najlepszej melodii i Papryczki
popełniały lepsze ballady, ale „Yeah” Kiedisa pod koniec utworu przyprawiać
mogą o ciarki – pan frontman wszedł w rejestry, w których go jeszcze nie
słyszałem. Utwór byłby zdecydowanie lepszy gdyby był… krótszy. No i
mogłoby się skończyć na tym „yeah”…

Ethiopia – 7/8! Przy pierwszym przesłuchaniu na tym numerze
stwierdziłem – to będzie album Chada! Perkusja ładnie wyciągnięta do
przodu, ale nie nachalnie, mija się z basem w nieparzystym metrum – wiedz,
że coś się dzieje. 😉 Refreny trochę smętne, już parzyście, ale jest za
to bridge instrumentalny, zgadnijcie w którym miejscu… Akordy na koniec
utworu znowu przypominają mi One Hot Minute .

Annie Wants A Baby – no tu już nie mogłem znaleźć
niczego pozytywnego. Kostkowany bas we wstępie przypomina mi utwory z By The
Way, w mojej ocenie najsłabszej w dorobku RHCP. Nie podoba mi się ten numer,
fajnie, agresywnie (brzmienie!) wchodzą bębny na początku i na tym można
skończyć odsłuch i przewinąć.

Look Around – klask, klask! Gęba mi się uśmiecha jak
słyszę te klaśnięcia! Bardzo pozytywny numer, ale niebezpiecznie kokietuje
z By The Way . Klinghofferowi mógłby ktoś ustawić brzmienie na
para-solówce po pierwszym refrenie, bo brzmi jakby grał na kiju od szczotki
przepuszczonym przez wzmacniacz robiony z części radzieckiej lodówki…
Zgadnijcie co się dzieje w 2/3 utworu? :>

The Adventures Of Rain Dance Maggie – singiel, znany od
jakiegoś czasu. Na początku mnie nie przekonywał, ale po osłuchaniu jest
zjadliwy, wpasowuje się w płytę, jednak moim zdaniem mogli lepiej wybrać
pierwszy singiel… Za mało cowbella, oczywiście, gitara mnie nie
przekonuje.

Did I Let You Know – no, perkusja i perkusjonalia
potwierdzają móją wcześniejszą tezę „czyja to płyta”. Ten numer
najbardziej mi został w pamięci po odsłuchania. Melodia chwyta w pół
sekundy, gitara miło się snuje w tle, podkreślając na zmianę z basem
melodię. Solo trąbki i konga nadają fajnego klimatu latynoskiego. Jak nie
zrobią z tego singla to powinni zająć się wypasem owiec w Mozambiku. 😉

Aha, nie wiem kto tam śpiewa chórki (Josh?), ale fajnie barwowo się
odnalazły w numerze.

Goodbay Hooray – jest ogień! Agresywny, synkopowany rytm,
solo basu, że spodnie spadają. Jedyne co martwi to poziom wysterowania
całego utworu – pod wspomnianą solówką podkład niemal trzeszczy w
słuchawkach. Rick mógł wyprodukować troszkę spokojniej nie tylko ten
numer, ale i cały album. Po doświadczeniach z Californication i Death
Magnetic widać nie wiele się nauczył i dalej lubi głośno… 🙁

Hapiness Loves Company – kolejny stadionowy hicior pokroju
Snow chyba miał mieć tu miejsce. Ot, do poskakania! Ciekawe, skandowane
chórki pod koniec.

Police Station – ale o co chodzi? Ballada, ale chociaż
melodia ładna, do zapamiętania nawet. Utwór bardzo w klimacie BTW, na plus
brzmienie pianina (w 2/3 utworu ;). Końcówka z rozstrojonym chorusem
klawiszem niemniej ciekawa.

Even You Brutus? – RAP! Tak mocno jeszcze nie zaciągał
jeszcze Kiedis. West Coast pełną gębą! Początek jeszcze zanim zacznie
„melorecytować” mocno psychodeliczny. Szkoda, że refren tak bardzo
ułagodzony, ale jakoś się klei zresztą. Jeden z ciekawszych utworów na
płycie – takich RHCP się nie spodziewaliście!

