Ampeg SVT-3PRO + Ampeg SVT-410HLF

Recenzja zestawu basowego Ampeg SVT-3PRO oraz kolumny Ampeg SVT-410HLF. Wyjątkowe brzmienie i solidność wykonania to cechy, które wyróżniają ten sprzęt na tle konkurencji.

W skrócie:

Plusy

– Ampeg
– Bardzo duże możliwości
– Niewygórowana cena
– Charakterne brzmienie całkiem niezłej jakości
– W pełni wystarczająca moc
– Trwałość, solidność, niezniszczalność

Minusy

– Mobilność
– Cena dla wielu i tak nie do przeskoczenia
– Bardzo osłuchane
– Niska skuteczność
– Niska klarowność

kolumna ampeg svt-3pro svt-410hlf

wzmacniacz ampeg svt-3pro svt-410hlf
Preludium

Gdy tylko pojawiła się okazja na wpędzenie się w kolejne długi, nie
czekałem za nadto.

Draken dał znać, że będzie niedrogi 3Pro, w związku z tym nabrałem
pewności – moje combo musi odejść.

Po kilku perypetiach wzmacniacz był już u mnie, a że nie było go gdzie
postawić, położyłem go na paczce MAGa 410.

Niestety szafka Ashdowna to samo zło i dość szybko poszła w kąt.

Zauroczony brzmieniem paki 410HLF wiedziałem, że skończę na dnie rzeki w
betonowych butach…

Wykon i prezencja

Head:

Nie ma co się rozpisywać. Chyba każdy wie, jak wygląda najtańszy z serii
PRO Ampega.

Ulubiony wzmacniacz polskich „punky” basistów, oraz wszystkich tych, których
nie stać na CLkę.

Lampowy preamp z oddzielnie dołączanym, graficznym EQ zamknięty jest wraz z
toroidalnym transformatorem i mosfetową końcówką mocy sterowaną dwoma
lampami w solidnej, lakierowanej na szaro obudowie z grubej blachy. Równie
masywny jest dokręcany przedni panel z uchwytami do racka. Wszystko wygląda
bardzo solidnie i dość przyciężko jak na sprzęt rackowy.

Piec waży niecałe 12kg, czyli całkiem nieźle, 1/3 w porównaniu do
pierwowzoru – SVT-CL.

Przedni panel jest bardzo bogaty w pokrętła i przyciski. Na początku może
trochę przerazić, jednak obsługa pieca jest bardzo prosta, a rozmieszczenie
wszystkiego intuicyjne.

Co nie znaczy, że wzmacniacz nawet po dłuższym okresie użytkowania nie potrafi
zaskoczyć!

Pierwsze od lewej jest gniazdo wejściowe. Tuż obok niego dwa całkiem
przydatne przyciski. Jeden z nich to filtr „rozjaśniający” sygnał (podbija
wysoki środek), drugi wyciszający o 15db dla wioseł aktywnych.

Dalej mamy pokrętło siły sygnału „wchodzącego” wraz z kontrolką
informującą swoim wesołym mruganiem o tym, że peamp się dobrze bawi.
Następna w kolejce jest lampowa korekcja preampu, oparta na trzech 12AX7.
Znów mamy do dyspozycji dwa filtry – jeden podbija górne pasmo, a drugi robi
zamieszanie w dole i środku. Następne w kolejności są klasyczne pokrętła
do regulacji częstotliwości niskich, średnich i wysokich. Dodatkowo możemy
wybrać którą z 5 dostępnych częstotliwością środkowego pasma chcemy
operować. Tuż obok pokrętła master, regulującego głośność na
„wyjściu”, mamy gwóźdź programu – tajemnicze pokrętło Tube Gain (Plate
Voltage w starszych wersjach). Im dalej w prawo tym mniej ciekawie – przycisk
mute, włącznik graficznego EQ i suwaki tegoż. Na samym końcu obowiązkowo
włącznik 😉

Ufff, sporo tego! Spójrzmy więc co się dzieje z tyłu. Szybki rzut okiem
utwierdzi każdego niedowiarka, że „pro” w nazwie to nie przypadek. Do
dyspozycji mamy wyjścia na tuner, footswitch, którym możemy wyciszać piec
lub włączać/wyłączać graficzny EQ, niezbyt skomplikowaną pętlę
efektów oraz dość rozbudowaną sekcję wyjścia liniowego. Do dyspozycji
mamy wyjście niezbalansowane (duży jack) zbalansowane (xlr) wraz z regulacją
głośności, opcją puszczenia sygnału przed i po preampie oraz opcję
„ground lift” pozwalającą pozbyć się zakłóceń spowodowanych uziemieniem
na scenie.

