Szkoła muzyczna: na co i czy warto?

Witam!

Mam pewien problem dot. mojej muzycznej edukacji.

Zacznijmy od początku: mam 15 lat, (czyli ostatnia klasa tzw. gimbazy, potem
udaję się do technikum na profil elektroniczny) jestem basistką w zespole
rockowym, gram z tabulatur, śpiewam jak wokalisty nie ma i jest wesoło.
Ostatnio jednak zaczęłam czuć niedosyt muzykowania, a, że na jednej ze
stron internetowych które regularnie przeglądam pojawiło się ogłoszenie w
sprawie poszukiwanego wokalisty do projektu metalowego, postanowiłam się
udać do rzeczonych ludzi i im pośpiewać. Powiedzieli mi, że reprezentowany
przez nich progressive metal mnie zniszczy, bo śpiewam za ładnie i za
bluesowo. Za to powiedzieli, że lepiej będzie udać się do szkoły muzycznej
gdzie wycisną ze mnie to do czego się nadaję.

Szkoła muzyczna w mojej miejscowości oferuje wokal na II st.(do 21 r.ż.) i
powinnam się cieszyć, ale ileż to trwa?! Z tego co naliczyłam z planu
lekcji lekcje klasy wokalnej trwają na I roku 12h/tydz., II roku 13h/tydz.,
III roku 17h/tydz i IV roku 10h/tydz, ale potem uzyskuję papier głoszący
żem muzyk-wokalistka.

Pierwszy stopień (9-16 r.ż.) zapewnia naukę na instrumentach, powiedzmy, że
wybieram altówkę czy wiolonczelę (kontrabas jest po prostu za ogromny).
Wokal można ćwiczyć, mają chór. Szkoła zajmuje mniej czasu w tygodniu, bo
około siedmiu godzin. Do tego nauczę się grać na instrumencie innym niż
bas i czytać nuty, które do basu są też wskazane, a wręcz wymagane bo z
niego ani wcześniej wspomnianego zespołu raczej nie rezygnuję (a nie mam
samozaparcia do nauki nut samodzielnie). Co robić, jak żyć?

Tu wkraczają basoofkowicze! Pytania do Was:

1. Czy w ogóle opłaca się iść do szkoły muzycznej? Niektórzy twierdzą,
że uczą niepotrzebnych rzeczy i są kompletną stratą czasu.

2. Jeśli tak to instrument czy wokal?

3. Czy rozrywka na 12h/tydz. to nie za wiele będąc w technikum? Uczę się w
miarę szybko, ale jednak…

4. Czy oprócz grania-dla-kotleta są inne dobre zastosowania papierka
wokalisty? Czy jest to do bani i zupełnie niepotrzebne?

5. Czy może olać temat szkoły, chodzić czasem na kursy wokalne jak już tak
struny głosowe swędzą, nigdy w życiu nie ogarnąć nut i dalej grać na
basie z tabów?

Proszę o odpowiedzi kompletnie subiektywne i na podstawie Waszych
doświadczeń, a nie brata szwagra kolegi z wojska itp.

Pozdrawiam serdecznie,

Euphemia

Czy powinnam iść do szkoły muzycznej jako basistka?
Czy warto pójść do szkoły muzycznej, jeśli chcę rozwinąć umiejętności wokalne?
Czy 12 godzin lekcji wokalnych na tydzień to za dużo, biorąc pod uwagę, że uczę się w technikum?
Czy papier wokalisty ma jakieś realne zastosowanie dla basisty grającej w rockowym zespole?
Czy warto pójść do szkoły muzycznej, aby nauczyć się czytać nuty i grać na innym instrumencie niż bas?
Czy powinnam skupić się na nauce gry na kontrabasie zamiast wokalu?
Czy warto pójść na kursy wokalne, jeśli nie chcę chodzić do szkoły muzycznej?
Czy szkoła muzyczna jest dobrym wyborem dla młodej basistki z zespołu rockowego?
Czy istnieją alternatywne sposoby na rozwijanie umiejętności wokalnych, poza szkołą muzyczną i kursami?
Czy dobrze jest, że szkoła muzyczna oferuje naukę gry na instrumentach, pomimo braku kontrabasu, czy powinnam szukać innej szkoły?

40 komentarzy

  1. Drooper

    Sądzę, że na twoje pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć.

