Hej zaczynam taki wątek bo sam ostatnio sobie przypomniałem coś z czego
teraz szczam po nogach ze smiechu.
W 4 klasie podstawówki – ćwierć wieku temu – zaczynałem zabawę z
angielskim od słuchania Dire Straitsów i prób przetłumaczenia słów na
okładce ze słownikiem w ręku. Coś takiego mi wyszło:
Walk of life – walka o życie
Brothers in arms – bracia w armii
Odnośnie drugiego tytułu, jeszcze mi pasowało z klimatem kawałka, ale za
chiny nie mogłem pojąć intencji autora w pierwszym przypadku – o takich
poważnych rzeczach śpiewać na wesoło??? WTF!!?
—
Macie podobne historie – dzielcie się!
Totalną głupotą było założenie takiego tematu:P
he he, głupoty z dzieciństwa to dzielę na dwie grupy:
– zacofanie ( bo pamiętam czasy kartek, kryzysów i światowego embargo) –
zeszyt z rozmówkami (przepisywane z tymi wszystkimi błędami) i adresami, na
które wysyłaliśmy prośby o katalogi np. samochodów (proszę sobie
wyobrazić połowa lat 80-tych i kolorowy katalog np. z mercedesami 123),
– dziecięca brawura i bezsensowne ryzyko – te wszystkie dziwne akrobacje i
bolesne doświadczenia z grawitacją, których dziś z pewnością nie
powtórzyłbym.
____________________________
http://www.myspace.com/perpetumhomo
jak tylko przeczytalem tytul watku od razu się usmiechnalem 🙂
krucze no ogolnie u mnie było podobnie jak u lobisomema tylko ,ze trochę
pozniej 😛 no klimaty takie jak granie w kapsle na betonie (nieraz na srodku
ulicy) ,albo wlamywanie się na tereny budowy i bawienie się w chowanego. albo
jakieś takie wymyslone historie ,ze w piwnicy u mnei w bloku było miejsce
zbrodni w ,ktorym straszylo i wszyscy tam się bali wejsc ,a jak ktoś się
odwazyl to był kozakiem na cale osiedle i w ogóle 🙂 albo granie w kwadraty
miedzy blokami (coś jak tenis piłką do nogi bez siatki) i wszystke wybite
szyby i wkurwione staruchy (i stracone piłki) i w ogóle wszystkie podworkowe
zajebiste gry (warszaklapa itp.)
ehhhh…. 🙂
Ja cały czas jestem młody, więc ciężko mi wskazać głupoty z mojej
młodości… Nie mniej jednak jak sobie przypomnę to coś napiszę 🙂
Na razie to pierwsze co mi przychodzi do głowy to przełomowy moment w grze na
gitarze, kiedy odkryłem, że na piątym progu danej struny kryje się
identyczny dźwięk co na kolejnej, pustej strunie 😀
to nie jest wcale takie glupie. skad niby masz to wiedziec jak się sam uczysz.
pozatym od tego momentu jest już zawsze z gorki 🙂
na kapslach naklejaliśmy flagi i szczególnie w okresie słynnego „Wyścigu
Pokoju” ogrywane były wszystkie asfaltowe drogi na osiedlu. Niektóre kapsle
wypełnialiśmy woskiem inne plasteliną.
Kurcze, chyba stary już jestem 😉
____________________________
http://www.myspace.com/perpetumhomo
O qrde, w kapsle żeśmy sobie ostatnio na wakacjach pograliśmy.. Goście po
30 lat na „wysepkach” i „sznurkach”.. hehe
No i sławetne gry w „kwadraty” i „jedno podanie” – muszę to jeszcze kiedyś
powtórzyć, ale to chyba jak mi dzieci podrosną;>
A ze źle przetłumaczonych tekstów w młodości – Procol Harum:
z „turned whiter shade of pale”
wyszło mi
„turn off the water and shave a pale”
co wg mnie miało znaczyć:
„wyłącz wodę i ogól pałę”
😈
Jak przypominam sobie co wyprawiałem w dzieciństwie, to serio zastanawiam
się jak to możliwe, że nie jeżdżę w wózku inwalidzkim 🙂
np.
