Problematyczni współpracownicy

Luźna propozycja luźnego tematu, bo nie pamiętam, żeby coś takiego było –
jeśli się mylę do kosza z tematem 😉

Praktycznie każdy z nas, jako jednak stworzenia zobowiązane do pracy z
ludźmi, trafiał na różnych ludzi. Część pewnie była w porządku, szło
się z nimi dogadać, a niektórzy doprowadzali do szewskiej paski. Wrzucajcie
tutaj wszelkie swoje historie typu „akustyk wie lepiej”, „gitarzysta twierdzi,
że musi być najgłośniej” „perkusista nie uznaje melodii” „wokalista prosi 3
razy szybciej”. Nalegałbym tylko, żeby temat był na luzie, do pośmiania
się, a nie do podsycania nienawiści do innych i generowania kwasów 😉

Podziel się swoją opinią
Dante Morius
Dante Morius
Artykuły: 33

13 komentarzy

  1. Mój pierwszy koncert z byłym składem i byłą muzyką, której teraz nie
    gramy:P (gdzieś na forum jest vid z koncertu). Anyway.

    Nagłaśniający nas akustycy mieli miano jednych z „najlepszych”, bo jakie to
    oni gwiazdy nie nagłaśniali etc etc. Wynikiem ich pracy było to, że gitary
    w ogóle były za cicho, bas był podkręcony 2 razy za głośno, a z perkusji
    było słychać jeden wielki szum.

    A po koncercie podeszli do nas z uśmieszkiem pytając „więc my gramy muzykę
    na jeden dźwięk?”.

    Mieli szczęście, że cała dyrekcja była obecna przy tym, bo inaczej już
    byliby niezdolni do kręcenia gałkami.. 😛

  2. Pierwszy skład:

    Granie z perkusistą ze świetnym słuchem, który kończył właśnie II
    stopień na oboju, gitarzystą, który 10 lat grał na skrzypcach i drugim
    gitarzystą, który for gad sejk był gitarzystą chyba od urodzenia. Nagle
    zaczęła się trawa, fascynacja rege, dziwne pomysły itd. I tak: pogadać z
    nimi nie szło bo gitarzysta na każde pytanie odpowiadał po godzinie jakby
    nigdy nic (i jeszcze miał pretensje, że mam pretensje), drugi zamykał się w
    pokoju na kilka tygodni i nie przychodził na próby pół roku „bo był u
    dentysty” (jak się później okazało dentysta nazywał się dr. Counter
    Strike) a perkusista uwsteczniał się z poczuciem rytmu. Opuściłem ich choć
    nie bez bólu bo w końcu pierwszy zespół, gdyby nie oni nie zdecydowałbym
    się w końcu kupić basu, 2 lata razem, koncerty i w ogóle.

    Drugi skład:

    Po zagraniu 2 prób bez perkusisty okradziono nam salkę (jakieś 8tys zł
    strat o ile dobrze pamiętam). Został tylko mój box Taurus b315, 410 do
    wokalu i perkusja. A że pamiętnej nocy zostały tam również niektóre
    gitary to już zupełnie nie widzieliśmy dalszego sensu.

    Trzeci skład:

    Powstał tak naprawdę z braku laku. Dołączyłem do dwóch kolegów z mojej
    wsi. Gitarzysta, którego gust zmieniał się z duchem czasu
    (pank>rege>hardkor>alternatywa>któraś z kolei fala rhcp itd) i
    perkusista, który dopiero co kupił pierwszy zestaw i nie radził sobie z
    prostym umcyk umcyk. Znów dużo używek, ciągłe zmiany kierunków, brak
    jakichkolwiek perspektyw. W pewnym momencie przestałem przychodzić na próby
    i chyba nawet nie zauważyli.

    Czwarty skład:

    Trasz/def czy jak kto tam zwał w każdym bądź razie zupełnie nie mój.
    32letni niespełniony gitarzysta mieszkający z mamą- jego zdanie się
    liczyło, graliśmy tylko jego kompozycje, w pewnym momencie nawet brzmienia
    chciał nam ustawiać. Kilka koncertów, duuuużo wywracania oczami na próbach
    przy akompaniamencie marudzenia wyżej wymienionego. I jeszcze się dziwił,
    że nagle wszyscy postanowiliśmy odejść. Naprawdę pozytywną rzeczą było
    to, że poznałem tam mojego perkusistę, z którym nie wyobrażam sobie teraz
    nie grać i nie dzielić z nim pomysłów. Ale o tym za chwilę.