To jeszcze nie wszystko! Ampeg przygotował dla nas kolejny „gwóźdź
programu” – dwa tajemnicze gniazda podpisane „preamp out” oraz „power amp in”.
Za mało mocy? Możesz wpiąć preamp Ampega bezpośrednio w potężną
końcówkę sceniczną lub studyjną. Masz fajny preamp? Możesz wpiąć go
bezpośrednio w końcówkę Ampega!

Kawałek dalej w prawo mamy powrót do klasyki – trzy wyjścia kolumnowe (dwa
razy jack oraz jedno wyjście speakon), wyjście na kabel zasilający, gniazdo
bezpieczników oraz całkiem przydatny bajer jeśli chcemy zasilić inny
element racka – gniazdko mogące podać do 300W.

Paczka.

To chyba największa paka na czterech dziesiątkach jaką widziałem.
SVT-410HLF pochodzi z serii Classic, o czym informuje nas niewielki znaczek na
samym dole z przodu. Zalecana jest jako stand-alone dla wszystkich
potrzebujących potężnego dołu i w miarę kompaktowych rozmiarów.

Trzy tuby bass reflex umieszczone pod czterema głośnikami i gwizdkiem
osadzonym między nimi, przyglądają się nam zza siatki dając pierwsze
wyobrażenie o brzmieniu. Podobne wrażenie wywołuje konstrukcja skrzyni –
paczka jest wysoka i głęboka, wyprofilowana jak „lodówy”; skrzynia
wyposażona jest w solidny reling z tyłu oraz dwa uchwyty na sprężynach z
boku. Całość obita klasycznym ampegowym, czarnym tolexem siedzi na dwóch
potężnych kółkach i dwóch gumowych nóżkach na przodzie. Takie same
cztery nóżki zamontowano na „plecach” kolumny – można ją śmiało
położyć w busie czy bagażniku combi. Dokładnie na środku znajdziemy panel
z dwoma wejściami jack oraz taką samą ilością wejść speakon, co
umożliwia łączenie kolumn szeregowo.

Całości dopełniają cztery metalowe okucia, biała lamówka dookoła siatki
chroniącej głośniki oraz duże logo Ampega.

Kolumna waży niecałe 39 kilogramów, jednak jej budowa nieco utrudnia
przemieszczanie.

Przede wszystkim kolumna jest głęboka i dość szeroka, co przeszkadza w
noszeniu solo. Na szczęście wyważona jest niemal perfekcyjnie i nie lata
przód/tył. Znacznie lepiej jest gdy przyjdzie nam toczyć ją po ziemi –
solidny metalowy uchwyt oraz dwa duże, na sztywno zamocowane kółka
pozwalają nam całkiem wygodnie się przemieszczać a także
wsuwać/wjeżdżać kolumną do bagażnika busa lub kombiaka w celu ułożenia
jej na leżąco. Niestety ciaśniejsze manewry wychodzą lepiej paczkom
wyposażonym w cztery ruchome kółka – jak widać każde rozwiązanie ma swoje
wady i zalety.

Całość:

.. wygląda bardzo estetycznie.

Zestawienie czerni, szarości i bieli to ukłon w stronę klasyki. Kolorystyka
wraz z rozmiarami (głównie paczki) budzi respekt i na swój sposób uspokaja.
Słyszalność w każdych warunkach gwarantowana.

Od strony estetyki i funkcjonalności, poza mobilnością paczki, nie mam się
do czego przyczepić.

Brzmienie

Poruszając tę jakże subiektywną materię mógłbym napisać tylko tyle, że
jest to Ampeg. W zasadzie większości zaznajomionej z tematem taka informacji
by w zupełności wystarczyła, postaram się jednak przybliżyć możliwości
zestawu także tym, którzy o Ampegach za wiele nie wiedzą. Zacznijmy może od
góry.

Head:

„Najtańszy” nie musi wcale oznaczać „ubogi”!

