W ramach wieczornego odpoczynku po dniu nieróbstwa, przeglądam różne
archiwalne wpisy na „basoofce” i tak oto natrafiłem na zadziwiającą uwagę
niejakiego „Advocata”:
@Advocat: Ale Dlaczego Piszesz Wielkimi Literami Nazwy Potraw? ;]
Napisałem niejakiego , ponieważ strasznie mi się naraził tym zdankiem!
Pytam się: A co zasługuje na Wielkie Litery bardziej niż Jedzonko?! No,
co?!
Nie pytam Pań, pytam Was, Prawdziwi Mężczyźni…
Pan Miś jest zwolniony z odpowiedzi, ponieważ przyznał się do porzucenia
SCHABOWEGO pod wpływem sugestii Damy Swego Serca. Przeszedł na wegetarianizm
i z drapieżnika stał się przeżuwaczem…
No właśnie… Młodzież może jeszcze mieć wątpliwości, ale My – „Stare
Kości” już wiemy!
A do pozostałych rozum przyjdzie z doświadczeniem…
PS. Muszę sięgnąć po kęsek „golonki piwnej” na zimno, aby otrząsnąć
się z szoku spowodowanego pytaniem „Advocata”…
Cóż, może i to niezgodne z zasadami ortografii, ale niektóre potrawy
zasługują na Wielką Literę!
No i mi się jeść zachciało. Dla mnie pisanie z wielkiej lub małej litery
nazwy potraw nie robi większej różnicy. Z tego wszystkiego chyba pójdę
pożreć Jogurt.
Chyba pójdę zrobić sobie coś dobrego do jedzenia… 😀
E tam, jogurt to jogurt. Ale np taka Jajecznica na Bekonie. Albo Grochówka na
Wędzonym Boczku…
Albo Kanapka Ze Smalcem I Ogórkiem Małosolnym. :>
Normalnie chyba się zaraz głodny zrobię…
Ależ absolutnie nie zrozumieliśmy się drogi Tubasie. Piszę ten post w
pośpiechu właśnie przez mój osobisty, domowy obiadek nad obiadkami czyli
schabowy + młode ziemniaczki w koperku + kapustka, który za chwilę
pochłonę:) Mówiąc, że zdradziłem schabowego dla miłości chciałem się
wyżalić, że taką sobie znalazłem co niestety mnie tym specjałem nie
uraczy przez JEJ wegetarianizm. Ja ukradkiem zawsze chętnie zajdę do mamusi
na moje ulubione, mięsne potrawy;)
A samemu to nie łaska zrobić, tylko do mamusi?
Po co Kapral wylewał siódme poty w blogu?
Żebyś dalej rodzicielkę objadał?
Skoro nie je to nie znaczy, ze nie może przygotować!
Zakwas nie wiem co ty porównujesz:o Obiad w domu rodzinnym vs własne kuchenne
wypociny?:o Nie mówię, że nie potrafię, ale obiadek mamusi ZAWSZE będzie
smakował lepiej!
WOWr- nawet nie wiesz jak się mylisz:P
to w takim razie masz fajna mamusie. I Ci jej zazdroszczę. Ja aktualnie
przedkładam (jeśli mówimy o mamusiach, nie o wybrankach naszych serc)
obiadki teściowej niż mamusi. Bo moja mamusia gotuje w kółko, ZAWSZE jak
wracam do domu na weekend ze studiów kurczaka. Ba, żeby jeszcze całego,
ładnie przyrumieniła w piekarniku, DOPRAWIŁA (bo nie używa takich rzeczy) i
zrobiła go och i ach. NIE. Ona wrzuca go do blachy, polewa wodą i to
wszystko. Jej kurczak nawet z małej litery pisany nie być powinien.
Natomiast u teściowej to podjem tak, że zawsze muszę na obowiązkowe
leżakowanie iść na łóżko. Ba. Raz dziewczyna mnie udupiła mówiąc, że
wciąłem wielki talerz w galerii w BBB (żarcie na wagę) i następnego dnia u
niej dostałem taki talerz ziemniaków, schabowego wielkiego (albo nawet dwa) i
wielka porcję surówki, że myślałem, iż umrę. I od tej pory zawsze mnie
tam tak karmią. Teściową mam na sto dwa. Życzę wszystkim takiej.
Co do wyższości własnych wyrobów nad mamusinymi moje wygrywają, bo w domu
kompletne beztalencie. Kiedyś to się jej jeszcze chciało jak w domu
mieszkał mój brat i siostra. Teraz to ciągle to samo. Żeby jeszcze miała
jakąś fantazję w kuchni to rozumiem, ale niestety:
NOT GONNA HAPPEN!
Jaki normalny, wygłodniały samiec chciałby zjeść na obiad… (uwaga)
kluski z jagodami i śmietaną… Albo zupę owocową. Przecież to jest kompot
z makaronem. Obleśctwo.
I jeszcze trza zamanifestować na sam koniec móją, wrodzoną a jakże,
niechęć do:
Przykro mi waściowie, ale z mięs to ja hołubię jedynie pierś z kurczaka,
ewentualnie jakieś wątróbki i inne specjały w których więcej mięsa niż
trzęsącego się tłuszczu. 😉 Ba, najlepiej jak owego tłuszczu w ogóle nie
ma.
Ale to już skończę n/t mamusinych obiadków, bo mi znaków może
zabraknąć. 😉
Ja pierniczę… Znowu się głodny przez Was zrobiłem! :/
Byliśmy dziś w chińskiej knajpce (jak ktoś jest z Grudziądza to polecam na
„Szewskiej”). Wrąbałem jakąś pyszną i ostrą zupkę, potem większość
cielęcinki z makaronem sojowym mojej córy (ta… dorabiam jako śmieciojad!),
a na koniec golonkę w pięciu smakach z ryżem jasminowym i surówką z
orzechami. W sumie to po zastanowieniu powinienem napisać Golonkę w Pięciu
Smakach, lub nawet GOLONKĘ W PIĘCIU SMAKACH!!! Za diabła nie wiem dlaczego w
„pięciu”, bo smak był jeden, ale za to kapitalny!
Po wszystkim wyglądałem niczym Mister Etiopia i miałem nadzieję już nic
dziś nie jeść. Przez Was słowa nie dotrzymam…
„Gurf”, informuję, że całkowicie pozbawioną tłuszczu namiastką,
zbliżoną smakiem do Golonki jest Gicz Cielęca.
(uprasza się wrażliwe Damy o ominięcie dalszego
fragmentu…)
Jest to silnie umięśniony fragment nóżki młodego cielątka, pozbawiony
skóry i przyrządzony, poza tym, dokładnie jak Goloneczka Wieprzowa.
Mniam…
Cena wali po kieszeni, ale jak komuś Wieprzowinka „nie pasi”, to – proszę
bardzo!
Przeczytałam dalszy fragment i straciłam ochotę na mięso na resztę dnia.
Następnym razem posłucham ostrzeżenia 😛
Wrażliwa, ale nie przesadnie… To lubię!
PS. Mam koleżankę o podobnym, jak się wydaje, profilu osobowości. Jak
zarzuciłem jej, że jest ciekawska oburzyła się i wyjaśniła:
– Nie jestem ciekawska! Ja jestem po prostu dociekliwa! No!…
A jak chcesz zrobić sobie jazz bassa to idziesz do garażu czy do lutnika?:D
O, widzę, że jest tu jakiś cfaniak… :>