Witam! Grałem wczoraj koncercik we wrocławskim klubie Liverpool i mam taki
problem. Głośność ustawiał klubowy akustyk – po kolei-1
gitara,2,bas,wokal,perka,razem itp. Ocenił, że jest w porządku. Odsłuch z
basem był przy perkusji, i grając prawdę mówiąc, praktycznie nie slyszalem
co gram… Totalne zagubienie… Grałem z konfiguracją Hartke (lampowy head +
kolumna slabo rozkrecone, wpietne i dodatkowo naglosnione przez przody).
Po koncercie 4 niezalezne osoby powiedziały mi, że bas był ledwo słyszalny.
Stąd moje pytania,
skąd mam wiedzieć kiedy jestem słyszalny czy nie? Bić się na pałę by bas
przebijał gitary? Miałem założenie, że akustyk się zna, ale opinia 4 osob
i moja własna słabo słyszalność (może to wina odsłuchu który był za
daleko) jakoś mnie nie przekonują…
Mam w planach jeszcze z 6 koncertów do połowy grudnia, i będę musiał jakoś
się ustawiać, poza tym nie zawsze będzie akustyk. Co robić? A może się
podkrecic bardziej na wzmaku i zostawic moc w gałce volume, by móc pozniej
kontrowac?
jak Wy sobie z tym radzicie? (wiadomo, że każdy gitarzysta powie, że bas
słyszy, za to sam by się rozkrecił najlepiej na 3/4 lampy 😀 ) pozdrawiam
Jak mogę sprawdzić, czy słychać mój bas na scenie?
Czy ktoś miał podobny problem z głośnością na scenie?
Co robić, jeśli bas jest ledwo słyszalny na koncercie?
Czy powinienem bić się na pałę, aby bas przesłuchiwał gitary?
Jak mogę skontrolować poziom głośności basu na scenie?
Czy akustyk zawsze wie, jak najlepiej ustawić głośność basu na koncercie?
Jaki sprzęt basowy jest najlepszy dla dobrego brzmienia na scenie?
Jakie podejście najlepiej zastosować, aby mieć kontrolę nad głośnością basu?
Czy ktoś ma pomysł, jakie ustawienia basu są najlepsze na koncercie?
Jakie są najlepsze rozwiązania, aby usłyszeć swój bas na koncercie?
ja jak grałem to cały zespół ingerował w nagłaśnianie. W sensie
gitarzysta mówił czy mnie ma na odsłuchu, perkusista też i ja też
mówiłem. Myślę, że dobrym sposobem jest po pierwszym numerze podejście do
mikrofonu (ew. wokalisty) i poproszenie o więcej basu na odsłuch. I ustaw
się na piecu nie lekko odkręcony tylko tyle ile na próbie (ja na 100w
grałem mniej więcej na połowę gainu i mastera).
Ewentualnie miejcie jakiegoś kolegę który będzie stał przed sceną i
podczas nagłaśniania jak całość będzie grać wam powie, czy słychać
wszystkich i wszystko, czy nie. 🙂
aha. i wychowaj sobie gitarzystów.
albo ich zmień.
Na piecu się ustawiłem tak jak doradził akustyk. Normalnie wiadomo, że gram
rozkręcony. Czy jakaś mała pierdziawka, dajmy na to 50 watt (basowych)
pociągnie jako prywatny basowy odsłuch ?
Z gitarzystami gram od niedawna, dogadamy się 🙂
Z tym kolegą, który doradzi to dobra opcja, tylko muszę znaleźć kogos w
temacie, i w miarę zaufanego . Ogolnie z naglosnieniem straszny bałagan.
Ogolnie gram muze balladową, ale czasami bassik wchodzi na drobne solóweczki
– warto wtedy trzymac zapas w gałce, by podbić?
/thx 4 answer
Jeśli wszystko idzie na przody to trzeba być jak najciszej, bo każdy
mikrofon na scenie zbiera też tło i jak będzie hałas na scenie to wszystkie
mikrofony będą zbierać mocno także ten hałas i akustyk nic sensownego nie
ukręci…
Oczywiście trzeba się słyszeć i jeśli nie ma odsłuchów to trzeba piec
dać tak głośno aby się słyszeć (oczywiście możliwie najciszej),
gitarzystów też trzeba słyszeć…
Spróbuję jakoś temat uporządkować opierając się na swoim, dość
skromnym doświadczeniu (około 40 koncertów. Zarówno plenerowych jak i
klubowych)
Dla uproszczenia przyjmuję, że są trzy szkoły nagłaśniania.
1) Wszystko idzie na przody. Za brzmienie odpowiada tylko i wyłącznie
akustyk, bas idzie z diboxa, gitarki i bębny omikrofonowane, ale całą
korekcję robi akustyk na „heblach”.