Meet Me At The Corner – coś już się tak zaczynało na
Stadium Arcadium … Death Of The Martian ? Chyba tak. Mam wrażenie strasznej
wtórności przy tym utworze, poza tym nie porywa jakoś specjalnie. Pochwalić
można za to pracę perkusji (nie pierwszy raz na tym albumie), oraz zabiegi
produkcyjne, poza brzmieniem gitary akustycznej (tak brzmią gitary za 300
złotych nagrywane telefonem)

Dance, Dance, Dance – pół na pół tutaj. Początek to
powtórka z Throw Away Your Television , linia basu może skojarzyć się
jednoznacznie. Trochę się dzieje tak w 2/3 utworu 😉 ale niestety mnie ten
utwór na parkiet by nie wygonił. Trochę zbyt miałki jak dla mnie, mimo że
słucha się relatywnie miło.

Parę słów jeszcze o wydaniu – nie ma fajerwerków, ale jest niesamowicie
estetyczne. Bardzo oszczędne, digipack w ciekawej wariacji, jest książeczka
z tekstami i zdjęciami w konwencji bieli, czerni i wszelkich odcieni
szarości. No i są muchy na tabletkach, cokolwiek by to miało znaczyć.
Ogólnie z płytą, fizycznie obcuje się miło. 🙂

Nie będę wystawiał płycie oceny, trudno oceniać taki zespół, trudno
znaleźć odpowiednie kryteria.

Good things come to those who wait

Like an expiration date

Nie ma na co czekać – kupujcie I’m With You, myślę, że warto. Jeżeli nie
oczekujecie drugiego Blood Sugar Sex Magic, a Peppersów lubicie, znajdziecie
na tej płycie coś dla siebie.

P.S.: A teraz możecie się nie zgadzać w komentarzach. 😉

Podziel się swoją opinią

71 komentarzy

  1. W sumie obawiałem się jaka ta płyta będzie. Singiel nie przypadł mi od
    gustu (a przecież to utwór który ma oddawać najlepiej klimat całej
    płyty!) – jednak widzę, że to jedyny taku utwór. Cóż, skusze się i
    zakupię 🙂

  2. nie lubię peppersów, ale masz plus za użycie bolda przy pisaniu tytułów,
    ładnie graficznie to ułożyłeś, brawo.

  3. Album mnie nie rozczarował ani nie zachwycił. Widać podążanie w tym
    kierunku na który nastawione było Stadium, więc zero zaskoczenia. Mam jednak
    wrażenie że jest odrobinę bardziej surowy pod względem instrumentalnym,
    pewnie z powodu Johna/Josha. Nowy gitarul miejscami nie ma takiego flowu jak
    trzeba (choćby na singlu to okrutnie słychać), ale wpasował się i na pewno
    nie przeszkadza 😉 Po 2 przesłuchaniach największe plusy albumu – Even You
    Brutus? i Ethiopia.

    Chyba nikt się nie nastawiał na drugie Blood Sugar, więc pewnie załamany
    nikt nie będzie. To już nie to i nikt temu nie zaprzecza. Dobry album do
    posłuchania, nie do zagłębienia się (chociaż czas może to
    zweryfikować).

    Jak już padło kiedyś w rozmowie na temat RHCP na tym forum: „Nowe RHCP to
    pop, ale kurde, chciałbym, żeby taki pop leciał w radiu”

  4. a ja miałem niestety nadzieję na nowe bssm, ta płyta jest dla mnie
    majstersztykiem. a Im with you? Całkiem przyjemnie granie, chad i flea dają
    dobry show. Brzmienie mocno rubinowskie niestety, kupę gruzu i przesteru. jak
    na razie może ze dwa, trzy kawałki wpadły mi w ucho ale nie miałem czasu
    dokładnie się wgłębić. dobra recenzja, zakwasie.

