Zespół

Problem natury życiowej

Witam! Mam problem natury zupełnie nie technicznej, a mianowice proszę was
basoofkowiczów o radę, bo mam taki oto dylemat:

A więc tak, gram już na basie dosyć sporo lat, grywałem w różnych
składach raz lepszych raz gorszych, ale nigdy nie było to jakieś super
poważne granie. Obecnie gram w jednej rockowej kapeli, która się rozwija i
wszystko idzie w dobrym kierunku, lecz jest to jeszcze na poziomie powiedzy
samoutrzymującym się. Natomiast ciągnie mnie do grania bardziej w kierunku
jazz, fusion itp. Ostatnio znalazłem sobie równoległy skład, grający w
takich właśnie klimatach i co się okazało, po ok 10 próbach,
stwierdziłem, że mnie to męczy jak mało co i za cholerę nie mogę dojść
do przyczyny tego zjawiska. Muzycy tam grający są na dość wysokim poziomie
wykonawczym, lecz atmosfera na próbach jest dosyć sztywniacka, rozmawiałem z
kolesiami to mówli że chcą jak najszybciej złożyć numery i grać, a nie
piwo pić i żartować. Jednak gdy zaproponowałem możliwości koncertów, to
powiedzieli, że za wcześnie, że materiał nie jest dostatecznie opanowany.
Kolesie ćwiczą całymi dniami, ale brakuje chyba jakiegoś ducha w tej muzyce
na mój gust. W moim rockowym składzie jest zupelnie inna atmosfera, a w
dodatku wszystko się rozwija pomyślnie. Nie, wiem co jest ważniejsze w tym
momencie czy rozwój własny czy zespołu, z którym zżyty jestem. Wiem, że
niedługo terminy prób i koncertów będą mi się zazębiać i będzie wtedy
sytuacja problematyczna.

Może ktoś z was miał jakieś podobne dylematy, a może są kwestię,
których ja nie zauważam. Z góry dzięki!

Co powinienem zrobić, jeśli mam problem natury życiowej, który dotyczy wyboru między granie w rockowym zespole a zespołem grającym jazz i fusion?
Czy powinienem skoncentrować się na rozwoju swojej kariery muzycznej lub na współpracy z zespołem rockowym, z którym jestem zżyty?
Jaki jest sens grania w zespole jazzowym, jeśli nie czuję się dobrze w atmosferze tego zespołu?
Czy powinienem szukać innego zespołu jazzowego lub zrezygnować z tego rodzaju muzyki?
Jak poradzić sobie z problemem różnych terminów prób i koncertów w dwóch różnych zespołach?
Czy powinienem zrezygnować z jednego z zespołów lub przesunąć terminy prób i koncertów w jednym z nich?
Czy powinienem przemyśleć swoje cele muzyczne w kontekście tych dwóch zespołów?
Czy powinienem porozmawiać z członkami obu zespołów o moim dylemacie?
Jak mogę rozwijać się w obu zespołach jednocześnie?
Czy masz jakieś rady na temat rozwoju muzycznego w dwóch różnych zespołach?

18 komentarzy

  1. Kapral

    Bo to wynika właśnie z takiego sztywniackiego podejścia – oni za bardzo
    myślą o tym, że chcą grać jazz/fusion, niż po prostu grać 🙂 (stanowczo
    za bardzo się przejmują).

    Inna rzecz, że materiał musi być dobrze w takiej muzyce opanowany, no nie ma
    siły, ale z drugiej strony sztywna atmosfera powoduje, że nie rozwijamy się
    tak jak powinniśmy (moim zdaniem).

    Cokolwiek nie grasz, w mojej opinii, powinieneś mieć dystans. Może nie na
    tyle, żeby od razu pić piwo i zmarnować pół próby na głupoty
    (szczególnie, jeżeli to nie Wasza salka), ale trzeba mieć trochę luzu,
    żeby po prostu ze sobą wytrzymać.

  2. BzykStruna

    Miałem Krzychu_w podobną sytuację , również gram ładne parę latek z
    niejednego pieca chleb jadłem jak to się mówi .