Każdy ustawia sobie niekoniecznie mięsiste i pełne, ale doskonale słyszalne
dla siebie i innych brzmienie. Gitarki zazwyczaj są słyszalne, podobnie jak
perkusja. Czego nie słychać dostajesz (albo i nie;) w odsłuch. Na scenie
jest cicho, w miarę cicho albo bardzo cicho i wszyscy się słyszą. Natomiast
pod kątem brzmieniowym jest płacz i zgrzytanie zębów, jeśli do tego trafi
się kiepski akustyk to na przodzie jest to samo 😉
2) Praktycznie nic nie idzie na przody.
W tym wypadku za brzmienie odpowiada prawie wyłącznie zespół, na skromne
przody idzie wokal, stopa i ewentualnie inne mniej słyszalne elementy.
Na scenie robi się głośno. Mogą pojawić się problemy ze
słyszalnością.
Całe brzmienie trzeba ustawiać samemu, więc przydadzą się długie kable,
by móc stanąć przed sceną, połazić trochę po pomieszczeniu by ustawić
wszystko jak należy.
Wymagany naprawdę dobry i zazwyczaj głośny sprzęt. Bez odsłuchów może
być ciężko.
Niewątpliwym plusem tego przedsięwzięcia jest to, ze zespół w pełni
kontroluje brzmienie i dynamikę. Za to sporym minusem jest różnica w
brzmieniu strony lewej i prawej – wiadomo, że jeśli gitara jest na drugim
końcu sceny, to ludzie tam stojący będą słyszeć głównie ją. I vice
versa – nie usłyszą basisty. Mimo wszystko jest to mój ulubiony system na
małe kluby (do 300osób) i kameralne koncerty.
Nie angażuje dużo pieniędzy, nie potrzeba wynajmować dużo sprzętu, nie
jest a głośno i zespół w pełni wie jak brzmi… Problemem jest
konieczność wyłożenia sporej kasy na dobrze brzmiące graty i …
świadomość – wbrew pozorom mało który ZESPÓŁ wie jak chce
zabrzmieć.
3) Wszystko idzie na przody z mikrofonów. Na scenie jest takie brzmienie,
jakie powinno być z przodu. Wszelakie problemy z różnicą poziomów
lewo-prawo załatwia akustyk. Dodatkowo obsługuje odsłuchy, by każdy
słyszał każdego. Istny raj na większe sceny i bardziej bogate koncerty.
Sprzęt nie musi być supergłośny, na scenie jest stosunkowo cicho a
wszystkich do grania napędza dobre brzmienie i słyszalność. Warunek –
bardzo dobry akustyk i bardzo duża samoświadomość muzyków. Mój „drugi”
ulubiony sposób. Przydaje się tylko na duże kluby i plenery, tylko jeśli
impreza jest odpowiednio bogata a zespół posiada doskonale brzmiące
graty.
Tyle tytułem pewnie i niepotrzebne wstępu. Ale czasem warto dowiedzieć się,
że „można inaczej” 😉
Jeśli jednak Ci się nie chce czytać – następnym razem po prostu wyjdź
przed scenę (długi kabel konieczny) i posłuchaj co jest grane. Jeśli
czegoś będzie za dużo lub za mało – powiedz to akustykowi przez mikrofon ze
sceny. Jeśli czegoś nie słyszysz w odsłuchu – powiedz to od razu akustykowi
ze sceny.
Setki razy słyszałem narzekania kapel, że w odsłuchach nic nie słyszeli,
że brzmienie do d*py i że w ogóle kaszana …. zadaję wtedy jedno pytanie:
dlaczego nic nie mówicie akustykowi jak tylko wyłapiecie, ze coś jest nie
tak? Gościu nie jest alfą i omegą 😛
No i mazdah wziął i pozamiatał 😀
Ustosunkuję się jednak do wypowiedzi z pozycji osoby stojącej po drugiej
stronie:
Nawet nie wiecie jak ciężko czasem się dogadać z zespołami.
Przyjeżdżają czasem bandy z płytą na koncie, a nie mogę się od nich
dowiedzieć czegokolwiek. Nagłaśniam tylko stopę i wokal no i chcę
wiedzieć czy życzą sobie stopkę środkiem, czy dołem, a może tylko
zostawić klik na górce, a oni nic nie wiedzą. Nie wiedzą, czy chcą pogłos
na wokal z efektu czy zostawić mam suchy bo w barze naturalnie się wytwarza
sam takowy (bardzo mały klub z kiepską akustyką).
[emo]
A najgorsze jest to, że jak coś nie brzmi, jak czegoś nie słychać, to
zjebki dostaje nie kto inny tylko ja, mimo że proszę, żeby się ustawili z
poziomami sami – bo zespół wie co ma być na wierzchu z instrumentów
najlepiej i jak ma brzmieć z pieca. Przecież nie będę ludziom gałkami
kręcił przy wzmacniaczach :F
Po prostu żałość czasem ogarnia… 🙁
[/emo]
Właśnie.
