Wieczorową porą… ekskurs basowo-etyczny
Przekonywany przez kolegę po fachu o tym, że ostatnio rzadko się tu
udzielam, postanowiłem się tu udzielić raz, a dobrze, opowiadając historię
wieczora dzisiejszego. Proszę nie traktować tego zbyt serio, ale proszę też
tego nie lekceważyć, tej.
Wstępu nie było, nie ma i nie będzie. Wieczorową porą szczególnie
upodobałem sobie grę na basie czterostrunowym. A tak się szczęśliwie
składa, że każdy bas, do którego miewam przyjemność zapuścić żurawia
przez ramię w tył, jest basem czterostrunowym i to szczególnie wtedy, kiedy
nastaje wieczór i trwa, i trwa i trwać wcale nie zawsze przestaje – bowiem
ja, jak każdy z nas, jestem panem swojego osobistego i niepowtarzalnego
sposobu postrzegania pór dnia, co pozwala mi rozciągnąć w czasie
przyjemność wieczorowej gry na basie czterostrunowym aż do godziny trzeciej
nad ranem (drogą przykładu – rzecz oczywista). Bardzo cenię sobie
możliwość nazwania praktycznej nocy formalnym wieczorem, ponieważ tym samym
okazuję swojej osobie zrozumienie, akceptację i szacunek. I wcale nie odbywa
się to kosztem uporczywego echa w głębi sumienia, ani pogorszenia
czyjegokolwiek samopoczucia czy stanu zdrowia, ani śmiercią marynarza. Powiem
więcej: nie odbywa się to kosztem niczego… Chyba że wejdę w drogę
rebelianckim oddziałom cudzego sposobu postrzegania pór dnia. W tej dosyć
niezręcznej i – niestety – dosyć powszechnie występującej sytuacji,
czasem, choć nie zawsze, należy wytoczyć broń największego kalibru,
najcięższej kategorii i najdotkliwszego rażenia – broń, której do roku
xx45 nie znała ludzkość, której ostatecznie bają się najwięksi
osiłkowie i która będzie zagrażała najdrobniejszym w szczegółach
drobinom rzeczywistości – bronią, którą dziś znamy pod nazwą… Z
resztą, jakkolwiek interesująca by nie była, nie ona miała być tematem
tegoż wywodu i nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Zatem powtórzę się:
Bardzo cenię sobie możliwość nazwania praktycznej nocy formalnym wieczorem,
ponieważ tym samym okazuję swojej osobie zrozumienie, akceptację i szacunek.
Nikt chyba nie ośmieli się powiedzieć, że owe zrozumienie, rzeczona
akceptacja i tenże szacunek to zwykła bujda na resorach, niepotrzebny
przeżytek i cholerne dyrdymały. Jestem głęboko przekonany w prawdziwość
tego, w co wierzę, a mianowicie faktu, że wszyscy, którzy żyjemy w momencie
pisania przeze mnie widocznych ścieżek bitowych, żyjemy w tym samym czasie i
jest to XXI wiek. Proszę przyprowadzić tedy do mnie śmiałka, który
znajdzie w sobie wątpliwej miary siłę nazwać szacunek do bliźniego swego
dyrdymałami itd., a ja z przyjemnością do jednego ucha wcisnę mu
świadomość teraźniejszą (XXI-szo wieczną), a drugim uchem wyciągnę
świadomość teraźniejszości zestarzałej. Także będę bronił do
ostatniej kropli krwi swojego przekonania o konieczności zachowania ludzkiej
twarzy w całym harmidrze kodów, herców i decymetrów sześciennych oraz o
potrzebie dzielenia się akceptacją z istotami podobnymi do nas samych. Stąd
też uważam, że mój prywatny, ale też uniwersalny przywilej nazwania
godziny trzeciej nad ranem – wieczorem, jest uczciwy i wobec mnie samego, i
wobec innych samych (z prostej przyczyny: jestem dobry dla siebie = jestem
dobry, co wcale nie oznacza: jestem dobry dla siebie kosztem innych). Teraz