    Nie marudź, że szkoła jest 4-letnia, bo moja jest 6-letnia 😀

    Jestem właśnie na kontrabasie. Fakt faktem wychodzi mi mniej godzin zajęć
    niż tobie, o ile dobrze liczę mam pi razy drzwi 6-6,5h zajęć w
    tygodniu.

    Zastanów się w którą stronę chcesz się bardziej rozwijać.

    Jeśli wokal to sprawa jest jasna. Jeśli bas to też sprawa jest jasna. Nie
    decydowałbym się jednak na instrument inny niż te, na których już grasz
    (chyba, że planujesz go zmienić). Bez sensu się rozdrabniać, prawdopodobnie
    nie będziesz dobra w graniu na żadnym z nich, bo na żadnym nie skupisz
    całej uwagi. I pamiętaj, że smyki to prawdopodobnie najtrudniejsze do
    opanowania instrumenty, mając na głowie jeszcze technikum mogłabyś nie
    mieć kiedy grać (a opanowanie tego to dłuuugie godziny morderczych
    ćwiczeń).

    Z resztą nie jest i tak różowo z czasem, żałuję trochę, że nie
    wziąłem rocznego urlopu na klasę maturalną i teraz mam niedobór czasu na
    jedno i drugie.

    Wiedzy jest sporo, ale uważam, że jest ona bardzo przydatna jeśli chcesz
    grać na poważnie kiedyś.

    Ale nie łudź się, że w szkole będziesz śpiewać cały czas fajne rzeczy.
    Z tego co słyszę na korytarzu wokaliści przez większość czasu śpiewają
    różnorakie rozśpiewki i wprawki, a jedynie od czasu do czasu śpiewają
    „coś na poważnie”.

    Wracając do sedna na twoim miejscu wybrałbym jednak jakiś kurs wokalny.
    Jeśli nie jesteś zdecydowana co chcesz robić szkoła muzyczna może być
    dużym rozczarowaniem. Do 21 roku życia masz jeszcze szmat czasu na podjęcie
    decyzji.

  2. tapchan

    Temat szkoły muzycznej widzę tak – jeśli już teraz wiesz, że chcesz żyć
    z muzyki (co samo w sobie jest bardzo trudne) i jesteś gotowy/-a zrobić
    wszystko na drodze do tego celu, bez żadnych kompromisów, to szkoła muzyczna
    ci nie zaszkodzi a może pomóc. Dużo się nauczysz, wejdziesz w środowisko i
    poznasz ludzi. Jeśli natomiast lubisz sobie pograć z kumplami, czasami sobie
    coś zaśpiewać bez zobowiązań a w przyszłości może pograć do kotleta,
    to IMO lepiej zrobi ci seria prywatnych lekcji i douczanie się na własną
    rękę.

    Odpowiadając na twoje pytania:

    1. Tak jest w każdej szkole. Uczysz się zawsze z nadmiarem, potem zależnie
    od potrzeb wiesz do której „szuflady” zerknąć.

    2. Twoja decyzja. Z tego co się orientuję śpiewać i tak będziesz się
    uczyć, nawet jak pójdziesz na jakiś instrument. Moim zdaniem im więcej
    instrumentów (wliczając wokal) potrafisz obsługiwać tym lepiej dla ciebie –
    zwiększasz swoje szanse załapania się na fajne grania. Nie zawsze jest
    potrzebna wokalistka, ale może uda się w tym czasie pograć w jakimś
    składzie na altówce?

    3. To jest też twoja decyzja. Nikt nie zdecyduje za ciebie czy ogarniesz taki
    tryb życia. Dodaj do tego konieczność ćwiczenia w domu i odrabianie lekcji
    z normalnej szkoły. Lekko nie będzie, życiu towarzyskiemu mówimy „dobranoc”
    😉

    4. Żeby grać do kotleta nie trzeba mieć żadnego papieru. W dzisiejszych
    czasach papiery znaczą bardzo niewiele. No, może w instytucjach typu
    filharmonia znaczą wszystko, ale w środowisku muzyków „wolnych” dużo
    większe znaczenie mają twoje umiejętności faktycznie zademonstrowane w
    towarzystwie oraz poczta pantoflowa. Bycie miłym człowiekiem też nie
    boli.

