Blog

tubas – …widzę ciemność, czyli alteracja i akordy alterowane!

Rzucił we mnie na fejsbuku dociekliwym pytaniem w kwestii akordów
alterowanych kolega „Goły”…

Zasugerował jakiś wpis na ten temat w naszych obu forach. Nieopatrznie
obiecałem i miałem problem, jak to zrobić, aby nie mącić, a jednocześnie,
żeby jakaś praktyczna korzyść dla Sióstr i Braci forumowych, w basowym
graniu wynikła.

Spróbujmy!

Samo słowo alteracja oznacza obniżenie lub podwyższenie dźwięku o pół
tonu tzn. jeden próg w dół lub w górę. Tak więc dla dźwięku C jego
alteracje to Ces i Cis, dla G – Ges i Gis, itd. To proste, ale po co to robić
i jeszcze jakoś dziwacznie nazywać?

Tu pojawiają się akordy alterowane…

To akordy, w których jeden lub więcej dźwięków składowych, zostały
podwyższone lub obniżone. Po co?…

Ogólnie rzecz biorąc pojawiają się takie sztuczki przy wielogłosowej
strukturze utworu, kiedy harmonizujemy melodię i od jednego akordu do drugiego
przechodzimy wykorzystując dźwięki spoza tonacji.

Przy dozwolonych ruchach poszczególnych głosów (co najmniej jeden z nich
musi pozostać na tym samym dźwięku lub ruszyć się przeciwnie do
pozostałych, unikając równoległych oktaw oraz kwint – upraszczam zasady na
nasze potrzeby) to te dźwięki łączące po najbliższej drodze składniki
kolejnych akordów często są alteracjami ich składników.

Gramy w tonacji np. C-dur.

W akordzie C-dur alterujemy w górę dźwięk G do Gis i ucho oczekuje, że ten
Gis rozwiąże się na najbliższy dźwięk z tonacji, czyli A i pojawi się
np. akord a-moll.

Alterujemy to G w dół do Ges, a ucho czeka na rozwiązanie go w następnym
kroku na dźwięk F, itd.

Tyle teoria, ale nas interesuje praktyczna strona. Na dodatek użyteczna dla
basisty w tworzeniu linii basowej akompaniamentu.

Najpierw wyjaśnienie, że powszechnie w muzyce rozrywkowej i jazzie używa
się określenia „akord alterowany” dla jego szczególnych, najczęściej
występujących przypadków: akordu zwiększonego oznaczanego np. C+, oraz
dominanty septymowej z kwintą zwiększoną albo zmniejszoną np C7/-5 i/lub
ewentualnie noną małą, oznaczanego np. C-9(7).

Spotykany „suchy” zapis Calt zmusza do przeanalizowania, o którą postać w
konkretnym miejscu chodzi, ale zwykle o jakąś z kwintą zwiększoną…

Pamiętamy, że każdy akord, w którym przynajmniej jeden składnik
trójdźwięku czy czterodźwieku podstawowego został alterowany, jest akordem
alterowanym.

😀

Co to oznacza w akompaniamencie basowym?

Zwykle jest znaczącym ułatwieniem, ponieważ zagranie każdego „nietypowego”
składnika akordu, pozwala nam urozmaicić walking czy jakiś groovowy riff.
Zwykle takie akordy harmonizują frazy, narzucające wręcz pewne rozwiązania
basiście i nawet czasem specjalnie w tym celu są w harmonię wpisane!

Dajmy na to akord A+(7) i następujący po nim D7.

Alterowanym składnikiem jest dźwięk E podniesiony do Eis, czyli swojskiego
F. Narzuca się tu zagranie tego F po prymie akordu, czyli dźwięku A i
zejście z niego półtonami do prymy kolejnego akordu, czyli D. To zagrywka
tak częsta, że aż banalna, bo tego typu akordy w akompaniamencie be-bopowym,
czy aranżacjach big-bandowych występują nagminnie. Niedawno pisałem o
standardzie „Blue Seven”. To blues modern-bopowy cały oparty na alterowanych
akordach o postaci X7/-5. Tutaj z kolei dźwięk tworzący interwał kwinty
zmniejszonej od podstawy akordu pięknie rozwiązuje się na prymę zarówno
subdominanty, jak i dominanty. No i jak teraz zagrać do tego solóweczkę? Z
jakiej skali skorzystać?