Pamiętam jak fascynowały mnie (i kilku kumpli) Gwiezdne Wojny. Chcąc za
wszelką cenę nauczyć się „robić szablami” jak na filmie, wystrugaliśmy
sobie z patyków „miecze świetlne” (z obowiązkową rękojeścią z taśmy
izolacyjnej). Po kilku walkach uznaliśmy, że taka zabawa jest nudna i
potrzebujemy dodatkowego utrudnienia. Po rozważeniu kilku opcji
zdecydowaliśmy się wleźć na belki w stodole. Były gdzieś tak trzy, cztery
metry nad ziemią. Jeden kumpel złamał rękę, a drugi skręcił kostkę.
Ciekawa również była zabawa, w której jeden z nas latał z ogniem i
podpalał słomę wokół ww. stodoły, a reszta z nas biegała za nim z 10
sekundowym opóźnieniem i starała się ugasić małe pożary skacząc po
nich. Ewentualnie lejąc na nie. Kupa zabawy. Jak się rodzicie i dziadek
dowiedzieli, to już nie tak bardzo. Tydzień siedzieć nie umiałem.
Kokoś rządzi 🙂 W sumie też to kiedyś odkryłem, stare dobre czasu :p
A w kwesti głupot… Kiedyś się zakochałem. A później jeszcze raz. To
było głupie :p Oj tak ;]
Ale teraz już dwójka z przodu i człowiek mądrzejszy, błędów nie powtarza
😉
//”Whats My Age Again?”
dziecięca fantazja i nieświadomość konsekwencji – to jest to. Człowiek
się trochę podstarzał, dowiedział tego i owego i zrobiło mu się pod
górkę.
____________________________
http://www.myspace.com/perpetumhomo
ja k*rwa zaczynałem uczyć się grać na klasyku z nutami na opak 😉
serdecznie zapraszam użytkowników gitar Ibanez z serii SR o kontakt gdyż
zamierzam nabyć VI strunowego SR506 i proszę o opinie
hmm, najglupsze rzeczy… hyhy, bralismy z kolega zaby i wypruwalismy im flaki
patykiem, nazywalismy to operacja zaba,
A ja nie segregowalem skarpetek w mlodosci i to było glupie ;[
skipioza, my np oblewaliśmy żaby rozpuszczalnikiem i podpalaliśmy 😉
albo wstrzykiwaliśmy im jakiś płyn do środka czekając aż wybuchną 😉
to też zdecydowanie była głupota
Jesteście chorzy z tymi żabami. Ja z kumplami to tylko grałem nimi w golfa
😀
My rozstawialiśmy jabłka zerwane z pobliskiego drzewa na ulicy, czekając aż
je coś rozjedzie.
Robiliśmy sobie bazy i graliśmy w piłkę.
No i bawiliśmy się w chowanego.
pozdrawiam.
A ja z kumplami przynieśliśmy flaszke (Żubrówka 😛 ) do szkoły i
ją…rozbiliśmy przpadkowo!!
Oj była przejeba, była… Ale mi się udało jakoś wykręcić 😛 .
To było pół roku temu 😀
ale dramat ten temat……………..i jeszcze ktoś tu pisze 🙂
Temat dość zabawny raczej.
Jak trochę podrosnę to mogę poopisywać głupoty ze swej młodości. 😛
Jak na razie to móją totalną głupotą jest nie pojmowanie skal.
A. Kiedyś jeszcze kochałam się w wokaliście Simple Plan i pisałam
romantyczne opowiadania z nim i ze mną w rolach głównych. To było durne…
😛
Uzeb masz rację.. Totalną głupotą m.kovalskiego było założenie tego
tematu. No cóż niestety mamy i hydepark na forum. Ja bym coś takiego
skasował z miejsca ale po konsultacji zostało mi to zabronione
No w sumie to ja to pierwszy powiedziałem;)
no to punkt dla ciebie
Nie gadajcie temat jest w pytke!
Dzieki niemu dowiedziałem się takich rzeczy jak np:
:-o:D
pozdrawiam.
A w zasadzie cóż takiego złego jest w tym temacie? I dlaczego niestety, że
jest na tym forum hyde park?