    Piąty skład:

    Podczas gdy grałem w czwartym odezwał się do mnie „progresywny drimfjeter,
    opef” zespół, którego basista gdzieśtam wyjeżdżał a mieli umówiony
    koncert, pograliśmy ze 2-3 próby, zagraliśmy koncert i spytali czy nie
    chciałbym zostać na stałe. Nie była to decyzja łatwa- koncert graliśmy w
    największym klubie koncertowym w Lublinie i oni nawet nie raczyli się
    nastroić (nieeee, nie zrobili tego nawet jak się zorientowali). O dziwo nie
    licząc zjechania wokalisty w studenckiej prasie to recenzje instrumentalistów
    były bardzo dobre. Niestety zgodziłem się grać z nimi dłużej. Szło
    bardzo powoli, na każdej próbie grali chyba coraz gorzej. W końcu przyszła
    ponad miesięczna przerwa w graniu i ogólnie kontaktach aż tu niespodziewanie
    dostałem telefon „za tydzień gramy koncert na jakimśtam przeglądzie”.
    Oczywiście nie zastanawiałem się długo i powiedziałem, że nie jesteśmy
    gotowi i chyba nawet dosłownie „nie chcę się znów błaźnić z wami przed
    dużą publiką” na co usłyszałem „nie p***dol k**wa, zagramy, będzie
    dobrze”. Stanowczo odparłem że nie, zresztą w tym samym dniu mam egzamin i
    nie widzi mi się to zupełnie po czym zakończyłem rozmowę. Jakież
    zaskoczenie gdy kilka miesięcy później spotkałem wokalistę, który chciał
    pięściami wyrazić swoje niezadowolenie z powodu mojego niepojawienia się na
    koncercie…

    W tym momencie:

    Gram ze wspomnianym perkusistą- świetny człowiek, pojętny i przede
    wszystkim OTWARTY UMYSŁOWO perkusista, cały czas się rozwija- w wieku 28 lat
    poszedł uczyć się grania na perkusji (na której gra już jakieś 10 lat) do
    miejscowego wymiatacza, który na dodatek jest również nauczycielem
    Virusa/Cicia (perkusista Vader, Rootwater itd). Muzycznie (w sensie kompozycje
    i dźwięki bo melodią nazwać tego nie sposób) pomysły są niemal
    wyłącznie moje, rytmicznie jakoś się dzielimy (uwielbiam gdy przynosi po
    lekcjach perkusji dziwne latynoskie czy jazzujące bicia, śmieszne podziały i
    smaczki artykulacyjne). A co najważniejsze grając próby we dwóch bawimy
    się niesamowicie nawet męcząc kilka godzin jeden motyw, który jest tak
    poplątany, że po wymyśleniu nie potrafimy go zagrać 😉 Gramy mieszankę
    naszych inspiracji- z mojej strony King Crimson, Yes, Rush, Pink Floyd i reszta
    spółki z lat 70, wspólnie lubimy rzeczy typu Tool, Meshuggah, Mastodon, z
    jego strony dziwne wymysły typu Wojwod czy Gożira. Mieliśmy gitarzystę,
    który nie potrafił wyrazić własnego zdania czy napisać swojej partii
    która nie byłaby móją partią zagraną oktawę wyżej. Mieliśmy innego- jak
    wyżej plus to, że potrafił przez cały numer grać solówkę. Pierwszego
    mieliśmy spławić ale odpadł drogą naturalną (urodziło mu się dziecko),
    drugi przeprowadził się gdzieś daleko w momencie gdy chcieliśmy go
    wywalić… Mamy gitarzystę, który również nie potrafi ułożyć własnej
    partii. Mało tego, jak wymyślaliśmy motywy do grania na próbach w domu to
    marudził, że powinniśmy jammować i w ten sposób klecić kawałki. Ja
    jestem fanem wspólnych jammów więc podszedłem entuzjastycznie. Na próbie
    perkusista rzuca jakiś dziwny beat, po dwóch obrotach udało mi się do niego
    dograć jakiś śmieszny trochę funkujący motyw a na pytanie „czemu nic nie
    grasz” gitarzysta odparł „nie wymyślę przecież nic teraz, przyniosę coś
    na następną próbę”. Nooo to pojammowane… Na dzień dzisiejszy nie
    przyniósł nic, czekamy na następną próbę i zobaczymy jak będzie. Myślę
    jednak, że za przeproszeniem d*pa będzie. Perkusista już nawet nie uznaje za
    żarty moich tekstów typu „olejmy gitarzystów, znajdźmy saksofon, skrzypce
    czy choćby jakiegoś klawisza”…

