tubas – …wysyp magistrów od basóweczki.
Tyle się nadyskutowaliśmy o celowości studiowania wyższej wiedzy
teoretycznej i praktycznej o naszym instrumencie, i w ogóle o historii i
literaturze muzycznej, a tu – okazuje się, powstają już prace magisterskie,
których przedmiotem jest właśnie basóweczka. Oto jedna z nich, a omawiani w
niej są Krzysztof Ścierański, Wojciech Pilichowski i Michał Grott!
Dla zainteresowanych podaję link do treści:
Praca
magisterska o basóweczce i basowaniu! (www.basscity.eu/Praca_magisterska_-_Tradycje_gitary_basowej_w_Polsce.pdf)
Warto przeczytać, bo zawiera na 60 stronach sporo ciekawych informacji, nie
każdemu z „basoofkowiczów” znanych.
Zachęcam, a kolejnemu magistrowi gratuluję!
31 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Dobre.
Czemu ja na taki temat nie wpadłem?
Pewnie dlatego, że byłem na uczelni technicznej:DDDD
Jak wygrzebałeś taką pracę?
Pewnie są inne równie ciekawe.
Autor chwalił się nią na basscity. 😉
Nie wiem , może wynika to z tego ,ze jestem maniakiem basu i rozwoj tego
instrumentu moglem przesledzic w ostatnich trzydziestu pieciu latach osobiscie
oraz w publikacjach fachowych ale ta praca wydaje mi się skromna i mocno
ograniczona , zarowno w czesci dotyczacej polskich basistow jak i basu w ogole.
Fajnie , ze można teraz pisac takie rozprawy , ale rzecz do mnie absolutnie
jako dysertacja naukowa nie przemawia.
Calosc wyglada jak trochę rozszerzony artykul w prasie basowej (wiele czasopism
publikowalo podobne kilkuczesciowe , obszerne rysy historyczne) a nie jak
analiza naukowa.Dysponujac tymi wszystkimi materialami , które sa teraz dostepne
, można rzecz naprawdę napisal lepiej i na wyzszym poziomie.
No właśnie…!
Dlatego to tylko magisterka, a nie doktorat czy właśnie publikacja doktora.
Pewnie, że dałoby się z takiego materiału więcej wycisnąć, ale po co
się przeforsować? Tyle wystarczy i już. Sam za dużo czasu poświęciłem na
swój pierwszy dyplom i nic mi to nie dało 😉
Mowisz serio ? Mam nadzieje , ze to ironia.
Wiedza jaką zdobyłem pisząc dyplom przyda mi się w przyszłej pracy i na
dalszych studiach. Ale jakbym poświęcił 2xwięcej czasu na inżyniera,
napisał i policzył dwa razy więcej, to oceny bym wyższej nie dostał. Więc
po co?
Niedługo za podpisanie się będzie magister…
No to polecam studiowanie informatyki, skoro chcecie się pomęczyć.
Muszę tutaj w pełni poprzeć Zenka, to fajny tekst, ale nie jako praca
dyplomowa. Szkoda, że mówi się „tylko magisterka”, a jeszcze bardziej
szkoda, że poziom nauczania upadł tak nisko, że to faktycznie dzisiaj „tylko
magisterki”…
Niech tylko nikt nie ma pretensji do lutnika , ze zrobil costam …Przeciez i
tak więcej by nie dostal , poco grac lepiej i tak więcej za to nie będzie itd
itd. Zaczynam się powoli zastanawiac , czy ja naleze jeszcze do tego swiata czy
już nie?
Powoli zatraca się kontakt i mowimy co prawda po polsku ale to nie jest ten sam
jezyk. Wlasciwie nie wiem co jeszcze napisac , lepiej się już zamkne bo i tak
nie zostane zrozumiany…
Zenku, akurat system edukacji, czy to w szkolnictwie wyższym czy nie, jest
zupełnie oderwany od wszelkich realiów. Po zdobyciu pełnego zestawu
świadectw z czerwonym paskiem we wszystkich szkołach widzę, że nie było
warto – zdobytej w ten sposób wiedzy nie wykorzystam w żaden sposób (w
ogólności, oczywiście). Jeśli chodzi o studia: teraz (3:45 nad ranem)
wkuwam co oznacza który bit w segmencie danych dopisywanym do komunikatów
idących po sieci w protokole IP. W pracy mi się to nie przyda, chyba, że
będzie trzeba tworzyć Internet od nowa. Mógłbym się uczyć php albo
javascriptu, który jest mi potrzebny, ale nie mam czasu. Rozumiesz więc
chyba, że w niektórych sytuacjach pójście po, może nie najmniejszej, ale
małej linii oporu jest opłacalne?
