totalne głupoty z młodości

Hej zaczynam taki wątek bo sam ostatnio sobie przypomniałem coś z czego
teraz szczam po nogach ze smiechu.

W 4 klasie podstawówki – ćwierć wieku temu – zaczynałem zabawę z
angielskim od słuchania Dire Straitsów i prób przetłumaczenia słów na
okładce ze słownikiem w ręku. Coś takiego mi wyszło:

Walk of life – walka o życie

Brothers in arms – bracia w armii

Odnośnie drugiego tytułu, jeszcze mi pasowało z klimatem kawałka, ale za
chiny nie mogłem pojąć intencji autora w pierwszym przypadku – o takich
poważnych rzeczach śpiewać na wesoło??? WTF!!?

Macie podobne historie – dzielcie się!

Podziel się swoją opinią
m.kovalski
m.kovalski
Artykuły: 0

63 komentarze

  1. he he, głupoty z dzieciństwa to dzielę na dwie grupy:

    – zacofanie ( bo pamiętam czasy kartek, kryzysów i światowego embargo) –
    zeszyt z rozmówkami (przepisywane z tymi wszystkimi błędami) i adresami, na
    które wysyłaliśmy prośby o katalogi np. samochodów (proszę sobie
    wyobrazić połowa lat 80-tych i kolorowy katalog np. z mercedesami 123),

    – dziecięca brawura i bezsensowne ryzyko – te wszystkie dziwne akrobacje i
    bolesne doświadczenia z grawitacją, których dziś z pewnością nie
    powtórzyłbym.

    ____________________________

    http://www.myspace.com/perpetumhomo

  2. jak tylko przeczytalem tytul watku od razu się usmiechnalem 🙂

    krucze no ogolnie u mnie było podobnie jak u lobisomema tylko ,ze trochę
    pozniej 😛 no klimaty takie jak granie w kapsle na betonie (nieraz na srodku
    ulicy) ,albo wlamywanie się na tereny budowy i bawienie się w chowanego. albo
    jakieś takie wymyslone historie ,ze w piwnicy u mnei w bloku było miejsce
    zbrodni w ,ktorym straszylo i wszyscy tam się bali wejsc ,a jak ktoś się
    odwazyl to był kozakiem na cale osiedle i w ogóle 🙂 albo granie w kwadraty
    miedzy blokami (coś jak tenis piłką do nogi bez siatki) i wszystke wybite
    szyby i wkurwione staruchy (i stracone piłki) i w ogóle wszystkie podworkowe
    zajebiste gry (warszaklapa itp.)

    ehhhh…. 🙂

  3. Ja cały czas jestem młody, więc ciężko mi wskazać głupoty z mojej
    młodości… Nie mniej jednak jak sobie przypomnę to coś napiszę 🙂

    Na razie to pierwsze co mi przychodzi do głowy to przełomowy moment w grze na
    gitarze, kiedy odkryłem, że na piątym progu danej struny kryje się
    identyczny dźwięk co na kolejnej, pustej strunie 😀

  4. to nie jest wcale takie glupie. skad niby masz to wiedziec jak się sam uczysz.
    pozatym od tego momentu jest już zawsze z gorki 🙂

  5. @spluker: no klimaty takie jak granie w kapsle na betonie (nieraz na srodku ulicy)

    na kapslach naklejaliśmy flagi i szczególnie w okresie słynnego „Wyścigu
    Pokoju” ogrywane były wszystkie asfaltowe drogi na osiedlu. Niektóre kapsle
    wypełnialiśmy woskiem inne plasteliną.

    Kurcze, chyba stary już jestem 😉

    ____________________________

    http://www.myspace.com/perpetumhomo

  6. O qrde, w kapsle żeśmy sobie ostatnio na wakacjach pograliśmy.. Goście po
    30 lat na „wysepkach” i „sznurkach”.. hehe

    No i sławetne gry w „kwadraty” i „jedno podanie” – muszę to jeszcze kiedyś
    powtórzyć, ale to chyba jak mi dzieci podrosną;>

    A ze źle przetłumaczonych tekstów w młodości – Procol Harum:

    z „turned whiter shade of pale”

    wyszło mi

    „turn off the water and shave a pale”

    co wg mnie miało znaczyć:

    „wyłącz wodę i ogól pałę”

    😈

  7. Jak przypominam sobie co wyprawiałem w dzieciństwie, to serio zastanawiam
    się jak to możliwe, że nie jeżdżę w wózku inwalidzkim 🙂

    np.