    5. Tak też się da. Ja tak mam i jest mi z tym fajnie. Ale nie uważam się za
    profesjonalistę. Czasem grosz wpadnie ale robię to dla frajdy.

    BTW – śpiewająca basistka to rarytas. Chwyć się tego i nie odpuszczaj. Jak
    jesteś laska 7/10 lub wyżej to kariera murowana 😉

  3. euphemia

    Bardzo dziękuję za odpowiedzi 🙂

    Zdecydowałam się na altówkę, bo wiem, że na jakimkolwiek instrumencie bym
    nie grała, lepiej czy gorzej to jest to ogromna frajda, a chyba lepiej
    nauczyć się obsługi nowego instrumentu niż przedawkowywać internety w
    czasie wolnym jak teraz robię. Życia towarzyskiego i tak nie mam, więc
    powinno być dobrze 😉

    Temat do zamknięcia, chyba, że jeszcze ktoś chce się podpiąć z podobnym
    problemem.

  4. miklaus

    @euphemia: Życia towarzyskiego i tak nie mam (…)

    Ach to absorbujące życie basisty/tki.

  5. euphemia

    @miklaus: Ach to absorbujące życie basisty/tki.

    Wystarcza mi kontaktów międzyludzkich jak mnie ludzie z zespołu zauważają,
    np. jak się pomylę w graniu 😀

  6. Kapral

    A my już liczyliśmy, że się pojawisz na jakimś zjeździe, czy co ;P.

  7. euphemia

    Się zobaczy 🙂

  8. marko988

    Z drugiej strony możesz tam poznac sporo ciekawych ludzi z podobnymi
    zainteresowaniami do Twoich.

  9. Jac

    warto

  10. Basoofka_NET

    nie warto

  11. euphemia

    MPB, uzasadnisz? 🙂

  12. Rapp Scallion

    @euphemia: Bardzo dziękuję za odpowiedzi 🙂

    Zdecydowałam się na altówkę

    Altówka, czy kontrabas – z jednych i drugich podobnie żartują w szkole
    muzycznej 😛

  13. euphemia

    Słyszałam legendę, która głosi, że na altówkę idą ci, którzy nie
    dostali się na skrzypce i dlatego są obiektem żartów, ale wysokie dźwięki
    skrzypiec jakoś kojarzą mi się z gorolskim weselem ;P

  14. Kapral

    @euphemia: MPB, uzasadnisz? 🙂

    Nie oczekuj od niego uzasadnienia, wielokrotnie na forum dał popis swoich
    radykalnych (i w gruncie rzeczy bezsensownych) w tej materii poglądów.

    Uważa, że prawie każdy może być drugim Dostojewskim i napisać „Zbrodnię
    i Karę” bez większej znajomości języka rosyjskiego ;P.

  15. Basoofka_NET

    Uważam, że poświęci lata na rozwój w kierunku, który pasuje bardziej
    nauczycielowi/szkole niż jej. Niektórzy wolą jak im się mówi co mają
    robić, ja nie, wyraziłem swój punkt widzenia. Niby do szkół muzycznych
    trafiają indywidualiści a później po kilku dźwiękach można rozpoznać,
    komu wciśnięto szkolne maniery.

    Góralskie wesele to coś złego? Polecam posłuchać ludowych oberków na
    skrzypce, basy i bęben. Niejeden jazzman by się schował ze wstydu.

  16. euphemia

    Bardzo dobrze, że się użytkownicy wypowiadają za i przeciw, o to przecież
    mi chodziło.

    Btw Nie mówię, że góralskie wesele to coś złego. Ot, po prostu takie
    brzmienie instrumentu mi nie odpowiada.

  17. Wodzuuu

    już parę razy spotkałem się z tym, że ludzie po szkole muzycznej mają
    trudności w tworzeniu czegoś swojego, samoukom o wiele łatwiej to wychodzi.

  18. Drooper

    Może to zależy od szkoły, ja chodzę do „jazzówki” i uważam, że dobrze
    zrobiłem idąc do niej. Zanim zdecydowałem się na ten ruch niewiele
    ogarniałem, aczkolwiek uparcie twierdziłem, że do grania kompletnie nie jest
    potrzebna teoria. Owszem, coś tam plumkałem, ale nie było to najwyższych
    lotów. No i miałem duże problemy żeby świadomie coś stworzyć.

