Od jakiegoś czasu przesladuje mnie ta mysl, ciekaw jestem waszych wrazeń,
pomylek, wpadek po pierwszym koncercie. 🙂 Anegdoty tez mile widziane 😉
Ja sam jeszcze nigdy nie grałem zadnego koncertu, gram ciążę.
Od jakiegoś czasu przesladuje mnie ta mysl, ciekaw jestem waszych wrazeń,
pomylek, wpadek po pierwszym koncercie. 🙂 Anegdoty tez mile widziane 😉
Ja sam jeszcze nigdy nie grałem zadnego koncertu, gram ciążę.
Możliwość komentowania została wyłączona.
około pół roku, z tym że wcześniej grałem na gitarze elektrycznej dobre 3
lata. W każdym razie w 2 tygodnie po dołączeniu do zespołu miałem zagrać
tego samego dnia 2 krótkie sety (WOŚP 2005r.), w dodatku moje pierwsze
koncerty w życiu. Set z 4 utworów każdy, w tym jeden z utworów 14 minut
(pomylić się łatwo – z uwagi na ilość patentów w utworze). przy pierwszym
koncercie jakoś poszło, zosatłem rozdziewiczony hihi… drugi po około 2
godzinach w innym miejscu, jak się okazało na największej scenie w mieście.
dodatkwo szwagier nagrywał występ kamerką… o zgrozo serce w przełyku,
ręce fioletowe od mrozu i jak się w ogóle wlącza piec… na szczeście
akustyk widząć że się motam poustawiał mi jak należy… rykneło z
zestawu Warwick basem (Extreme + paki 4×10 oraz 1×15) i jakoś
przeszło…zagrałem i o dziwo nie pomyliłem niczego. Kapela uznała że test
bojowy zaliczony … nowy basista jest nienormalny…koncertowo się
sprtawdzi… oni się neistety bardziej stresowali niż ja… (pewnie widząc
jak sobie radze ze sprzętem nagłośnieniowym i tym ze na próbach
niekoniecznie wszystko pamiętałem), po czterech koncertach mi przeszło…
stres mija po wejściu na scenę, w końcu i tak gorzej być nie może.
Heh, ja też na WOŚP 2005. Dwa lata gry na basie, wcześniej rok na gitarze.
Mało brakło, a zleciałbym ze sceny przez dymiarkę – zrobiło się tak
gęsto, że nie widziałem gdzie stoję. Zrobiłem krok do przodu, a tu się
okazało, że w połowie stopy jest krawędź. Zabawne też było to, jak
wokalista próbując załączyć sobie przester w kulminacyjnym momencie
koncertu, wypiął sobie kabel z gitary. Jak mu (i drugiemu gitarzyście też)
„głupi” basista mówił, żeby sobie kabel przełożył przez pasek, to
oczywiście nie słuchał, i nie widział takiej potrzeby 😉 .
Po bodajże 5-6 latach.
Zacząłem swoja przygodę basówą w styczniu 2001 a pierwszy koncert zagrałem
w listopadzie 2006.
Koncert był krótki – jedynie 30 minut, ale intensywny – co ma i swoje minusy,
bo zagraliśmy za szybko. Grałem w doskonałym towarzystwie – była to moja
pierwsza prawdziwa kapela, po nas grało Artrosis do którego nadal mam
sentyment z dawnych lat, a przed sceną bawiła się świetna ekipa.
Nie trzeba wspominać, że nagłośnienie było znakomite i za sobą miałem
całkiem fajny zestaw.
Było trochę stresu przez pierwsze trzy kawałki, trochę skaszaniliśmy jeden
numer i niestety musieliśmy kończyć jak już się rozkręciłem 😉 No i
trochę ciasno było na scenie, ale nic to, od tamtego czasu już się do niej
przyzwyczaiłem. Tam mi się gra najlepiej, nigdy nie odmówię okazji żeby
zagrać w tym klubie, i nigdy nie skasuję za to ani grosza.
https://www.youtube.com/watch?v=GvfyHn3KJ2g oto nagranie poglądowe gdyby ktoś
był zainteresowany.
Średnio jestem wierzący, ale do dziś gorliwie dziękuję Bogu za jedną
rzecz.
Za to, że nie pozwolił mi zagrać koncertu wcześniej, tylko poczekał na
odpowiednich ludzi i odpowiednie miejsce 😉
Ominęły mnie wszelkie przyjemności grania szkolnych koncertów na akademiach
czy apelach oraz nie kaleczyliśmy tak strasznie, jak to się zdarza młodym
kapelom.
yyyy no koncert jak koncert, ale taki pierwszy występ przed jakąś
publicznością (czyli jakieś 300 osób na dniach mojej miejscowości) to
jakoś po równym roku gry na basie. Ale zadowolony nie jestem, trema mnie
zjadła, do tego strasznie gorąco, a na scenie jeszcze bardziej(dochodziło
ponad 40 stopni, tak ponad 40)… Najlepsze jest jak przy przedostatnim
kawałku, na nagraniu widać jak się z potu obcieram. Całe struny
zalane,palce się ześlizgiwały jak by były smarem oblepione, ciągle ręce w
spodnie wycieram jak by mnie coś gryzło. Jak pokazali mi film, to o mały
włos na podłodze nie leżałem ze śmiechu.