    Pamiętam jak fascynowały mnie (i kilku kumpli) Gwiezdne Wojny. Chcąc za
    wszelką cenę nauczyć się „robić szablami” jak na filmie, wystrugaliśmy
    sobie z patyków „miecze świetlne” (z obowiązkową rękojeścią z taśmy
    izolacyjnej). Po kilku walkach uznaliśmy, że taka zabawa jest nudna i
    potrzebujemy dodatkowego utrudnienia. Po rozważeniu kilku opcji
    zdecydowaliśmy się wleźć na belki w stodole. Były gdzieś tak trzy, cztery
    metry nad ziemią. Jeden kumpel złamał rękę, a drugi skręcił kostkę.

    Ciekawa również była zabawa, w której jeden z nas latał z ogniem i
    podpalał słomę wokół ww. stodoły, a reszta z nas biegała za nim z 10
    sekundowym opóźnieniem i starała się ugasić małe pożary skacząc po
    nich. Ewentualnie lejąc na nie. Kupa zabawy. Jak się rodzicie i dziadek
    dowiedzieli, to już nie tak bardzo. Tydzień siedzieć nie umiałem.

  8. Kokoś rządzi 🙂 W sumie też to kiedyś odkryłem, stare dobre czasu :p

    A w kwesti głupot… Kiedyś się zakochałem. A później jeszcze raz. To
    było głupie :p Oj tak ;]

    Ale teraz już dwójka z przodu i człowiek mądrzejszy, błędów nie powtarza
    😉

    //”Whats My Age Again?”

  9. ja k*rwa zaczynałem uczyć się grać na klasyku z nutami na opak 😉

    serdecznie zapraszam użytkowników gitar Ibanez z serii SR o kontakt gdyż
    zamierzam nabyć VI strunowego SR506 i proszę o opinie

  10. hmm, najglupsze rzeczy… hyhy, bralismy z kolega zaby i wypruwalismy im flaki
    patykiem, nazywalismy to operacja zaba,

  11. skipioza, my np oblewaliśmy żaby rozpuszczalnikiem i podpalaliśmy 😉

    albo wstrzykiwaliśmy im jakiś płyn do środka czekając aż wybuchną 😉

    to też zdecydowanie była głupota

  12. Jesteście chorzy z tymi żabami. Ja z kumplami to tylko grałem nimi w golfa
    😀

  13. My rozstawialiśmy jabłka zerwane z pobliskiego drzewa na ulicy, czekając aż
    je coś rozjedzie.

    Robiliśmy sobie bazy i graliśmy w piłkę.

    No i bawiliśmy się w chowanego.

    pozdrawiam.

  14. A ja z kumplami przynieśliśmy flaszke (Żubrówka 😛 ) do szkoły i
    ją…rozbiliśmy przpadkowo!!

    Oj była przejeba, była… Ale mi się udało jakoś wykręcić 😛 .

    To było pół roku temu 😀

  15. Temat dość zabawny raczej.

    Jak trochę podrosnę to mogę poopisywać głupoty ze swej młodości. 😛

    Jak na razie to móją totalną głupotą jest nie pojmowanie skal.

    A. Kiedyś jeszcze kochałam się w wokaliście Simple Plan i pisałam
    romantyczne opowiadania z nim i ze mną w rolach głównych. To było durne…
    😛

  16. Uzeb masz rację.. Totalną głupotą m.kovalskiego było założenie tego
    tematu. No cóż niestety mamy i hydepark na forum. Ja bym coś takiego
    skasował z miejsca ale po konsultacji zostało mi to zabronione

  17. Nie gadajcie temat jest w pytke!

    Dzieki niemu dowiedziałem się takich rzeczy jak np:

    @Domasz: Kiedyś jeszcze kochałam się w wokaliście Simple Plan i pisałam romantyczne opowiadania z nim i ze mną w rolach głównych.

    :-o:D

    pozdrawiam.

  18. A w zasadzie cóż takiego złego jest w tym temacie? I dlaczego niestety, że
    jest na tym forum hyde park?

  19. @befunky: Nie gadajcie temat jest w pytke!

    Dzieki niemu dowiedziałem się takich rzeczy jak np:

    @Domasz: Kiedyś jeszcze kochałam się w wokaliście Simple Plan i pisałam romantyczne opowiadania z nim i ze mną w rolach głównych.