Nie każdy musi mieć dyplom od razu, ale jakieś generalnie pojęcie jak chce
zabrzmieć MOIM ZDANIEM to podstawa. Krótka gadka z każdym muzykiem i już
wszystko powinno być w miarę wyklarowane. Gorzej jak poszczególne życzenia
się wzajemnie wykluczają bo instrumenty zaczynają włazić na siebie…
Niestety nie wszyscy muzycy i grajkowie mają w sobie rozwinięty choćby
zalążek tejże świadomości 😉
Oczywiście dostajesz zjebkę już PO fakcie, a w trakcie koncertu i przy
próbie dźwięku kapela się nie odzywa ani słowem :/
Gdzieś nawet słyszałem, że to nieprofesjonalne ze strony muzyków odezwać
się między utworami do akustyka, że czegoś brakuje – dla mnie to jest
bzdura. Nieprofesjonalnie to jest zabrzmieć c*jowo 😛
Mam jedno, wydaje mi się – głupie – pytanie, ale zadać je muszę.
Część, do której je kieruję, pewnie wie, że gram na dosyć nietuzinkowym
zestawie, a co się z tym wiążę – brzmię przynajmniej oryginalnie. Dlatego
też nie satysfakcjonuje mnie rozwiązanie: Bas w linię i do przodu(ów).
Najlepszą opcją dla mnie jest nagłośnienie basu tylko i wyłącznie z
mojego prywatnego zestawu, ale to oczywiście rozwiązanie na koncerty w
niedużych salach. Kiedy będę miał przyjemność nawiązać kontakt z
akustykiem, który będzie mnie musiał nagłośnić, to będę się twardo
upierał przy zebraniu sygnału mikrofonem z mojej paczki. W takim wypadku
naturalne będzie, jeżeli zespół zagra na normalnej (jak na próbach)
głośności, aby uzyskać satysfakcjonujące nas brzmienie? Czy zbierając
sygnał mikrofonem trzeba grać znacznie ciszej (czyli w moim przypadku –
słabiej brzmieniowo)?
Ja stawiam na linię, bo siedzę bez przerwy od dłuższego czasu przy
konsolecie i bawię się w nagrywki przez linię, a efekty zupełnie mnie
satysfakcjonują, a i na koncertach to jest prościej i bez upierania się „o
swoje” u akustyka – mówię: „nagłośnij jak dostajesz na kablu” i gość
zazwyczaj tak robi, tylko czasem coś tam kręci, bo „sala ma częstotliwości
rezonansowe” i inne voodoo 😉
Ogólnie na scenie z przodami powinno być jak najciszej, bo jak gitary i bas
słychać w overheadach i innych mikrofonach to się bryndza robi.
Oczywiście dotyczy to niewielkich scen, bo na dużych scenach odległości
pomiędzy sprzętem backlinowym są na tyle spore, że przesłuchy są dużo
mniejsze niż na małych scenach, no i sprzęt u akustyka zazwyczaj dużo
lepsiejszy tez jest…
Wyczytałem, że na zachodzie coraz popularniejsza jest „cicha scena” – wzmaki
won ze sceny, dźwiękochłonne plexi wokół bębnów itp…
Szczególnie ważne jest nieprzeginanie z głośnością przy lżejszej muzyce
i instrumentach akustycznych nagłaśnianych mikrofonami – przesłuchy z
czegoś głośnego obk to masakra dla akustyka, tona drogiego sprzętu jest
potrzebna aby takie coś naprostować…
Oczywiście mówimy tu o muzyce i muzykach na poziomie, a nie o szarpidrutach
grających swoje pierwsze koncerty…
Kapela to ch*j, gorzej jak jest koncert i mi ludzie pier*olą żebym zrobił
głośniej np. gitarę, mimo że już wcześniej trzy razy gościa prosiłem, a
on tylko „dotyka” gałek i rżnie głupa. :/
Zawsze grzecznie i spokojnie proszę o coś czego mi brakuje w odsłuchu w
przerwie między kawałkami. Żaden obciach.
😀
Żadne voodoo – ja zawsze na wstępie mówię zespołom, że dół z
wszystkiego trzeba zdjąć o dwa punkty na gałeczkach, bo się inaczej zrobi
burdel. Charakterystyka sali – tu trzeba się zawsze zdać na akustyka, on wie
najlepiej jak się zachowa pomieszczenie 😉
Okoi to ja sobie tez popisze.
Pierwsze.Liverpool jest jaki jest akustyk słyszy i daje rade, nagłasnia od
lat i to dużo.Raczej nie daje ciała.Niestety w knajpie jest ciulata akustyka i
na scenie przewaznie mało słychać. to a propos klubu.
Sciaganie basu linia, diboxem itd jest lenistwem lub nieporadnoscia
ukierunkowane, ja osobiście co najmniej 6 na 10 koncertów muszę walczyć z
akustykiem (czemu ja mam niby brzmieć gorzej niż skrzypek, akordeonista,
gitarzysta którzy leca z mikrofonu) też mam swoje brzmienie i to ono z pieca
ma być najlepiej sciagniete i wypuszczone na przód.