    Gram od nastu lat z jednym i tym samym zespołem (rockowy ogólnie mówiąc)
    ale w między czasie miałem epizody jedne dłuższe drugie krótsze z innymi
    zespołami bądż projektami w których cisnienie było niesamowite .

    Dzisiaj twierdzę ze tak zdobywa się doświadczenie ale kiedy granie staje
    się przymusem a przyjemność muzykowania ulatuje gdzieś poza horyzont
    uważam że nie ma sensu się męczyć . Muzyka ma być czymś przyjemnym , ma
    dawać radość , powinno być tak że kiedy kończy się próbe wszyscy już
    chcą następnej , wtedy jest klimat dobry dla wszystkich .

    Masz dylemat , nie wiesz co wybrać , powiem Ci tak przedewszystkim nie
    rezygnuj z ludzi !!!

    Wybierz kierunek który daje Tobie jak najwięcej radości , granie z łzami w
    oczach może i zaspokoi ambicje muzyczne ale nie zaspokoi ambicji które tkwią
    gdzies głębiej w Nas samych .

    Jeszcze raz nie rezygnuj z dobrego ducha , nie rezygnuj z LUDZI!!!!!

  3. qbanez

    Krzychu, a ja Tobie nawet zazdroszczę. Przez całe życie grałem z ludźmi o
    tak lekkim, olewatorskim, „na luzie” podejściu do grania, że żygam już
    LUZEM i „fajnym klimatem” na próbach. Potrzebuje właśnie zorganizowanego i
    zdyscyplinowanego zespołu, a nie grania aby grać. Zazdroszczę Ci tej kapeli
    co gra muze związaną z Fusion. A w sumie wątpie, żeby ludzie byli aż tak
    sztywniaccy. Kiedy gramy to gramy, kiedy żartujemy to żartujemy. U mnie w
    jednym składzie było tak, że na próbach było tak często:

    gitarzysta nachlany(no może podchmielony), bębniarz na niego w*rwiony(z
    czasem zaczął go nienawidzieć) bo ów bębniarz jest strajt edżem i w ogóle
    gitarula nie lubi. Wokalista jak był to był a jak nie było to nie było.
    Wogóle były jakieś spiski w kapeli, jeden drugiemu dupe obrabiał za plerami
    – to dopiero z*bany klimat.

    W innym składzie, mimo że doszliśmy do czegoś pięknego i zagraliśmy
    kawał świetnej muzyki, to było tak, że skład mimo że na najwyższym
    poziomie muzycznym(no profesjonaliści po prostu) to próby wyglądały tak,
    że wszyscy się wygłupiali-próba trwała około 6 godzin a z tego może
    godzine graliśmy- reszta czasu była zmarnowana na „pozytywny klimat” :/

    Z kolei jeszcze inny skład był taki, że ja i gitarul bardzo poważnie do
    tego podeszliśmy, a perkman i wokalista nie dość że byli słabi
    technicznie, to jeszcze olewali próby, nagminnie olewali materiał do
    nauczenia. A drugi gitarzysta mimo że gra już chyba z 10 lat to potprostu
    koleś nie umie zagrać i nie jaży prostych riffów jakie mu pokazuje –
    beztalencie? Załóżmy jest sobie prosty riff do Wicker Mana Ajronów – koleś
    przez półtora godziny go nie mógł zagrać mimo że mu z 20 razy
    tłumaczyłem o co biega – a riff ten jest naprawdę tak amatorski że mała
    bania :O No i ten perkman grał 3 rytmy na krzyż i się jeszcze w tym jebał
    :/

    Dodam jeszcze że wszystkie 3 powyżej wymienione składy z różnych
    względów ale już nie grają. Teraz próbuje z nowym składem, ambitniejszi
    ludzie, ale próby są strasznie rzadko, dojazd to ponad 60 KM, i muzyka nie
    dokońca mi odpowiada – mam już trochę dość SZATANA.