No i znow… Ja nie mowie o systemie edukacji. Ja mowie o pasji i podejsciu do
tego co się robi. Powyzsza praca magisterska jest ok , zdala egzamin ,
zafunkcjonowala. Ale na wyzszej uczelni. Tutaj wsrod ludzi , którzy siedza w
temacie po uszy jest nieco inaczej. Tu wymagania sa inne bo potrzeba innej i
glebszej wiedzy. Te fakty , , które dla „normalnego” czytelnika sa ciekawe tutaj
wydaja się niewystarczajace i niedokladne. „Praktyczne” podejscie , ktorym się
niektorzy tlumacza jest trochę nie fair , również dlatego , ze wiekszosc ma
baaardzo roszczeniowa postawe wobec innych , lutnikow , sklepow itd itd.
Z punktu widzenia studenta elektroniki – jeżeli chcesz tylko umieć, a nie
rozumieć to niepotrzebnie szedłeś na studia, są inne sposoby nauczenia się
„jak robić”. Ja wiem, że teraz bez dyplomu to pracy niby nie ma, ale kurde
trzeba coś zrobić, żeby magister inżynier różnił się od technika (bez
urazy dla techników, bo często jestem pod wrażeniem ich umiejętności).
Czasami sam jestem zadziwiony jak niektóre, wcześniejsze wykłady pomagają
zrozumieć problemy, które mam obecnie przy projektach, a teoretycznie są
kompletnie niezwiązane tematycznie.
No.
Pasję i podejście można mieć w pracy. Kiedy za swoją pracę dostajesz
wynagrodzenie. Etyka każdego zawodu zakłada, że za wynagrodzenie powinieneś
wykonać swoją pracę jak najlepiej w granicach rozsądku (nikt nie spędzi
dodatkowego 1000 godzin nad pracą żeby klientowi zaoszczędzić 50zł na
przykład). W napisaniu takiej pracy nie widzę nic nieetycznego, pamiętaj,
że „adresowana” była na komisję dyplomową a nie na zapaleńców basistów z
forum. To tak jakbyś płacąc podatki z pasją zapłacił je podwójnie, bo
masz takie podejście 😀
Ja powinienem zamknac jadaczke i się nie odzywac. Forumy sa jednak nie dla mnie
. Tu nie chodzi o odmienne zdanie , każdy może przeciez mieć inne.. Mnie
wykancza ten trend wcisniecia się w przecietnosc , nie wychylania się za
wszelka cenę z szarego tlumu. Niektorzy chca zrobić coś lepiej inni jak Dante
nie beda ryzykowac zbednego wysilku.Dlatego tez myślę , ze nie ma sensu abym ja
się wysilal i probowal tlumaczyc mój punkt widzenia i tak mi nic to nie da.
Zupełnie nie widzę związku między byciem przeciętnym, w szarym tłumie, a
ograniczaniem zbędnego wysiłku.
No ale faktycznie, lepiej zakończmy offtop, gdyż do niczego to nie
doprowadzi. I wróćmy do magisterki kolegi z Bass City!
Szacunek we wszystkie strony i zero urazy 🙂
Kładę nacisk na „niby”.
A ja, tak jak uważam, że opinia Zenka do rzeczywistości nie przystaje,
zgodzę się z nim, ponieważ po prostu ma rację :D.
Wynika to z tego, że stopnie naukowe, czy generalnie podejście do edukacji (i
sama edukacja) uległy znacznej dewaluacji i to jest w sumie dość smutne. Z
dwadzieścia lat plus minus jeszcze musi minąć, żeby to się u nas
wyprostowało.
Spójrzcie jaka krótka bibliografia, ten autor musiał coś samemu wymyślić
:P. Czym po takim wydziale Artystycznym można się zajmować?
Tak btw to jakiś dziwny(imho) format tej pracy jest.