Poza tym jak pier…olne z palucha w pickup a jestem pociagniety linia z przodu
nie wiadomo co się dzieje, mikrofon zbiera to co wydobywa się z głosnika a nie
bezposrednio z gitary lub wzmacniacza, wiec jak mam ochote mogę sobie grac jak na
bongosie i działa jak trza.
Oczywista sprawa jest, ze optymalnną sytuacja sa co najmniej cztery tory
odsłuchowe, żeby każdy mniej więcej mógł sobie zabrać do siebie to czego mu
trzeba,a piec owszem skręcić tak żeby brzmiał ale nie zabijał ze
sceny.
Zakwas było by przepieknie gdyby w przerwie akustyk chciał coś poprawic na
scenie. W wiekszosci wychodzisz na koncert (po próbie) i zastanawiasz się po
ki ciul ona była jak tak czy tak nic się nie zgadza a wex się odezwij to Ci
tak pokreca zebys się zesrał z bólu a nic nie wiedział.
Oczywiscie zdarzaja się panowie z którymi walka nie jest potrzebna albo jest
osobny agent przy scenie który kreci tylko odsłuchami i wtedy to już prawie
niebo jest, ale to rzadkosć, raczej trzeba się liczyc z tym ze będzie coś
brumic i się srac co chwila a akustyk jest tylko na zastepstwie i on nie wie co
jest grane.
Reasumujac, pokutuje w polszy jeszcze hasło przewodnie „jakoś będzie” i to
jakoś sprawiło, ze jakiś czas temu w pewnym miescie nie zagrałem koncertu a
organizator biegał jak poparzony i wrzesczał „jak to przeciez jakoś się
nagłosni” ( trzy mikrofony no name, przody typu apel w szkole, czyli jakaś 50
wat Yamaha i 6cio kanałowy mikser ).
Całe szczęscie powoli zaczyna się zmieniac na lepsze ale w wiekszości
dynakord rulezz.
Houk.
(Moze troszke chaotycznie się wyraziłem ale zbyt wiele na raz chciałbym
powiedzieć w tym temacie.)
Wiesz to nie tylko lenistwo czy nieporadność, ale często fizyczna
niemożliwość. Zazwyczaj nie ma do dyspozycji ODPOWIEDNIEGO mikrofonu żeby
taki sygnał ściągnąć. Osobiście wolę dać sygnał z linii niż lecieć
przez SM57, bo nic innego nie mają.
Niestety bolączką polskiej sceny muzycznej jest to o czym napisałeś – brak
przyzwoitego sprzętu. Jednak uwierz mi, też bym wolał mieć lepsze graty, a
nie czasem świecić oczami przed zespołem, który przyjeżdża zagrać
koncert 🙁 Chociaż… nie raz ten cherlawy sprzęt udowodnił, że może
brzmieć przyzwoicie pod warunkiem odrobiny subordynacji i współpracy ze
strony bandu (o czym pisałem wyżej) w zastanych warunkach lokalowych 🙂
No tak ale bardzo wiele zalezy od tego co grasz i w jaki sposób, co sobie
podbijasz a co nie. SM57 Sprawdza się raczej w kazdych warunkach i jednak wole
jak ktoś go podstawi zamiast mikrofonu do stopy… A jeżeli akustykowi zalezy
na naprawdę dobrym brzmieniu to zawsze może dla własnego bezpieczenstwa
wpiać linie i problem z dyni.
Wtedy masz jako tako brzmienie z pieca i posiłkujesz się jak trzeba
linią.
Kolejna sprawa jest to,ze zespół wysyła rider nie po to, żeby potem akustyk
robił po swojemu…(rozumiem brak sprzętu), ale w takim układzie musiałbym
najlepiej kupić mikrofon, statyw, koncówke, paczki i jeżdzic z całym tirem
sprzętu żeby zagrac koncert i żeby zabrzmiało tak jak kapela chce.
Wiesz tu zaczyna się dyskusja o brzmieniu bandu i teoretycznie należałoby
jeździc z własnym gałkowym, bo ludożerka często nie ma pojecia czemu źle
brzmi.Dla nich po prostu artysta dał d*py.
I znowu temat się sprowadza do walki z akustykiem 😀
Ja tam wolę nie walczyć (a nuż jeszcze nam schrzani brzmienie), tylko dobrze
wiedzieć na czym gram – dać takie brzmienie na linii z pieca, żeby się nie
martwić o brzmienie na przodach i korzystać z odsłuchu scenicznego.