    Później poszedłem do szkoły i wtedy do mnie dotarło jak wiele przegapiłem
    wcześniej. Łyknąłem trochę teorii i od razu łatwiej mi coś stworzyć
    świadomie, a nie na czuja. No i zaraziłem się też jazzem, którego jakoś
    wcześniej nie trawiłem 🙂

    Podsumowując, teoria, nawet w podstawowym zakresie, jest bardzo potrzebna. I
    może nie tyle do tworzenia muzyki, ale do porozumiewania się z innymi
    muzykami. Już raz wyśmiałem pewnego gitarzystę, który po 4 latach grania
    nie znał dźwięków na gryfie, za co oczywiście wyleciałem z kapeli 😀 A to
    są rzeczy, które warto znać. To jak wyjazd za granicę do pracy – niby
    można się porozumiewać na migi, ale lepiej jest znać język żeby dobrze
    się dogadać i żeby wszystko było jasne.

  19. Riki

    Zetknąłem się nie raz z ludźmi ze szkoły muzycznej… Z przykrością
    stwierdzam że uczą ich tam tylko odtwarzać z nut jak za przeproszeniem
    małpy w cyrku. Proponujesz prosty motyw do zagrania i z miejsca pada pytanie o
    nuty… Ręce opadają. Fakt że poznałem też naprawdę uzdolnione muzycznie
    osoby, które uczęszczały do tego przybytku, ale są niestety wypaczone przez
    tą całą poprawność, którą im tam wtłaczają. Teorii i nut można się
    samemu nauczyć, trzeba tylko chęci i samozaparcia. Co do grania z tabów… Z
    tabów zaczynaj przechodzić na rozkminianie ze słuchu, to bardziej
    rozwijające niż nauka nut. Próbuj też układać własne linie basu,
    wszystko to kwestia czasu i treningu. No i też ludzi, z którymi grasz, staraj
    się zawsze trzymać tych znacznie lepszych od siebie. No i próbuj różnych
    gatunków, bo do grania na basie to są dużo ciekawsze i bardziej
    rozwijające, niż mjetal 😉

  20. Kapral

    @Wodzuuu: już parę razy spotkałem się z tym, że ludzie po szkole muzycznej mają trudności w tworzeniu czegoś swojego, samoukom o wiele łatwiej to wychodzi.

    Ale to nie wynika bezpośrednio z faktu uczęszczania do szkoły muzycznej,
    tylko zwykle z wewnętrznych problemów tych ludzi.

  21. dharr

    Jeśli mogę się wtrącić, jak ja Ci z*ebiście zazdroszczę.

    15 lat to miałem jakaś dekadę temu, i też chciałem grać ale starzy nie
    mieli kasy ani na instrument a tym bardziej na szkole muzyczną.

    Mając taka możliwość nie zastanawiał bym się ani chwili, a mogąc
    podjąć tą decyzje z świadomością zdobyta na przestrzeni lat amatorskiego
    grania wybrał bym klawisze.

    Dlaczego? to jest cała muzyka od lini basu po przez progresje akordów
    kończąc na liniach melodii. Dzięki klawisza jesteś w stanie komponować
    muzykę w sposób przemyślanym i w pełni świadomy.

    Jak mi tego czasem brakuje nie ma nic bardziej frustrującego niż nękająca
    głowę melodia której nie jesteś w stanie przelać na gryf, albo melodia do
    której ciężko wybrać akordy,

    wiem że większa świadomość harmoniczna tylko by mi to ułatwiła, a na
    klawiszu właśnie jesteś w stanie zagrać melodie i od razu grasz sobie
    podkład, super sprawa.

    @Kapral:

    @Wodzuuu: już parę razy spotkałem się z tym, że ludzie po szkole muzycznej mają trudności w tworzeniu czegoś swojego, samoukom o wiele łatwiej to wychodzi.

    Ale to nie wynika bezpośrednio z faktu uczęszczania do szkoły muzycznej, tylko zwykle z wewnętrznych problemów tych ludzi.

    Niestety, odtwarzanie a tworzenie to dwie różne rzeczy,

    Często jest tak ze do szkół muzycznych są wypychane dzieciaki przez
    rodziców, z pobudek czysto ambicjonalnych.