pędzę udzielić wyjaśnień, co takiego jest dobrego w wieczorze o godzinie
trzeciej nad ranem. Otóż inaczej sprawa ma się kiedy gram na basie
czterostrunowym (moim ulubionym wieczorową porą) regularnym wieczorem, a
zupełnie inaczej kiedy gram na nim późną nocą. Któż z nas lubi cudzy
sromotny gwałt na swoim prawie do korzystania z ciszy nocnej? Jeśli nikt, to
zapewne także niewielu dokonuje gwałtu tegoż własnym zachowaniem. Idąc
najprostszym tropem można dojść do wniosków, żem egoista, hipokryta,
gałgan i chuligan z niewyparzoną gębą. Otóż nic z tych rzeczy! Jak już
wspomniałem, dokonywanie operacji, którą sugeruję na poziomie
podświadomym, nie odbywa się kosztem praktycznie niczego… Chyba że wejdzie
się w drogę rebelianckim oddziałom cudzego sposobu postrzegania pór dnia. W
tej, dosyć niezręcznej i – niestety – dosyć powszechnie występującej
sytuacji… itd. o czym już zawiadomiłem. Ale ale ale! Całe moje rozumowanie
sprowadza się do prostej i niemal schematycznej sytuacji, kiedy na naszej
drodze staje człowiek podobny nam samym – uczciwy, rozsądny, tolerancyjny i
życzliwy. W kontakcie z takim możemy czuć się jak ryba w wodzie – proszę
bardzo, przykładem sypnę z rękawa: Gram na basie czterostrunowym (moim
ulubionym wieczorową porą) o godzinie trzeciej nad ranem i przychodzi do mnie
łebski facet i mówi: Czego, proszę pana, grasz o trzeciej nad ranem na swoim
ulubionym wieczorową porą basie czterostrunowym? A ja mu na to: Drogi panie,
toż to późny wieczór bo gram na basie czterostrunowym, moim ulubionym
wieczorową porą. A łebski facet na to: A no to rozumiem, proszę pana, bo ja
jestem człowiek uczciwy, rozsądny, tolerancyjny i życzliwy. Koniec
przykładu, garść wyjaśnień. Swoim zachowaniem (tzn. okazaniem sobie
szacunku itd. poprzez ustanowienie obecnej nocy wieczorem) pokazałem facetowi,
że jestem człowiek dobry, a każdy łebski facet odpłaci pięknym za nadobne
– zatem łebski facet, widząc, że jestem dobry dla siebie, będzie dla mnie
nie gorszy, niż ja dla mnie, dzięki czemu zapanują w naszych relacjach
powszechnie przyjemne emocje itd. Powiecie: Dobra stary, ale nie pal tyle, albo
przynajmniej: Tylko najpierw spotkaj takiego łebskiego faceta, tej. A ja
powiem: Wręcz przeciwnie, albo przynajmniej: Sam bądź łebski, to i inni
będą. Czyż to nie słodkie? Ale ja wcale o słodkościach wcale pisać nie
chciałem, co miałem zasygnalizować już we wstępie… a że wstępu nie
było i nie będzie, to dobrnąwszy do finiszu rozwinięcia, skończę od
początku. Tak też się począłem zastanawiać nad etyką gry na basie (…),
kiedy w niedzielę o godzinie 23 grałem na basie (…) i zdałem sobie
sprawę, że w pokoju znajdującym się obok mojego, mój rodzic, w osobie
matki, ogląda telewizję. Jednocześnie uświadomiłem sobie, że od dobrych
pięciu minut gram w kółko jeden nudny, niezbyt skomplikowany patent, który
wcale nie musi mamie pomagać w zrozumieniu wyświetlanego na ekranie
filmidła. Bez zbędnych uzasadnień powiadam, że wstałem, otworzyłem drzwi
i krzyknąłem do niej: Czy nie gram zbyt głośno? Mama na to odpowiedziała
dziesięciosekundową ciszą, jakby szukając wystarczająco dobitnej
odpowiedzi, po czym poczęła chrapać, aż się wzdrygnąłem. Wzdrygnąłem
się i natychmiast zamknąłem drzwi swojego pokoju, by dźwiękami swojego
basu (…) nie przeszkadzać rodzicielce w tym, co właśnie robiła.