    W moim mieście jak ktoś nie gra hardcoreu to właśnie tak gra 😐

    U mnie w mieście i w okolicach problem polega na tym, że nie ma ludzi
    chcących naprawdę grać. Głównie ludzie chcą grać dla lansu, lub dla
    mody(przerażająca moda – wszyscy grają hard core :O )

    Chciałbym mieszkać w dużym mieście typu Wrocek, 3miasto, Wa-wa. Tam to bym
    se w ciągu miesiąca znalazł porządny zespół, bo jest tam tyle ludzi
    chcących grać, tyle salek prób(a nie jedna jak tu), tyle koncertów(a nie
    jeden – hardcore party) że chęć preprowadzki jest u mnie wielka.

    Krzychu – zazdroszczę Ci takich rozterek, bo myślę, że ja mam gorzej.

    Jeżeli rockowy skład gra materiał, który Ci się fajnie gra a w dodatku
    ludziom się podoba… no i w dodatku jeszcze zaczyna to iść w dobrym
    kierunku(koncerty, demo) to jasne, ze tam zostań i olej sztywniaków z Fusion
    i daj im mój namiar 😉

    Oczywiście żartuje z tym namiarem 😛

    Wybierz to co Ci bardziej odpowiada.

    Może jednak zapał i chęć zrobienia materiału przez sztywniacki skład
    wróży lepszą przyszłość? Sam się zastanów. Wybierz droge
    najlepszą…

    Edit: sorry za chaos w tym poscie – wiem że ciężko się czyta 😛

    Pzdr.

  4. Boski

    u mnie jest podobnie. jest to mój drugi zespół, perkusista , no wsumie dobry bo
    bardzo ambitny , chce się ciągle uczyć , wsumie to z nim grałem wczesniej i
    to on mnie tam zciągnał, wokał tez super , gosciu żeby dobrze spiewac ,
    najpierw nauczyl się grac na gitarze , organach i teraz ze spiewaniem idzie mu
    naprawdę swietnie, jest tylko jeden problem…. gitarzysta- zero ambicji zero
    checi , czasami mam wrazenie ze on gra tylko dlatego ze to jest fajne , modne
    bo na próby przychadza laski, bo może się tym pochwalic, a dlaczego tak sadze
    ??? bo nie mogę zrozumiec jednego , ten gosciu masakrycznie olewa , pierwszy
    raz spotkalem się z gitarzysta , który zostawia gitarę na probowni, niekiedy tak
    jest ze mamy 2 tygodnie przerwy np ze wzgledu na swieta i on zamiast wziasc
    gitarę pograc coś, to zostawia ja i tyle chyba ma to w d*pie. A material zawsze
    powstaje tak ze ja i wokal musismy coś tam tworzyc wymyslac, sam znam podstawy
    gry na gitarzer i sam ukladam muzykę do tekstow , i do tego jeszcze muszę go
    nauczyc tego grac…. porazka

  5. Kapral

    Ibanezbass – nie jest tak różowo, we Wrocławiu znakomita większość sceny
    muzycznej to też zespoły hc, metalcore, czy inne takie dyrdymały ;D.

    Ale jest też dużo normalnych. Niemniej uważam, że Tobie to raczej
    skrajności się przydarzały, chociaż inaczej to wygląda we Wrocławiu, jak
    mówisz, inaczej w Zgorzelcu :P.

  6. uzeb

    widzisz bo to jest tak, ze ciezko jest znaleźć ludzi którzy chca tworzyc i
    grac i jeszcze to samo co ty a nie tylko grac kawałki innych kapeli i nic
    więcej. dlatego wcale się nie dziwie ze ci powiedzieli ze z wyjsciem na scene z
    tym materiałem jest jeszcze za wczesnie, bo jazz to nie jest rock oparty na 3
    czy 4 funkcjach w stylu tonika , subdominanta i dominanta który się wszystkim
    podoba itp. nie przejmuj się tylko rob swoje. ja grałem już w kilkunastu
    kapelach zanim znalazłem sklad z ktorym robie teraz to co chciałem. po prostu
    nieraz trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu i czasie żeby znaleźć ludzi z
    ktorymi da się coś stworzyc. pozdrawiam i nie trac nadzieji 😀

  7. mazdah

    –> myślę, że trafienie ze składem który by w 100% odpowiadał i grał
    w 100% satysfakcjonującą muzykę to jest niemal niemożliwe. ja mam to
    szczeście, że trafiłem na swietnych ludzi, którzy wiedzą czego chcą,
    grają razem od ponad 9 lat.