Dostaje się uprawnienia nauczycielskie, a z historii moich kontaktów z
absolwentami i studentami tego wydziału z Zielonej Góry wynika, że duża ich
część – jeżeli nie większość – to praktykujący muzycy, którzy
zapragnęli tytułu magistra z różnych przyczyn. Łatwiej tam się dostać
niż na Wydziały Jazzu Akademii Muzycznych, środowisko jest równie prężne
i interesujące (zauważcie ile nazwisk estrady jazzowej ma związki z Zieloną
Górą)i nie wymaga się w zasadzie dyplomu szkoły muzycznej do rozpoczęcia
studiów… Same zalety!
😀
PS. Dla tych, którzy „nie lubią jazzu” wskażę przypomnianą przez
Agnieszkę „Djatri” maksymę: „Jeżeli nawet nie jesteś muzykiem, to jazz go z
ciebie zrobi…”. Zwracam uwagę, że „Djatri” uprawia klimaty progresywnego
rocka!
EDIT: Nie jestem magistrem muzyki, ale uważam, że każdy basista wahający
się co studiować, a nie mający za sobą formalnego wykształcenia
muzycznego, powinien przynajmniej zapoznać się z ofertą zielonogórskiej
uczelni. Poza nauczycielskim zawodem (naprawdę nie najgorszym!) i przydatną
wiedzą teoretyczną, da wam żywy kontakt z muzyką jazzową, co przyda się
zawsze i wszędzie. Sam byłem tym lepszym „chałturnikiem” i „klezmerem” im
więcej w moim graniu było swingu i jazzowego feelingu… Nawet kiedy grałem
„Jak się masz, kochanie…”. Pamiętam, jak kiedyś…
A, powspominam na „GRAJ(MI)DOLE” u „Zakwasa”!
Kluczowe, moim zdaniem, jest użycie określenia: „zbędnego wysiłku”.
Znacznie lepiej, jak sądzę, wyjaśniałoby poglądy „Zenka_Spawacza” użycie
słów: „dodatkowego wysiłku”…
Jest różnica między wysiłkiem zbędnym, czyli bezsensownym, a dodatkowym,
czyli mającym za cel ulepszenie, usprawnienie, dokładniejsze wyrażenie
myśli lub idei, zdobycie lub przekazanie dodatkowej, ale przydatnej wiedzy,
lub umiejętności.
Często semantyka prowadzi do nieporozumień… Dlatego warto włożyć nieco
niezbędnego choć dodatkowego wysiłku w
wyjaśnienie swojego zdania.
PS. Zgadzam się z „Zenkiem_Spawaczem” co do niewielkiej wartości poznawczej i
naukowej omawianej pracy, szczególnie dla środowiska zaawansowanych
basistów, ale inni użytkownicy słusznie zauważyli, że nie taki cel
przyświecał jej napisaniu, a fajnie, że na takie tematy można już pisać
dyplomy!
Pokój z Wami, Bracia Basiści!
EDIT: W latach 70-tych ubiegłego stulecia na ówczesnej SGGW chyba, powstała
praca doktorska „Przyczyny ciemnienia ciasta makaronowego.”
Praca oparta na kilku latach doświadczeń i eksperymentów! Czy to był
wysiłek zbędny, czy tylko dodatkowy, przyczynkarski? A może kluczowy dla
sukcesu polskiego makaronu?! Zapewne ten doktor obecnie prowadzi nadal badania
naukowe!!! Może nawet jest Profesorem…
Magister to z łaciny mistrz, ja wiedziałem 80% z tego więc w sumie bym
obronił prace…
@edit: wbrew pozorom taka praca może sporo wnieśc, np. nowa recepturę,
jakiś dodatek dzięki któremu kluchy z serem i boczkiem są JESZCZE lepsze 😀
Dzieki Tubas za obszerne wyjasnienie … Ja zapomnialem przy slowie „zbednym”
wstawic cudzyslow.
Jezeli praca była tam adresowana to co ona robi na forumach basowych ?
Oczywiscie można na jej temat nie zabierac glosu albo poklepac autora po
plecach , bo to w koncu kolega , ale mi tu ucieka trochę sens forum jako
takiego.
Jakos wydaje mi się Tubas , ze przeceniasz trochę role jazzu , to jeden z tych
kierunkow , w których najmniej ostatnio się dzieje. A sluchajac roznych
wykonawcow , co prawda bieglych technicznie ma się wrazenie , ze wiekszosc
studiowala te same zeszyty i play-alongi Aebersolda. Juz o wiele ciekawiej jest
w muzyce fusion , , która czerpie inspiracie z roznych zrodel, etnicznych ,
rockowych , klasycznych …Ale to osobny temat.