  3. Skład mój był trochę jak skład papymisia, gitarzysta co prawda młodszy,
    ale też nie zabardzo spełniony + 100 gatunków, brzmień i pomysłow na
    sekundę.

    @MrPapaBeer: (…)jego zdanie się liczyło, graliśmy tylko jego kompozycje, w pewnym momencie nawet brzmienia chciał nam ustawiać. Kilka koncertów, duuuużo wywracania oczami na próbach przy akompaniamencie marudzenia wyżej wymienionego.(…) Naprawdę pozytywną rzeczą było to, że poznałem tam mojego perkusistę, z którym nie wyobrażam sobie teraz nie grać i nie dzielić z nim pomysłów.

    Tylko nam (a raczej drugiemu gitarzyście) to brzmienie ustawiał. 😛 i sam ten
    drugi gitarzysta nic nie pisał, był raczej mało płodny (i zawsze
    zmęczony:D).

    Zaś perkusista genialny. Trochę trawy za dużo przez co ma delay z
    ogarnianiem, ale gra fajnie, nie zamyka się w jednym gatunku/stylu i raczej
    zawsze jak myśle o jakimś jammie z perkusistą to mam nadzieję, że będzie
    tak jak z nim, ale niestety tak nie jest – brakuje tego dogrania i swoistej
    więzi w sekcji jaka się wytworzyła.

    Zaś co do archeologii: Pierwszy skład, wszyscy mieliśmy instrumenty od paru
    dni. Perkusista – wielki fan jabol panka i polskiej muzyki więc bicik bumbum
    werbel bumbum werbel. Gitarzysta po miesiącach chyba pięciu czy sześciu
    nadal grał tylko blitzkrieg bop i nie miał raczej drygu do gitary.

    Drugi skład całkiem pozytywnie – naprawdę solidny gitarzysta i perkusista z
    krótkim stażem, ale za to pasją i celem… Był i minus. Gitarzysta
    rytmiczny który każdy motyw ubarwiał swoim przesterem über metal by Line6 z
    odkręconym na maksa basem i treblami. Skład trzeci opisany pod kłoutem papy
    misia.

  4. mi nie, bo się na kolejny zespół nie zanosi a perkusista 150 kilosów ode
    mnie. ale napisałeś więcej, więc ulżyło. smutno się człekowi robi gdy
    ma takiego gitarzystę.

  5. U mnie też dzieją się dziwne rzeczy. Mam na myśli 3-osobowe trio
    punk-rockowe od którego zaczynałem i nadal pogrywamy.

    Perkusista samouk, poczucie rytmu ma niezłe, szybko złapał podstawy i… na
    tym się skończyło. Za gary siada tylko na próbach, nie potrafi wymienić
    żadnego znanego pałkera… ogólnie mówiąc to gra bo gra.

    Gitarzysto-wokalista wiecznie zapomina teksty, zmienia playliste podczas
    koncertu i lubi wypic przed. Kursów gitarowych boi się jak ognia.

    Skutkiem tego jest fakt, że jak na 4 lata wspolnej gry to niewiele potrafimy.
    Kiedy chcę coś pchnąć do przodu to słyszę, że „nam nie dane dobrze
    grać”

    Ale cóz, kumple i zaraz jedyny pewny skład, wszystkie inne projekty jakoś
    się nie utrzymały (najbardziej żal mi blues-rockowego). W miescie gdzie
    studiuję też szukam kapeli, ale trafiam tylko na metalowych małolatów…

  6. Mam przyjemność grać w swoim pierwszym zespole w ogóle. Pierwszy pomysł
    grania był już w liceum, prawie 5 lat temu, całe szczescie nie wypalił i
    nie gramy punka – pierwszy sukces 😀

    Za to gramy metal i to już od roku, wiec jest całkiem dobrze.