    Muzyka nie odpowiada mi w 100%, bo są to covery, na dodatek covery jednego
    zespołu, ale jestem bardzo zadowolony. Jest fajny klimat, idziemy do przodu i
    szukamy gdzie by tu można było koncert zagrać 😉

    Przedtem przez 3 lata udzielałem się w wielu róznych projektach, jednak
    nigdy nie można było tego nazwć zespołem ( bo np czy granie 3 coverów
    przez pól roku w składzie bass + perkusja bo reszta olewała można nazwać
    zespołem? 😉

    Za jakieś 10-15 lat założe sobi kapele progrockową, za jakieś 30-40 lat
    przesiade się na stratocastera i będę grał, w fotelu w domu 🙂

    —–

  8. uzeb

    heh…………..

  9. McGregor

    @ibanezbass: Krzychu, a ja Tobie nawet zazdroszczę. Przez całe życie grałem z ludźmi o tak lekkim, olewatorskim, „na luzie” podejściu do grania, że żygam już LUZEM i „fajnym klimatem” na próbach. Potrzebuje właśnie zorganizowanego i zdyscyplinowanego zespołu, a nie grania aby grać.

    Napisałeś to tak jakby jedno wykluczało drugie.

    Ambitne i zorganizowane podejście nie wyklucza luzu i zdystansowania.

    Wiem, bo pracuję w takich warunkach już od dłuższego czasu.

    I kluczem do sukcesu jest dobry kontakt z resztą muzyków. Jeśli widujecie
    się tylko na próbach to słabo.

    To muszą być twoi dobrzy kumple. Trzeba się jak najlepiej poznać, zdobyć
    dystans.

    Wtedy to będzie miało szanse na powodzenie.

    ———————–

  10. Szergiel

    Miałem podobną sytuację, co Krzych – zespół rockowy w którym się
    świetnie czuję (bo dalej w nim jestem) i tro jazzowe, w którym nie mogłem
    wytrzymać. Opuściłem to trio bez żalu. Jeśli Krzychu, chcesz grać
    „ambitniejszą muzykę” to po prostu pogadaj z ludźmi z tego rockowego składu
    – skoro się świetnie dogadujecie itp, to spróbujcie skomponować coś w
    stylu fiużyn. Tak zrobiłem z moim składem – do bachowskiego, progresywnego
    zadęcia dodałem z MOJEJ (i nieco perkusisty) strony trochę funkowania i
    jazzowania (o tyle o ile umiem). Muzyka na tym nie straci i każdy będzie
    czuł że się realizuje.

  11. svenson

    Ja co prawda mam zerowe doświadczenie, ale według mnie najlepiej sprawdza
    się przysłowiowy „złoty środek”. Jeśli ludzię są zbyt poważni, to
    atmosfera bardzo męczy i zniechęca (przynajmniej mnie). Jeśli
    przychodziłbym na próby i widział, że zamiast próby robi się z tego
    zwykłe spotkanie towarzyskie, to bym się znowu wkurzał. Tak jak tu już
    napisano: trzeba trafić na odpowiednich ludzi 🙂 Co do muzyki to rozsądni
    ludzie zawsze potrafią się dogadać,a z mieszane style często dają ciekawe
    rezultaty. Życzę szczęscia, wytrwałości i pozdrawiam 🙂

  12. jaKlaman

    Ja grałem w kilku kapelach i zawsze był klimat. Nie wyobrażam sobie gry w
    tak sztywnym klimacie.

    Zapraszam do słuchania i komentowania !!!

