Witam!
Mam pytanie czy wzmacniacz basowy (jakiś z wyższej półki) 60 wattowy
potrafiłby utrzymać całą sekcję rytmiczną z perkusją tzn.czy byłby
odpowiednio głośny i dynamiczny na tyle,że nie zakrzyczały by go gitary z
przesterem,dodam że preferuję Heavy Metal/Hard Rock.Czy to dobry
pomysł.Miałbym zamiar zagrać na nim parę koncertów klubowych czy da
radę.
Z góry dziękuję.
Chyba co najwyżej lampa:P Jest cały temat poświęcony ile potrzeba Watt aby
zagadało w salce/na koncercie. Wydaje mi się, że 60 do heavymetalu nie
bardzo wystarczy, chyba że będziesz wpinać wzmacniacz w mixer, który
załatwi sprawę niesłyszalności basu (;
Dzięki za odpowiedź 😀 I sorry nie przejrzałem dokładnie tamatów.
Jeśli muzycy będą z górnej półki, to wzmacniacz da radę.
Problem zazwyczaj nie leży w tym, że jakiś wzmacniacz jest za cichy, tylko w
tym, że któryś muzyk jest za głośny.
Uważam jednak, że 60W to będzie zdecydowanie za mało.
Ja swego czasu grałem na 40 W;P na próbie , to nie jest granie to nieustanne
wsłuchiwanie się czy Cię słychać … Nie ma co lepiej odłożyć i kupić
100W min . Wtedy sprawa załatwiona .
Zgadzam się z Mazdah.
Mam Hiwatta 60W i w punkowej ekipie nie daje rady 🙂 Perkusista napier*ala,
gitarzysta ma mocne heada + pakę i nie żałuje mocy. Z kolei w zeszłą zimę
jammowałem trochę z inną ekipą w klimatach blues-rock i mimo 2 gitar
starczył.
Mam tego samego Hiwatta. Jeśli mamy perkusistę który gra z dużym luzem i
gary traktuje lajtowo, nie napierdzielając jak szalony, gitarzystę który
wie, że im ciszej tym lepiej się będziemy słyszeć to piec da rade. Mam tak
u siebie 😉
W każdym razie dziękuję za odpowiedź i rady Panowie, postanowiłem zbierać
gotówkę i kupić coś mocniejszego.Jeszcze raz dzięki 😀
gram od dwóch lat (próby+koncerty na jakieś 50 osób w małym pubie) na
Samicku 50-B. Odkręcony na maksa, ale daje radę. Ostatnio mnie znajomi
zadziwili mówiąc, że byłem trochę za głośno. Skład: napierdalający
nierówno perkusista i dwóch hałaśliwych gitarzystów, każdy po 60-80 W
mocy technicznej i jakieś dwa wina mocy artystycznej.
Jak się chce, to się może się.
ahoj!
A że brzmi to równie przyjemnie co rzucanie się psimi kupami to już
całkowicie inna kwestia…
Ot, cała prawda..
Mam hiwatta 300W. Perkusista gra głównie po to żeby odreagować stresy,
więc o finezji mowy nie ma. Lutujemy sobie coś okołopankowego,
metaliczno-hardrockowego. Ta 300setka daje radę ale wydaje mi się, że na
mojego pałkera to minimum. Z mniejszym wzmacniaczem byłoby ciężko.
Szczególnie nie wyobrażam sobie 60 W hiwatta – może wzmacniacz inszej firmy
dałby radę.
Ewentualnie można perkusiście na gwiazdkę kupić lżejsze i wytłumione
pałeczki 😉
kolejny przykład na to, że wzmacniacz 100w nie daje rady z perkusistą (choć to
wina ch.. wzmacniacza) co nie smyra werbla, ale też nie gra ekstremiów. Fender
Rumble 100. Jak dla mnie – całkowicie nieudana konstrukcja. Słychać go
trochę, ale zazwyczaj jest to muląca niemiła ściana dołu. Bez względu na
kręcenie, tylko to pozostaje. Także kupujcie coś sprawdzonego ludzie, bo te
nowe koreańskie produkty nie są z reguły dobre. (dobra rada, stara jak
świat)
Trzeba tresować perkusistów. Mojego się dało na tyle, że potrafimy grać
próbę we 2 na baaardzo małych głośnościach. I tak: jeśli zaaistnieje
potrzeba to w salce master Edena 235w rozkręcam na 1/10 a w domu gram
akustycznie- on na elektronicznej perkusji a ja anplagt wciąż na elektrycznym
basie i słyszymy się doskonale. Problemem jest dopiero gitarzysta ale gra z
nami od miesiąca i jeszcze musimy mu kilka razy wylać wiadro wody na łeb 😉
Z poprzednim nie było problemu grać na ustawieniach jak wyżej 😉
Aha, żeby nie było- gramy coś z pogranicza porąbanych King Crimson, Toola,
trochę klasycznego rokendrolowego przytupu w stronę stonerowych brzmień
więc nie jest to muzyka z założenia cicha;)
Coś w tym jest, bardzo często na próbach w tych kilku kapelach czy
projektach w jakich dane mi było grać słyszałem „daj się głośniej”, po
pewnym czasie odwróciłem kota ogonem i stwierdzałem „to wy zróbcie się
ciszej” tak że nie dochodziło do imo patologii gdzie combo 220w(waty były
bardzo realne był to ampeg) musiałem się ustawiać na 9/12 master i gain.