Usiadłem, zapłakałem nad losem wymierających gatunków zwierząt i
zacząłem się zastanawiać. Dręczyło mnie pytanie: Czy mama mi chciała
powiedzieć, że gram tak nudno, że zasnęła, czy że zasnęła, wiec mam
grać ciszej? A biorąc pod uwagę, że moja mama to łebska babka…
Dla osłody moich słodyczy załączam słodką foteczkę.
46 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Wszystko dobrze, ale chyba nie chcesz żeby ktokolwiek to czytał skoro dałeś
taką czcionkę.
Myślę, że to celowe ;P.
sledz, zmien dilera.
Specjalnie dla serniczka normalna nocniczka… czcionka.
…i żeby śledzik miał w czym pływać :]
O.o Śledź.. wszystko w porządku?
Śledź za dużo widac obcował z monologami Marka Motasa, jak w mordę
strzelił. Lubię takie rzeczy czytac ;]
Eeee tam, przerost formy nad treścią.
Być może wstyd się przyznać, ale ani razu do tego nie doszło, w mordę
jeża. Z drugiej strony jest to na pewno komplement, dziękuję.
Rzecz oczywista. Ale czy chociaż przedostatnie zdanie akapitu pierwszego
zasadniczej formy wpisu Tobą nie poruszyło?
edycja pierwsza, punkt pierwszy
Doskonały strzał, milordzie.
edycji pierwszej punkt drugi
Z jednym drobnym zastrzeżeniem: Zawężenie kwestii ilościowych, jeśli
chodzi o średnią liczbę strun mojego instrumentarium, która wynosi cztery
(wywnioskowałem to prostym sposobem – dodałem ilość strun każdej z dwóch
basówek, które posiadam, i podzieliłem otrzymaną liczbę przez liczbę
posiadanych przeze mnie basówek, aby otrzymać jak najbardziej sprawiedliwy i
miarodajny wynik), to efekt wspólny następujących czynników:
[*]premedytacji,
[*]przemyślanego działania,
[*]umiejętności „radzenia sobie w życiu”,
[*]ograniczenia bezowocnych wysiłków,
[*]równego traktowania kobiet i mężczyzn,
[*]zdrowego odżywiania.
Widzisz teraz, drogi współforumowiczu, że moje postępowanie przypominające
zwykłe pójście na łatwiznę, które zasadniczo jest pójściem na
łatwiznę, lecz nie jest pójściem na łatwiznę, które powinno przynosić
wstyd i zażenowanie, jest natomiast efektem wspólnym czynników, które
nastąpiły, nie jest zwykłym pójściem na łatwiznę.
Robię hajdżaka:
https://www.youtube.com/watch?v=6PEf4TsuD-I
Zupełny.
Swoją drogą, jeśli skupić się na upodobaniach autora do czterostrunowych
basów można pokusić się o tezę, iż ów autor idzie w życiu na
łatwiznę. Bo przecież mógłby spróbować, choć przelotnie i przekornie
wprowadzić do wspomnianego instrumentarium 5-cio a nawet 6-cio strunową
odmianę. Skoro więc idzie na łatwiznę, to powinien owe opowiadanie
skrócić, do (i tutaj wykazując się abstrakcyjnym podejściem do
rzeczywistości) ilości słów będących wielokrotnością ilości strun
swojego ulubionego instrumentu. Powiedzmy, że byłoby to słów 16, jako wynik
mnożenia liczby strun przez takąż samą liczbę. Lub też dla odmiany słów
w ilości 256, używając wykładnika takiego samego jak liczba strun (tutaj
dla prostoty posłużyłem się iście technicznym urządzeniem zwanym
potocznie kalkulatorem). Dlaczego więc wkręca setki słów w zawiłości
zdań, by zadać to proste pytanie: czy moje granie jest aż takie nudne?