  5. Ja na nowe BSSM nigdy nie liczyłem, bo – na litość boską – ile można
    wydawać najlepszych płyt w dorobku i najgeniajniejszych płyt lat 90tych?
    Jedna starczy. 😀

    Płytę mam zamiar kupić, lubię RHCP i nie sądzę, że cokolwiek to
    zmieni… choć bez Frusia to nie to samo ;(

  6. Immo ma racje, że bez Frusia, który się świetnie rozumiał z Fleam to już
    inny zespół. Lecz teraz na pewno źle nie grają, to mi przez myśli nie
    przechodzi ale się przyzwyczaiłem do tym różnych nowych riffów na
    koncertach zespołu… oby nowy gitar-men też dawał czadu…

  7. W porównaniu z Green Naugahyde, które wyjdzie za kilka dni, Im with you
    wypadnie bardzo słabo 🙂

  8. Pardą, ale jak to jest, że słyszałeś Green Naugahyde, skoro ten album
    jeszcze nie wyszedł? 😮

  9. „Pardą, ale jak to jest, że słyszałeś Green Naugahyde, skoro ten album
    jeszcze nie wyszedł? :o”

    A ja właśnie słucham – dostałem od kolegi w mp3.

    Na razie jestem na 3 utworze i jest git:)

  10. Np. z jutuba 🙂

    Za słuchanie na jutubie rąk nie ucinają. Nie, żebym popierał uploadowanie,
    ale to już problem wydawców i youtubea.

    Edit: Usunę link, żeby nikogo nie gorszyło.

  11. @Vivaldi7: A ja właśnie słucham – dostałem od kolegi w mp3.

    Jesteś dzielny!

    Żartowałem.

  12. Zakwas! nie bij ludzi! ja miałem na jutro zaplanowany zakup „Im with you”, ale
    wczoraj nie wytrzymałem i ściągnąłem mp3, co nie zmienia faku, że i tak
    ją jutro kupię.

  13. Ja bym sobie tej krzywdy nie zrobił – wolę poczekać i celebrować moment
    pierwszego odsłuchania z płyty. Tutaj co prawda był wcześniej streaming,
    ale ze względu na to, że sam zespół opublikował płytę wcześniej
    posłuchałem raz. 😉

  14. Drugiego BSSM się nie spodziewam. Stadium Arcadium? Miało ciekawą
    kompozycję, mniej więcej wymiennie jeden utwór łagodno rockowy, i jeden
    funk rockowy. Generalnie album był dobry bardzo. Obadam Im with you, obaczym,
    jak będzie 😉

  15. Jakoś nigdy nie zachwycałem się Papryczkami i tym razem się nie zachwycam.
    Trudno.

  16. Wg mnie album jednak trochę zawodzi jak na Rhcp. Chyba najbliżej mu do BTW.
    Did I Let You Know rzeczywiście najmocniej wpada w ucho ale po dłuższym
    czasie robi się jakiś taki mdły. Obawiam się że brakuje mi tu po prostu
    Fru ,nowy gitarul nie odnalazł się do końca.

  17. Na całe szczęście nie wydałem na tę płytę pieniędzy. Miło się
    słucha… ale gdzie jest ten pazur?

    To wszystko dla mnie brzmi, jakby było po „odwyku” i starało się na trzeźwo
    myśleć. Po prostu taka muzyka do zapuszczenia sobie w tle. A szkoda.

  18. Dla mnie płyta okazała się dość pozytywnym zaskoczeniem względem singla.
    Choć liczyłem na kontynuacje „One hot minute”. Osobiście najbardziej mi się
    podoba kawałek „Look around”.

  19. Nie oczekujcie od nich młodzieńczego zacięcia, to są już panowie koło
    pięćdziesiątki 🙂

  20. mój kumpel był. podobno zagrali pod koniec Me and my friends. trochę mi
    ścisło dupkę z zazdrości, no ale cóż ;d

  21. Ja przed zakupem płyty słyszałem tylko singiel – i byłem cokolwiek
    rozczarowany. Po pierwszych kilku przesłuchaniach płyty w głowie zostają mi
    przede wszystkim dwa numery – Look Around i Goodbye
    Hooray
    . Przesłucham jeszcze kilkanaście razy i sam postaram się
    wysmażyć jakąś reckę.

    Kwasu – co do perkusjonaliów, to zważ, że w wielu utworach Chada wyręczają
    tam inni muzycy. 😉 Dla mnie nie jest to jak na razie wcale płyta Chada
    (którego bębny, nawiasem mówiąc, czasem brzmią całkiem nie-chadowo).

  22. Hm… Przesłuchałem parę razy… Jest płasko. Nie ma pazura. Jest słabiej
    niż na Stadium Arcadium. Jest mniej funku niż na Stadium Arcadium. Jest
    nudniej.