Ja po trzech miesiącach zagrałem jakiś tam koncert (bas w 3 kawałkach,
reszta to wokal – albo w chórze albo solowo), potem długo nic i dwa
poważniejsze po roku grania z kapelą. Oba bez perkusji, a zagrane równo ;).
I od jakiegoś czasu nic – wolę dobrze przygotować z zespołem materiał i
potem dawać dobre koncerty niż być średnio przygotowanym i trochę dawać
ciała.
pół roku na placu biegańskiego w częstochowie podczas dnia bez samochodu.
Całkiem spoko, kaszaniłem równo, zadowolony średnio jestem, ale było to na
tyle dawno, że i dont give a shit!
Hmm… Mój pierwszy koncert to było w szkole po tym jak zajęliśmy 3 miejsce
w konkursie mleko w szkole 😀 Konkurs na skalę ogólnopolską a jak się
okazało niewiele szkolnych drużyn muzycznych potraktowało to na poważnie.
Nagrane aparatem cyfrowym, bas raz był raz go nie było ale w końcu
dostaliśmy mp3 i keyboard do szkoły. Wtedy byłem jeszcze na tyle głupi, że
nie ograłem music mana, z którym przyjechał zespół wręczający nam te
nagrody. Potem zagraliśmy tę piosenkę na tym ichnim koncercie który
zresztą jakby był częścią nagrody. 2 razy bisowaliśmy, bo mieliśmy tylko
jeden kawałek 1,5 minutowy 😀
Ja po ponad roku, z kapelą którą grałem ponad dwa lata już (wcześniej
gitara), debiut na koncercie charytatywnym, praktycznie przed znajomymi,
kaszana była dość znaczna, ale energicznie, zresztą, niektórzy
widzieli:
https://www.youtube.com/watch?v=5kAQu6SfB0s ;D
Chyba po kilku miesiącach gry na basi zagrałem swój pierwszy koncert –
przegląd lokalnych bandów … których było wiele wtedy. Graliśmy jakieś
covery Sabbatów itp … ogólnie to trzasły się nóżki z tremy 🙂
Po kilku miesiącach… Było całkiem nieźle. Pierwszy utwór został bardzo
szybko nabity i było trochę wariacko, ale dałam radę. Wpadka była potem.
Siarczyście pomyliła się któraś trąbka i wszystko pieprzło :P.
Oczywiście ja, jako najbardziej początkująca totalnie się pogubiłam.
A właśnie… co do tremy. Czy mieliście tremę? Bo ja jestem taki człowiek,
co się prawie w ogóle nie tremuje. I nawet za pierwszym razem nic mi się nie
trzęsło, jak wyszłam na scenę :P, choć trochę się bałam tego występu.
Z tremom miałem fenoment, całe życie mając cokolwiek zrobić publicznie,
choćby powiedzieć 2 zdania, miałem spięcie, drgawki, nerwy stres, jąkanie
i pomyłki. Z instrumentem od pierwszego wejścia na scenę nic a nic, nawet
jak coś nie szło, był totalny luz i szaleństwo 🙂
Ja zagrałem pierwszy koncert na basie po ok. 2óch tygodniach gry na nim xD A
grałem klimaty „ala” Pantera, Lamb of God, graliśmy wtedy cover Rednecka (;
Był już ten temat chyba bo wiem, że się tym chwaliłem ;P
Ja też zagrałem po dwóch tygodniach xD. Ale to była masakra nie znalem
jeszcze nut, budowy akordów, generalnie za bardzo dźwięków na gryfie,
wchodzimy na scenę a tu gitarzysta krzyczy „robimy transpozycję do G” i
zaczął grać :/ na szczęście rytmiczny grał przodem do mnie to jakoś
poszło 🙂
3 lata grania kolejno heavy, death, thrash, technical death, black metali, 2
lata tego samego w zespole i 0 koncertów. Jak to niektórzy wyżej wspominali
– lepiej zagrać dobrze niż wyjść na scenę i zrobić kupę.
pierwszy grałem po jednym dniu grania na basie, pożyczonym od kumpla
mensfeldzie na osiemnastce znajomej. A prawdziwy koncert taki z piwem i widzami
to po przeszło roku szlifowania shreddingu:P jeszcze za metala