    :-o:D

    pozdrawiam.

    Wiedziałam, że będzie źle jak się przyznam… 😛

  20. Misio chyba chciałby na tmy forum gadanie ino o basie i o niczym innym.

    Cześciowo ma rację, ale bez hydeparku i takich tam to by już nie było to
    samo chyba(chyba).

  21. Ja z kumplem chodziliśmy w wieku lat ok. 14 na okoliczne budowy, a że cieć
    często się ulatniał, odpalaliśmy kluczem z kumpla motoru stojące tam
    koparki i jeździliśmy nimi do woli wykopując niekiedy niepotrzebne doły :).
    Najlepsze były koparki gąsienicowe – kilkadziesiąt ton: pamiętam, że
    gąsienice miałem powyżej klaty i zabawa była przednia, kiedyś nawet
    zaparkowaliśmy z fasonem dokładnie w tym samym miejscu co wystartowaliśmy
    :).

  22. hmm.. o wiem!

    graliśmy na szkolnym boisku w kosmos. Czyli, brało się kumpli. ze czterech i
    robiło opunktowanie budynku szkoły. Np. Rynna 50 pkt, okno szklane 200 pkt,
    plastikowe 100 pkt, alarm 100 pkt, megafon 100 pkt, gzyms (taki parapecik
    raczej) 50 pkt itd. I brało się piłke do kosza nastepnie, bądź do pilki
    noznej i kopało się z ręki (jak bramkarze) w szkołę. Kto w coś trafił
    dostawał pkt. I się grało np do 3000, 5000 pkt. Z tym że. Jeśli z czegoś
    się posypało – np z rynny, gzymsu, to były pkt razy dwa. Oczywiscie były
    równiez kombosy. Rynna + gzyms +posypanie się to się liczyło. I ostatnia,
    moja ulubiona zasada. Jak coś rozje.biesz kompletnie – wygrywasz. Efekt? 3
    szyby wybiłem. Kumple nie mieli jaj żeby wygrać w kosmos. No, potem trzeba
    było dość chyzo uciekac przed panem pseudo strózem. I nie zapomnieć o piłce
    🙂

    Kolejna rzecz, to oczywiście kapsle, ale w piaskownicy. Tory przeszkody, doły
    wypelnione patykami, wielkie rampy itd wiadomo. Mosty z jakichs drewienek,
    wielkie hopki no. Fantazje. Kolega grzybicy się nabawił od zbierania
    kapsli.

    AAAAA! No i jeszcze wspomnienia z tego jak ministrantem byłem. Podczas
    ubierania choinek na boze narodzenie to standartowe rzucanie w siebie bombkami
    jak ksiadz się nie patrzył. I pod koniec ubierania co rok braliśmy z
    przyjacielem i kolegą po jednej największej bombe i wynosilismy z kosciola a
    potem sikaliśmy do nich i rzucaliśmy w koscioł. aż się geba cieszy na
    wspomnienie 😀 no.. ale już nie jestem ministrantem. Ale przyjde tez w tym roku
    ubrac choinki.

    Podobne rzeczy również robilismy na koledzie. Ale to już pisał nie będę.
    🙂

    Fajnie jest być młodym.. Niby mam 18 lat ale jak się ma mniej to tak
    radośnie. A teraz troski się zaczynaja. I tró lajf.

  23. Wino mszalne jest najmocniejsze- jeden pije wszyscy śpiewają 😉 (taki stary
    dowcip)

  24. No… wątek jest idiotyczny:)

    Niechże sobie coś przypomnę…

    Pojechaliśmy z kolesiami do Bełchatowa, do kopalni odkrywkowej, żeby wejść
    na koparkę.

    http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kopalnia_wegla_brunatnego_i_elektrownia_w_belchatowie_9683.html
    Daliśmy cieciowi pół litra, żeby zamknął psa i zaczął się nasz „Walk
    of Life” 🙂

    Trochę może przesadziliśmy z ziołami i grzybami, bo na samej górze
    okazało się, że wszyscy boją się zejść. Rano oczywiście przyjechała
    policja. Odpowiadaliśmy za „włamanie”…

    Głupie, nie?

    no limits, no fear, no clue… IN
    DUB!!!