  22. palmac68

    Poprawcie mnie, proszę, jeśli źle zrozumiałem „myśl przewodnią”… Jeśli
    ktoś ma marzenie , by zająć się „Muzyką” powinien unikać Szkoły, aby
    dać sobie szansę Tworzyć Prawdziwą Sztukę … lepszym pomysłem jest
    szukanie, mniej lub bardziej po omacku, Wiedzy w necie lub dochodzenie samemu
    do Artyzmu …

    wg wzoru:

    „jeśli chcesz znaleźć nieodkryte możliwości swojego nowo kupionego
    sprzętu – spal instrukcję !!!”

    Ale co wtedy, gdy Geniuszem jest tylko co setny adept? a reszta „wyrobnikami”,
    którzy potrzebują nauczyciela …

    PS. wiem, że współczesna szkoła jest bardzo niedoskonała… ale żeby
    zaraz straszyć nią „dzieci” 🙂

  23. Rapp Scallion

    Jak ktoś idzie na studia medyczne i się przez nie prześlizgnie na samych
    trójach to będzie z niego marny lekarz, któremu bał bym się powierzyć
    swoje zdrowie. Podobnie z muzyką – znam osobiście ludzi, którzy po szkole
    muzycznej skończyli na graniu w orkiestrze i do kotleta. Ale znam też i
    takich, dla których była to okazja do przeniknięcia w środowisko muzyczne,
    a teorię wyuczoną w szkolę wykorzystywali przy tworzeniu własnej muzyki.
    Ot, jeden gra pop, rock i komponuje muzykę filmową, drugi eksperymentuje z
    elektroniką.

    Moim zdaniem, jeżeli ktoś jest pasjonatem, to szkoła muzyczna zdecydowanie
    mu pomoże. Gdybym teraz miał okazję (i czas), to na pewno bym poszedł do
    szkoły muzycznej.

    P.S. Moja siostra jest po altówce i jest raczej odtwórcą niż twórcą. Ale
    jak gra na ulicy z koleżankami w kwartecie smyczkowym w Polanicy Zdroju, to w
    2h potrafią zarobić 150- 200zł na osobę 🙂

  24. palmac68

    Ufff … łapię 😉

    …czyli jednak Szkoła daje „warsztat”, a czy ktoś zostanie Wirtuozem , czy
    Wyrobnikiem , to już sprawa Talentu …

    …a jak Twórca chce Promocji , to i nawet musi kolaborować z „szołbiznesem
    i popkulturą” 😉

  25. Rapp Scallion

    @palmac68: Ufff … łapię 😉
    …czyli jednak Szkoła daje „warsztat”, a czy ktoś zostanie Wirtuozem , czy Wyrobnikiem , to już sprawa Talentu …

    Talent to zasadniczo rzecz biorąc 95% ciężkiej pracy i 5% talentu. Chodzi
    tylko o to, żeby tą ciężką pracę lubić i się do niej nie zmuszać
    🙂

    I nie chodziło mi o szołbiznes i popkulturę, tylko o to, że nikt cię nie
    zaprosi do gry w jakimś ciekawym muzycznym przedsięwzięciu, jeżeli nie
    będzie cię znał.

    Ja na przykład cały czas czekam aż Łaki Łan mnie zaprosi na featuring.
    Problem tylko tkwi tylko w tym, że ja ich znam, ale oni o mnie nawet nie
    wiedzą 😀

  26. Wodzuuu

    Zbierając wszystkie powyższe posty powiedział bym tak: jak chcesz grać i
    się rozwijać to szkoła muzyczna ci to ułatwi, z tym że, w domu oprócz
    tego co ci dadzą w szkole, graj to co ty chcesz i staraj się robić swoje.

  27. palmac68

    @Wodzuuu: jak chcesz grać i się rozwijać to szkoła muzyczna ci to ułatwi, z tym że, w domu oprócz tego co ci dadzą w szkole, graj to co ty chcesz i staraj się robić swoje.