Jasne, jak akustyk jest dobry, to nie ma co kombinować. Też bym wolał być
nagłośniony przez mikrofon, ale nie ma się co oszukiwać, rzadko coś
takiego ma miejsce.
przedwczoraj graliśmy z kapelą na wybryku (festival) gdzie akustycy
naglasniali 30 zespółów,i na zmiane zespołu było ok 3 minut. Musze powiedziec,
ze odwalili kawal dobrej roboty. Bas lecial przez mixer i piec, do tego
poprosilem i slyszalem basik w odsluchu, jakosc bardzo dobra. Naprawdę mnie to
zaskoczyło 😉 Ale już w czwartek mam koncert we wrocławskim klubie madness, i
tam naglasniamy się sami piecami. Jakos mam tego czarną wizję … 😉
To co? to basmen ma sobie postawić na piecu mikserek, wpiąć sygnał z
diboxa, drugi z linii, trzeci z mikrofonu celującego w resor i czwarty może
jeszcze z overheada, poustawiać proporcje i dopiero dać akustykowi?…
Z punktu widzenia grajka to ja nie chciałbym się aż tak straszliwie
motać…
Z punktu widzenia nagłośnieniowca to chyba w ten sposób możnaby wreszcie
uniknąć pretensji basisty…;)
Jeśli są przody to na scenie dół mi w ogóle nie jest potrzebny, wystarczą
mi jakieś dyszki i jest ok, skoro wiem, że dół idzie po podłodze z
jakichś osiemnastek (najlepiej jeszcze ustawionych jedna za drugą, w delayu i
przeciwfazie, żeby na scenie nie dudniło – parę razy firmy nagłośnieniowe
stosowały taki patent i wszystkim na scenie bardzo to odpowiadało, a na
klepisku bas obrywał d*pę.)
Jeśłi przodów nie ma, albo są tylko na wokal i grzechotkę, to piecyk, czy
paczki z tyłu odwracam skosem na perkusistę. On się cieszy, że ma lepszy
odsłuch basu (inne instrumenty mu w sumie niepotrzebne), a mikrofony nie
zbierają wtedy tak straszliwie basu z tła.
Odświeżam temat żeby nie zaśmiecać forum nowymi. Mam pytanie odnośnie
nagłośnienia na koncercie. Niedługo będę grał 3 koncerty (pierwsze w moim
życiu i pewnie stąd moje pytanie). Problem jest taki, że z powodu braku
funduszy nie mam wzmacniacza basowego. Kolega z zespołu mówi, że będę
mógł się wpiąć bezpośrednio do miksera, tylko czy to wystarczy, żeby
było mnie dobrze słychać? Koncerty będą u mnie w mieście: w jednym z
liceów, w kościele i w wojewódzkim domu kultury.
Przydałby się jakiś przedwzmacniacz, chyba, że masz gitarę aktywną, co
trochę rozwiąże problem. Ale w takich lokalach jak mówisz powinieneś dać
radę o ile za mikserem nie siedzi kretyn.
Nie będzie szału ale w takich miejscach nie będzie problemów, też nie jest
potrzebny żaden akustyk(w takich miejscach) jeśli się ktoś choć trochę
zna…
Powodzenia na koncertach!
Pozdrawiam;]
po zagraniu ok. 70 koncertów jako takie doświadczenie mam i wiem, że
akustycy w Polsce różnie traktują swoją profesję. na szczęście
dorobiliśmy się w zespole własnego akustyka, który wie jak chcemy brzmieć
i tak nas kręci.
wcześniej największe problemy sprawiał bas, ze względu na to, że mam mocny
atak z prawej ręki, bardzo nisko struny i kreuję specyficzny sound, w
okolicach brzmieniowych Flea z kawałka Readymade. naprawdę, mało który
akustyk umiał to fajnie złożyć w kupę na przodach, więc zazwyczaj
pojawiały się prośby o podwyższanie strun (xD) albo ściąganie wszystkiego
prócz basu z eq. wtedy zawsze zadaję pytanie: a jak zacznę grać klangiem to
mnie pan ściszy? potulnie odchodzili, ale przeważnie szału nie było na
przodach. akustycy w Polsce (oczywiście nie wszyscy) nie mogą zrozumieć, że
ja tak samo jak oni, jestem w pracy i zależy mi na dobrym wykonaniu roboty.
może to się kiedyś zmieni…
no to teraz ja coś dorzuce 😀 otóż. w przyszłości zainwestuje sobie chyba
w mikrofonik wlasny abym mógł być nagłaśniany na kazdym koncercie bez
gadania z mikrofonu.. teraz tak: jakie mikrofony polecacie do naglosnienia basu
?
generalnie to właśnie ostatnio mnie wzielo żeby uzbierac na taki mikrofonik, bo
kurde.. mam drogą kolumnę po to żeby brzmienie , które sobie wykreowalem szlo z
glosnika i ludzie je slyszeli a nie plaskie pierdzenie z lini ..
co wy na to ? dobry pomysł ?
jakiś akg do stopy lub siurek załatwia sprawę
O mikrofonach do basu masz trochę tutaj
https://basoofka.net/forum/22966,mikrofon-do-nagrywania-basu/
EDIT:
ale pomysł z d*py
Witam. Mam pytanie. Uprzedzę, że jest laickie 😉
Otóż niedługo będę grał koncert w moim mieście na WOŚP. Jeśli chodzi o
swoje własne nagłośnienie to mam Fender Rumble 150. Chciałbym go użyć
jako backline. piecyk jest wyposażony w wyjście Line Out (wtyk XLR) i
wyjście słuchawkowe (wtyk jack). Koncert prawdopodobnie będzie na
największej scenie w mieście, więc nie ma mowy żebym zdołał odpowiednio
nagłośnić bas tylko za pomocą wzmacniacza. Tak więc czy nie będzie
problemu z podłączeniem do niego zewnętrznych głośników? To mój pierwszy
koncert na tak dużej scenie i stąd moje pytanie.