    W składzie mam gitarzystę (samouk), który uważa się za drugą najlepiej
    grającą osobę na ziemi – zaraz po Gus G z Firewind. Mam problemy z
    dogadaniem się z nim, ale za to jest najlepszy technicznie w zespole.
    Oczywiście wszystko wie lepiej, a ty głuchy basisto stój z tyłu i pozwól
    panu grać tak żeby każdy widział.

    …i dużoo więcej.

    Drugi gitarzysta/klawiszowiec (zrezygnował na 4 roku 2 stopnia) jest
    człowiekiem, który uważa, że bez ćwiczeń, a w skupieniu jest w stanie
    wejść nawet do studia i nagrać swoją partie (chodzi oczywiście o gitarę, na
    klawiszach imo daje sobie rade całkiem nieźle). Przecież jak będę chciał
    to zagram dokładnie i równo.

    Ciekawa rzecz jeśli o niego chodzi to fakt, że jeśli mu coś nie pasuje (np,
    gra jakąś melodię w tercji z drugim gitarzystą, który się nie nauczył i
    robi błąd w połowie) to chłop patrzy się na mnie, mówi co jest źle do
    mnie i czeka na móją odpowiedź. Na początku mam ochotę się z tego śmiać,
    ale jak prawie zaczyna się ze mną o to kłócić to zalewa mnie krew.

    Wychodzi na to, że jeden gitarzysta jest niedokładnie sprawę ujmując
    przemądrzały, a drugi boi/wstydzi się mu o tym powiedzieć.

    …i dużoo więcej.

    Perkusista tak samo jak wokalistka to swoje chłopy, także nie narzekam.

    Ach jo… można powiedzieć, że mam też akustyka. Który jest jakby nie
    patrzeć doświadczonym człowiekiem, ale stwierdzenie, że struny w moim basie
    tak bardzo klekoczą, że nie wpuściliby mnie do studia wydaje się być
    śmieszne 😀

    Ciekawe co oni powiedzieliby o mnie.

  7. a ja nie narzekam na gitaruli, chociaż szlag mnie trafia jak czasem latają za
    babami i są niedostępni 😛 za to drummer się op*****a. strasznie mnie wkurza
    jego niepamiętanie tempa utworów na koncercie i różne takie kfiadki 😛 ale
    przynajmniej technicznie daje rade. za to wokalistów mieliśmy mocarnych.
    pierwszy miał niezły głos, ale był święcie przekonany o swojej boskości
    w ogóle nie ćwiczył 😛 podziękowaliśmy po 3 koncertach (z początku
    liczyliśmy na poprawę). drugi dawał radę, ale jest niespełnionym
    gitarzystą i chciał założyć własny zespół. dał więc nam warunek że
    zostanie jeśli będziemy grać tylko JEGO kawałki (klimat Children Of Bodom,
    Wintersun itp). zapytaliśmy więc jaką miesięczną stawkę oferuje 😛 teraz
    znaleźliśmy nowego, gościu dość charyzmatyczny, ma niezłe umiejętności
    i jest równie posrany jak my. może tym razem się uda 😉

  8. Grałem z jednym gitarzystą w sumie w trzech składach, notorycznie
    spóźniał się na próby. Nie było to 20-30 min. tylko to na godziny szło,
    klasyczny przykład muzyka-lekkoducha, ale swój chłop, bardzo pozytywny
    gość. Po wygarnięciu mu spóźnialstwa chwile było ok a później od nowa
    to samo. 🙂