    O to chodziło 🙂 Warto zapisać grubą , złotą trzcionką i przed snem
    powtarzać 🙂

    … oraz … w spracowanej od ćwiczeń dłoni ściskać metronom 🙂

  28. ciapo

    Twoja sytuacja przypomina mi Moja z przed prawie 20-stu lat. Chodziłem do
    technikum elektronicznego i w drugiej klasie zacząłem kontrabas 2stopnia
    wieczorowo. I grałem w dwóch kapelach. Szkoła muzyczna daje ci podstawy
    ,technikę i zwracanie uwagi na szczegóły oraz możliwość czytania zapisu
    nutowego. Oprócz tego poznajesz ludzi z podobnym zainteresowaniem.Może tylko
    jedynym problemem szkoły jest brak nauki improwizacji. Jednak ja mojej decyzji
    nie uważam za czas stracony.

  29. Muzz

    Szkoła jednym pomaga,innym nie…80% ludzików zostaje odtwarzaczami,reszta
    różnie.Teoria się przydaje,ale pomimo tego,że kończyłem szkółkę i
    nawet rozpocząłem studia, używam jej praktycznie jedynie intuicyjnie.

    Otwierając umysł,uważając na to by nie dać się zaszufladkować,szkoła
    pomoże zrozumieć wiele dziś dla Ciebie abstrakcyjnych pojęć.

  30. zielony666

    Na pewno nie zaszkodzi. Mam chrześniaka który ma 15 lat i napierdziela na
    perkusji tak że to poziom w sumie …wirtuozerski chyba. Zaczął grać jak
    miał 6 lat. Teraz mając 15 lat może grać co zechce albo zostać
    chałturnikiem. A lubi rzeź… ma po Ojcze:D.

  31. ciapo

    Popieram muzz

  32. Bartekr2d2

    Szkoła uczy odtwarzać, to na pewno. Niemniej jeżeli traktujesz pewne rzeczy
    z przymrużeniem oka – nie przyjmujesz bezkrytycznie wszystkiego co próbują
    Tobie wcisnąć w szkole i nie zaniedbujesz wszechstronności, która często
    jest w szkołach zaniedbywana (dla mnie najważniejsze warunki aby nauka w
    szkole nie ograniczyła kogoś do bezmyślnego odtwarzania). To dzięki
    obowiązkowej nauce teorii oraz godzinach ćwiczeń, oczywiście też
    obowiązkowych, dostajesz do ręki potężny oręż – świadomość muzyczną.
    Czyli coś co, moim zdaniem, pozwala na wydobycie dźwięku z instrumentu tego
    co aktualnie w duszy gra.

  33. kububasek

    Jestem w szoku, że jeszcze się wam chce o to kłócić.

    Moje zdanie jest takie – jak chcesz się ROZWINĄĆ to szkoła muzyczna Ci
    pomoże, jak nie masz pomysłu na siebie to zrobi z Ciebie
    zawodnika-odtwórcę.

    A ci, którzy mówią, że nie warto, sami dochodzą do tych samych efektów
    czysto teoretycznych czy melodycznych na instrumencie po przykładowo 5/10
    latach co uczniowie PIERWSZEJ klasy drugiego stopnia. Ale wstyd im się do tego
    przyznać, więc pitolą że są alternatywni i wolą na własną rękę. Ot,
    moje zdanie. Pozdrawiam

  34. euphemia

    Dzięki za Wasze opinie, już zaniosłam papiery do muzycznej, a 8go maja
    przesłuchanie 😀

  35. J and D JD110

    Fajnie, że Ci się podoba. Osobiście zrezygnowałbym po narzuceniu innego
    instrumentu niż ten na którym chciałbym grać.

  36. euphemia

    Odgrzejmy kotleta!

    Z myślą o tych, którzy szukają porady, albo lubią poczytać na forum
    historie i żale, opowiem Wam co było dalej, a konkretnie jak wygląda
    edukacja w PSM. Zwracam uwagę na to, że piszę głównie dla tych, którzy o
    muzycznej wiele nie wiedzą, żeby potem nie było „dziękujemy za
    stwierdzenie, że Ziemia jest okrągła” 🙂

    Zgodnie z planem dostałam się do szkoły Ist., ale polityka szkoły „im
    starsze, tym ma mniej do gadania” nie pozwoliła mi na granie na altówce. Dali
    mi… kontrabas. Analogicznie, moja koleżanka która chciała skrzypce
    dostała wiolonczelę. Na początku byłyśmy złe na cały świat i
    próbowałyśmy się przepisać, ale nie było jak. Z perspektywy czasu nie
    narzekamy na ten fakt, a nawet polubiłyśmy nasze „wielgachne”
    instrumenty.