  25. Dzieki.

    Długo nie miałem pociągu do alkoholu i może dlatego nie juchciłem wina 😛
    Widziałem nieraz przed mszą czy po mszy w takim schowku.. 😛 A. wiem!!
    ministranci chodzą sprzedawać Niedzielę po mszy u nas. No i czasem ktoś Ci
    dawał 10 i mówił reszta np. dla parafii czy coś 😛 czy dla mnie, w kazdym
    razie zawsze nadliczbowa kasa wedrowała do mojej kieszeni.

    Co do alkoholu to właśnie na jednej z kolęd odkryłem jego własciwosci. Po
    jednej z nich wypilismy z kolegą po dwa browary (no a jak się mlodym jest i
    niezaprawionym to szumi!) i poszlismy do domu. Kolega zapomniał telefonu,
    dzwoni do mnie z domu, biegne wybiegam z domu lece to 200 metrów do tej
    szkoły i patrze, jest telefon! super wszystko, wracam do domu okazało się ze
    szalik zgubłem. Moja u…rdliwa matka zaczela mnie pytac a ja tylko siedze i
    się smieje, co tu robic. Co najgorszE nie wybaczyła mi szalika do tej
    pory.

    Jeszcze konkluzja – bycie ministrantem było fajne.

    Dzieki.

  26. gdy miałem ok 4 lata, wlazlem na drzewo, galazka się pode mna zlamala. nie było
    wysoko wiec upadek raczej nie bylby bolesny. dlaczego bylby? bo zamiast
    poleciec na ziemie zahaczylem bluzka o jakaś galazke (oczywiście kolnierzem) i
    prawie się powiesilem, miałem szczescie ze w koncu galazka się zlamala i biedny
    siny zaplakany wiktor pobiegl do mamusi powiedziec co się stalo. pamietam
    doskonale ze w szpitalu lekarze pytali „na pewno rodzice cie nie dusili?”
    heh

    inna totalna glupota z mlodosci trochę starszej wydazyla się w ostatnia sobote,
    kiedy beztrosko pijany wpadlem w ognisko ^^ pol reki pop. 2 stopnia, 3/4 dloni
    3 st (chyba) ale najwazniejsze ze paluszki cale wiec może za miesiac będę mogl
    znow pograc na gitarce -.-

  27. @Giedym: Ja z kumplem chodziliśmy w wieku lat ok. 14 na okoliczne budowy, a że cieć często się ulatniał, odpalaliśmy kluczem z kumpla motoru stojące tam koparki i jeździliśmy nimi do woli wykopując niekiedy niepotrzebne doły :). Najlepsze były koparki gąsienicowe – kilkadziesiąt ton: pamiętam, że gąsienice miałem powyżej klaty i zabawa była przednia, kiedyś nawet zaparkowaliśmy z fasonem dokładnie w tym samym miejscu co wystartowaliśmy :).

    To jest pro historia!

    Jakieś dwa lata temu wracając dość późno z koncertu w Wytwórni Filmów
    Fabularnych we Wrocławiu, gdzieś tak na placu Grunwaldzkim (dla
    niedoinformowanych – jedna z większych arterii Wrocławia, wtedy w remoncie)
    znaleźliśmy z kumplem kilka koparek… Do jednej (takiej starej, firmy
    Waryński) udało nam się wejść. Jej wygląd i stan zewnętrzny pozostawiał
    wiele do życzenia, dlatego też próbując zrobić „zimny łokieć”
    wywaliliśmy szybę… Ale zabrakło nam zimnej krwi, żeby ją odpalić 🙂

  28. Głupich rzeczy, które zrobiłem z kumplami w młodości jest więcej niż
    mądrych. Niektóre z nich to:

    – włamywanie się do maszynowni dźwigu w okolicznych budynkach i robienie
    ludziom psikusów. Np włażenie na dach windy i czekanie aż ktoś wsiądzie,
    żeby móc krzyczeć i jednocześnie lać wodą rozrobioną z keczupem na
    drzwi, coby ludzie pomyśleli że kogoś wciągnęło (nawet pisali o nas w
    gazecie)

    – chodzenie po mieście z fujarami na wierzchu i pytanie ludzi o godzine

    – wrzucanie nielubianym sąsiadom na balkon spleśniałych jabłek, petard i
    bomb z saletry

    – bieganie po dachach i pokazywanie d*py ludziom którzy siedzieli na
    balkonach

    – zostawianie psiego kloca na wycieraczce i pukanie do drzwi

  29. Radar, bezapelacyjny król tego wątku!! Swoją drogą, gdyby dzisiejsza
    młodzież tylko takie rzeczy robiła ehh ..

  30. załamać się idzie jak się czyta niektóre te wypowiedzi. niektóre
    niedość, że głupie to chamskie.

