tubas – szanujmy wspomnienia… [z życia klezmera c.d.]

Opowiadania klezmera ujawniają barwne i niezapomniane momenty z życia muzyków, zaskakujące momenty na balu firmowym i nieoczekiwane znajomości w kręgu artystycznym. Perypetie nocnego życia muzyków, pełne humoru i ludzkiego ciepła, przedstawiają unikalny wgląd w ich codzienność.

Wspominki „klezmera”.

Dla rozluźnienia atmosfery po „pracy misyjnej” w poprzednich wpisach,
postanowiłem sięgnąć do wspomnień po jakąś historyjkę. Użyłem
ściśle odmierzonej dawki „wzmacniacza pamięci” i oto jest:

W jednym z bogatszych przedsiębiorstw regionu (produkcja eksportowa) dyrekcja
co miesiąc, jako nagrodę w międzywydziałowym współzawodnictwie,
fundowała bal dla najlepszych. Gram na tym balu. Impreza „full wypas”!
„Koryto” jak na weselu u sołtysa, napoje rozweselające jak w Dniu Strażaka i
„gwóźdź programu” – striptiz. Około północy „Estrada” przywozi artystkę.
Figura wręcz posągowa, ruchy sennej pantery, buźka trochę „niewyjściowa”
ale burza blond włosów maskuje tę niedogodność. Dostajemy „kwity” i w
następnym wejściu gramy „intro”: fanfary a później „J’e taime…”. Czerwony
reflektor, gwiazda wije się, zarzuca pukle na twarz i zrzuca z siebie łaszki
w równym tempie. Podniecenie na sali rośnie, majteczki spadają i… gaśnie
reflektor. Szczere: ” o żesz, k…. mać!” ginie w burzy oklasków.

Za miesiąc sytuacja identyczna, tym razem inni „zwycięzcy” balują.
„Artystka” odsłania swoją ostatnią tajemnicę, gaśnie czerwony reflektor i
w tym momencie z pięciu miejsc na sali rozbłyskują ręczne latarki na 6
baterii o mocy reflektorów przeciwlotniczych. Skrzyżowane snopy światła
„łapią” gwiazdę w bardzo – jakby tu rzec – nietwarzowej pozycji, zajętej
zbieraniem szala z piór z podłogi…

Huragan oklasków tym razem kwituje z uznaniem inicjatywę kilku „przodowników
pracy socjalistycznej”.

Inny obrazek:

Jesteśmy z dixielandem na „Złotej Tarce” już drugi raz. Na piętrze w
„Stodole” funkcjonuje bar dla muzyków i zaproszonych gości. Do bufetu kolejka
jak po mięso. Ścisk i lament spragnionych… Stoimy z klarnecistą bezradnie
z boku bufetu. Barmanka wychyla się i woła w jego kierunku: „Panu to co
zwykle…!?”, po czym nalewa 7 koniaczkow i stawia resztę butelki na tacy
mówiąc:”Skasuję następnym razem…” Kolejka zszokowana milknie i odprowadza
nas zawistnymi spojrzeniami. Przy stoliku pytam:

-Skąd ją znasz?

-W zeszłym roku się poznaliśmy, jak żeście mnie ganiali w kółko do
bufetu po koniaczki, pamiętacie?

-No tak, ALE JAK ONA CIĘ ZAPAMIĘTAŁA?

-Obiecałem jej, że jeszcze tu wpadnę, to się lepiej poznamy…

Wspomnę tylko, że klarnecista był czarnookim brunetem o falujących włosach
i nieśmiałym uśmiechu…

Czas spać, więc na dzisiaj wystarczy! Jeszcze tylko koniaczek na rozszerzenie
naczyń

krwionośnych i lulu…

„Neskim”, Panie i Panowie!

Podziel się swoją opinią

3 komentarze

  1. Na podniesienie ciśnienia 😉

    Ale by się taką książkę czytało… Super!

  2. …właśnie, dlatego musimy zachęcić Tubasa by spisał wspomnienia w kilku
    tomach pod tytułem „Wspomnienia Klezmera”… Jeśli nie, to choć niech nas
    raczy tutaj przynajmniej raz w tygodniu podobnymi opowieściami w stałym cyklu
    :)…

    pozdrawiam…

  3. Szanowni „basoofkowicze”! Zapraszam na inne wpisy mojego blogu. Wystarczy
    kliknąć na „Blog użytkownika tubas” i już macie całą listę na monitorze.
    Dzięki Wam chce mi się pisać i wszelka aktywność w dyskusjach jest bardzo
    mile widziana!

    „Neskim” Panie i Panowie!

Możliwość komentowania została wyłączona.