XLR powinien znakomicie dać radę 🙂 Chyba, że nagłośnieniowcy zaszaleją i
zgarną Cię mikrofonem, tak czy siak nie masz się czym martwić – masz
wzmacniacz z możliwościami, cała rola nagłośnieniowców, żeby Cię było
słychać.
Hej! Na 90% będzie to wyglądało tak:
– Twój piec podepną na przód wtykiem XLR, i każą Ci się ściszyć na
scenie – pie*dol to i jak już zaczniecie grać to zrób się głośniej, bo
akustycy mają wy*ebane na to czy zespół sam się słyszy podczas gry –
sorry, taka jest co do zasady brutalna prawda;
– gitary pójdą z majków (dynamicznych), perpka najprawdopodobniej też
będzie naglośniona zestawem majków, a wokal będzie się teoretycznie (bo
praktycznie to tylko na wyraźnie artykułowane żądanie) słyszał z
monitorów (odsłuchów);
– na żądanie perkusista powinien mieć podstawiony jakiś odsłuch, w którym
powinien słyszeć git. lub bas, tak aby wiedzieć jaki kawałek aktualnie
leci;
– standardem jest że nikt z zespołu się nie słyszy na scenie, i z osobna i
w całości – akustykom to zazwyczaj w ogóle nie przeszkadza, zatem
STOSUJCIE ZASADĘ BARDZO MOCNO OGRANICZONEGO ZAUFANIA DO
AKUSTYKÓW, zwłaszcza jeśli traficie na wożącego się typa o
kompleksie wszechmogącego demiurga. Oni mają swoją robotę i swoje cele, wy
także, choć wasze modus operandi mogą się przy tym znacznie róznić.
PS. Jak będzie źle, to żadajcie aby akustyk Wam pomógł się usłyszeć na
stageu – nie liczcie że ona sam z urzędu Wam to na bank zapewni!
PS. II. Graliśmy kiedyś w pewnym modnym i uczęszczanym klubie rockowym w
Sopocie. Zastosowaliśmy dość potulną i spolegliwą postawę, a w rezultacie
się w trakcie gry nie słyszeliśmy. Na końcu usłyszelismy od tamtejszego
event managera historię że jak wcześniej grał u nich LIPALI, to Lipnicki
rozkręcił swój mega piec na całą p*zdę, a na polecenie aby się ściszyl
powiedział że ni h*ja 🙂 Grał na tym piecu na max volume, z baru zlatywały
butelki bo tak było glośno, no i co? No i git – wszystko brzmiało świetnie,
wbrew temu czego od grających żądał akustyk 🙂
Dzięki za rady Bydluck, to będzie mój czwarty koncert, ale pierwszy koncert
na większej scenie i z akustykiem i nie wiem czy się odważę na taką
samowolkę :D. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze słychać.
Nie zrozum mnie źle – zapewne wasz akustyk będzie miał wieksze doświadczenie
sceniczne niż wy, czego Ci życzę 🙂 i teoretycznie powinien wiedzieć o co
chodzi w jego pracy. Nie chodziło mi bowiem o jakiś sabotaż na koncercie czy
zlośliwą dywersję i akcje podjazdowe vs. akustyk. Ale:
– nie można wszystkiego bezkrytycznie łykać,
– jak się nie slyszycie i waszym zdaniem brzmicie z d*py to o tym od razu
spokojnie i rzeczowo mówicie, przedstawiając wasze mniej lub bardziej
kategoryczne sugestie,
– pamiętajcie że in flagranti inaczej się sami słyszycie na stageu, a
inaczej słyszy was publika, więc w rachubę wchodzą 4 warianty:
a) 100% zła: slyszycie się źle i brzmicie źle (ALARM!)
b) słyszycie się dobrze i brzmicie dobrze, czego Tobie, sobie i wszystkim
życzę w nadchodzącym roku 2011 i w ogole zawsze 🙂
oraz najbardziej prawdopodobne
c) słyszycie się dobrze, choć brzmicie tak sobie lub źle, o czym możecie
się niestety dowiedzieć post factum, i na co możecie nie mieć zbyt dużego
wpływu;
d) słyszycie się źle, choć brzmicie całkiem ok – ja tak miałem
najczęściej, choć nie poprawia to komfortu gry, więc trzeba prosić
kolesława za konsolą aby puścił wam w odsłuchu to i owo głośniej, bo on
przeciez najczęsciej o tym nie wie, jak się sami sonicznie odbieracie.