    Nie, tej płytki nie kupię. Niby wielkich oczekiwań nie miałem, ale jednak –
    rozczarowanie.

  23. Hm… Przesłuchałem parę razy… Jest płasko. Nie ma pazura. Jest słabiej
    niż na Stadium Arcadium. Jest mniej funku niż na Stadium Arcadium. Jest
    nudniej.

    Przekonałem się że po Californication to już nie to samo.

  24. Wszelkiej maści wróżbici i jasnowidze wieszczący drugie BTW zapomnieli, że
    osoby w największej mierze za nią odpowiedzialnej już nie ma w zespole, tak
    więc nie ma tragedii. Rewelacji, niestety, też nie. Osobiście uważam, że
    Stadium było lepsze. Gdyby nie fajne linie basu, trochę rytmicznej zabawy i
    rozwalające intro i pianinko w Even You Brutus, to byłaby d*pa.

    Tak w ogóle to cały czas mam wrażenie, że na albumie grają wyłącznie
    gary i bas. Josh jako gitarzysta jest strasznie oszczędny, co byłoby fajne,
    gdyby jakieś takie bardziej wyraziste i siejące funkiem partie grał.

    Mastering? d*pa. Od OHM nieprzerwane loudness war. Nienawidzę.

  25. Ja wciąż czekam z odsłuchaniem. Jutro wizyta w multimedialnym markecie, tam
    zdecyduję na czuja, czy kupić. 😀

    Co do często wspominanego Stadium Arcadium – strasznieście się uczepili tego
    albumu, a wcale nie jest zły. Wiadomo, że poza kilkoma kawałkami to nie są
    „starzy, dobrzy Red Hoci”, ale kurde, jak na „pop”, jak wielu z Was mówi, to
    jest to pop-rock naprawdę na bardzo wysokim poziomie + kilka perełek. 😀

  26. Immo: ja właśnie Stadium Arcadium uważam za świetny album! Jasne, to nie ci
    sami Red Hoci co na BSSM, ale płyta bardzo dobra. Zróżnicowana. O wiele
    bardziej wyrazista niż Im With You. Takie utwory, jak Charlie, Hupm de Bump,
    czy w innym klimacie Shes only 18, biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie CD#1
    – to bardzo dobra muzyka, mocno pachnąca funkiem. A takich utworów na ich
    najnowszej płycie raczej nie widziałem. W ogóle układ utworów ciekawy tam
    był. Pop rock –> bardziej funkowo –> pop rock –> bardziej
    funkowo.

    edit: A gra nowego gitarula bardzo mi się podoba… Ale niekoniecznie w Red
    Hotach go widzę.

  27. @Elv: biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie CD#1

    A ja uważam, że Mars jest mocny, zwłaszcza „Readymade”, „Animal Bar”, „Storm
    in a Teacup” i „Turn it Again”, „21st Century” i genialne „Hard to
    Concentrate”.

    Zresztą, album jako całość jest fajniutki i zdaje mi się, że mocno na
    popową opiniię o nim pracuje „Snow”, „Dani California” i „Tell Me Baby”.

    Wywaliłbym w sumie „Snow”, „Tell Me Baby” i „Desecration Smile” i wsadził
    jeszcze „Whatever We Want”, „Lately”, „Milion Miles of Water” i „Mercy Mercy”.
    😀

    Cztery B-Sidey promujące Stadium Arcadium, które są na wybitnym poziomie.

  28. Znaczy, nie mówiłem, że Mars jest słaby. Wymieniłem numery tylko z
    Jupitera w myśl nawet na jednej płycie z dwu są kozackie numery. Snow
    faktycznie jest nieco spopowany, ale Dani California bardzo dobry utwór,
    bardzo przyjemna linia basu.

    Dlaczego wywaliłbyś Tell Me Baby? Przyjemne, zwariowane. Aż się
    przypominają czasu, gdy Red Hoci grali koncerty w duchu sox on kox 😉 /…no,
    w refrenie niekoniecznie 😉 /

  29. @profs665: Stuntman – faktycznie masz rację loudness war na maksa…

    Pisałem o tym w recce – zwróćcie uwagę co się dzieje na solówce Flea z
    instrumentami… 🙁

    Szkoda, ale za to dobrze się ripuje do mp3 i Z YouTuba brzmi podobnie jak
    porównywałem… ;P

    Po kilkunastu przesłuchaniach niewiele bym zmienił w recenzji, pozostają
    wrażenia z pierwszych przesłuchań, zdecydowanie bardziej mi podeszło Goodba
    Hooray, mimo tego chu*owego miksu i masteru, Meet Me At The Corner mi się
    spodobało ze względu na chórki.