Już na samym wejściu mamy całkiem spore możliwości w kreowaniu brzmienia.
Przycisk podpisany „Brt” to filtr podbijający o 6db częstotliwość 2kHz.
Pozwala to rozjaśnić brzmienie bez obaw, że brzęcząca góra przewierci nam
uczy. Kolejne dwa filtry ukryte pod przyciskami „Hi” i „Lo” sprawią, że na
twarzy każdego fana Sansampa pojawi się szeroki uśmiech. Właściciele
Sansampa również się ucieszą – preamp będzie można sprzedać, gdyż
krótko mówiąc TO jest brzmienie, które stara się emulować Sansamp Bass
Driver. Oczywiście zarówno Sansamp jak i Ampeg SVT potrafią znacznie
więcej!

Uważam, że lampowa sekcja preampu Ampegów serii PRO jest bliska geniuszu.
Dobre rozmieszczenie częstotliwości korekcji dołu i góry – odpowiednio 50Hz
i 5kHz – oraz środka pozwala wykręcić zadowalający sound w każdych
warunkach i z każdym wiosłem. Regulacja środkowej części pasma to kolejna
perełka Ampega. Do wyboru mamy 5 częstotliwości, 220, 550, 800, 1600 oraz
3000Hz które możemy podbić lub wyciąć o całe 15db w każdą stronę!
Przeskakiwanie kolejnych częstotliwości daje nam pełen przekrój charakteru
wzmacniacza, od ciepłego misia do rockowego potwora.

Jeśli nadal nam mało, kolejnych wrażeń dostarczy pokrętło Tube Gain,
które odpowiada za pracę dwóch lamp sterujących końcówką mocy.

Lampy te mają emulować pracę lampowej końcówki mocy. Im mniej odkręcone
pokrętło, tym bardziej skompresowane brzmienie ze słabszą reakcją na
atak.

Odkręcenie potencjometru daje potężny zastrzyk prądu dla każdej z lamp,
wzrasta dynamika i głośność. Poszerza się pasmo brzmieniowe. Osobiście
jednak preferuję ustawienie gdzieś pomiędzy, gdyż obie skrajne pozycje
pokrętła, moim zdaniem, brzmią mniej ciekawie – jedna za bardzo muli, druga
brzmi zbyt sterylnie.

Dalej mamy tranzystorowy EQ graficzny.

Zanim go rozpracowałem, mój stosunek do niego był negatywny – BŁĄD! Jest
dokładnie tak, jak piszą na stronie Ampega. Można go użyć albo jako drugi
kanał odpalany footswitchem lub przyciskiem na przednim panelu, albo do
„przycięcia” brzmienia do pomieszczenia, wiosła czy paczki. Ostatnio odkrywam
coraz więcej zalet takiego rozwiązania. Oczywiście musimy pamiętać, że
radykalne cięcie i podbijanie nie wpływa pozytywnie na sound. Equalizer ma
potężne możliwości, ale trzeba je wykorzystywać z umiarem.

Niektórym zawód sprawi czystość i klarowność brzmienia.

Żeby piec odezwał się z odpowiednią głośnością trzeba ustawić gain
wysoko, tak, żeby kontrolka ostrzegająca o przesterowaniu intensywnie
mrugała lub nawet paliła się przez jakieś 70% grania.

Oczywiście doskonale wiemy, że skończy kończy to się lekkim
overdrivem.

Kolejną przeszkodą do klarowności jest końcówka mocy, która w porównaniu
do końcówki estradowej jest po prostu powolna i nieskuteczna. Brakuje trochę
dynamiki.

Podsumowanie:

Head jest na tyle profesjonalny, by odwalił robotę na scenie i w studiu i na
tyle budżetowy, by nie zrujnować portfela. Jednocześnie jego solidność nie
wzbudza podejrzeń, a dostępność sprawia, że uszkodzenie lub strata nie są
bardzo bolesne.

Ampeg słynie z uniwersalności, jeśli więc jesteś zabieganym
półprofesjonalnym muzykiem, który prosto po rockowym koncercie jedzie grać
wesele a po odespaniu wesela jedzie na próbę ze składem reggae, by w środę
grać jazz/blues w knajpie a we wtorek i czwartek odwala sesyjną robotę w
pobliskim studiu, i nie chcesz wydać majątków na dziesiątki wzmacniaczy –
pomyśl nad SVT 3pro.