Czego serdecznie nienawidzę ,wiadomo sprzęt się eksploatuje w nadmiarze
itp.
Także staram się dochodzić do porozumienia w kwestii głośności. Kiedyś w
pełnym składzie musiałem się posiłkować 20w crate. Zagraliśmy „true
colors” collinsa i „wonderfull tonight” Claptona. Dało się, wprawdzie
przesterowywałem ale od biedy szło.
Co nie świadczy o tym że czułem się z tym komfortowo bo już przy „Hey
pancho its disco” fat larrys band siadało.
Uważam reasumując że 100 realnych w miarę watuf starczy, dużo zależy od
porozumienia dot. głośności gry
gurf, którą wersje masz na myśli, 115 czy 210?
jeśli chodzi o wersję z 15 calowym głośnikiem to się zgodzę. Bez względu
na kręcenie potencjometrami przebijałem się tylko zmulonym dołem, nie
wspominam jej dobrze.
Ale z kolei wersja 210 to już całkiem inna bajka. Z zespołem
współbrzmiała bardzo przyjemnie i nie brakowało jej mocy. Jedynym moim
zastrzeżeniem był brak „mocnego” dolnego pasma, ale ja gram na 215 przecież
😛
ale ja się nie znam 🙂
Ciekawie się czyta o perkusistach w amoku samemu będąc bębniarzem;] U nas
przewinął się basman z 100 wat Ashdown em Five Fifteen (100 wat), ustawiał
to na 6/7 i skecja jechała aż miło, a ja lekko nie gram. Gitarzysci obaj z
piecami 120 wat i 65 wat. Wszystko to kwestia rozstawienia sprzętu w salce i
dobrania głośności. A na koncercie bas w linie i piec jako odsłuch. 100 wat
na mój gust starcza spokojnie.
mi też Ashdown 515 starczał ale DOPIERO od kiedy mam zooma b2.1u bo podbija
mi sygnał i wtedy to jest słyszalne combo, i nawet znośnie brzmiące przy
odpowiednich ustawieniach zoomika
mi starcza Hartke A70 do grania HC, a do trashu Ampeg BA115. nie potrzebuje
ogromnych ilości wattów…chociaż nie grzeszę jakością dźwięku
A tak wg mnie to zapotrzebowanie na ilość watów jest odwrotnie
proporcjonalne do doświadczenia i lat grania (czyli im dłużej się gra i im
więcej się wie, tym mniej watów potrzeba). Oczywiście nie zawsze, są
wyjątki ale one tylko potwierdzają tę regułę.
Moim ulubionym kłamstwem gitarzystów jest: tak, tak ściszyłem się.
– z 10 gitarzystów 11 jest zbyt głośno ustawiona (takie moje osobiste
przeżycia), nie wiem czy jest to przejaw zasady im głośniej tym lepiej? –
pytanie do gitarzystów
– nie widziałem jeszcze perkusisty grającego punkowe, hc, czy mocno rockowe
projekty, który grałby finezyjnie
Tak więc 60W do grania klubowego, bez linii to stanowczo za mało.
Ja mam wzmacniacz 300w (ale głośnik 12″ na 8 ohm, więc załóżmy, że idzie 150)
i przy dwóch gitarach i perce naprawdę miałem problem z przebiciem się. :/
Gatunek: bliżej nieokreślony metal.
Amerykanie twierdzą, ze dużą pojemność silnika można zastąpić tylko
…. większą pojemnością silnika.
Może teoria, że jakąś tam ilość głośników można zastąpić tylko
większą ilością głosników ma sens?
Jeden głosnik 12″?
pardon, miałem na myśli 15. Tak, jeden, to combo jest (z możliwością
podpięcia dodatkowej kolumny lub odpięcia wbudowanego głośnika i podpięcia
dwóch kolumn).
60w to zdecydowanie za mało by grać heavy i się przebić przez kapelę!
Chamskie to jest. Gitarzysta mniej wydaje kasy na sprzęt bo mniej Watt mu
potrzeba.