Wiedziałam, że będzie źle jak się przyznam… 😛
Ktoś tu ma zapędy dyktatorskie… 😉
Misio chyba chciałby na tmy forum gadanie ino o basie i o niczym innym.
Cześciowo ma rację, ale bez hydeparku i takich tam to by już nie było to
samo chyba(chyba).
Ja z kumplem chodziliśmy w wieku lat ok. 14 na okoliczne budowy, a że cieć
często się ulatniał, odpalaliśmy kluczem z kumpla motoru stojące tam
koparki i jeździliśmy nimi do woli wykopując niekiedy niepotrzebne doły :).
Najlepsze były koparki gąsienicowe – kilkadziesiąt ton: pamiętam, że
gąsienice miałem powyżej klaty i zabawa była przednia, kiedyś nawet
zaparkowaliśmy z fasonem dokładnie w tym samym miejscu co wystartowaliśmy
:).
Giedym, na razie najlepsza historyjka w temacie 😀
hmm.. o wiem!
graliśmy na szkolnym boisku w kosmos. Czyli, brało się kumpli. ze czterech i
robiło opunktowanie budynku szkoły. Np. Rynna 50 pkt, okno szklane 200 pkt,
plastikowe 100 pkt, alarm 100 pkt, megafon 100 pkt, gzyms (taki parapecik
raczej) 50 pkt itd. I brało się piłke do kosza nastepnie, bądź do pilki
noznej i kopało się z ręki (jak bramkarze) w szkołę. Kto w coś trafił
dostawał pkt. I się grało np do 3000, 5000 pkt. Z tym że. Jeśli z czegoś
się posypało – np z rynny, gzymsu, to były pkt razy dwa. Oczywiscie były
równiez kombosy. Rynna + gzyms +posypanie się to się liczyło. I ostatnia,
moja ulubiona zasada. Jak coś rozje.biesz kompletnie – wygrywasz. Efekt? 3
szyby wybiłem. Kumple nie mieli jaj żeby wygrać w kosmos. No, potem trzeba
było dość chyzo uciekac przed panem pseudo strózem. I nie zapomnieć o piłce
🙂
Kolejna rzecz, to oczywiście kapsle, ale w piaskownicy. Tory przeszkody, doły
wypelnione patykami, wielkie rampy itd wiadomo. Mosty z jakichs drewienek,
wielkie hopki no. Fantazje. Kolega grzybicy się nabawił od zbierania
kapsli.
AAAAA! No i jeszcze wspomnienia z tego jak ministrantem byłem. Podczas
ubierania choinek na boze narodzenie to standartowe rzucanie w siebie bombkami
jak ksiadz się nie patrzył. I pod koniec ubierania co rok braliśmy z
przyjacielem i kolegą po jednej największej bombe i wynosilismy z kosciola a
potem sikaliśmy do nich i rzucaliśmy w koscioł. aż się geba cieszy na
wspomnienie 😀 no.. ale już nie jestem ministrantem. Ale przyjde tez w tym roku
ubrac choinki.
Podobne rzeczy również robilismy na koledzie. Ale to już pisał nie będę.
🙂
Fajnie jest być młodym.. Niby mam 18 lat ale jak się ma mniej to tak
radośnie. A teraz troski się zaczynaja. I tró lajf.
Gurf- Wzorowy Ministrant
A wino juchciłeś?
Wino mszalne jest najmocniejsze- jeden pije wszyscy śpiewają 😉 (taki stary
dowcip)
powinno być „jeden pije, połowa śpi, reszta śpiewa” 🙂
Dzieciństwo Gurfa rulz 😀 .
No… wątek jest idiotyczny:)
Niechże sobie coś przypomnę…
Pojechaliśmy z kolesiami do Bełchatowa, do kopalni odkrywkowej, żeby wejść
na koparkę.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/kopalnia_wegla_brunatnego_i_elektrownia_w_belchatowie_9683.html
Daliśmy cieciowi pół litra, żeby zamknął psa i zaczął się nasz „Walk
of Life” 🙂
Trochę może przesadziliśmy z ziołami i grzybami, bo na samej górze
okazało się, że wszyscy boją się zejść. Rano oczywiście przyjechała
policja. Odpowiadaliśmy za „włamanie”…
Głupie, nie?
no limits, no fear, no clue… IN
DUB!!!