    DOBRY ZNAK

    http://www.legalez.nuta.pl/z.html?ID=5849

  13. qbanez

    McGregor – źle mnie zrozumiałeś. Jasne, że potrzebny jest luz, ale bez
    przesady. A w moim przypadku ta przesada była. Jasne, że kurde ja po prubie
    wychodzimi z salki to jest luźna rozmowa, żarty itp, ale na próbie powinno
    się grać i myśleć o graniu (oczywiście są też momenty gdzie jest łach i
    śmieszne sytuacje podczas grania, ale nie ciągle na szatana świętego!)

    Luz jest potrzebny w kapeli, ale bywa tak, że jest go za dużo i się wszytsko
    rozwala przez to. Pozatym są ludzie (ja takich często spotykam) dla których
    granie nie jest ważne, grają tak jakoś aby grać, nie wiem po co. Brak
    ambicji, czy coś 😐

  14. DSmolken

    @McGregor:
    I kluczem do sukcesu jest dobry kontakt z resztą muzyków. Jeśli widujecie się tylko na próbach to słabo.
    To muszą być twoi dobrzy kumple. Trzeba się jak najlepiej poznać, zdobyć dystans.
    Wtedy to będzie miało szanse na powodzenie.

    Niekoniecznie. Grałem z ludźmi których nigdy poza sesjami nagraniowymi na
    oczy nie widziałem i kontaktu nigdy nie miałem poza wysłaniem im nut mailem.
    I wyszło (ktoś te nagrania wydał i ja na tym zarobiłem) bez żadnej
    poprzedniej znajomości i bez żadnych prób.

  15. Krzych_w

    @DSmolken:
    Niekoniecznie. Grałem z ludźmi których nigdy poza sesjami nagraniowymi na oczy nie widziałem i kontaktu nigdy nie miałem poza wysłaniem im nut mailem. I wyszło (ktoś te nagrania wydał i ja na tym zarobiłem) bez żadnej poprzedniej znajomości i bez żadnych prób.

    Racja, lecz dla mnie to nie jest większy problem aby przerobić numery i
    zagrać koncert bez próby lub z zaledwie paroma, miałem taki epizod kiedyś i
    bardzo miło wspominam, ale w tym cały szkopuł, że ci kolesie są jacyś
    nieokreśleni, bo z jednej strony zgrywają zawodowców, a z drugiej strony
    perspektywy płyt czy koncertów na móje oko są dośc dalekie. Poprostu, nie
    ma pomysłu tam, technika i chęci są ale to chyba nie wszystko. Może ja
    jakiś niecierpliwy jestem albo co? Chyba zleję sprawę bo szkoda
    czasu.Pozdrawiam!

  16. McGregor

    @DSmolken: Niekoniecznie. Grałem z ludźmi których nigdy poza sesjami nagraniowymi na oczy nie widziałem i kontaktu nigdy nie miałem poza wysłaniem im nut mailem. I wyszło (ktoś te nagrania wydał i ja na tym zarobiłem) bez żadnej poprzedniej znajomości i bez żadnych prób.

    Ale my tu o radości z grania mówimy a nie o czystym zarabianiu
    pieniędzy. Kwestia podejścia do muzyki. =)

    To że muzycy sesyjni widzą się tylko w studiu to norma.

    ———————–

  17. DSmolken

    @McGregor: Ale my tu o radości z grania mówimy a nie o czystym zarabianiu pieniędzy. Kwestia podejścia do muzyki. =)
    To że muzycy sesyjni widzą się tylko w studiu to norma.

    Tak czy inaczej – ja uważam że najważniejsze żeby mieć wspólne cele i
    ogólnie się zgodzić co do tego jak te cele mają zostać osiągnięte.
    Krzych ma cel żeby niedługo koncertować. Koledzy ze składu fusionowego tego
    celu nie podzielają. I tu jest problem.

    Radość z grania może być celem. No i wtedy nie dojdziesz nigdy do
    porozumienia z kimś kogo celem jest spłata kredytu mieszkaniowego.

    Zrobienie materiału na wysokim poziomie może być celem. Dla mnie nie może –
    ale może być środkiem do celu.

  18. McGregor

    Nie sposób się z tobą nie zgodzić =)

    ———————–

Inni czytali również