😉
po edycji: w pytaniu wyszło mi 7 słów, co za wstyd dla basisty
?
Tak się rozpędziłem, że wyprzedziłem samego siebie.
pssst – sledziu – zapisz mi swoja lampe w testamencie poki jeszcze jestes
poczytalny.
z drugiej strony – jak by ktoś zobaczyl, ze zapisales to stwierdzilby od razu
niepoczytalnosc.
A jak tam Hiwatt się sprawuje?
haha, sledz, miSZCZowska riposta ;p
śledź co ty studiujesz ? jeżeli jesteś ninja to przepraszam, nie było
pytania 😉
do niczego nie zmierzam, pachnie mi to akademicką literaturą trochę. albo
„filmem” Kalibra 44
„Ja zaczynam, oto moja kabina
Tu się wchodzi, naciska, ogląda się z bliska
Dziś wszystko, co daleko i blisko…..
Chwilowo jestem ninja. Nie powinno pachnąć niczym… No może Gombrowiczem.
To wszystko się zgadza, Gombrowicz też brał kwasa.
+1, i brak akapitów!
Ten fragment całkiem mi się podoba: „Czego, proszę pana, grasz o trzeciej
nad ranem na swoim ulubionym wieczorową porą basie czterostrunowym? A ja mu
na to: Drogi panie, toż to późny wieczór bo gram na basie czterostrunowym,
moim ulubionym wieczorową porą.”
Przypomina mi to fragment z Mieszczanin Szlachcicem Molierea. (luźne
skojarzenie)
I czemuż się, o Przezacni, czepiacie Kolegi śledzia?
Po pierwsze: bas czterostrunowy rządzi,
po drugie: najprzyjemniej pograć sobie na tymże basie czterostrunowym
właśnie wieczorową porą (zdefiniowaną jak w powyższym tekście),
po trzecie: Kolega śledź przekazuje nam przesłanie (znacznie głębsze niż
np. w filmidle „Avatar”), przesłanie mówiące, iż świat basisty byłby
piękny gdyby mógł sobie pograć wieczorową porą, a pozostali nie
przeszkadzali mu w tym zbożnym dziele: bądź śpiąc, bądź tolerując
artystyczną pasję,
A Wy, Przezacni, zamiast docenić to przesłanie, czepiacie się nieistotnych
szczegółów. Takich jak forma. Chyba nie wiecie co czynicie. Zalecam zatem
przeczytać np. „Ulissesa” niejakiego J.J. , a potem wrócić do oceny
zastosowanej wyżej formy.
Ciekawi mnie jaki jest pogląd autora na używanie słuchawek, w celu
uniknięcia konfliktu z rebelianckimi oddziałami cudzego sposobu postrzegania
pór dnia :).
sledziu – hiwatt daje rade 😀
tylko paki nie wyszykowane jeszcze to tak trochę smutno – poki co mam go
podlaczonego do samej polki przedniej bez obudowy… sesja panie, nie ma na nic
czasu.
Odrzuciło. Gdyby nie było na basoofce, a zobaczyłbym taki tekst gdzie
indziej, to bym nawet nie spojrzał.
Nie dobrnalem do konca.
Sledziu, przeczytales to chociaz raz po napisaniu? ;>
sledz tego nie czytal nawet jak pisal.
zatrudnil milion malp i dal im klawiatury i jednej się udalo wypluc taki tekst
😛
boże, jak ja nie cierpię tego połączenia (husserl, joyce, calvino… i
cała ta fenomenologiczna bełkonsekwencja)
Przesłanie powyższego zatrzymam dla siebie, podobnie jak opiniię autora o
zagadnieniu konfrontacji formy z treścią na tym konkretnym przykładzie.
A co do słuchawek… Nie używam, bo na moje basowe szczęście mama jest już
nieco przygłucha i ogląda filmidła dużo głośniejsze ode mnie i mojego
wyuzewnętrzniania się na instrumencie. A jak wyrozumiała jest a
bezkonfliktowa tudzież pomocna oraz… itd. to aż szkoda zaczynać, bo dzień
jeszcze zbyt krótki do opowiadania takich pyszności. A idea używania
słuchawek w tych celach sama w sobie nie zgadzaja się z wolą móją oraz
mojego ludu.
dwa_punkty
Tak, zrobiłem to chociaż raz.
elviElViedor
Dziękuję.