    A Ci co myślą, że Red Hoci to funk chyba się z koniem na łby pozamieniali.
    Ostatnią funkową płytą była BSSM. OHM to już rock, Californizacja to taki
    funkujący rock co najwyżej, BTW pop, SA poprock. A IWY? Sam nie wiem, taki
    eklektyczny pop alternatywny – dużo wymieszanych elementów tu jest.

    Oczywiście te szufladki są moimi, mocno uogólniane do całości odbioru
    płyty, więc proszę się nie pieklić. 😉

  30. Zakwas, ale wpierw piszesz, że Ci co myślą, że Red Hoci to funk chyba się
    z koniem na łby pozamieniali., a potem Oczywiście te szufladki są moimi,
    mocno uogólniane do całości odbioru płyty, więc proszę się nie
    pieklić…. 😛

    Nikt (chyba) nie pisał, że dzisiejsi Red Hoci to funk. Ale nie da się
    ukryć, że na SA jest sporo funku, o wiele więcej niż na BTW przykładowo. I
    tej opinii będę bronił. btw – BSSM też już był funk rockiem, a nie
    funkiem, jeśli już szufladkujemy. Moim zdaniem, oczywiście.

  31. Momi zdaniem RHCP nigdy nie grało funku, można ewentualnie pod to podciągać
    BSSM, ale to i tak rockowizna w dużej mierze. Funk, to James Brown czy
    Funkadelic. 😉

    Denerwuje mnie trochę takie postrzeganie Red Hotów przez pryzmat BSSM i
    mówienie o nich jako o funkowej kapeli. Od czasów Mothers Milk każda ich
    płyta jest inna. To, że BSSM była genialna nie podlega dyskusji, każda inna
    to już kwestia gustu. A na tym forum większości gust zahacza bardziej o rock
    niż o pop – stąd takie a nie inne inklinacje do albumów bardziej o ten rock
    ocierające się. :]

  32. Immo: nikt się nie czepia Stadium. Wiadomo, że niepobitą perełką zawsze
    zostanie BSSM, na której Papryczki zapuściły się w muzyczne rejony, do
    których nie zapuścił się wcześniej nikt. Nie zmienia to faktu, że Stadium
    jest bardzo dobrą, bardzo równą i dopracowaną płytą o fajnym klimacie.
    Mnie osobiście zawsze przywołuje skojarzenia z kosmosem, i to nie tylko ze
    względu na okładkę. 🙂

    Co do reszty. Stwierdzenia, że Red Hoci grają funk, są mocno na wyrost. Funk
    to to, o czym mówił Zakwas, natomiast u Red Hotów od początku był pazur.
    Jedne, z czym się można zgodzić to to, że klasyczni Red Hoci i ich korzenie
    to dzikie, rockowo-funkowo-punkowo-chujwiejakie granie, które skończyło się
    na BSSM, ew. OHM. A to, co dla kogo jest bardziej rockowe, a bardziej funkowe,
    to kwestia indywidualna. Rock jest czymś, czego nie da się jednoznacznie
    zdefiniować.

  33. funk to może i grali ale dawno 🙂 jak dla mnie najbardziej funkową płytą
    RHCP jest freaky styley (szczególnie numery typu brothers cup, yertle the
    turtle czy if you want me to stay – z przyjemnie przygrywającymi instrumentami
    dętymi). co do najnowszej płyty to muszę jeszcze parę razy przesłuchać,
    ale póki co najbardziej mi siedzi brendans dead song (co do melodii to wg mnie
    bardzo daje radę, nie zgadzam się więc z autorem wątku) 🙂

    edit. zreszrą freaky styley produkował nie byle kto bo sam GEORGE CLINTON! co
    zresztą słychać,nigdy wcześniej ani później tylu dęciaków o RHCP nie
    było.