Nie chciało mi się czytać całego tematu, ale na pierwszy post odpowiedzieć
mogę, że to akustyk ma być jak pies i Ci służyć. Coś nie pasuje to mu po
prostu powiedz; )
Kano:
Ja jeszcze dodam od siebie parę uwagę o dużych scenach, z którymi się nie
spotkałem nigdzie ma piśmie, a wynikają stricto z moich doświadczeń.
Niezależnie od tego jak scena duża by nie była, warto ustawić się w takiej
odległości od siebie, żeby słyszeć się na wzajem z pieców i żeby
przynajmniej basista był w stanie usłyszeć gary bez pomocy odsłuchów. Daje
to pewien margines słyszalności w razie gdyby odsłuchy leżały. W
zależności od temperamentu pałkera, dla mnie jako basisty, bezpieczną
odległością są 2-4 metry od garów. Nie polecam też ustawiać się od
siebie w odległościach większych niż długości waszych kabli – szkoda
żebyś przewrócił sobie piec gdy nagle w środku koncertu będziesz chciał
pogadać z gitarowym o pogodzie albo o fajnej lasce w trzecim rzędzie.
Nic nie stoi również na przeszkodzie, żeby ustawić piece bokiem do widowni
– łatwiej uzyskać wtedy efekt wzajemnej słyszalności, a widowni
przeszkadzać to nie będzie bo i tak wszystko poleci na przody.
Jeżeli jest bieda i nie ma odsłuchu dla pałkera, to warto delikatnie
cofnąć piece za perkusję (jak mało miejsca, to pod kątem), żeby garowy
też słyszał co się dzieje. Minus jest taki, że jego mikrofony zbiorą
trochę gitar. Plus jest taki, że szansa na wysypkę pałkera znacznie spada.
Dodatkowo pałkerowi polecam… zatyczki do uszu. Brzmi to dziwnie, ale jeśli
nie będzie słyszał siebie w odsłuchach (czy to z powodu ich braku, czy to z
powodu marnej ich jakości), to może mu to bardzo pomóc.
I niech pałker nie ustawia się na samej krawędzi – już parę razy
wydziałem, jak perkusista (i to wcale niekoniecznie początkujący) spada ze
sceny na łeb bo mu się jedna nóżka siodełka zsunęła ze sceny. Brzmi
śmiesznie, ale takie nie jest – można sobie poważną krzywdę zrobić.
A z uwag ogólnych – zanim zaczniecie wieszać psy na akustykach, upewnijcie
się że sami zrobiliście wszystko co w waszej mocy żeby było dobrze. I
żeby sprawa była jasna – od wniesienia sprzętu na scenę i „martw się panie
akustyku co z tym zrobić” do „wszystkiego co w waszej mocy” jest bardzo daleka
droga.
Hm… jak to powiadają „z gówna bata nie ukręcisz” i ta prawda jest
niepodważalna. Jeszcze gorzej jeśli akustyk służy organizatorowi, który
chce koncert wyemitować lub wręcz, niedajboże, wydać… Wtedy akustyk
ryzykuje głową, nazwiskiem i karierą – jak wyjdzie gówno, to będzie jego
wina, nie basisty…
(dlatego notabene ZAWSZE chciałem mieć nagrany osobny sygnał z diboxa, żeby
w razie czego móc nim potem podreperować brzmienie)
Jeśli się będziesz mocno upierał, możesz usłyszeć coś w rodzaju:
„Masz gówniany bas, przystawki, struny, piecyk i gównianą artykulację;
buczy, dudni i pierdzi. Jeśli nie potrafisz – nie pchaj się na afisz. Tnę w
pizdu wszystko poniżej 800 Hz”
Swięta prawda. Jeśli bas brzmi dobrze, to zaręczam, że każdy przyzwoity
akustyk stanie na uszach, żeby go jak najlepiej wyeksponować, bo nic tak nie
wpływa na jego dobre samopoczucie i radość z pracy, jak dobzre brzmiący
bas.
z pewnymi wygłoszonymi zdaniami muszę się nie zgodzić.
ale najpierw,podstawa to pewność własnego sprzętu i własnych
umiejętności i przede wszystkim brzmienia.
nagłaśnianie mikrofonem a nagłaśnianie z diboxa to dwie różne sprawy i
inaczej trzeba do tego podchodzić.wiemy że brzmienie z diboxa różni się od
tego z paczki, bo kolumna masz taką a nie inną bo masz lekko pierdzący
głośnik albo spalony driver:) więc trzeba to mieć na uwadze przy próbie
osiągnięcia konkretnego brzmienia z „przodów” należy zamienić słowo z
mikserooperatorem.