    Lekcje jakie tam mamy to kształcenie słuchu, zespół i instrument
    główny.

    Od pierwszego: zajęcia są prowadzone 2 razy w tygodniu, w klasie około 15
    osób i siedzimy tam wszyscy, od 9 do 16 r.ż., dlatego nie pędzimy z
    materiałem jak szaleńcy, bo młodsi nie nadążą, ale też nie klepiemy
    non-stop tego samego, bo my, starzy, będziemy się nudzić. Lekcje wyglądają
    niewinnie, ładnie śpiewamy, mówimy nutki, klaszczemy rytmy, niby nic, a
    nawet nie czuć, że człowiek się uczy. Tak jak mówi nasza nauczycielka, na
    lekcjach trzeba po prostu być i nie trzeba uczyć się w domu. Ma rację. Z
    perspektywy kogoś, kto całe życie jechał na tabach, a muzykę w
    podstawówce ma na 5 tylko dlatego, że koleżanka z ławki umiała, to mogę
    powiedzieć, że postęp jest niesamowity. Nuty już nie są czarną magią i
    dzięki ćwiczeniu interwałów odgrywanie muzyki ze słuchu jest kilka razy
    szybsze i łatwiejsze (wiem, że brzmi jak reklama jakiegoś Cifa, ale tak
    właśnie jest)

    Następnie: zespół. Jest to porażka nowej podstawy programowej, której
    ponad połowa klasy nie znosi. Wiecie jak wygląda rytmika w przedszkolu? Albo
    zabawy integracyjne na koloniach/obozach? Ich krzyżówką jest właśnie ów
    zespół, nic dodać nic ująć. Na szczęście jest to tylko w pierwszej
    klasie, więc musimy to zwyczajnie przeczekać. Wg nauczycieli zamierzenie
    przedmiotu było takie, żeby nauczyć grupę współpracy i słuchania siebie
    nawzajem, ale tak na dobrą sprawę kształcenie słuchu wyczerpuje temat, a
    zespół nic nie wnosi.

    Na koniec: instrument główny, też 2/tyg. Zajęcia są prowadzone
    indywidualnie w małych salkach w których mieszczą się tylko biurko, 2
    szafki i pianino; w moim przypadku jeszcze kontrabas, bo mniejsze instrumenty
    są wypożyczane/kupowane przez uczniów i noszone od domu do szkoły. Sama
    lekcja to horror dla tych, którzy nie lubią jak im się mówi co robić.
    Wygląda to tak, że ja stoję i gram, a mój nauczyciel siedzi i mi mówi, co
    robię źle. Czasami pyta z dźwięków na gryfie, czy z nut w danej gamy.
    Takie tam techniczne pierdoły. Początki na kontrabasie w moim przypadku były
    trudne, z racji moich małych rozmiarów (160cm) i małej siły, a wy, którzy
    kontrabasu w rękach nie trzymaliście wierzcie mi, że granie na gitarze
    basowej a jej przodku to niebo a ziemia. Na samym początku myślałam, że
    ręka mi w końcu padnie, kontuzja z przećwiczenia, a dyrekcja się zlituje i
    upchną mnie do klasy mniejszego instrumentu, ale tak się nie stało.
    Nasłuchałam się tylko od nauczyciela, że nie robię postępów, mam „małe,
    słabe łapki” i muszę ćwiczyć więcej, a jak nie mogłam dalej ćwiczyć z
    bólu to szłam grać na pianinku i miałam gdzieś postępy. Z czasem jednak
    przemogłam się do tego dziada i gram.

    Tyle w klasie pierwszej, za rok do mojego planu dojdzie orkiestra Ist
    (teoretycznie do wyboru jest jeszcze chór, ale szacuje się, że w szkole
    zostanie 3-4 kontrabasistów, z tego 2-3 w Ist., więc każdy mi mówi, że nie
    ucieknę przed przeznaczeniem i czy tego chcę czy nie -wyląduję w
    orkiestrze). We wtorek będzie koncert orkiestr obu stopni i chóru i wybieram
    się.