    Ostatnio na chałtury chcę się zaczepić i zadzwonił do mnie zespół z
    okolic. Chłopaki po 16-17 lat, także trochę sceptycznie podszedłem do
    tematu, okazało się że prezentują bardzo przyzwoity poziom, a wódke to
    mogę na weselach z gośćmi pić 🙂 Było tak, że grał chłopak na klawiszach
    i basy robił i jeden nie grał na niczym, tylko śpiewał. Chcieli tak zrobć,
    że wywalić klawiszowca i ten koleś co śpiewał, miał grać na klawiszach
    (od czterech lat do szkoły muzycznej chodzi). No to po dwóch próbach
    spodobało im się z „żywym” basem i zgadaliśmy się na granie, z tym że
    miałem mieć operacje i półtora miesiąca grać nie mogłem, ale po tym
    okresie miałem z nimi współpracować. Dzwonię ostatnio do nich, żeby się
    jeszcze na jakąś próbę ugadać a chłopaki mówią mi że gościowi nie
    idzie za bardzo jednoczesne granie i śpiewanie, także zostają w starym
    składzie. Szkoda, bo jak w tym wieku prezentują niezły poziom to w
    przyszłości prawdopodobnie będą nieźle wymiatać i zauważyłem, że już
    potrafią zaimprowizować coś, a to się już ceni. Trzeba szukać dalej, bo
    parę stówek za nocke piechotą nie chodzi. 🙂

  9. Bleku: Oj tak, ciężko znaleźc kogoś, kto nie uważa że chałtury to jest
    sprzedanie się :/ A taki dochód ratuje mnie życie w tym momencie 🙂 Z tym
    że ty nie pisałes akurat o problematycznych współpracownikach ;]

    Jak dla mnie dotychczas najbardziej problematyczny był pewien gitarzysta…
    Który twierdził , że jest Zakiem Wyldem, a bardziej przypominał Zaka Efrona
    😛

    Przychodzę na próbę i widzę kolesia z prawie że emo grzywką i pozłacanym
    Gibsonem, na którego główce było namalowane imię właściciela… Ale se
    myślę, nie będę oceniał po pozerach. Pardon, pozorach.

    Czas jakiś było fajnie, nieskomplikowany hardrok, którego łapałem w mig.
    Współpraca szła gładko, tym bardziej że na próbę Gitarzysta przynosił
    gotowe kawałki i było zawsze wiadomo co robic, a nie że przychodzimy i
    zastanawiamy się jak by tu zacząc. Podobało mi się bo postępy były, jeno
    wokalista trochę nie nadanżał z pisaniem tekstów.

    Ale po jakimś czasie nastąpiła koniecznośc zmiany salki. Gitarzysta
    skombinował coś w porcie. Całkiem fajnie, miałem blisko, a przy sprzątaniu
    znalazłem wyrąbisty mechaniczny metronom 😀 Niestety zaczęły się schody.
    Napomknę że salkę dzieliliśmy z innym zespołem, którym to notabene
    Gitarzysta zrobił wielką łaskę że ich zaprosił, mimo że oni zrobili
    całe wygłuszenie.

    Po jakimś czasie, ze znajomym prawie-że-akustycznym składem chcieliśmy
    poczwiczyc trochę kawałków na chałtury. Piszę do Gitarzysty, że
    chciałbym pograc z innym zespołem na salce. Mówię mu od razu, że perkusji
    nie będziemy używac, bo nasz gra na cajonie i temu podobnych. A ten się
    zaczął wściekac, że nie, nie, nie i koniec. Ja się pytam czemu, a jego
    cała argumentacja to nie i ch*j. W końcu powiedział że nie ma miejsca na
    salce i że będą trudności z ustaleniem grafiku. Ja mówię, że sprzętu
    nie będziemy nic wstawiac i że próby będziem robic w czwartki o 14, kiedy
    inni sa w szkołach czy pracy. A ten dalej nie i koniec, nie bo on tak mówi.
    Jak zaczął mi grozic że mam oddac klucze, że mnie w*ierdoli, to dałem se
    spokój. Ale czas jakiś potem pomyślałem że nic się nie stanie, jak se raz
    pogramy. Tutaj błąd, choc niewielki, był taki, że podłączyłem naszego
    gitranika do pieca gitarzysty z drugiego zespołu. Ten się potem skumał i
    powiadomił Gitarzystę, a ten znowu mnie zaczął straszyc że mnie wywali i
    tego typu rzeczy. Potem na naszej próbie zaczął się czepiac o jakieś
    pierdoły, że burdel jest, że cośtam, że my mu na złośc robimy, że ja
    jakoś źle na niego patrzę (!!!). Postanowiłem że chrzanię, nie robię i
    se poszedłem od nich. Potem słyszę od wokalisty ze jemu w sumie też się
    nie chciało z Gitarzystą męczyc.