Wymyślono taką „sztuczną” skalę o odległościach między jej stopniami,
licząc półtony od podstawy:

121112112

ale znacznie lepiej ułożyć sobie samemu skalę, która siedzi nam dobrze w
konkretnym fragmencie utworu, pamiętając, że w jazzie akurat pryma czy
kwinta czysta nie są najważniejsze.

Było o tym w „ściądze dla Leniwych Basistów” poświęconej tworzeniu
akordów na basóweczce.

Zainteresowani pogłębieniem wiedzy na temat akordów alterowanych, powinni
sięgnąć po podręczniki teorii i „rozgryźć” je z jakimś
nauczycielem-praktykiem, grając od razu na basóweczce stosowne przykłady i
praktyczne zastosowania.

Proszę o uwagi oraz ewentualne poprawki, mając przy tym na względzie, że
najważniejsza jest jasność i prostota przekazu, a nie udowadnianie, kto ma
dłuższego kutasa, że tak powiem…

I to by było „na tyle”, neskim!…

😀

3 komentarzy

  1. tubas

    Pięknie się złożyło, bo właśnie byłem na koncercie poświęconym
    Karolowi Szymanowskiemu, czyli kompozytorowi, u którego można się
    nasłuchać alteracji i akordów alterowanych, do woli!

    Najlepsza z Żon zawiadomiła mnie po powrocie z pracy, że jak założę
    garnitur i krawat(!) do koszuli, to zabierze mnie na koncert do filharmonii, bo
    Starsze Dziecko jest przeziębione i kaszlem mogłaby zagłuszyć
    orkiestrę.

    Dodatkowy warunek, to mam obiecać, że nie zasnę podczas koncertu… Jak nie
    zasnę, to po przyjściu do domu dostanę czekoladkę z wisienką w rumie!
    Oczywiście obiecałem (czekoladka… mniam…) i poszliśmy.

    Zagrali „Uwerturę Koncertową E-dur” z chyba 1904 roku, bardzo w stylu
    późniejszej amerykańskiej muzyki filmowej z lat trzydziestych, oraz muzykę
    do baletu „Harnasie” z roku chyba 1932(?).

    Całe mnóstwo alteracji i melodycznych i harmonicznych!

    😀

    A teraz dostanę wisienkę w czekoladzie…

  2. kububasek

    hehe to są rzeczy dość oczywiste, ale widzę że wątek nie cieszy się
    zainteresowaniem szczególnym. Jakoś mało pytań! 😀

    Skala alterowana jest dla mnie nielogiczna i ciężko mi po niej zagrać coś
    co nie kwasi. Może pora skończyć z nauką grania melodii? Coraz częściej
    dochodzę do tego że jestem basistą, nie wirtuozem 😉

  3. tubas

    @kububasek: hehe to są rzeczy dość oczywiste, ale widzę że wątek nie cieszy się zainteresowaniem szczególnym. Jakoś mało pytań! 😀

    Skala alterowana jest dla mnie nielogiczna i ciężko mi po niej zagrać coś co nie kwasi. Może pora skończyć z nauką grania melodii? Coraz częściej dochodzę do tego że jestem basistą, nie wirtuozem 😉

    Pochlebiam sobie, że pytań niet, bo wszystko jasne…

    „Skala alterowana” jako taka nie istnieje, dlatego nazwałem ją
    „sztuczną”.

    To po prostu zbiór dźwięków zawierający wszystkie(?) alteracje, czyli
    twór do niczego konkretnie nieprzydatny!

    Ja zacząłem jako basista sekcyjny-akompaniator, miałem okres parcia na
    solówki, ale szybko mi przeszło i staram się dobrze „robić swoje”, bez
    napinania się na wirtuoza, a i tak czasem zbieram opierdol jak Mozart od
    Salierego: „- Za dużo dźwięków!…”

    He, he, he…

    PS. Przy okazji zachęcam zainteresowanych do skorzystania z informacji
    zawartych na „cafe meritorica” w konkurencyjnym forum. Można na to wejść bez
    logowania i poczytać wpisy…

Inni czytali również