Trudno przecenić rolę jazzu jako nieustającego źródła
inspiracji dla każdego instrumentalisty i wokalisty, ale
oczywiście to też kwestia semantyki i przywołując fusion, mógłbyś
„Zenku” chociaż napomknąć, że to „wynalazek” Milesa Davisa, który
usamodzielnił się niemal natychmiast…
Zresztą jazz też ma swoje źródła i idąc tym tropem wszyscy jesteśmy
muzycznie spadkobiercami prehistorycznego myśliwego, który waląc się
kułakami w klatkę piersiową i rycząc, tańczył wokół ogniska!
Tu była odpowiedź, ale jakimś dziwnym trafem skasowała się, a nie chce mi
się jej pisać ponownie. Przepraszam!
Szczęśliwie wkleiła się 2 razy, druga została ukryta i
teraz przywrócona 🙂 /Dante
Tak się mowi oficjalnie , album „Bitches Brew” miał niby zapoczatkowac ere
jazzrocka , fusion czy jak to się mialo wtedy nazywac.Ale rzecz nie jest taka
prosta. Bylo wielu przed i w czasie nagrywania tego albumu , którzy siegneli po
te idee. Davis zostal wykreowany na „Stworce” tego kierunku przez dziennikarzy
muzycznych ale na pewno nim nie jest. Wczesniej był Larry Coryell , Jeremy Steig
(uwaga , zrodla podaja już 1962 rok) , w europie Graham Bond Organization i
wielu wielu innych. Z popularnych zespolow zachowaly się koncerty np Led
Zeppelin , , które poprzez improwizacje i wplatanie roznych dziwnych elementow
zasluguja na miano fusion …
Davisowi trzeba przyznac jedno. Rozgladal się intensywnie i umial wykorzystac
idee innych , tak było również w polaczeniu funka i jazzu na początku lat
80-tych.Wczesniej było już wielu w tej konfiguracji ale dopiero o nim i jego
albumie „We want Miles” pisano wielkimi literami. Nie dziwie się gdyz on zawsze
potrafil sprzedac swoja sztuke. Ogladalem go w sali kongresowej w 1983 roku
majac nadzieje , ze na basie będzie akompaniowal mu Miller. Marcusa co prawda
nie było ale Davis był niesamowity.On i Jamaladeen Tacuma (harmolodic) z tych
lat zostal mi w pamieci na zawsze.
I to właśnie mam na myśli pisząc i mówiąc o inspirującym znaczeniu jazzu
w życiu basisty! Nawet jeżeli jest to muzyka daleka od jego stylistyki
wykonawczej, to każdy może w nim znaleźć coś dla siebie…
Pozdrawiam!
Przepraszam, ale lekko się przy******: magister w tłumaczeniu to przede
wszystkim NAUCZYCIEL. Magistrami w starożytności określano nadwornych
ekspertów, stąd też tłumaczenie „mistrz”, jednak służyli oni radą oraz
uczyli władców, ich potomstwo oraz przyjaciół. Określenie „magister” nie
odnosiło się więc do mistrza jakiegoś rzemiosła (dla nich był przydomek
„dominus”). Przepraszam za takie czepialstwo.
Nauczyciel to, oczywiście tylko w teorii, osoba mająca ogromną wiedzę na
dany, nauczany przez siebie temat. Jej stan powinien być wystarczający na
tyle, aby zdanie tej osoby było trudno powtarzalne. A jaki jest poziom
dzisiejszych magistrów? 🙂
I żeby nie było – nigdy nie studiowałem żadnej filologii antycznej czy
czegoś w tym stylu. Inżynier fizyk, ale ze słownikiem w ręku potrafię
przetłumaczyć sporo z łaciny.
Może i powinno te 20+ lat minąć, ale najpierw to powinno się coś stać, co
tę sytuację naprostuje. A ja póki co widzę, że to frunie w dół, coraz
szybciej.
Jestem pod wrażeniem 🙂 Marcin był o kilka roczników niżej ode mnie 🙂 A
najbardziej jestem pod wrażeniem promotora, „Cielak”, tzn dr Ciesielski
musiał przejść metamorfozę, bo u mnie był pełen dąsu i pospolitego
„focha” jak pisałem pracę o symbolach graficznych we wczesnej twórczości K.
Pendereckiego 🙂