Dzieki.
Długo nie miałem pociągu do alkoholu i może dlatego nie juchciłem wina 😛
Widziałem nieraz przed mszą czy po mszy w takim schowku.. 😛 A. wiem!!
ministranci chodzą sprzedawać Niedzielę po mszy u nas. No i czasem ktoś Ci
dawał 10 i mówił reszta np. dla parafii czy coś 😛 czy dla mnie, w kazdym
razie zawsze nadliczbowa kasa wedrowała do mojej kieszeni.
Co do alkoholu to właśnie na jednej z kolęd odkryłem jego własciwosci. Po
jednej z nich wypilismy z kolegą po dwa browary (no a jak się mlodym jest i
niezaprawionym to szumi!) i poszlismy do domu. Kolega zapomniał telefonu,
dzwoni do mnie z domu, biegne wybiegam z domu lece to 200 metrów do tej
szkoły i patrze, jest telefon! super wszystko, wracam do domu okazało się ze
szalik zgubłem. Moja u…rdliwa matka zaczela mnie pytac a ja tylko siedze i
się smieje, co tu robic. Co najgorszE nie wybaczyła mi szalika do tej
pory.
Jeszcze konkluzja – bycie ministrantem było fajne.
Dzieki.
gdy miałem ok 4 lata, wlazlem na drzewo, galazka się pode mna zlamala. nie było
wysoko wiec upadek raczej nie bylby bolesny. dlaczego bylby? bo zamiast
poleciec na ziemie zahaczylem bluzka o jakaś galazke (oczywiście kolnierzem) i
prawie się powiesilem, miałem szczescie ze w koncu galazka się zlamala i biedny
siny zaplakany wiktor pobiegl do mamusi powiedziec co się stalo. pamietam
doskonale ze w szpitalu lekarze pytali „na pewno rodzice cie nie dusili?”
heh
inna totalna glupota z mlodosci trochę starszej wydazyla się w ostatnia sobote,
kiedy beztrosko pijany wpadlem w ognisko ^^ pol reki pop. 2 stopnia, 3/4 dloni
3 st (chyba) ale najwazniejsze ze paluszki cale wiec może za miesiac będę mogl
znow pograc na gitarce -.-
To jest pro historia!
Jakieś dwa lata temu wracając dość późno z koncertu w Wytwórni Filmów
Fabularnych we Wrocławiu, gdzieś tak na placu Grunwaldzkim (dla
niedoinformowanych – jedna z większych arterii Wrocławia, wtedy w remoncie)
znaleźliśmy z kumplem kilka koparek… Do jednej (takiej starej, firmy
Waryński) udało nam się wejść. Jej wygląd i stan zewnętrzny pozostawiał
wiele do życzenia, dlatego też próbując zrobić „zimny łokieć”
wywaliliśmy szybę… Ale zabrakło nam zimnej krwi, żeby ją odpalić 🙂
Głupich rzeczy, które zrobiłem z kumplami w młodości jest więcej niż
mądrych. Niektóre z nich to:
– włamywanie się do maszynowni dźwigu w okolicznych budynkach i robienie
ludziom psikusów. Np włażenie na dach windy i czekanie aż ktoś wsiądzie,
żeby móc krzyczeć i jednocześnie lać wodą rozrobioną z keczupem na
drzwi, coby ludzie pomyśleli że kogoś wciągnęło (nawet pisali o nas w
gazecie)
– chodzenie po mieście z fujarami na wierzchu i pytanie ludzi o godzine
– wrzucanie nielubianym sąsiadom na balkon spleśniałych jabłek, petard i
bomb z saletry
– bieganie po dachach i pokazywanie d*py ludziom którzy siedzieli na
balkonach
– zostawianie psiego kloca na wycieraczce i pukanie do drzwi
Radar, bezapelacyjny król tego wątku!! Swoją drogą, gdyby dzisiejsza
młodzież tylko takie rzeczy robiła ehh ..
załamać się idzie jak się czyta niektóre te wypowiedzi. niektóre
niedość, że głupie to chamskie.