Szergiel
W takim razie jestem przekonany, że mówimy o innym przedostatnim zdaniem
akapitu pierwszego zasadniczej formy wpisu.
Ludzie, wy się czepiacie, że przerost formy nad treścią. Ale to wszystkie
jest tak uroczo absurdalne, tak pięknie przerysowane, że nie mam
wątpliwości, że powstać miał właśnie taki tekst, jaki mamy przed nosem.
Efekt przerostu formy nad treścią uznaję za w pełni zamierzony.
A tekst bardzo… ładny 😉
tekst ów przeczytałem z trudem niemałym. jednak do końca go dobrnąłem. i
też przy tej okazji nadmienić nie omieszkam, iż sensu nawet w nim doszukać
się można. aczkolwiek zawoaluowany ten sens jest. rzekłbym optymistyczny, w
odcieniu buddy(ń)zmu nie byle jakim. z punktu widzenia jednak mojego, a punkt
ten jest punktem odniesienia z punktu mojego siedzenia, zastanawiam się. czy
aby to iście romantyczne rozpasanie człowieczej ludzia natury nie jest, aby
niepokojące. śledziu! śledziu kochany! (nadużycie celowe aczkolwiek mam
nadzieję wybaczalne) wyspać się tyś powinien, choć rozumiem Cię
doskonale, gdyż ponieważ jak żem tu siedzę to razem ze mną basia ma
kochana swą obecnością umila me kolana, a nawet i uda, podłączona do
Kustoma małego, zachwyca mnie swym dźwiękiem niesłychanym, to raz klangiem
to palcem wydobywanym i potwiedzić Twą zasadniczą tezę muszę – granie
wieczorową porą do najlepszych należy, radują się me zmysły lepiej
wieczorem niż rano lub w południe i muszę potwierdzić iż gra się
cudnie
pozdrawiam
koledzy przypomnieli, że za ulissesa miałem się brać.
You are not a horse, kind sire.
Yet horse behaviors prevail inside me.
What the horse is like everybody sees.
To be a horse, or not to a horse, that is the question.
get on my horse, my horse is amazing… 😉
horse dies last…
Śledź dlaczego „ekskurs” ?
Ale pierdół nawymyślałeś 😀 ja wieczorem chwytam za bass i zaczynam grać
dopiero jak moja siostra zaśnie, inaczej to muszę słuchać jej walenia
ręką w ścianę żebym przestał grać :p
A w ogóle witam po roku nie pisania na forum 😀
A teraz napisałem przez śledzia ;p Nawet przebrnąłem przez to co on tam
wypocił ;p
I przynajmniej zobaczę ilu z was jeszcze żyje :p
GDZIE FOTY PERKUSISTKI :C
nosi stringi ?
Wiedziałem, że coś niedobrego z tego mojego gawędziarstwa wyniknie…
Zastanawiałem się długo nad tytułem i szukałem odpowiedniego słowa, by na
pytanie „Dlaczego właśnie tak?” móc odpowiedzieć nie inaczej, niż „A
dlaczego nie?”.
Jak zmieniłeś czcionkę to się nawet dało to przeczytać:]
Mam mieszane uczucia na temat tego tekstu, z jednej strony widzę całkiem
niezłe pomysły, z drugiej zbytnio to rozwlekłeś. Ale przynajmniej ci się
chciało.
Nie ma już perkusistka od ho ho i jeszcze trochę ;p Ale wokalistka jest,
szykuje się koncert za trochę no i strona ciabatty nowa ;p Bo starej nawet
nie było 😀
@Śledz
No widzisz śledziu co narobiłeś ;p
Zgubiłem się na 14 linijce … kurde i znów od nowa ?!?! xD
sierpa, zacznij od 15.