    Się rozpisałem, ale to był jedyny przypadek na przestrzeni paru lat,
    człowieka który mnie naprawdę w*urwił i miałem aż ochotę mu przyłożyc.
    Moje pierwsze wrażenie okazało się prawdziwe, Gitarzysta okazał się bufonem
    który próbuje grac twardziela, ale tak naprawdę to po prostu nie idzie z nim
    się dogadac. Trudno, jego strata, on nigdy nie dojdzie z nikim do etapu
    koncertów, skoro dla niego pójście na ustępstwa to słabośc. Kiepsko.

    Czarek wulgaryzmy ku*wa bo cie z salki wypi****le

  10. temat się przyjął, good 😀

    To teraz moja seria wynurzeń.

    Za czasów elektryka poznałem w dosyć śmiesznych okolicznościach
    gitarzystę, który grał z początkującym perkusistą. Poziom totalne dno,
    więc pasowałem idealnie. Pierwszym punktem planu podboju świata było
    znalezienie basisty. Zgłosiło się dwóch: jeden wydawał się
    cfaniaczkowaty, z dobrym sprzętem nauczycielem, drugi wydawał się spoko
    gość. Wzięliśmy drugiego, nie wiedząc, że bas ma od tygodnia 😀 (ten
    pierwszy gra teraz na pięknej Jabbie customowej, naprawdę zamiata i w ogóle
    spoko gość)

    Graliśmy z tym gostkiem może 4 miesiące, nie trafiał w prymę całą nutą,
    i co parę prób powtarzał „chciałbym się nauczyć grać klangiem”
    dociskając niezdarnie kciuk do 19 progu na E… Po tym jak mu
    podziękowaliśmy za współpracę wyjechał, że go ograniczaliśmy 😀
    Śmiechowe czasy.

    Później sam przeszedłem na bas i szukaliśmy we trójkę wokalu, z różnymi
    zmianami nasza współpraca ciągnęła się dobre 3 lata.

    Gitarzysta był świetny do dogadania się, miał naprawdę mocne pomysły na
    kawałki, można było z nim pogadać. Mało ćwiczył, ale nie zaniżał
    poziomu całości. Wpieniający był za to ze swoimi fochami. Przez 3 lata nie
    dograł się porządnie do żadnego cudzego kawałka, kiedy on nie mógł grać
    próby (powody typu imprezka u kumpla) to nas kulturalnie z wyprzedzeniem
    informował, jednak jeśli np ja nie dałem rady grać to robił dymy przez dwa
    tygodnie…

    Perkusista na początku nabrał niesamowitego rozpędu jeśli chodzi o naukę
    gry na instrumencie, a później nie tyle ustał, co zamknął się na 2-3
    schematy beatu i taktowanie 4/4. Zapewniam, że słuchając samych partii
    perkusji do naszych kawałków pomyślelibyście że to kilka wariantów do 2-3
    piosenek…

    Potem przez kapelę przewinęło się z 8 gitarzystów/wokalistów, o których
    nie warto wspominać, może z wyjątkiem pociesznego gitarzysty, gimazjalisty,
    fana tanich win, wisły kraków i ska 😀

    Znalezienie wokalu na stałe zajęło nam rok, z powodu zastoju w międzyczasie
    zorganizowałem drugą kapelkę, ale o niej później. Tak czy siak,
    znaleźliśmy wreszcie wokalo-gitarzyste, fana grungeu.

    Niestety teraz z perspektywy czasu mam wrażenie, że gościu był idiotą na
    siłę. Wszelkie, liczne braki w technice gry na gitarze nadrabiał chaosem.
    Teksty nie do końca spełniały wymagania poprawnej polszczyzny i śpiewał
    tak niewyraźnie i nie czysto, że z koncertu na koncert coraz bardziej było
    mi za niego wstyd. Ostatecznie kapela rozpadła się za to, że przespał się
    ze swoją byłą, a obecną perkusisty…

    Drugi skład, stworzony właśnie w okresie nudy w Skrzydłach, wywiązał się
    z powodu poznania pewnego gitarula. Usłyszałem parę jego nagrań na myspace
    i nie wierzyłem, że można grać tak perfekcyjnie technicznie. Miał „na
    stanie” znajomego gitarzyste potrzebowaliśmy perkusistę – wzięliśmy naszego
    obecnego. Do tego po paru miesiącach doszedł wokal.