idź się utop
A Radarro dalej nie wydoroślał! 😛 😀
I oby ydoroślał jak najpóźniej 🙂
Radar! Zgralibysmy się :D:D:D ja takie bydła przestałem robić chyba z 1-2
lata temu 😀
KLIK
Spodobał mi się pomysł z windą:D Bede musiał znaleźć jakiegoś kompana i
wypróbować;)
Motyw z filmu (bodajże) „Billy Madison”, z Adamem Sandlerem:
1. Zapakować psią kupę do papierowego woreczka
2. Położyć komuś na wycieraczce
3. Podpalić
4. Zadzwonić do drzwi i spieprzać
5. Obserwować z bezpiecznej odległości gaszenie woreczka przy pomocy stóp
oczywiście
😛
Parę lat temu wrzuciliśmy z kumplem do mieszkania w dziesięciopiętrowym
bloku petardę typu „Pirat” . Dziadzia, który tam mieszkał, trochę nas
pogonił i chciał dzwonić na policję, ale ostatecznie obeszło się bez
większego przypału, za to huk był taki, że dzwoniło nam w uszach, chociaż
w momencie wybuchu byliśmy już przy drzwiach od klatki.
http://www.img237.imageshack.us/img237/4629/42a54be9a6e74722ou4.jpgJa byłem bardzo grzecznym dzieckiem… 😛
Rzecz jasna, poza okresem zamiłowania do ognia owocującym ogniskiem na
środku kuchni. No i próbowaniem innych, zamiast cukru, przypraw w herbacie
(ale to chyba zaszkodziło tylko mnie :P). No i, podobnie, jak KrzyKacz, z
racji zamiłowania do Gwiezdnych Wojen, niejedną godzinę spędziliśmy z
kumplami lejąc się bambusowymi kijami oklejonymi izolacyjną, co owocowało
stłuczeniami, bliznami i innymi drobnymi obrażeniami, które jednak przydały
nam doświadczenia i – co by tu długo mówić – uelastyczniło moje nadgarstki
:P… Nie uważam tego zatem za głupotę.
Hmm… Jakby o tym pomyśleć dłużej… Głupie również było głośne
zachowywanie się w mieszkaniu, pod którym mieszkała obsesyjno-kompulsywna
schizofreniczna sąsiadka (ale te zaburzenia wyszły właśnie tego dnia, gdy
przyszła i groziła mi śmiercią :P)…
No i wielką głupotą mojego dzieciństwa było to, że nie interesowała mnie
muzyka w ogóle i gitary basowe w szczególności…
P.S.
To straszne, ale czytanie tego tematu (a zwłaszcza wypowiedzi najstarszych –
te wszystkie kapsle itd.) zrodziło u mnie rozważania natury socjologicznej.
Tak naprawdę chyba wszyscy jesteśmy strasznie starzy… Dzisiejsze dzieci
bawią się w „obrzućmy bluzgami brudasa*” „podpalmy kota”
albo „zgwałćmy koleżankę”… To, co myśmy wyprawiali w dzieciństwie było
może i niebezpieczne, ale… Hmm…
*czyli każdego z długimi włosami/ubranego w czarny nie-dres
Ja z kumplami kiedyś strzelaliśmy się pistolecikami na kulki… a w zasadzie
nie pistolecikami (bo takie to na odpustach są), tylko ich mocniejszymi
odpowiednikami (nie asg, żeby nie było). Oczywiście mieliśmy honorowe
zasady (strzelać tylko w brzuch i nogi), a zabezpieczenia na oczy – żadnego.
Zabawa była przednia, nie przeszkodził mi nawet ból po otrzymaniu strzału w
kark z niecałego metra (nie macie pojęcia, jak piecze 😛 ).
Z ciekawszych rzeczy, to u kolegi na podwórku (obok ruchliwej ulicy)
właziliśmy na czereśnię, owoce ładowaliśmy do procy wędkarskiej i
waliliśmy w przejeżdżające auta.
Zabaw z petardami nie wspominam, ponieważ wszystkie trzy sytuacje, gdy
rakieta-fajerwerk przeleciała mi obok głowy, spowodował mój ojciec. 😛