  31. Radar! Zgralibysmy się :D:D:D ja takie bydła przestałem robić chyba z 1-2
    lata temu 😀

    KLIK

  32. Spodobał mi się pomysł z windą:D Bede musiał znaleźć jakiegoś kompana i
    wypróbować;)

  33. Motyw z filmu (bodajże) „Billy Madison”, z Adamem Sandlerem:

    1. Zapakować psią kupę do papierowego woreczka

    2. Położyć komuś na wycieraczce

    3. Podpalić

    4. Zadzwonić do drzwi i spieprzać

    5. Obserwować z bezpiecznej odległości gaszenie woreczka przy pomocy stóp
    oczywiście

    😛

  34. Parę lat temu wrzuciliśmy z kumplem do mieszkania w dziesięciopiętrowym
    bloku petardę typu „Pirat” . Dziadzia, który tam mieszkał, trochę nas
    pogonił i chciał dzwonić na policję, ale ostatecznie obeszło się bez
    większego przypału, za to huk był taki, że dzwoniło nam w uszach, chociaż
    w momencie wybuchu byliśmy już przy drzwiach od klatki.

    http://www.img237.imageshack.us/img237/4629/42a54be9a6e74722ou4.jpg

  35. Ja byłem bardzo grzecznym dzieckiem… 😛

    Rzecz jasna, poza okresem zamiłowania do ognia owocującym ogniskiem na
    środku kuchni. No i próbowaniem innych, zamiast cukru, przypraw w herbacie
    (ale to chyba zaszkodziło tylko mnie :P). No i, podobnie, jak KrzyKacz, z
    racji zamiłowania do Gwiezdnych Wojen, niejedną godzinę spędziliśmy z
    kumplami lejąc się bambusowymi kijami oklejonymi izolacyjną, co owocowało
    stłuczeniami, bliznami i innymi drobnymi obrażeniami, które jednak przydały
    nam doświadczenia i – co by tu długo mówić – uelastyczniło moje nadgarstki
    :P… Nie uważam tego zatem za głupotę.

    Hmm… Jakby o tym pomyśleć dłużej… Głupie również było głośne
    zachowywanie się w mieszkaniu, pod którym mieszkała obsesyjno-kompulsywna
    schizofreniczna sąsiadka (ale te zaburzenia wyszły właśnie tego dnia, gdy
    przyszła i groziła mi śmiercią :P)…

    No i wielką głupotą mojego dzieciństwa było to, że nie interesowała mnie
    muzyka w ogóle i gitary basowe w szczególności…

    P.S.

    To straszne, ale czytanie tego tematu (a zwłaszcza wypowiedzi najstarszych –
    te wszystkie kapsle itd.) zrodziło u mnie rozważania natury socjologicznej.
    Tak naprawdę chyba wszyscy jesteśmy strasznie starzy… Dzisiejsze dzieci
    bawią się w „obrzućmy bluzgami brudasa*” „podpalmy kota”
    albo „zgwałćmy koleżankę”… To, co myśmy wyprawiali w dzieciństwie było
    może i niebezpieczne, ale… Hmm…

    *czyli każdego z długimi włosami/ubranego w czarny nie-dres

  36. Ja z kumplami kiedyś strzelaliśmy się pistolecikami na kulki… a w zasadzie
    nie pistolecikami (bo takie to na odpustach są), tylko ich mocniejszymi
    odpowiednikami (nie asg, żeby nie było). Oczywiście mieliśmy honorowe
    zasady (strzelać tylko w brzuch i nogi), a zabezpieczenia na oczy – żadnego.
    Zabawa była przednia, nie przeszkodził mi nawet ból po otrzymaniu strzału w
    kark z niecałego metra (nie macie pojęcia, jak piecze 😛 ).

    Z ciekawszych rzeczy, to u kolegi na podwórku (obok ruchliwej ulicy)
    właziliśmy na czereśnię, owoce ładowaliśmy do procy wędkarskiej i
    waliliśmy w przejeżdżające auta.

    Zabaw z petardami nie wspominam, ponieważ wszystkie trzy sytuacje, gdy
    rakieta-fajerwerk przeleciała mi obok głowy, spowodował mój ojciec. 😛

Możliwość komentowania została wyłączona.