  34. @terminator jesus – ale wiesz, że „If You Want Me To Stay”
    nie jest ich utworem? ;>

  35. @zakwas:
    Did I Let You Know – no, perkusja i perkusjonalia potwierdzają móją wcześniejszą tezę „czyja to płyta”. Ten numer najbardziej mi został w pamięci po odsłuchania. Melodia chwyta w pół sekundy, gitara miło się snuje w tle, podkreślając na zmianę z basem melodię. Solo trąbki i konga nadają fajnego klimatu latynoskiego. Jak nie zrobią z tego singla to powinni zająć się wypasem owiec w Mozambiku. 😉

    P.S.: A teraz możecie się nie zgadzać w komentarzach. 😉

    nie zgadzam się bo to djembe a nie konga

  36. Ja tam słyszę i widzę konga: ,
    ale mogę się mylić…

    Zobaczę na video później… 😉

    EDIT: rzuciłem na szybko okiem i to ani djembe, ani konga… 😀

    Nie mam pojęcia jak to się nazywa – gra na tym metalowym co ma po swojej
    lewej stronie na zdjęciu, które zlinkowałem.

    EDIT2: To na czym gra na fotce brzmi podobnie i nazywa się timbau, ale na
    koncercie gra na czymś innym.

  37. Zakwas – tak, wiedziałem że to nie ich numer. kiedyś jak jeszcze wychodziła
    gazetka tylko rock, była wkładka o RHCP, 16 stron bodajże, nawet nieźle
    napisana; tyle, że to było dość dawno, a ostatnią tam opisaną płytą
    była one hot minute. no w każdym razie tam było napisane, że to nie ich
    autorski numer. 🙂 Poza tym na pierwszych płytach było kilka kowerów,
    również hollywood z „freaky styley na przykład. Aczkolwiek nie pamiętam
    czyj to numer ;p

  38. a pomyśleliście o tym że muzyka jest bardzo subiektywnym odczuciem ? tak
    samo jak uroda, zapach itp ?jednym pasi innym nie. przekonujecie się nawzajem i
    każdy ciągnie w swoją stronę jak w podstawówce.

  39. Ależ właśnie dlatego, iż postrzeganie muzyki jest subiektywne, i może
    wzbudzać duże emocje – warto o niej dyskutować 🙂

  40. Nie jestem jakimś wielkim fanem RHCP więc wypowiem się chłodno.

    Jest jakaś prawidłowość w tym, że z wiekiem wiele zespołów łagodnieje
    muzycznie. Nie wiem czy to kwestia upływu lat czy zapotrzebowania rynku. Tak
    czy siak z ciekawości przesłuchałem sobie kilka utworów na Youtube. Fakt
    niepodważalny – nie wiem kto wybierał im singiel ale to był wybitnie słaby
    wybór. Domyślam się tylko, że został wybrany ze względu na RedHotowy bas
    Flea i takie dość rozpoznawalne brzmienie w zwrotce. Jednak biorąc pod
    uwagę, że płyta to już pop-rock to na prawdę mogli wybrać „Look Around”
    albo „Factory of Faith” (ta gitara w tle w drugiej zwrotce – bajka)) –
    pokazują mniej więcej styl płyty i wpadają w ucho.

    Co do samej muzyki nie można powiedzieć, że to gniot. To bardzo dobrze
    zrobiony pop-rockowy krążek. Ja wiem, że wielu fanów może być
    zawiedzionych, że to nie kolejne One Hot Minute czy Californication, z drugiej
    strony multum fanów łyknie wszystko co ma napis Red Hot Chili Peppers.

    W mojej opinii fajna, lekka w odbiorze płyta.

  41. Niech to szlag.

    Czekałem z kupnem tej płyty i odsłuchaniem jej, żeby zasiąść w
    przysłowiowym fotelu z nie mniej przysłowiową fajką w zębach i posłuchać
    jej z na spokojnie w domowym zaciszu. Przyszedłem do marketu
    AGD/RTV/Multimedia i co?

    Płyta leci, kawałek po kawałku. Myślałem, że zacznę rzucać płytami w
    ludzi. 🙁

  42. Moim zdaniem to już nie red choci…. ,ale fajnie posłuchać jak się jedzie
    samochodem ;q

Możliwość komentowania została wyłączona.