    Podsumowując- ani przez chwilę nie żałowałam zapisania się do muzycznej.
    Już pomijając fakt, że uczę się muzyki w lepszym tempie niż we wszystkich
    zespołach rockowych przez które przebrnęłam, ta szkoła to po prostu…
    świetna zabawa. Jak myślę, że mam tam iść, to już mam podkówkę na
    ustach i chyba to jest najważniejsze. Tak czy siak, zostanę do końca Ist.

  37. maup

    czemu? przecież dla basistki kontrabas to o wiele bardziej naturalny partner
    niż jakaś tam altówka 🙂

    przesiadka na fretlessa bezbolesna i bezstresowa a wyćwiczone na basetli
    łapki nawet nie pisną przy kilkugodzinnym łojeniu na elektrycznym basie.

    gratuluję (i zazdroszczę – ja zlałem szkołę muzyczną bo się obraziłem
    na gamy i pasaże a nie miał mnie kto kopnąć porządnie w rzyć :/)

  38. Jagdpanther

    Dzisiaj po wielu latach człowiekowi zdarza się żałować, że nie ma
    wykształcenia muzycznego. Do szkoły muzycznej nie poszedłem z czystego
    lenistwa. Prywatnych lekcji, które miałem (a byłem jako dzieciak
    indywidualnie kształcony na pianistę), też nie lubiłem, odstawiłem je
    dość szybko, bo nie mogłem wydzierżyć z nudnymi – jak mi się wtedy
    zdawało – ćwiczeniami. A dziś? Dziś coś tam umiem zagrać na kilku
    instrumentach, znam nuty w podstawowym zakresie, w zespole są ze mnie
    zadowoleni… tylko wszystko to bardzo surowe, nieociosane zupełnie.
    Nauczyciel ze szkoły zabiłby mnie śmiechem na widok mojej techniki gry. Gdy
    widzę, jak uporządkowani i wyćwiczeni są nieraz ludzie po szkole, to aż
    dusza stęka.

    Pozdrawiam tych, co chodzili/chodzą/będą chodzili do PSM, jak i tych, co
    nie;-)

  39. Szympek19

    Jeśli jeszcze mogę, to powiem tak… Pierwszy stopień mam za sobą, właśnie robię drugi, więc jak dla mnie, naprawdę warto. Chociażby dla samego papierka 🙂 Po 1 stopniu, nie ma w zasadzie nic, ale jeśli masz już zrobiony drugi, to można zacząć pracować właśnie w szkole muzycznej, ogniskach muz. etc. Czyli masz już załatwioną pracę ;D Dalej. Zajęcia są popołudniu, więc czasu dla siebie jest o wiele mniej, niż bez tej szkoły – to też trzeba uwzględnić. A teraz jeszcze jedna sprawa. I do pierwszego stopnia i do drugiego, trzeba zdać egzaminy wstępne i o ile w 1 przypadku jest łatwiej (coś zaśpiewać, jakieś gamy etc) to w 2 trzeba się trochę nagimnastykować jeśli nie chcesz zaczynać od stopnia pierwszego – egzamin z instrumentu głównego (chyba, że wydział wokalny, tam jest nieco inaczej) + sama teoria z zakresu całych 6 (lub 4) lat nauki 1 stopnia. Wybór należy oczywiście do Ciebie, jeśli pójdziesz na instrumentalny to nawet nie musi być to związane z basem – zdać te 6 lat i z głowy 😀 Napisałem to strasznie chaotycznie ale może zrozumiesz przekaz 😉

  40. hermanek92

    Z tego co czytam to będę w opozycji ale napiszę tylko tak:

    „Dobrego muzyka szkoła muzyczna nie zniszczy”

    W mega skrócie oznacza to mniej więcej tyle, że jeśli masz potencjał i
    „jajco” to nie potrzeba żadnych szkół a jeśli już to nie zaszkodzi,
    natomiast jeśli jesteś człowiekiem „tępym” i amuzykalnym to żadne szkoły
    nie pomogą.

    Znam sporo ludzi po szkołach muzycznych, z tytułami „któreś tam miejsce na
    podium w Polsce na akordeonie” itp. itd. a w praktyce gość co któryś
    dźwięk gra lewy. Co by nie było wyrażam tylko swoją opiniię popartą
    doświadczeniem.

    A wiedza jest dostępna w necie, książkach, są konkretni ludzie, itp. Serio.
    Pozdrawiam 😉

Inni czytali również