    O nich w skrócie – o perkusisćie już padło.

    Gitarzysta lider, gość koło 30, o ile gra znakomicie to z charakteru jest
    niesamowitym palantem, przekonanym o swojej nieomylności, zawsze stawiającym
    się ponad innymi. Był połową argumentów z których opuściłem ten skład
    po pół roku

    Drugi gitarzysta nie wiem dlaczego grał, bo nie umiał, jego partie brzmiały
    jak z wesela o godzinie 4 rano, na jedynym demie które z nimi nagrałem się
    nie pojawia, bo zbyt nie trafiał w dźwięki.

    Wokalista z charakteru akurat był spoko, ale śpiewał jakby chciał ale nie
    umiał. Zresztą, jakiś czas temu padał temat ich obecnego basisty, o Tricku
    mowa.

    Po odpuszczeniu sobie obu składów poszukiwałem kogoś w krk. LUDZIE JAKA TU
    JEST POTRZEBA BASOWANIA! Dostałem 25 odpowiedzi w miesiąc. Zainteresowały
    mnie dwie, pierwsza – dwóch kolesi grających coś w stylu lżejszego toola
    podszytego elektroniką. Pogadałem z nimi dwie godzinki twarzą w twarz,
    powiedzieli, że próba w piątek. W piątek zero odpowiedzi, wieczorem raczyli
    odpisać, że próba odwołana, następna za tydzień. Po tygodniu ta sama
    sytuacja, dalej już się nie pytałem.

    Wybierając obecny skład brałem pod uwagę więc głównie charakter ludzi.
    No i mam:

    – wokalistka – głos ma tak melodyczny, że miło się słucha nawet jak mówi,
    do tego przemiła dziewucha z charakteru.

    – jeden gitarzysta – lider, miewa gorsze dni i ma chyba jakieś kompleksy na
    temat swojej osoby, ale jak ma humor to konie z nim można kraść

    – drugi gitarzysta – spoko, luz, dopasuje się, dogra, umie, trochę cichy ale
    wporządku.

    – perkusista – cholera dla tego gościa mógłbym bank obrobić, ma za sobą z
    7-8 lat za bębnami, w tym w kapeli metalowej. Gra równo jak maszyna,
    kombinuje, zawsze się dopasuje i dogra.

    Ciekawe jak ten skład ocenię po latach, ale na razie jest całkiem
    pozytywnie, tylko jakoś energii Skrzydeł mi brakuje 😉

  11. Pierwsze co mi się kojarzy to szkolne granie po akademiach itp. Sześć
    utworów, do każdego inny wokalista i zawsze ten sam problem: to nie moja
    tonacja 😀

    kawałek leci w Ddur- za wysoko dla mnie. Ok, dla nas nołproblem, zagramy ci w
    Cdurze. Jednak nadal za wysoko, więc zmieniamy tonacje. I tak kilka razy,
    wyżej, niżej, za wolno, za szybko. Ale i tak najczęściej kończy się to
    tym, że gramy w oryginalnej tonacji, nie mówiąc o tym śpiewającym, którzy
    wreszcie „trafili w tonacje” 😀 siła sugestii?

  12. Ja tam mam świetnego gitarzystę i perkusistę 😉 Może nie technicznie, gdyż
    perkusista gra jakieś 4 miesiące(głównie gra na basie) ale zawzięty jest i
    imo jest całkiem dobry, ale jako ziomki to bardzo równe kolesie 😛 Wokalu na
    razie szukamy gdyż kobita nam odeszła. O dziwo też była w porządku. Co
    ciekawe, gramy już razem prawie rok i nie mieliśmy nawet jednego, małego
    spięcia w składzie a większość kapel z mojej okolicy rozpada się po
    maksymalnie dwóch miesiącach 😉

Możliwość komentowania została wyłączona.