Paczka:

Podobnie jak head nie poraża skutecznością – tylko 98db. Głośniki bardzo
szybko zaczynają wesoło popierdywać, co znów będzie nie w smak fanom
krystalicznego brzmienia. Na uspokojenie dodam, że zostały skonstruowane tak,
żeby wytrzymywać ekstremalne warunki pracy i nie trzeba się o nie bać. Z
racji otwartej konstrukcji i niskiego zestrojenia paczka pożera ogromne
ilości mocy i dmucha przerażającym dołem – potrafi zejść aż do 28Hz. Za
ekstremalnie wysokie pasmo (aż do 18kHz) odpowiada gwizdek wystrojony od
4kHz.

Pomimo gwizdka charakter paczki określiłbym jako dość ciemny i miękki, z
przewagą dołu i słodkiego niskiego środka. Pasmo przenoszenia jest wręcz
idealne dla użytkowników 5 i 6-strunowych wioseł grających raczej
spokojniejszą muzykę – przy szybszych zagrywkach paka zwyczajnie nie wyrabia,
choć nie dławi się aż tak bardzo jak głośniki ’15. Niektórych może
irytować lekka dziura w okolicach „średniego środka” – gdzieś w okolicach
800-1600Hz, przez co brzmienie paki może sprawiać wrażenie
„pączkowatości”.

Także górne pasmo z głośników nie jest zbyt bogate i przy mocniejszym
odkręceniu gwizdka dziura między końcowym pasmem głośników a początkowym
pasmem gwizdka może dać we znaki. Na szczęście głośność gwizdka można
w pełni regulować – moje ulubione ustawienie to „na godzinę 8” lub troszkę
więcej. W teorii oznacza to gwizdek wyciszony niemal do zera, jednak do uszu
dobiega wtedy bardzo stonowany sound a praca wysokotonowca z głośnikami jest
bardzo harmonijna.

Zestaw:

Gdy postawimy jedno na drugim (zalecam stawiać head na paczce) otrzymamy
prawdziwego króla sceny. Nie będzie to zestaw tak dostojny jak w pełni
lampowy CL na szczycie lodówy, jednak z całą pewnością siejący na scenie
równie duże zniszczenie. Ciśnienie jest ogromne! Tynk się sypie, woda
strzela kilkumetrową fontanną z kibla… trochę się zagalopowałem 😉

Paczka całkiem miło dogaduje się z headem, uwypuklając raczej jego bardziej
dostojną stronę. Brzmienie świetnie wypełnia pomieszczenie, doskonale
skleja poszczególne instrumenty w zespole. Głośność jest bardziej niż
wystarczająca, także na duże sceny.

Zestaw zabłyśnie wszędzie tam, gdzie potrzebny jest charakterny, brudny ale
i potężny sound. Wszędzie tam, gdzie zamiast „przebijalności” liczy się
groove. Celuję tu w klimaty funkowe (raczej bez slapu) bluesowe, reggae, r’n’b
i podobne.

Jeśli komuś brakuje kopa – polecam odpalić graficzny EQ i podbić trochę
środkowe pasma, z nastawieniem na podbicie okolic 800-1600Hz. Zdecydowanie NIE
polecam wycinania środka w tej paczce.

Sam head sparowany z dynamiczniejszą paką doskonale sprawdzi się też w
mocniejszych, szybszych klimatach.

Podsumowanie

Za łączną kwotę w okolicach 6500- 8000zł (nowy) lub poniżej 5000zł
(używany) możemy mieć całkiem przyjemny zestaw roboczy na niemal każdą
okazję.

W skrócie:

Plusy

– Ampeg
– Bardzo duże możliwości
– Niewygórowana cena
– Charakterne brzmienie całkiem niezłej jakości
– W pełni wystarczająca moc
– Trwałość, solidność, niezniszczalność

Minusy

– Mobilność
– Cena dla wielu i tak nie do przeskoczenia
– Bardzo osłuchane
– Niska skuteczność
– Niska klarowność

Podziel się swoją opinią

52 komentarze

  1. czyli błędu nie popełniłem jak rozumiem.

    A jak bym chciał do niego drugą pakę 8 Ohm np. 410 albo 115 to podłączam
    jackiem w drugie wejście Ampega (równolegle) jak rozumiem?

  2. Nie wiem czy równolegle czy jakieś inne, w każdym razie wpinasz w drugie
    wejście (obojętnie czy jackowe czy speakon) i będzie działać 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.