sprawa druga piec na scenie jest dla Ciebie masz mieć go tyle żeby się
słyszeć. przy nagłaśnianiu przez mikrofon musisz uważać na kręcenie
gałom Volume bo każdy Twój ruch oznacza zmianę głośności z przodu i pan
majster nie będzie zadowolony jak będziesz mu kręcił wte i we wte. przy
diboxie to w większości przypadków bez różnicy bo wyjście jest po
preampie i korekcji.
radziłbym się nie sugerować brzmieniem z odsłuchów bo w 90 procentach
przypadków jest ono diametralnie różne od tego co słuchać przed sceną.bo
odsłuchy raczej są zestrojone w ten sposób aby ograniczać sprzęgnięcia na
scenie bo jak wiemy omikrofonowane bębny plus miki do gitar wokale wszystko to
powoduje że monitory muszą być ustawione tak a nie inaczej.
należy też cieszyć się z gry na scenie i miło współpracować z ekipą
techniczną obsługującą koncert bo to powoduje sympatyczne odczucia zarówno
u grających jak i nagłaśniających.
wniosek:
polecam mieć własnego akustyka:)
pozdr
mimikm
Miałem sposobność grać kilka występów na tym samym sprzęcie
nagłośnieniowym ale z innymi akustykami.
Ze dwa razy nagłaśniał nas Pan Akustyk, współpracę z którym wspominam
jak seks z młodą, śliczną, namiętną, temperamentną. Był otwarty na
współpracę, i kapela uśmiechnięta, i akustyk radosne miał lico, bo
słuchaliśmy się nawzajem przy kręceniu gałami.
Ale w pozostałych przypadkach był etatowy Pan z MDK i…:{
Zabija mnie jak się staram, koncentruję na robocie, chcę żeby wilk syty
był i owca cała, a akustyk zlewa co do niego pie*dolę i duma tylko o tym,
jak najprędzej dobrać się do piwa, które trzyma pod konsoletą. Jak już
łyknie to rozprawia w myślach czy aby dane mu będzie jeszcze pociupciać
tego wspaniałego wieczora :0 ,i czy będzie to sąsiadka ,czy może niestety,
kur*a, znowu tylko żona…
Zespół kumpla grał na festiwalu w Szczecinie. Ichni akustyk był
przedstawicielem klasy społecznej „Ignoranckich Półgłówków”. Bawił się
suwakami, ale chyba nie bardzo wiedział, który do czego służy.
Kierowca zespołu, mąż o reputacji słusznej i takiejże posturze, odwiedził
pana Suwakowego w jego kanciapie i kulturalnie i spokojnie wyjaśnił mu, że
jego podejście do wykonywanej pracy pozostaje cokolwiek nieprofesjonalne. Po
czym ustawił konsolę na dość neutralne, nie psujące zespołowi brzmienia
ustawienie.
Pan Suwakowy pokiwał głową, po czym – gdy kierowca odszedł – wrócił do
konsumpcji alkoholu czy innych medytacji. Ustawiwszy uprzednio suwaki „po
swojemu”.
Kierowca wrócił. Tym razem zaproponował płatną protekcję. Nie pamiętam
to już – opowieść zasłyszana pół roku temu), czy wręczył mu flaszkę,
czy zwitek banknotów (wiem wszakże, że zdumiała mnie jego hojność). Pan
Suwakowy wybałuszył oczy, po czym pozwolił znów przestawiać konsolę, ale
po odejściu kierowcy znów zaczął coś gmerać przy ustawieniach.
Trzecie odwiedziny kierowcy pan Suwakowy chyba zapamięta na długo, bowiem i
łapówkę uprzednio otrzymaną stracił i kilku kontuzji się nabawił…
Odgrzeję temat, bo i ciekawy i fajny.
Jeśli gram z supportem akustyka to wpinam się zawsze w linię. To co wychodzi
z kolumny na scenie traktuję jako mój własny odsłuch basu. Kiedy przychodzi
na ustawienie basu to często za basem stawiam gitarzystę a sam staram się
być przed sceną, coby akustykowi złożyć swoją listę życzeń. Akustyk
nie jest duchem świętym i niekoniecznie musi znać moje preferencje
brzmieniowe. To chyba najlepszy układ, bo jeśli brzmię kiepsko to mam
pretensje tylko do samego siebie.
Druga sprawa to słyszalność. Pamiętam taki koncert sprzed dwóch czy trzech
lat, kiedy odłożyłem bas i podszedłem do mikrofonu wokalisty (dość duża
scena a nas było tylko trio) i poprosiłem, by pan akustyk trochę dołożył
na odsłuch i mnie i perkusiście. Powtórzyłem to jeszcze chyba raz czy dwa
aż wreszcie wszystko było słyszalne. Nie ma i nie powinno być żadnego
obciachu przy zwracaniu uwagi akustykom o ile robi się to kulturalnie.
Przecież obu stronom zależy na dobrym koncercie. No chyba, że gracie jako
support innego zespołu i z definicji musicie brzmieć dużo gorzej niż oni
;-).